Polska znajduje się w rękach ludzi, którzy z wasalstwa wobec USA i UE uczynili cnotę, zaś z głupoty, ze zwykłej bezmyślności podyktowanej często ubóstwem spojrzenia na otaczający nas świat, stworzyli program "polityczny"...
Polskiej chorobie na Moskala, czyli, mniej subtelnie ujmując - rusofobii, towarzyszy nieodłącznie, jak syjamski bliźniak, wręcz fanatyczne, a co za tym idzie, bezwarunkowe i bezkrytyczne, uwielbienie dla Ukrainy. Oczywiście nie jakiejś tam dowolnej Ukrainy, ale konkretnej - skrajnie antyrosyjskiej, nie tylko nienawidzącej Rosji, ale i stanowiącej przyczółek do ataku na Rosję. Ten patologiczny stan umysłów pokaźnej rzeszy członków narodu polskiego Jędrzej Giertych nazwał w latach 30-tych XX wieku "wiarą ukraińską". W myśl tej "wiary", jej wyznawcy domagają się powstania/istnienia antyrosyjskiego państwa ukraińskiego bez względu na wszystko, i na okoliczności i na wskazania rozumu. W istocie to dla nich dogmat owej "wiary", nie zaś wynik logicznego myślenia.
Od lat 30-tych minęło osiem dziesięcioleci, a niewiele się w polskim podejściu do tych spraw zmieniło, z tym zastrzeżeniem, że obecnie jest jeszcze gorzej. "Wiara ukraińska" stała się, sama w sobie, jednym z dogmatów "wiary polskiej", czyli zawłaszczonego przez szaleńców, wiecznych chłopców i najzwyklejszych krzykaczy, oraz przez nich karykaturalnie zniekształconego, wzorca polskości. W tym wzorcu Polska, jej istnienie ma sens o tyle tylko, jeśli szkodzi Rosji. Rosja jako wróg jest tym ludziom potrzebna jak powietrze, jak słońce na niebie każdego ranka. Gdyby Rosji nie było, ich życie, a przy okazji, istnienie Polski, straciłoby swą rację, swój sens.
Dziś obserwujemy już chyba ostatnie stadium degrengolady moralnej i politycznej wyznawców tej patologicznej idei. Oto, dr Kazimierz Wóycicki, postać niewątpliwie nietuzinkowa. Dziennikarz m.in. "Znaku", BBC. "Życia Warszawy", stypendysta Fundacji Adenauera (1985-86), dyrektor Instytutów Polskich w Niemczech, członek PEN-Clubu, wykładowca Studium Europy Wschodniej UW, opozycjonista, członek redakcji miesięcznika "Głos", zwolennik, a jakże, opcji politycznej proniemieckiej i proukraińskiej. Bez wątpienia sztandarowy wyznawca "wiary ukraińskiej". W styczniu b.r. mówił w wywiadzie dla "Deutsche Welle", że "Żadna Polityka Wschodnia Unii Europejskiej, myślę tu również o tym konkretnym narzędziu, jaki jest Partnerstwo Wschodnie, nie może się obyć bez udziału Niemiec" i "Trudna przeszłość w jakiś sposób została zatarta przez dzisiejszą sympatię w Polsce dla ruchu Majdanu. Tak też jest na Ukrainie.
Niepotrzebnie, moim zdaniem, przesadnie akcentuje się kwestie partii Swobody, nacjonalistów itd.; to należy wszystko przemyśleć i widzieć w nowym świetle". Minęło kilka miesięcy i p. Wóycicki zaczął swoje przekonania wprowadzać w czyn. Udał się oto w podróż na tzw. zachodnią Ukrainę, czyli na dawne polskie Kresy Płd.-Wsch. oraz na Wołyń, żeby przekonać siebie, a przede wszystkim Polaków, że to nowe światło w spojrzeniu na ukraiński ruch szowinistyczny, to nie tylko postulat rzucony zza biurka. Tytuły wpisów z podróży na blogu Wóycickiego mówią same za siebie: "Republika UPA w wiejskiej bibliotece", "UPA, Dolina Janowa", "Polak w kwaterze UPA", "Ołtarz dla Bandery i przyjazna Pani Dyrektor", "Śladami UPA - muzeum jego dowódcy Romana Szuchewycza", czy "Muzeum Stefana Bandery w Starym Uhryniowie". Treść podporządkowana jest zarówno wymaganiom "wiary ukraińskiej", jak i nowemu spojrzeniu na UPA. Pierwszy wpis kończy zawołaniem: "Więc dalej w drogę w poszukiwaniu pamięci o UPA, która być może jest zupełnie inna niż nad Wisłą sobie wyobrażamy".
Cytowanie wszystkich bulwersujących wypowiedzi Kazimierza Wóycickiego z jego rajdu po miejscach banderowskiej pamięci mija się z celem, należałoby je przytoczyć w całości. W dobie coraz powszechniejszego dostępu do Internetu wystarczy polecić lekturę strony - http://kazwoy.wordpress.com. Niemniej, na niektóre wątki należy uwagę PT Czytelników zwrócić. Wóycicki wraca z uporem do tezy o "sowieckiej narracji", jako głównie odpowiedzialnej za czarną legendę UPA. "Po wojnie miejscową ludność spotkały masowe represje, a o upowskich partyzantach (mogli być tylko sowieccy) usiłowano zapomnieć dzięki sowieckim kłamliwym monumentom i tablicom". I dalej: "Polityka historyczna prezydenta Juszczenki prowadzona była pospiesznie. Była reakcją na zsowietyzowaną wersję historii Ukrainy(...)", "Kontrowersyjność postaci Stefana Bandery ma wiele źródeł. Jednym z nich jest wciąż trwający wpływ sowieckiej narracji", "Przewaga sowiecko-rosyjskiej narracji II wojny jest tutaj widoczna", "Moskwie udaje się przedstawić go [go, czyli Banderę - przyp. AŚ] całemu światu jako bandytę, współpracującym z III Rzeszą, zrównać go z nazistowskimi zbrodniarzami". O pomniku polskich ofiar UPA w Janowej Dolinie: "Obchodzę potężny kamienny krzyż w koło.
Spostrzegam coś co mnie zaskakuje. Jeden z wieńców umocowany jest do pomnika z pomocą wstążek o czarnej i czerwonej barwie. (...)Barwy UPA na polskim pomniku, stojącym na obrzeżu ukraińskiego prowincjonalnego i biednego osiedla, który nazywa z sowiecka Bazaltowa, oznaczają tu dla mnie znak pojednania". O Stepanie Banderze: "Stefan Bandera jest w istocie postacią głęboko tragiczną", "Kto marzył jak Bandera o niezależności Ukrainy skazywał się na całkowitą i samotną klęskę. Taki wybór jest źródłem legendy Stefana Bandery. W muzeum w Starym Uhryniu kupuję broszurę Autor wszystkie porażki Bandery uznaje za źródło ostatecznego zwycięstwa Ukrainy w roku 1991". Wreszcie: "Dla Polaków jest on, co jasne, postacią jeszcze dużo bardziej kontrowersyjną, to jednak jakże ukraińskie spory o Banderę przypominają polskie spory o polskich bohaterów, których ofiara i tragizm, wydaje się daremna dla tych, dla których dar niepodległości jest oczywistością".
Wóycicki idzie jeszcze dalej w ocenie jednego z największych zbrodniarzy II wojny światowej, dowódcy UPA, Romana Szuchewycza "Tarasa Czuprynki". Wg niego Szuchewycz "jest dla Ukraińców bohaterem narodowym jako twórca Ukraińskiej Armii Powstańczej". O sprowadzaniu postaci Szuchewycza wyłącznie do zbrodniarza: "Niezależnie od tego, co myśli się o współodpowiedzialności Szuchewicza, jest to gigantyczne zafałszowanie i uproszczenie. Szuchewicz jest twórcą potężnej formacji wojskowej skierowanej przeciw III Rzeszy oraz sowieckiej Rosji (...) Jest i powinien być również dla Polaków postacią o cechach bohatera, nawet jeśli ma być to bohater z gorzką skazą współwiny za zbrodnię. Dzieje pełne są jednak wielkich bohaterów z wielkimi grzechami. Nie można oceniać ich jednostronnie".
Być może razem ze mną przecierają Państwo oczy ze zdumienia! Czy aby na pewno są to słowa wypowiedziane w XXI wieku przez człowieka, który, nie deklaruje się jako Ukrainiec, Żyd, czy Niemiec, lecz przeciwnie, na każdym etapie swojej podróży po Ukrainie podkreśla, że przybywa tam jako Polak? Do jakich wzorców polskości odwołuje się p. Wóycicki? Co będzie dalej? Niektórzy podjęli z Wóycickim polemikę odnośnie zafałszowań zawartych w jego relacji. Merytorycznie mają rację. Jednak ja uważam, że to strata czasu. Jest sprawą drugorzędną, czy Wóycicki tu i ówdzie kłamie i nagina. Dla myślących Polaków - przed wszystkim - całkowicie nie do przyjęcia jest cała jego postawa wobec UPA i jej hersztów. Postawa wynikająca z irracjonalnej nienawiści do Rosji, która przecież nie bierze się znikąd i nie jest tylko udziałem p. Wóycickiego. W oparach jej absurdów tkwią główne siły polityczne obecnej Polski z rządzącą Platformą Obywatelską i z cieszącą się wielkim poparciem główną siłą opozycji - Prawem i Sprawiedliwością. Realne myślenie o Polsce i o Jej polityce zostało zagubione na przestrzeni ostatnich 25 lat. Po prostu go nie ma.
Polska znajduje się w rękach ludzi, którzy z wasalstwa wobec USA i UE uczynili cnotę, zaś z głupoty, ze zwykłej bezmyślności podyktowanej często ubóstwem spojrzenia na otaczający nas świat, stworzyli program "polityczny" prowadzący nas w najlepszym razie na margines i na manowce polityki nawet prowincjonalnej. Dla swojej idee fixe gotowi są poświęcić wszystko, czego najlepszym przykładem są probanderowskie peany dr Kazimierza Wóycickiego. To nie po prostu kontrowersyjne opinie o przeszłości bez znaczenia dla dzisiejszego pokolenia. To poglądy o całkiem realnych i groźnych implikacjach dla naszej rzeczywistości. Cóż z tego, że po raz kolejny życie negatywnie weryfikuje obsesję proukraińską. Dla jej zwolenników to dogmat wiary, a z fanatyzmem trudno wygrać się argumentami racjonalnymi.
Adam Śmiech
Za: http://www.jednodniowka.pl/news.php?readmore=551