W Unii nie mamy wielu sojuszników, ale na przyjaźń Węgrów oraz sympatię Czechów i Słowaków mogliśmy liczyć, do... 22 września. Dziś nasi sąsiedzi ostentacyjnie pokazują, że z Polską w żadnej sprawie współpracować nie będą. Pomysł z dzieleniem się imigrantami pochodzi od Merkel. Gdy z teutońską butą domagała się przerzucenia imigrantów na wschód, gdy publicznie rugała i groziła Polakom, niemieckie gazety pisały: „kraj z którego pochodzi Donald Tusk, w kwestii przyjmowania uchodźców zachowuje się nikczemnie”. I mamy kolejny dowód, że nic nie znaczącą, uległą miernotę na „prezydenta Europy” dobrano tylko po to, aby krnąbne państwa pacyfikować argumentem: przecież Tusk jest jednym z was; jeśli on jest za, to nie może to nie być w waszym interesie!
W Niemczech Tusk postrzegany jest jako człowiek pogranicza niemiecko-polskiego, a jego kaszubskie pochodzenie stawiane w kontrze do polskości. Sam Tusk pisze o sobie „słowiański Kaszub z mniejszości narodowej”. Przedstawicieli organizacji żydowskich w N. Jorku zapewniał, że doskonale rozumie sytuację mniejszości narodowych i etnicznych, ponieważ jako Kaszub wie, ile musieli przejść i wycierpieć w związku ze swą „odmiennością”. Na zapewnieniach nie poprzestał. Złożył solenne zobowiązanie, że sprzeda polskie lasy i wypłaci rekompensatę mniejszości, która w związku ze swą odmiennością tyle z rąk Polaków „przeszła i wycierpiała”.
A w międzyczasie kilka razy w tygodniu haratał gałą. „Piękniejsza od Polski jest ucieczka od Polski” - tak twierdził zanim uciekł do Brukseli i – jak kryzys z uchodźcami pokazał - złożył akces do „narodu europejskiego”. W wywiadzie dla portalu Politico mówił, a właściwie bełkotał o zachwycie europejskim multi-kulti, nazwał go kapitalną mieszanką, czymś czego nadal nie ma we Wschodniej Europie (...) każdy kto przeżyłby choćby kilka tygodni w Brukseli, a jest z naszego regionu, zrozumiałby, że migracja nie musi się wiązać tylko z lękami. Że tak naprawde korzyści z tego odnosi Europa, a w tym Bruksela. Zadbał oczywiście, aby ta „kapitalna mieszanka” została umieszczona w Polsce.
Kupią, sprzedadzą, zdradzą, zniszczą
Przez lata widzieliśmy jak Polska dziadzieje. Widzieliśmy miernoty, upadek moralny rządzących. Ludzi przypadkowych, którzy bez przygotowania, bez chęci zrobienia czegokolwiek zostawali premierami. Ludzi gardzących polskimi interesami, kupczących pozycją Polski w świecie, dla których jedynym celem było utrzymanie się przy władzy. Zaborczy, brutalny, mściwy – tak oceniają go towarzysze partyjni. „Jest wyjątkowo mściwy. Jest rudy i mściwy” - tak opisał go Kalisz z Kwaśniewskim w mokotowskiej knajpie, mówiąc o najbardziej zdemoralizowanych instytucjach w Polsce, i o tym że kupią, sprzedadzą, zdradzą, zniszczą. Obserwując występy Tuska w niemieckich mediach ma się wrażenie, że to inny człowiek, niż ten którego znamy z Polski.
U nas sprawiał wrażenie silnego, aroganckiego. Za granicą jest małym, nieśmiałym, zakompleksionym człekiem. W Brukseli zbiera bardzo złe recenzje, ostatnio wręcz fatalne. Wielkie rozczarowanie, wręcz wielka wpadka - tak swego szefa oceniają brukselscy politycy po pierwszym roku urzędowania. Prawda jest brutalna, nasz były premier sobie nie radzi - takie opinie o Tusku panują wśród biurokratów z Polski. Na nich Tusk robi jak najgorsze wrażenie: jego nieporadność rzucała się w oczy od pierwszego wystąpienia; miało być przebojowo, jest pokracznie i wstydliwie. Tusk jest pod ostrzałem z powodu „wschodniego” stylu pracy, niesystematyczności, kiepskiej organizacji, odkładania wszystkiego na ostanią chwilę, niefrasobliwości, mglistego i bełkotliwego sposobu wypowiedzi, słabej znajomości języka. A propos tej ostatniej przywary - to się nazywa opór materii!
Przed wyjazdem do Brukseli pobrał 1300 godzin prywatnych lekcji z j. angielskiego (prywatnych, ale kosztujących podatników 100 tysięcy zł) i ciągle korzysta z tłumaczy. Krótko mówiąc, jest słaby i nieudolny. Problem w tym, że te opinie przenoszą się na ocenę Polaków w ogóle. I pomyśleć, że w krajowej polityce rozgrywał wszystkich konkurentów. Ewenement w skali światowej - drugoligowy polityk, z którego lenistwa drwiono, w Polsce był mężem stanu, wizjonerem o przenikliwym umyśle i nadzwyczajnych talentach. Źle to świadczy o naszym kraju, w tym o liderze największej partii opozycyjnej. Tworzy obraz Polski w świecie jako bananowej republiki, która nie potrafi wyłonić kompetentnej klasy politycznej. Wpływanie przez 8 lat na losy 40 milionowego narodu przez nieudacznego, wykazującego żenującą indolencję polityka, świadczy nie tylko o degeneracji klasy politycznej, ale także o ogromnych słabościach struktur społecznych i politycznych Polski.
Rządy Tuska podporządkowane były zabiegom o przychylność Niemiec, zdobyciu intratnej synekury. Tusk miał wyraźny wstręt do stawiania, a nawet formułowania polskich interesów, tam gdzie nie były one zbieżne z niemieckimi. Hurtowo i ordynarnie wyprzedawał nasze interesy: uznał, że za wszystkie problemy w relacjach z Berlinem odpowiada Polska; pozostawił otwarty problem niemieckich roszczeń majątkowych; zamknął drogę do należności z tytułu odszkodowań wojennych; pozwolił na buńczuczne działania autonomistów śląskich, na pełzającą germanizację Opolszczyzny, na wykupywanie ziemi na Pomorzu i na interwencję konsula niemieckiego w obronie Baumana. Całkowicie oddał się pod opiekę Berlina. „Hołd berliński” Radka Sikorskiego, czyli prośba o przejęcie odpowiedzialności za los Polski była uznaniem obcej hegemonii, haniebnym aktem upodlenia państwa polskiego.
Nie było głosów oburzenia, nikt nie odsądzał go od czci i wiary. A przecież była to zwykła polityczna korupcja, niebezpiecznie zbliżająca się do granicy zdrady stanu. Nigdy się nie dowiemy, co jeszcze „król Europy” z Kaszub obiecał Merkel. Gdy został prezydentem Europy, zadawaliśmy sobie pytania: jakie podjął zobowiązania, o których nie wiemy? A podjął, i właśnie są wdrażane (przy czym nie chodzi o Ziemie Zachodnie, bo na te już dawno administracja niemiecka wróciła): Za kilkanaście lat polskie kobiety mają wyglądać jak Anna Grodzka; lasy zostały, ale nie na długo; wokół kopalń widzimy ten sam taniec co wokół stoczni. Rachuby Merkel idą znacznie dalej.
Przypomnijmy: Tusk doprowadził do zaorania polskich stoczni; niemiecko-rosyjska rura zablokowała port w Świnoujściu; aby zadowolić Merkel zniszczył koleje, a ich najbardziej dochodową część przekazał Deutsche Bahn; zablokował eksploatację złóż łupkowych. Krótko mówiąc, pozwolił Niemcom „wygasić” najważniejsze segmenty naszej gospodarki, a inne zniszczyć przy pomocy tutejszych folksdojczów. Można powiedzieć - to wszystko zbieg okoliczności. Popatrzmy jednak, kto na tym zyskał, komu przyniosło urząd i wielkie pieniądze. Na pewno nie Polsce. Czy w takim stanie rzeczy można mieć wątpliwości, że likwidacja górnictwa, ostatniego bastionu polskiej gospodarki to nie robota Tuska?
To nie wina Merkel. Wodza, który bezkarnie zdemolował Polskę wybraliśmy sobie sami. Sprawa kopalń to problem całej Polski i trudno nie solidaryzować się z górnikami i ich rodzinami. Ale górnicy też powinni zrobić rachunku sumienia, bo też zafundowali Polsce rządy Platformy. Dzisiaj ze śląskich okręgów wyborczych jest 31 posłów i 10 senatorów. Połowa mieszkańców Bytomia, Zabrza, Rudy Śląskiej czy Gliwice głosuje na PO, i to od lat wielu.
Przypomnieć (albo wypomnieć) trzeba, że entuzjastycznie poparli Buzka, który wcześniej jako premier wygasił połowę kopalń i zwolnił 100 tysięcy górników. Łatwo w wyborach szło też wiceprzewodniczącemu PO. A przypomnieć trzeba, że w 1996 r. na łamach „Foreign Affaires” Sikorski prognozował: „Polska mogłaby się o wiele łatwiej reformować, gdyby się mogła pozbyć wyeksploatowanych regionów przemysłowych, takich jak Śląsk”. Twierdził, że przyspieszy to jej rozwój. To są wstrząsające słowa, za które nikt go nie rozliczył. Jeśli do tego dodamy, że w sejmiku wojewódzkim PO tworzy koalicję z RAŚ i że za demolującym śląskie kopalnie pakietem klimatycznym stoją Niemcy, a Tusk pakiet przepycha, to koło się zamyka. A propos, karleje nam władza, Kopacz idzie od sukcesu do sukcesu, ale nie imponuje.
Chce zamknąć tylko cztery kopalnie. A powinna brać wzór z Tuska, który od razu, za jednym zamachem zlikwidował wszystkie stocznie. A może to przejaw „dupowatości” i „ciulowatości” Ślązaków, jak mówił Kazimierz Kutz (też zresztą przez śląski lud hołubiony)? A może prawdą jest, że górników dopadła amnezja i wstecz pamiętają, co najwyżej, jak zakończył się ostatni odcinek „Matysiaków”? A może prawdą jest, że w skrytości ducha marzą: niech przyjdzie Niemiec i zrobi porządek? Gdy lud pracujący śląskich miast i wsi groził strajkiem generalnym, a naiwni „gorole” liczyli na czwarte powstanie śląskie, jedna z organizatorek protestu wychłodziła nastroje: „dziękujemy za pomoc, Musicie jednak pamiętać, że wy walczycie o zmianę całego systemu, a my walczymy o swoje”.
Ch.., d... i uchodźców kupa
Pytanie, kim jest Tusk i czy czuje się Polakiem, znalazło odpowiedź 22 września (w tym i odpowiedź, jak się ześwinić, żeby zostać członkiem narodu europejskiego). Polacy mają szczególne prawo do zadania Tuskowi pytania: Czyje interesy reprezentował, gdy kazał Kopacz przyjąć hordy muzułmanów? Błąd z rozwaleniem Grupy Wyszehradzkiej da się prędzej czy później naprawić. Składu etnicznego Polski – nie. Decyzja rodzi nieodwracalne skutki. Dziś już wiemy - liczba imigrantów jest dużo większa; w ciągu kilku miesięcy Europa będzie ich miała milion, a Polska 100 tysięcy; będzie jeszcze gorzej, bo liczbę należy pomnożyć przez pięć.
Dlaczego? Bo według prawa unijnego, każdy uchodźca może sprowadzić swoją rodzinę. Można więc mówić, że już niedługo pojawi się w naszym kraju 500 tysięcy imigrantów! W zdradzie i zaprzaństwie Tusk brnie dalej – niedalej jak tydzień temu zaproponował powołanie Europejskiej Straży Granicznej (postulat zadziwiający, w sytuacji gdy jedynym skutecznym szańcem przeciw imigrantom okazała się narodowa straż węgierska), a Kopacz wyraziła zgodę na przyjęcie statusu państwa granicznego, tj. obozów przejściowych dla imigrantów, w których oczekiwać będą na wysyłkę do innych krajów (czyli zgodę na to, czemu sprzeciwił się Budapeszt). Tusk dużo nas jeszcze będzie kosztować. Zgoda na przyjęcie imigrantów ma mu gwarantować odnowienie kadencji na brukselskim fotelu. Merkel jest za, ale dużo zależy od Francji. I czy nie stąd podejrzany kontrakt na francuskie helikoptery i miliard euro dla francuskiego Orange?
To rząd hańby narodowej, którego członków w każdym normalnym państwie dawno by osądzono i ku przestrodze innych wtrącono do lochów. Rząd dyrygowany z Brukseli przez uwikłanego w zdradę azylanta, który do końca swoich dni powinien przed Polakami uciekać. Jeśli zaludnienie Polski afrykańskimi przybłędami, jeśli tajny plan wyprzedaży lasów nie wyczerpuje znamion zdrady stanu, to co je wyczerpuje? Pamiętajmy, że chwasty trzeba wyrywać z korzeniami, i samo pozbawienie władzy tej ekipy nie będzie zwycięstwem.
Na koniec pytanie do prezesa Kaczyńskiego: Czy pod jego rządami wróci na fronton gmachu przy Alejach Ujazdowskich dewiza „Bóg, Honor, Ojczyzna” i w miejsce flagi niemieckiej załopocze biało-czerwona? Czy posłowie PiS będą głosować w Sejmie za powołaniem Trybunału Narodowego? Czy możemy pomarzyć, że rządy przejmie prawdziwy mąż stanu, który po Tuska do Brukseli wyśle komandosów Gromu i sprawiedliwie go nad Wisłą osądzi?
Krzysztof Baliński
(Artykuł ukazał się w „Warszawskiej Gazecie” 23 października 2015)