Proukraińska orgia w Polsce trwa, a nawet nabiera rozpędu (sic!). Schizofrenia wyznawców wiary ukrainnej pogłębia się. Festiwal obłędu antyrosyjskiego środowisk okołogazetopolskich to już pewna stała polskiej sceny politycznej, zakłamanie i jednostronność medialnej propagandy również, ale to jeszcze nie wszystko. Instytucje naukowe (Kraków!) dowodzą, że nie było wyzwolenia grodu Kraka, tylko zniewolenie.
Czekamy na kolejny krok, odważny i bezkompromisowy - wyjawcie wreszcie tę oczywista prawdę, że to Niemcy bronili wówczas starej Europy przed rosyjsko-azjatycką dziczą. Nie zdziwiłbym się, gdyby wkrótce coś takiego nastąpiło. Bądź co bądź, to we współczesnej Polsce pogląd o konieczności sojuszu z Hitlerem i oddania korytarza (i czego tam jeszcze Hitler by zażądał) jest w pełni uprawnionym i szeroko dyskutowanym poglądem, podczas, gdy podnoszenie kwestii choćby tylko dogadania się z ZSRR stawia poza nawiasem dyskusji i naznacza piętnem zdrady.
Ostatnie wyskoki władz państwowych i osobników takich jak Z. Bujak, każą się zastanowić nad kondycją naszej nadwiślańskiej republiki bananowej. Manipulacja wokół 70 rocznicy wyzwolenia Auschwitz, zapowiadane pojawienie się tam najwyższych władz Niemiec, republik nadbałtyckich (w czasie wojny sojuszników Hitlera) i Ukrainy (specjalnie zaproszony przez premier Kopacz "nasz" oligarcha Poroszenko; o wojennych wyczynach banderowców i melnykowców nie wspominając) oraz brak prezydenta Rosji, wystawiają Polsce kompromitujące świadectwo. I jeszcze to ukrywanie się za plecami organizacji żydowskich... Jak by tego było mało, dochodzi wypowiedź ministra SZ Schetyny, która dobitnie świadczy o zwichnięciu umysłów dotkniętych uwielbieniem dla Ukrainy. Pełne wsparcie dla neobanderowców i całkowite milczenie o zbrodniach ich XX-wiecznych protoplastów to mało, jak trzeba, to nawet Armia Czerwona okazuje się być dobrym narzędziem do rozegrania karty ukraińskiej.
Wniosek jaki nieuchronnie narzuca się po bliższym przyjrzeniu się polskiej scenie politycznej jest bardzo smutny i w istocie swej niezwykle upokarzający dla nas, jako dla państwa i narodu. Brzmi on:
Istnienie Polski ma sens o tyle, o ile służy Ukrainie i jednocześnie szkodzi Rosji.
Najwyraźniej nie ma już innego powodu dla dalszego utrzymywania tutejszej administracji, która nic tak naprawdę we własnym formalnie kraju zrobić nie może bez pozwolenia z zewnątrz, i której poglądy na politykę zagraniczną są jedynie pochodną, a częściej tylko kopią stanowiska USA i UE. A powód to ważny. W końcu, jeżeli nie tylko Bujak zawstydzi się okopami Mariupola, to może będzie można wykorzystać polskie mięso armatnie w chwalebnym dziele zniszczenia przez "wolny świat" znienawidzonej Rosji.
Mylili się ci, którzy łamali pióra głosząc historyczność polskich sporów orientacyjnych. Mylili się bardzo. 45 lat tresury w wydaniu Giedroycia, RWE i innych Głosów Ameryki oraz trwające już 25 lat rządy ich gorliwych uczniów wykoleiły polskie myślenie polityczne, zdegradowały je, właśnie dlatego, że zapłodniono je złą, błędną i destrukcyjną ideologią. Dzisiaj rządzą nami ludzie (a dotyczy to w równym stopniu także tych, którzy do przejęcia władzy się szykują), którzy w swej masie nie zauważyli nawet, że przestali myśleć po polsku. Stali się nienawidzącymi Rosji, patriotami Ukrainy. Nadto, byłoby oczywistą zuchwałością oczekiwać od nich refleksji nad konsekwencjami tego zachowania - są oni po prostu do jakiejkolwiek refleksji niezdolni. Doprawdy, nie było jeszcze podobnej sytuacji w historii Polski...
Adam Śmiech