J.8.32
Jak zaznaczyliśmy w Kalendarium tego numeru Magazynu, 7 i 8 czerwca 2003 roku to daty znamienne; w tych dniach odbyło się, bowiem w Polsce referendum, w sprawie wstąpienia naszego kraju w struktury Unii Europejskiej. Do urn poszło wówczas 58,85% uprawnionych do głosowania. Frekwencja nie była zbyt imponująca zważywszy na to, jak ważkiej sprawy dotyczyło owo głosowanie, choć z drugiej strony trzeba uczciwie zaznaczyć, że raczej niewielki procent naszego społeczeństwa (mam tu na myśli zwykłych, przeciętnych zjadaczy chleba) zdawał sobie wówczas sprawę, z jakimi brzemiennymi w skutki konsekwencjami, będzie się wiązało przystąpienie do tego geopolitycznego molocha.
Nieco wcześniej, bo 19 maja tegoż roku, Jan Paweł II wygłosił słynne przemówienie, skierowane do Polaków- uczestników pielgrzymki narodowej do Rzymu, z okazji 25-lecia pontyfikatu, w którego trakcie padły brzemienne w skutki słowa:
Dziś, [kiedy] Polska i inne kraje byłego Bloku Wschodniego wkraczają w struktury Unii Europejskiej, powtarzam te słowa. Nie wypowiadam ich, aby zniechęcać. Przeciwnie, aby wskazać, że te kraje mają do spełnienia ważną misję na Starym Kontynencie. Wiem, że wielu jest przeciwników integracji. Doceniam ich troskę o zachowanie kulturalnej i religijnej tożsamości naszego Narodu. Podzielam ich niepokoje związane z gospodarczym układem sił, w którym Polska - po latach rabunkowej gospodarki minionego systemu - jawi się, jako kraj o dużych możliwościach, ale też o niewielkich środkach. Muszę jednak podkreślić [raz jeszcze], że Polska zawsze stanowiła ważną część Europy i dziś nie może wyłączać się z tej wspólnoty, [z tej wspólnoty,] która wprawdzie na różnych płaszczyznach przeżywa kryzysy, ale która stanowi jedną rodzinę narodów, opartą na wspólnej chrześcijańskiej tradycji. Wejście w struktury Unii Europejskiej, na równych prawach z innymi państwami, jest dla naszego Narodu i bratnich Narodów słowiańskich wyrazem jakiejś dziejowej sprawiedliwości, a z drugiej strony może stanowić ubogacenie Europy. Europa potrzebuje Polski. Kościół w Europie potrzebuje Świadectwa wiary Polaków. Polska potrzebuje Europy. [Od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej! To jest wielki skrót, ale bardzo wiele się w tym skrócie mieści wielorakiej treści. Polska potrzebuje Europy.] Jest to wyzwanie, które współczesność stawia przed nami i przed wszystkimi krajami, które na fali przemian politycznych w regionie tak zwanej Europy Środkowowschodniej wyszły z kręgu wpływów ateistycznego komunizmu.
Pozwoliłem sobie wytłuścić niektóre ustępy przytoczonego powyżej fragmentu, które przy całym szacunku dla charyzmy, inteligencji i wiedzy, które bez wątpienia posiadał K. Wojtyła, pokazują także jego zdolności do manipulacji oraz przeinaczania faktów. Starszym Czytelnikom nie potrzeba tłumaczyć jak wyglądały realia PRL, ale młodszym jak najbardziej, gdyż w szkole ich tego nie nauczą. Bowiem przekazuje się im obecnie wypaczony, by nie rzec przekłamany, obraz z tego okresu naszej najnowszej historii, który w wielkim skrócie głosi, że w latach 1945-1989, Polska znajdowała się pod sowiecką okupacją, z której wyzwoliła nas Solidarność, „obalając komunę” pod światłym przywództwem L. Wałęsy, przynosząc nam „wolność”. Za katastrofalny stan gospodarki.
Odpowiadał, rzecz jasna Edward Gierek, który zadłużył Polskę. Z opresji wybawił nas L. Balcerowicz swoją reformą szokową, zaś od 10 lat znajdujemy się w strukturach Unii Europejskiej, a dzięki jej dotacjom, nasz kraj jest coraz piękniejszy i wspanialszy. Takie to właśnie „rewelacje”, wtłacza się obecnie młodym ludziom do głów w polskich szkołach.
Tymczasem prawda wygląda tak, że poza okresem stalinowskiego terroru w latach 1945-1956, eufemistycznie określanego mianem „okresu błędów i wypaczeń”, który faktycznie nosił wszelkie znamiona okupacji, Polska była krajem z ograniczoną suwerennością (jak z tą suwerennością jest obecnie jeszcze wspomnę później), ale jednak stanowiła byt państwowy z własną konstytucją, prawem, armią czy rządem. Potrafiła się podźwignąć z gruzów i zgliszcz II Wojny Światowej, która doświadczyła nasz kraj wyjątkowo dotkliwie. I to nie tylko pod względem gospodarczym, ale także, a może przede wszystkim, pod względem demograficznym; spośród niemal 39 milionów Polaków zasiedlających tereny II RP w 1939 roku, po wojnie zostało zaledwie niecałe 24 miliony. Natomiast po pięćdziesięciu, z górą latach, tej „rabunkowej gospodarki”, która chyba raczej nie za bardzo powinna sprzyjać przyrostowi naturalnemu, a konkretnie do 1988 roku, nasz kraj liczył sobie niemal 38 milionów mieszkańców.
Tymczasem od roku 1989 sukcesywnie odnotowuje się w Polsce ujemny przyrost naturalny. Według raportu GUS, w ciągu ostatnich 20 lat liczba urodzeń w naszym kraju spadła o połowę (z 600 do 300 tysięcy), zaś do 2030 roku prognozuje on, że spadnie jeszcze bardziej - do nieco ponad 200 tysięcy rocznie. „Usłużny” GUS już dziś sugeruje, w jaki sposób w obliczu nadciągającej nieuchronnie katastrofy demograficznej, ratować naszą gospodarkę oraz system emerytalny - według niego takim ratunkiem będą imigranci podejmujący pracę w Polsce! W świetle ostatnich wydarzeń na Ukrainie, można się domyślać, jakiej narodowości będą to imigranci; tymczasem nasi rodacy zamieszkujący dawne Kresy, nie mogą się doprosić o kartę stałego pobytu.
Oto jeden z najbardziej widocznych efektów, hołubionych nie tak dawno przez, byłego już, prezydenta B. Komorowskiego, 25 lat „wolności”! Jeszcze parę słów o przemyśle w PRL; w samych tylko latach 70- tych, czyli w okresie rządów E. Gierka, wybudowano 557 nowych przedsiębiorstw, w tym: 71 fabryk, domów, 18 zakładów mięsnych, 16 fabryk odzieżowych, 10 zakładów elektronicznych, 10 fabryk mebli, 9 zakładów hutnictwa żelaza i metali nieżelaznych, 9 elektrociepłowni, 7 elektrowni, 7 fabryk samochodów, 5 cementowni oraz 5 kopalń węgla kamiennego.
Niemniej ciekawie przedstawiała się ówczesna gospodarka mieszkaniowa, przy czym budowano wówczas o wiele więcej domów niż obecnie. Przykładowo w roku 1960 oddano do użytku 142,1 tysięcy mieszkań, a w roku 1970 - 194,2 tysięcy. Dla porównania w roku 2007 oddano niecałe 134 tysiące mieszkań, a w roku 2008 – 165 tys. Już tylko na postawie tych kilka przykładów można wysnuć wniosek, że z tą rabunkową gospodarką to nie do końca było tak, jak usiłował wmówić rodakom JP II, gdyż prawdziwego rabunku, to Polska miała doświadczyć dopiero po tzw. „odzyskaniu wolności”.
W roku 1990 nasze państwo było właścicielem około 8,5 tysiąca zakładów. W latach 1990-2010 jak to dyplomatycznie ujęło Ministerstwo Skarbu Państwa, „objęto przekształceniami” ponoć 5 tysięcy 992 przedsiębiorstwa. W rzeczywistości w tym samym okresie sprzedano... 8 Tysięcy 438 zakładów! Absolutnym rekordzistą tego haniebnego procederu, był rząd PSL, który w ciągu zaledwie 6 miesięcy i 18 dni sprzedał za bezcen w obce ręce aż 2269 przedsiębiorstw, niemniej jednak przedstawię poniżej pełną listę dwudziestolecia „przekształceń własnościowych”(*). Wygląda ona następująco:
• Rząd Mazowieckiego (UW) rządził 16 miesięcy od 12.09.1989 r. Przygotował ustawę o restrukturyzacji i prywatyzacji.
• Rząd Bieleckiego (KLD) rządził 11 miesięcy i 11dni od 12.01.1991 r. Sprzedał 1208 zakładów.
• Rząd Olszewskiego (ROP) rządził 6 miesięcy i 18 dni od 23.XII.1991 r. Sprzedał 1 zakład. Zatrzymał prywatyzację.
• Rząd Suchockiej (UD) rządził 15 miesięcy i 14 dni od 11.07.1993 r. Sprzedał w obce ręce 21 zakładów. • Rząd Pawlaka (PSL) rządził 16 miesięcy i 12 dni od 26X.1993 r. Sprzedał 2269 zakładów.
• Rząd Oleksego (SLD) rządził 14 miesięcy od 7.03.1995 r. Sprzedał 598 zakładów.
• Rząd Cimoszewicza (SLD) rządził 20 m-cy, 18 dni od 7.02.1995 r. Sprzedał 992 zakładów.
• Rząd Buzka (AWS) rządził 47 miesięcy19 dni od 31.10.1997 r. Sprzedał 1311 zakładów.
• Rząd Milera (SLD) rządził 30 miesięcy15 dni od 19X.2001 r. Sprzedał 548 zakładów.
• Rząd Belki (SLD) rządził 17 miesięcy29 dni od 2.05. 2004 r. Sprzedał w obce ręce 477 zakładów.
• Rząd Marcinkiewicza (PIS) rządził 8 miesięcy15 dni od 31.10.2005 r. Sprzedał 271 zakładów.
• Rząd Kaczyńskiego (PIS) rządził 15 miesięcy24 dni od 14.07.2006 r. Sprzedał 18 zakładów.
• Rząd Tuska (PO) rządzi od 7.XI.2007r. do chwili obecnej. Do 31.12.2010 roku sprzedał 724 zakłady.
Jak wyraźnie wynika z powyższego zestawienia, w okresie, kiedy Jan Paweł II wypowiadał swoje pamiętne słowa o „rabunkowej gospodarce” PRL, większość z grubo ponad 8 tysięcy zakładów przemysłowych, spośród których gros wybudowano w PRL właśnie, zostało sprzedanych i przejętych albo zlikwidowanych. Zaiste pokrętna retoryka.
Mimo to wmówił on Polakom, że mają tam do wypełnienia jakąś misję, choć zdawał sobie z pewnością sprawę, że posyła ich z premedytacją niczym owce pomiędzy wilki. I wielu moich rodaków jemu zawierzyło, gdyż był on dla nich wielkim autorytetem. Mit człowieka, który de facto przesądził o wstąpieniu Polski do UE, ma się wciąż bardzo dobrze.
Stanisław Tymiński w jednym ze swych najnowszych artykułów, noszącym tytuł:, Komu A. Duda będzie służył? Napisał m. in.:
Od ponad 15 lat ostrzegam przed układem PO-PIS, który to wszelkimi sposobami dąży do eliminacji pozostałych organizacji politycznych, aby Polacy mieli możliwość głosowania na tylko te dwie partie. Dowodem tego była niemoralna nagonka na Ligę Polskich Rodzin oraz Samoobronę, które zostały unicestwione za to, że (sic!) Były za bardzo narodowe. Natomiast pana prezesa pragnę w tym miejscu grzecznie poprosić, by przestał wciskać ludziom kit, gdyż zmiana warty przy korycie pomiędzy PO a PiS, była rzeczą wiadomą już od dawna. Nawet ja, skromny publicysta amator, za jakiego się uważam, po wybuchu tzw. Afery taśmowej „Wprost”, bez mała rok temu pisałem na stronie owp.org.pl, że najpóźniej jesienią 2015 roku, PiS przejmie władzę.
Duda został prezydentem z woli większości narodu”, jakie można tu i ówdzie zasłyszeć lub przeczytać, także należy włożyć pomiędzy bajki i mity. Z tego na A. Dudę głosowało odpowiednio 34,76% oraz 51,55%. Trochę to jednak przymało jak na wolę większości. Pociągnę ten temat jeszcze przez chwilę, gdyż po prostu nie mogę się powstrzymać. Jak wiadomo P. Kukiz otrzymał w I turze 20,8% czyli 3 099 079 głosów. Sztab wyborczy PiS bardzo na nie liczył w II turze i jeśli wierzyć oficjalnym danym, to się nie zawiódł, gdyż ponoć aż 60% spośród elektoratu Kukiza zagłosowało właśnie na Dudę.
Co ciekawe, tak samo głosowano w Wielkiej Brytanii, tyle, że „po cichu”. Być może to prawda, gdyż ci wyborcy rockmana, których o to pytałem, mówili mi, że na II turę nie poszli... W każdym razie ja bym tak zrobił, gdyż głosowanie na „mniejsze zło” lub tylko po to, by spełnić swój obywatelski obowiązek i poczuć się lepiej nie jest w moim stylu. Z niewątpliwym sukcesem P. Kukiza to jest w ogóle ciekawa sprawa, bowiem odniósł on niekwestionowane zwycięstwo wśród Polonii zamieszkującej kraje Europy Zachodniej. W samej tylko Wielkiej Brytanii uzyskał ponad 53% głosów pozostawiając daleko w tyle kontrkandydatów do żłobu. Wiadomo też, że głosowali na niego głównie ludzie młodzi, ale jakie kierowały nimi pobudki, to już inna para kaloszy. Ten i ów nagabywany przeze mnie, co prawda wspomniał o JOW- ach, ale większość twierdziła, że zagłosują na Kukiza, bo „wali prosto z mostu i mówi jak jest”. Cóż, osobiście mam sporo znajomych, którzy mówią jak jest, ale jakoś żaden z nich nie kwapi się o kandydowanie na najwyższy urząd w państwie, zapewne, dlatego, iż byłoby to delikatnie mówiąc, niepoważne podejście do sprawy.
I myślę, iż kluczową rolę odegrał tu właśnie młody wiek wyborców kandydata Ruchu Oburzonych, ponieważ jawi się im on, jako wielki patriota, który śpiewa piosenki o Katyniu i Żołnierzach wyklętych (dziwi trochę, że jego występ na Majdanie jakoś im umknął) oraz wzorowy mąż, ojciec i katolik. Natomiast starsi dobrze pamiętają ekscesy P. Kukiza sprzed lat i jego wulgarną „twórczość” traktującą o Kościele i rodzinie, dlatego też mit oburzonego rockmena, który szczerze i bezinteresownie pragnie uczynić coś dobrego dla Polski, może istnieć tylko pośród nieuświadomionej młodzieży. Ale o wiele ciekawiej przedstawiają się pobudki, jakimi kierowali się wyborcy A. Dudy.
W dniu I tury wyborów, przełamując nieskrywane obrzydzenie, gdyż z zasady nie oglądam TV, włączyłem jednak telewizor, ponieważ byłem ciekawy sondy przeprowadzanej przed lokalami wyborczymi. Zadawano tam ludziom standardowe pytanie, na kogo (i dlaczego) pan (pani) oddała swój głos. Odpowiedzi były przeróżne, a niektóre bardzo egzotyczne:, bo chce obniżyć podatki (hmm... Słusznie, choć szczerze mówiąc słyszałem tylko, że chce on podnieść kwotę wolną od podatku do 8000 PLN), bo chce obniżyć wiek emerytalny (dla mężczyzn do 65 roku życia - nie wiem jak inni, ale ja jestem wzruszony), bo ma świetną prezencję, bo zna języki, bo chce by ludziom żyło się lepiej (jakbym gdzieś to słyszał); na koniec perełka - bo zabili mu brata; nie to nie jest żart i taka odpowiedź też padła. Jak widać po ostatecznym wyniku wyborów, pan Duda nader skutecznie oczarował swój elektorat, czas, więc jest najwyższy, by, choć spróbować sprowadzić tych ludzi na ziemię.
Przede wszystkim należy z całym naciskiem podkreślić, że traktuje on swych wyborców jak idiotów i kpi sobie z nich w żywe oczy; dał temu wyraz już w powyborczy, poniedziałkowy poranek, kiedy ogłosił publicznie, że wystąpi z PiS, gdyż „prezydent jest wybrany przez cały naród”. I nawet nie chodzi mi o to, że w tym wypadku „cały naród” to bardzo optymistycznie szacując, jakieś 8 milionów 600 tysięcy dusz, tylko o jeden „drobny” szczegół; otóż A. Duda nie robi nikomu żadnej łaski, a z partii wystąpić musi, gdyż taki jest po prostu wymóg konstytucyjny - prezydent RP nie może należeć do żadnej partii politycznej ani piastować żadnego innego urzędu; mówi o tym art. 132 naszej konstytucji.
W trakcie swej kampanii obecny prezydent-elekt bardzo głośno trąbił także o swoim spotkaniu z brytyjską Polonią. Tymczasem wielu moich rodaków, w tym również ja, o jego wizycie dowiedziało się dzień po fakcie. Szkoda, bo mieszkam blisko Londynu i chętnie bym sobie z panem Dudą porozmawiał.
Niestety owo spotkanie zorganizowano cichaczem, a o tym, że w sobotni poranek odbędzie się ono w stolicy UK, sztab wyborczy Dudy poinformował ośrodki polonijne (w dodatku nie wszystkie, a tylko wybrane) dopiero w piątek wieczorem. Najwyraźniej starano się je zaaranżować w możliwie jak najskromniejszym i zaufanym gronie, by zminimalizować ryzyko usłyszenia niewygodnych pytań. Pomimo tych zabiegów nie wszystko poszło zgodnie z planem, bo choć poranne spotkanie odbyło się bez zakłóceń, to już w czasie popołudniowej wizyty na cmentarzu Gunnersbury, Duda tyle szczęścia nie miał. Nie wiedząc, co odrzec na pytanie - czy obrady żydowskiego Knesetu w Krakowie, (na których był sam obecny, ponoć, jako delegat sejmu), aby na pewno były legalne w świetle polskiego prawa - zapomniał języka w gębie i zmył się iście po angielsku.
W szczerość intencji świeżo upieczonego prezydenta RP oraz jego zapewnienia, że będzie przedkładał polską rację stanu ponad partyjne układy, niech wierzy, kto chce. Ja nie mam takich złudzeń. Przede wszystkim w polskim systemie rządów, prezydent ma znikomy wpływ na kształtowanie ustawodawstwa i pełni rolę czysto wizerunkową, a żeby realnie sprawować władzę musi dysponować zapleczem politycznym. Oczywiście dla A. Dudy takim zapleczem będzie PiS, natomiast to ugrupowanie wbrew usilnie czynionym pozorom, w sprawach nadrzędnych zawsze mówi jednym głosem z PO.
Obydwie partie prowadzą taką samą politykę wschodnią, kopiąc się z koniem, prześcigają się w szczuciu na Rosję, nie bacząc, że ich działania godzą w nasz żywotny, narodowy interes. Obydwie wspierają bandycki rząd w Kijowie, a także powielają kłamstwa o dobrodziejstwach członkostwa w UE oraz kłamią w żywe oczy, że Polska jest obecnie krajem suwerennym. Tymczasem wystarczy tylko zapoznać się z treścią Traktatu Lizbońskiego, by dojść do wniosków tyleż strasznych w swej wymowie, co i nieubłaganych. Po pierwsze, w 95% kopiuje on postanowienia odrzuconej w 2005 roku przez PE konstytucji unijnej, dokonano w nim jedynie czysto kosmetycznych zmian oraz pousuwano lub zastąpiono innymi, wyraz konstytucja, żeby się ludziom źle „nie kojarzył”.
Traktat Lizboński łamie kilkadziesiąt artykułów naszej Konstytucji (włącznie z jej Preambułą i art. 8 pkt., 1 w których jest mowa o tym, że Ustawa Zasadnicza jest najwyższym prawem RP), ponieważ stawia on ustawodawstwo unijne ponad prawami państw członkowskich. Teoretycznie istnieje, co prawda możliwość odrzucenia przez parlament tej czy innej ustawy narzucanej przez brukselski reżim, jednakowoż zabetonowana polska scena polityczna, nie pozostawia w tej kwestii żadnych złudzeń, gdyż nie tylko PO i PiS, ale także pozostałe liczące się partie są skrajnie pro-unijne.
Można się było o tym naocznie przekonać w czasie głosowania nad ratyfikacją przez Polskę Traktatu Lizbońskiego z dnia 28.02.2008 roku, za którą opowiedzieli się wszyscy posłowie PO, PSL, LiD (Lewica i Demokraci - ówczesne koalicyjne ugrupowanie zrzeszające SLD, SDPL, PD, UP) bezpartyjni a także większość posłów PiS-u. Natomiast wszystkim biorącym w obronę śp. prezydenta L. Kaczyńskiego, (którego doradcą był, nomen omen, A. Duda) i twierdzącym, że podpisał on ratyfikację Traktatu, bo nie miał innego wyjścia i został do tego zmuszony, pragnę w tym miejscu przytoczyć słowa, które wypowiedział on w parlamencie przed rozpoczęciem tego haniebnego głosowania.
Brzmiały one następująco: „Jestem przekonany, że poparcie dla Traktatu przekroczy w tej izbie partyjne podziały. Zachęcam do głosowania za Traktatem. To solidny fundament”. Jak dla mnie tyle wystarczy, a komentarz wydaje mi się zbędny, zaś tych, którzy lubią się karmić mitem o dobrym prezydencie Kaczyńskim i tak nie przekonam. Skoro już mowa o wyborach prezydenckich, to na koniec wypada wspomnieć jeszcze o jednym kandydacie. Mam tu na myśli G. Brauna. Zagłosowała na niego znikoma ilość wyborców (0,85% czyli 124 132 osoby), co było zresztą do przewidzenia, gdyż ludzie są z natury leniwi i zamiast samodzielnie i dogłębnie zapoznać się z tematem, wolą się sugerować obiegową opinią innych.
Ta z kolei, kształtowana jest przez propagandowe media „głównego nurtu” i niewiele ma wspólnego z prawdą. Wedle tej opinii G. Braun marzy o tym by zostać królem RP i chce przekształcić Polskę w państwo wyznaniowe. Tymczasem każdy, kto zadałby sobie trud i posłuchał nagrań z wypowiedziami G. Brauna lub poczytał jego publikacje, doszedłby niechybnie do wniosku, że chodzi mu o to, by prawu boskiemu przywrócić należne mu miejsce, ponad prawem ludzkim. Tylko tyle, i aż tyle.
Zdrowa rodzina zamiast homo-patologii; świętość ludzkiego życia od poczęcia aż do naturalnej śmierci; uczciwość i odpowiedzialność przed Bogiem i bliźnimi. Tymczasem te proste prawdy, które powinny być oczywiste i bezdyskusyjne dla każdego katolika, wywołały falę krytyki i oskarżeń o ciemnogród i zaścianek, skierowanych pod adresem tego kandydata. Żeby było jeszcze ciekawiej to dodam, że G. Braun wielokrotnie powtarzał, iż bardzo liczy na głosy poparcia 20 milionowej Polonii, którą nazywa eufemistycznie „błękitną eskadrą”. Jak widać po wynikach I tury wyborów przeliczył się sromotnie, a to, dlatego, że obecnie tak Polacy w kraju, jak i na obczyźnie porzucili nasze tradycje, oraz wiarę ojców.
I znów jak echo powracają słowa JP II o tym, że Kościół w Europie potrzebuje świadectwa wiary Polaków, słowa absolutnie oderwane od rzeczywistości. Jeszcze jeden pusty slogan, jeszcze jeden mit...Jeżeli kogokolwiek i w jakimkolwiek stopniu uraziłem niniejszą publikacją, to z góry przepraszam, ale zdania nie zmienię. Jestem, bowiem głęboko przekonany, że tylko prawda jest ciekawa, choć nierzadko bywa niewygodna. I tylko o nią warto, a nawet należy walczyć, by ocalić ją od zapomnienia.
Dla Magazynu Polonijnego OWP (Nr.6)
Mariusz Jakubowski
Wielka Brytania
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
(*)http://www.historycy.org/index.php?showtopic=103502