Obietnice wyborcze są dla większości osób niczym miód na uszy. Tworzą one wizje Polski, w której każdemu się coś należy, w której nikt nie zostanie pominięty i w której starczy pieniędzy dla wszystkich. Dostaną matki z niepełnosprawnymi dziećmi i kobiety, które matkami dopiero zamierzają zostać. Dostaną nauczyciele, lekarze i pielęgniarki. Dostaną górnicy, kolejarze i stoczniowcy. Starczy dla każdego bezrobotnego i emeryta. O swoje nie będą się już musieli upominać przedsiębiorcy. Z zagranicy wrócą miliony, a dzieci rodzić będą się co pół minuty.
Tak w sporym skrócie ocenić mogę program głównych kandydatów na najwyższy urząd w Państwie, w którym obywatele nie pojęli jeszcze, iż wybory wygrywać winno się dzięki merytorycznym argumentom, a nie dzięki docinkom jak stawianie flagi z logiem partii na stoliku kontrkandydata.
Obywatele nie pojęli, iż kandydat winien posiadać wszechstronną wiedzę i przedstawić realne plany oraz dokładne wyliczenia, a nie marnować czas na pseudo inteligentne przepychanki słowne i na podkreślanie w każdej wypowiedzi tego, że wydanie mu świadectwa z podstawówki było ogromnym błędem pedagogów i wychowawców. Mimo to wybory wygrywają nadal puste hasła, idiotyczne slogany i przygłupie, sztuczne oraz cyniczne uśmieszki widoczne na tysiącach porozwieszanych wszędzie plakatów. Rozmaitej maści eksperci od niedziałających nigdy i nigdzie ekonomicznych teorii, wyliczyli szybko ile będą kosztować obietnice wyborcze wszystkich kandydatów.
Prym wiódł, jak wiadomo nam wszystkim, ostatecznie na prezydenta wybrany Andrzej Duda, który widocznie jest świadom tego, iż nastroje obywateli ureguluje kwestia ukraińska, in vitro albo zagrożenie ze strony Rosji i Putina, także wywiązywać się z obietnic nie będzie w ogóle trzeba, a ćwierć Narodu chętniej pomaszeruje z widłami i kosami postawionymi na sztorc naprzeciw tysiącom T-72, niż przyjdzie pod Belweder i upomni się o swoje. W pierwszej kolejności wybrany prezydent podkreślił jak ważna jest dla niego kwestia obniżenia wieku emerytalnego. Chwali mu się to, lecz co z samą instytucją ZUSu, której niewydajność liczyć można co rok w znikających tajemniczo miliardach? Czy nie prościej ukrócić swawolę urzędników, zniszczyć panującą w tej instytucji biurokrację i odnowić system emerytalny tak, by przyszłe pokolenia mogły otrzymywać emerytury z odłożonych przez nie składek, a nie z pieniędzy przyszłych podatników? Widocznie jest to ponad rozum pana prezydenta, a wielka to szkoda, gdyż umiejętne zreformowanie systemu emerytalnego nie musiałoby wiele kosztować, a na dłuższą metę pozwoliłoby Państwu Polskiemu zaoszczędzić sumę pieniędzy wysoce większą, niźli wynosić miałby koszt wszystkich złożonych przez prezydenta obietnic.
Rodzice zalani łzami szczęścia; oto prezydent Duda zapowiada pięćset złotych na każde dziecko, poczynając od drugiego! Hojność gestu doprawdy wielce wzrusza, szczególnie w sytuacji, gdy miliony osób zdolnych do dalszej reprodukcji (również za sprawą polityki prowadzonej przez opozycję, z której prezydent się wywodzi, a wcześniej z powodu nieboszczki Unii Wolności), wyjechało daleko za granice Polski i nie ma najmniejszego zamiaru wracać z powrotem. A co jeśli pozostałe rodziny zdecydują się na posiadanie potomstwa, dostaną pół tysiąca, potem kolejne tyle, a w końcu dzięki polityce prowadzonej przez te same osoby, zostaną w kraju bez pracy, wyjadą do Irlandii i dzieci zabiorą razem z sobą? Jak bardzo pomoże to wtedy naszej demografii? Zaskakuje w ogóle chęć do rozdawnictwa pieniędzy, kiedy w większości przypadków wystarczyłoby po prostu mniej ich obywatelom zabierać na własne zachcianki i astronomiczne premie dla armii szwagrów, braci, wujków i fryzjerów.
Ogromne oburzenie wywołała obietnica podniesienia kwoty wolnej od podatku. Prezydent Duda zapomniał wyraźnie, że kraje takie jak Hiszpania, które są od lat pogrążone w kryzysie i gdzie kwota wolna od podatku wynosi ponad siedemnaście tysięcy euro (dla porównania w Polsce: około siedmiuset euro), mogą sobie na to pozwolić. Ekonomiści z Koziej Wólki zapomnieli też już po raz kolejny, iż obywatele ni grosza z tego nie schowają pod materacem, a wydadzą większość rozdanych pieniędzy na dobra konsumpcyjne obciążone podatkami. Któż jednak wymagałby dziś pomyślunku od jakiegokolwiek ekonomisty? Naturalnie większe jeszcze oburzenie spotkało prezydenta po obietnicy opodatkowania banków i hipermarketów.
Wiadomo przecież nie od dziś wszystkim ekonomistom, iż podmioty te na terenie Polski nie przynoszą żadnych zysków, a ich opodatkowanie wiązałoby się z niebotycznym szokiem dla gospodarki i przerzuceniem kosztów podatków na klientów. Cóż, niektóre kraje znają sposób i na to, lecz nie do pomyślenia w nowoczesnym i demokratycznym kraju europejskim jest, by prezydent czy premier mógł dyktować cokolwiek panom bankierom i inwestorom. Wszakże wiadomym jest, iż banki są fundamentem gospodarki – ale tylko prywatne, nieopodatkowane, no i koniecznie posiadające niemalże nieograniczoną możliwość do tworzenia gargantuicznych sum wirtualnych pieniędzy. Wyborcy skończyły się i szczęśliwie żaden z głównych kandydatów nie musiał odnieść się do żadnej istotnej kwestii.
Jednakowoż w związku z tym, iż niedługo czekają nas wybory parlamentarne, proponuję wszystkim wyborcom zadręczanie kandydatów partyjnych pytaniami o ich zdanie na temat żywności genetycznie modyfikowanej, o pomniki UON-UPA w Polsce, o reparacje i odszkodowania z okresu wojny i czystek powojennych (w szczególności od Ukrainy i Niemiec), o prywatyzację Lasów Państwowych, o sprzedaż polskiej ziemi obcokrajowcom, o umowy śmieciowe, o miejskie plany zabudowy przestrzennej i o kolejną już wypłatę przez Polskę miliardów złotych dla osób i organizacji, które nie mają prawnego, ani etycznego prawa do domagania się jakichkolwiek odszkodowań.
W szczególności jednak pytajmy ich o wprowadzanie w Polsce odpowiedzialności karnej dla urzędników, jak i o wprowadzenie karnej odpowiedzialności dla polityków niewywiązujących się z obietnic wyborczych. Obserwujmy ich twarze i odczuwajmy niesamowite schadenfreude dostrzegając ich zakłopotanie, przedłużające się milczenie i pospieszne ucieczki w głąb tłumu. Świstak siedzi i zawija te swoje sreberka. Nie wie jeszcze, że nadejdzie dzień rozliczenia za każde takie zawinięcie.
Dla Magazynu Polonijnego OWP
Robert Grunholz
Szwecja