Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 
*Wiele wart  człowiek?* Widzimisię czerwonych komisarzy* Na froncie prowokatywnym bez zmian
                                             Zadymy euro-miejsko-wiejskie

 Wiele wart jest człowiek? Ba!... Niemieccy skrupulanci za Hitlera policzyli, że ze względu na zawarte w ciele ludzkim pierwiastki chemiczne, liczone po bieżących cenach giełdowych, przeciętny człowiek wart jest bodaj sześć  marek  siedemdziesiąt pięć  fenigów. Za Stalina Żyd Frenkiel, twórca systemu obozów koncentracyjnych (zwanych  z rosyjska „łagrami”) twierdził, że człowiek wart jest tyle, ile wyciśnie się z niego przez trzy miesiące „intensywnej” pracy. Ciekawe, jakie przeliczniki zastosowaliby hitlerowcy i stalinowcy, gdyby przyszło im handlować tak wycenianymi ludźmi?... Są i inne przeliczniki: na przykład za porwanego Bohdana Piaseckiego porywacze zażądali (zanim go zabili)  100 tysięcy złotych w roku 1957 (samochód „Warszawa” kosztował wtedy  bodaj 120 tysięcy złotych), a za młodego Olewnika – w latach 90-ych - zdaje się, że około 300 tysięcy euro?...Za Patrycję  Hearst, córkę magnata prasowego z Ameryki, w latach 70-ych żądano  ponad miliona dolarów.

    Do tych mrocznych wspominek skłoniła mnie propozycja grandziarzy z Komisji Europejskiej, by za każdego nieprzyjętego w ramach wyznaczonych kwot emigranta – kraj odmawiający jego przyjęcia płacił ćwierć miliona euro. Dlaczego akurat ćwierć miliona, a nie – na przykład – milion? Albo sześć marek siedemdziesiąt pięć fenigów?... Grandziarze-komisarze  z Komisji Europejskiej biorą ciężkie pieniądze za swe skandaliczne synekury, a nie są nawet w stanie uzasadnić swojej wyceny… Co to za fachowcy od „praw człowieka i obywatela”, jeśli nawet tego nie potrafią? Gdzie byli, kiedy trzeba było przewidywać skutki destabilizacji  Iraku, Libii, Syrii?... Jednocześnie ględzą, że „solidarność międzyludzka wymaga takiej ofiary od europejczyków”, a nawet (Marcin Schulz), że „ducha wspólnotowego trzeba wymuszać”. Otóż to: miłosierdzie wymuszane decyzjami komisarzy! W tym odsłania się zapobiegliwie maskowane  euro-nowomową marksistowskie oblicze tych brukselskich  grandziarzy. Dziwi, że Kościół  Katolicki nie zabrał jeszcze zdecydowanie głosu w sprawie tego komisarskiego widzimisię: na gruncie nauki Chrystusowej miłosierdzie wymuszone jest nie tylko nic nie jest warte, ale nadto urąga samemu poczuciu litości wobec bliźniego!

 

 Ale ta kwota, te ćwierć miliona euro wzięte z pustych łbów cwanych  komisarzy, to tylko idiotyzm, by tak rzec, techniczny. Sam problem tkwi gdzie indziej. Przyjmować emigrantów lub  opłacać ich utrzymanie)  powinny te kraje, które zaangażowały się w destabilizację Iraku, Libii, Syrii, wytwarzając obecną sytuację: głównie Stany Zjednoczone i Izrael. Owszem, Polska tez uczestniczyła w „operacjach pokojowych” w Iraku, ale nasz udział w napędzaniu tej fali emigracyjnej był bardzo skromny w porównaniu z zaangażowaniem innych… poźniej… Niechże więc komisarze z Komisji Europejskiej, pobierający ciężkie pieniądze podatnika za swe synekury, zechcą wyliczyć jak wielkie  i czyje było to zaangażowanie, i kto z tego tytułu powinien dzisiaj utrzymywać emigrantów. Bo jak nie potrafią nawet tego  wyliczyć – to na ch… - olerę jasną  nam tacy komisarze? Won z roboty! Przy tak wielkim bezrobociu, jakie jest w Unii Europejskiej, utrzymywać  mielibyśmy tak nieudolnych i leniwych darmozjadów? Niech Juncker, Tiemermans , Mogherini i  cała reszta, z Schulzem na kupę, zrzucą się sami  przynajmniej na jednego emigranta. Na biednych nie trafiło…

 Stanowisko Komisji Europejskiej wygląda na rozpaczliwą próbę bezradnych cwaniaków, próbujących kosztem podatników  - rzutem na taśmę – ratować swe synekury, coraz mniej uzasadnione. Jest to biurokratyczna zadyma w skali kontynentalnej.

 Co do zadymy w skali  krajowej – deklaracje niektórych samorządów, zdominowanych przez Platformę Obywatelską, zapowiadające stosowanie się do nieopublikowanych orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego – wyglądają na  chytre rozszerzanie pola walki o obalenie obecnej władzy państwowej. Są to tak naprawdę deklaracje zapowiadające łamanie prawa, noszące znamiona publicznego nawoływania do łamania prawa. Prokuratury powinny ostrzec  samorządy, które takie uchwały podjęły, że  popełniają przestępstwo.  Odpowiedzialność karna obarcza tych przewodniczących samorządów, którzy dopuścili do głosowania takich deklaracji! Wydaje się, że i wojewodowie powinni zareagować właściwie, to znaczy unieważnić natychmiast tego rodzaju uchwały, zanim tym czy innym przewodniczącym zainteresuje się jednak również prokurator. Gdyby zaś na podstawie nieunieważnionej przez wojewodę uchwały samorządu jakiś jego urzędnik zastosował się do nieopublikowanego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego (więc do opinii grona kolesiów) – tu już odpowiedzialność przed prokuratorem powinna być surowo wyegzekwowana. Poczekajmy:  który to samorząd zaatakuje pierwszy?... No cóż, o prowokatorów nie trudno, gorzej będzie z jego wynagrodzeniem: będzie musiał czekać do zmiany rządu, a to może potrwać długo, w dodatku bez gwarancji zapłaty…

  Są więc euro-zadymy, są zadymy krajowe, są i zadymy bardziej lokalne. Co do stołecznej zadymy KOD-ów ogłoszonej na 7 maja – koń jaki jest, każdy widzi: „nowoczesny”  Pietruś, któremu słoma z butów wystaje całkiem siermiężnie, upiorny alimenciarz na utrzymaniu żony, jakiś Marciniak, który mówi tak, jakby wydawał lekcje zadawane przez oficera prowadzącego i rozhisteryzowane panienki, jakby szczytujące w obroni demokracji… Pokaż mi swych liderów – powiem ci, kim jesteś… Nie o liderów przecież tu idzie, co o prowokatorów i okazje do udanych prowokacji: o rozszerzanie „frontu prowokatywnego”. Wiele wskazuje, że na bazie tego frontu jego oficerowie prowadzący montują już kolejną partię polityczną, ale przypomina to mieszanie herbaty z nadzieją, że od mieszania stanie się słodsza.

   Tymczasem w „mieście Łodzi”, tej dużej wsi, wyjałowionej kulturalnie jak ugór  ( co nie przeszkadza niektórym zadymiarzom żądać dla niej statusu „kulturalnej stolicy Polski”!...) powraca, tędy i owędy, stara idea wielkiego skoku na kasę! Właściwie  -aż na dwie kasy, bo i na kasę Ministerstwa Kultury, i na kasę miejską (wiejską?...).  Skok – obliczony na 700 milionów złotych – opracowany jest wedle słynnego już w „klasyce” skoków na kasę schematu, przetrenowanego w Łodzi  w latach 90-ych, pod nazwą „budowa hotelu Genesis”. Tyle tylko, że wówczas  żydowscy grandziarze dokonali skoku na 20 milionów złotych. Teraz – apetyt rośnie w miarę jedzenia -  pretekstem do wyszarpania podatkowego grosza  dla kliki cwaniaków jest „Budowa Centrum Festiwalowo-Wystawienniczego Camerimage”. Jak dotąd prezydent miasta (wsi?) Hanna Zdanowska – chociaż z Platformy Obywatelskiej… – dzielnie opierała się naciskom i szantażom lobbystów tego skoku, i nawet „osobisty list”, napisany przez jednego z macherów tego geszeftu, Dawida Lyncha z branży show-bussinesu do będącego jeszcze premierem Donalda Tuska nie złamał pani Zdanowskiej, co dobrze o niej świadczy. Ale teraz, gdy notowania Platformy Obywatelskiej dołują, czy wytrwa w swej słusznej, odważnej postawie? Bo wiele wskazuje, że lobbyści Wielkiego Skoku w Łodzi na 700 milionów złotych podatników szukają teraz poparcia we władzach Prawa i Sprawiedliwości, napierają na ministra i wicepremiera Glińskiego… Chce się przecież wierzyć, że PiS nie dołoży ręki do Skoku na Kasę, którego nie chciała popierać nawet PO.

   Zadyma pozostaje zadymą – bez względu na to, czy robiona jest w skali euro, w skali kraju, w skali stolicy czy w „mieście Łodzi”.

Marian Miszalski

 

Za: http://marianmiszalski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=500&Itemid=1