Czyżby Bronisława Komorowskiego, który prezydentem właśnie być przestał, rzeczywiście prześladowało jakieś fatum? Nie dość, że przegrał wybory, chociaż sam pan redaktor Michnik, co prawda w osobliwej formie, obiecywał mu, że wygra i to w cuglach, bo z przegraną musiałby się liczyć tylko wtedy, gdyby „po pijanemu przejechał na pasach zakonnicę w ciąży”, to jeszcze zbieg okoliczności popsuł mu uroczyste zakończenie prezydentury.
Nawiasem mówiąc, pomyłka pana redaktora Michnika co do wygranej prezydenta Komorowskiego pokazuje po raz kolejny, że kto słucha redaktora Michnika, ten sam sobie szkodzi. Oczywiście „Gazeta Wyborcza” jest chyba najważniejszym elementem żydowskiej piątej kolumny w Polsce, więc nawet zmyłkowe deklaracje pana redaktora Michnika są przez wiele środowisk przyjmowane bez zastrzeżeń, niczym marksizm w Związku Radzieckim, ale to tym gorzej dla Polski, w której historyczny polski naród od 1944 roku musi dzielić terytorium państwowe z polskojęzyczną wspólnotą rozbójniczą. Ta wspólnota gotowa jest wysługiwać się każdemu, kto obieca jej możliwość pasożytowania na historycznym polskim narodzie. Z tego powodu bardzo trudno jest zostać „prezydentem wszystkich Polaków”, bo czyż można jednocześnie służyć narodowi i go zdradzać?
Mimo tej pierwotnej i obiektywnej niemożności pan prezydent Andrzej Duda przesłał do redakcji „Gazety Wyborczej” list z ofertą „odbudowy wspólnoty Polaków”. W imieniu redakcyjnego sanhedrynu odpowiedział mu pan red. Jarosław Kurski, prywatnie brat pana Jacka Kurskiego, który po rozmaitych perypetiach, oddał się znowu prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu – że mianowicie „GW” ma nadzieję, iż wielu wyborczych obietnic nie będzie realizował – i tak dalej. Dostrzegam w tym zapowiedź wojny, którą polskojęzyczna wspólnota rozbójnicza wespół z rosnącym w siłę lobby żydowskim będzie toczyła z nowym prezydentem – bombardując go „miłością”, od której wysychają trawy i zioła. Tak się bowiem składa, już od czasów rewolucji bolszewickiej, a z pewnością od czasów sławnych stalinowskich „fołksfrontów”, że żydokomuna walczy „z nienawiścią”, z upodobaniem strzelając nienawistnikom w potylice. Oczywiście dzisiaj czasy są inne, dzisiaj nawet „nazistowskie obozy zagłady” są chwilowo nieczynne, bo świat wkroczył w etap, na którym obowiązują inne mądrości. Na tym etapie historia zatacza koło w tym sensie, że nieubłagany postęp znowu wyrusza na wojnę ze wstecznictwem, które w naszym nieszczęśliwym kraju tradycyjnie reprezentuje Kościół katolicki, podobnie jak i za Stalina. Toteż wychodząc naprzeciw oczekiwaniom drugiej generacji Szechterów, salonowy jajcarz Stanisław Tym, znowu stręczy swoje usługi, wieszcząc na łamach „Gazety Wyborczej”, że już wkrótce wszystkie dopływy Wisły będą prawe, a woda w nich – święcona.
Widać, że prezydent Duda jest tu tylko pretekstem, bo dla polskojęzycznej wspólnoty rozbójniczej, sprzymierzonej dzisiaj, tak samo, jak za Stalina - z Żydami, wrogami nie są żadni Umiłowani Przywódcy, co to „przychodzą i odchodzą”, tylko organizacja, w której historyczny naród polski znajduje oparcie. Sytuacja jest podobna, jak w bajce Ezopa o wilkach, co walczyły z owcami. Nie mogły ich jednak rozgromić, bo po stronie owiec walczyły owczarki. Toteż wilki wpadły na pomysł, by wysłać do owiec delegację pokojową, która oświadczyła, że one do owiec nic nie mają, że przyczyna trwającej wojny są owczarki, które „dzielą” i „jątrzą”. Zatem, jeśli tylko owce wydadzą im owczarki, to między owcami i wilkami zapanuje wieczny i niezmącony pokój. I głupie owce się zgodziły – oczywiście na własną, rychłą zgubę. Niezbadane są wyroki Boskie, ale właśnie dlatego niepodobna wykluczyć, że obecna wojna może być rodzajem kary za umizgi czy to w ramach „dni judaizmu”, czy też w postaci dekorowania polakożerczych Abrahamów Foxmanów medalami Jana Pawła II.
Wróćmy jednak do nieszczęść, które – przynajmniej w przypadku byłego już prezydenta Bronisława Komorowskiego – muszą chodzić parami. Nie mam oczywiście na myśli wyskrobania do czysta kasy Kancelarii Prezydenta, bo czyż można było żywić wątpliwości, że otaczająca go ekipa, przyzwyczajona jeszcze z dawnych czasów, że „jak zwykle – grabimy”, cokolwiek tam zostawi? Ciekawe tylko, czy swoją dolę dostał też opętany przez Żydów biłgorajski chłop, czyli pan Henryk Wujec, czy też – podobnie jak to bywało za czasów KOR-owskich – znowu został wydymany? Mówiąc o nieszczęściach, mam na myśli to, że wszystkie uroczystości związane z zakończeniem prezydentury, zostały przyćmione – również kadrowo – przez najwspanialsze wydarzenie towarzyskie ostatniego półrocza, jakim stał się pogrzeb pana doktora Jana Kulczyka w Poznaniu. Zjechało tam tylu żałobników, że nie mogli pomieścić się w kościele, zarezerwowanym na tę okoliczność dla rodziny nieboszczyka no i gości najdostojniejszych, wśród których można było dostrzec obydwu żyjących byłych prezydentów: Lecha Wałęsę i Aleksandra Kwaśniewskiego.
W odróżnieniu od Aleksandra Kwaśniewskiego, który najwyraźniej musiał sobie przeborować dojście do nowych kurków finansowego zasilania, Lech Wałęsa sprawiał wrażenie nieutulonego w żalu. - Trudno się dziwić, zważywszy na alimenty, jakie może utracić – skomentował dygnitarz drobniejszego płazu, z gromady oczekującej na zewnątrz świątyni. Nie to jest jednak ważne, tylko to, że nawet Pierwsza Dama nie mogła towarzyszyć prezydentowi Komorowskiemu w jego ostatnich podrygach, tylko musiała udać się na pogrzeb, żeby nie padło jakieś podejrzenie. Wskutek tego pan prezydent Komorowski w swoim ostatnim słowie musiał sam siebie chwalić i nawet ustawka w postaci spontanicznego spotkania z warszawiakami wypadła blado, bo WSI musiały wystawić jakiś drugi, a może nawet trzeci garnitur obywateli zaufanych. Dlatego najbardziej przekonująco wypadła scena pożegnania prezydenta Komorowskiego z Armią. Nawet na najstarszych generałach, co to samego jeszcze znali Stalina, zrobiła ona wrażenie, wyciskając im z oczu łzy wzruszenia. Od razu było widać, że jeśli nawet przyjdą na uroczystość objęcia przez prezydenta Dudę zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi, to w duchu go oleją – zgodnie zresztą z mądrością etapu, w jaki nasz nieszczęśliwy kraj właśnie wchodzi.
Stanisław Michalkiewicz
Komentarz • tygodnik „Goniec” (Toronto) • 9 sierpnia 2015
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).