Realizacja wrogiego wobec Polski scenariusza w ostatnich dniach doznała gwałtownego przyspieszenia. Niezależnie od „nowych frontów”, których otwarcie w Polsce zapowiadał przegrany prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Bronisław Komorowski jeszcze pod koniec maja, uwijają się również osobistości zagraniczne. Jeszcze nie rozwiał się smród po Nadzwyczajnym Kongresie Sędziów Polskich, a już zwaliła się nam na głowę Komisja Wenecka.
Po wysłuchaniu żalów prezesa Rzeplińskiego, rzecznika praw obywatelskich Adama Bodnara, byłego pracownika Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, sponsorowanej przez finansowego grandziarza Jerzego Sorosa oraz innych płomiennych szermierzy demokracji, zagrożonych przez faszystowski reżym prezesa Jarosława Kaczyńskiego, Komisja orzekła, że – uuu – z demokracją w Polsce nie jest dobrze. Na takie dictum Parlament Europejski głosami 510 posłów przeciwko 160 przyjął rezolucję wytykającą Polsce „paraliżowanie” Trybunału Konstytucyjnego. Widać wyraźnie, że Komisja Europejska gromadzi argumenty na wypadek konieczności podjęcia wobec naszego nieszczęśliwego kraju zdecydowanych kroków, kiedy już minie trzymiesięczny termin wyznaczonego w lipcu ultimatum. Zadania zostały rozpisane i teraz „czyń każdy w swoim kółku, co każe Duch Boży, a całość sama się złoży” - jak radzi poeta.
Skoro zaś mowa o Duchu Bożym, to niepodobna pominąć propagandowej operacji „Znak Pokoju”, którą z inspiracji pierwszorzędnych fachowców z bezpieki zainicjowały organizacje sodomitów w kolaboracji z Żywą Cerkwią w postaci środowisk „Tygodnika Powszechnego”, „Więzi” i „Znaku”. Celem tej akcji jest pobudzenie społeczności katolickiej do refleksji, jak rżnąć się sodomicko po Bożemu – bo na pomysł, żeby może się nie rżnąć, nikt oczywiście nie wpadł. To znaczy – taki jest pretekst, bo naprawdę celem tej, trzeba powiedzieć – finezyjnej operacji – jest pogłębienie kryzysu przywództwa w Polsce w momencie, gdy przyjdzie co do czego.
No i już pokazały się pierwsze efekty. Konferencja Episkopatu Polski wydała specjalny komunikat, że katolicy nie powinni się do tej operacji włączać – na co przedstawiciele Żywej Cerkwi odpowiedzieli w stylu przypominającym wyjaśnienia biskupa inflanckiego Józefa Kazimierza Kossakowskiego. Ten wybitny targowiczanin rozwiewał wzruszające wątpliwości posłów na „rozbiorowy” sejm grodzieński w roku 1793. Ponieważ targowiczanie złożyli wcześniej solenną przysięgę, że nie oddadzą nikomu „ani cząsteczki” polskiego terytorium państwowego, biskup Kossakowski uspokajał ich, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, bo przecież nie chodzi o żadne „cząsteczki”, tylko olbrzymie obszary państwa, więc śmiało i z czystym sumieniem mogą traktaty rozbiorowe zatwierdzić. Widzimy choćby na tym przykładzie, podobnie jak na przykładzie współczesnej Żywej Cerkwi, że jak człowiek politykuje, to jego sumienie politykuje także.
Nie o to wszelako przede wszystkim chodzi, tylko o to, że RAZWIEDUPR zdecydował się na zdekonspirowanie Żywej Cerkwi, chociaż z taktycznego punktu widzenia jest to błąd, bo w interesie Żywej Cerkwi leży działanie wewnątrz Kościoła, ponieważ tylko wtedy może skutecznie rozkładać go od środka. Skoro jednak RAZWIEDUPR zdecydował się na dekonspirację, to wypada nam rozebrać z uwagą przyczyny, jakie nim kierowały. Otóż inaczej Żywa Cerkiew nie mogłaby wciągnąć Kościoła w groteskową wojnę z sodomitami, której celem jest pogłębienie i tak już postępującej erozji autorytetu Kościoła. Toteż ociekająca obłudą odpowiedź Żywej Cerkwi na deklarację Konferencji Episkopatu Polski, że przecież im chodzi tylko o krzewienie wśród katolickiej społeczności postawy szacunku wobec sodomitów, nie tylko ośmiesza Episkopat, ale wciąga go coraz głębiej w tę groteskę – o co właśnie pomysłodawcom chodzi.
Jakby wychodząc naprzeciw tym wszystkim przedsięwzięciom, koła rządowe też uruchomiły inicjatywy, które mogą odegrać rolę katalizatorów antypolskiego scenariusza. Ruszyła właśnie sejmowa komisja badająca sprawę Amber Gold, w którą zamieszani są nie tylko „małżonkowie P.”, którzy, moim zdaniem, byli tu raczej dekoracją, za którą ukrywali się inni szatani, przede wszystkim z bezpieki, która w ten sposób zbiera sobie pieniądze na czarną godzinę. Zamieszani są również prokuratorzy i sędziowie, dzięki którym oszustwo nie tylko było możliwe, ale możliwe stało się też ukrycie ukradzionego szmalcu w bezpiecznym miejscu. Prokuratura i niezawisły sąd podjęły „energiczne kroki” dopiero wtedy, gdy pieniądze rozpłynęły się we mgle pierwszorzędnego zresztą gatunku. Podejrzewam tedy, że zarówno prokuratorzy, jak i niezawisły sąd pozostawali na usługach bezpieczniaków – czy to jako wspólnicy, czy też jako konfidenci. Komisja to właśnie powinna ustalić – ale czy potrafi i przede wszystkim – czy w ogóle będzie chciała? Dotychczas bowiem, nawet przy gwałtownym zaostrzeniu politycznej wojny, przestrzegana była jednak zasada: my nie ruszamy waszych, wy nie ruszacie naszych. Jeśli tedy nawet się kopano – bo przecież trzeba jakoś pięknie się różnić, zwłaszcza gdy jest wojna – to jednak tylko po kostkach, ale nie wyżej. Czy zatem sejmowa komisja pod przewodnictwem pani Małgorzaty Wassermann też będzie mitygowała swoją ciekawość wedle stawu grobla – tego oczywiście nie wiemy, ale na wypadek, gdyby nie powściągała i zaczęła wymierzać kopniaki powyżej kostek, RAZWIEDUPR chyba nie zechce ryzykować.
Tym bardziej, że będąca przedmiotem salonowych żartów podkomisja powołana przez Antoniego Macierewicza właśnie ujawniła nagrania – chyba z jakichś podsłuchów – z których wynika, że pan minister Jerzy Miller jednak kręcił i to najwyraźniej na zamówienie premiera Donalda Tuska. Salon wydaje się zaskoczony, a to nieomylny znak, że RAZWIEDUPR nie udzielił mu żadnych instrukcji, w jaki sposób dawać odpór znienawidzonemu ministrowi Macierewiczowi. Zaskoczony, a właściwie nawet skonfundowany wydaje się nawet pan doktor Maciej Lasek, zwany „Laskiem Smoleńskim”. Podobnie skonfundowany był Józef Stalin, kiedy 22 czerwca 1941 roku Adolf Hitler uderzył na Rosję – ale potem odzyskał kontenans. Podobnie mogłoby być i z panem doktorem i z Salonem – no i naturalnie będzie – ale jednocześnie RAZWIEDUPR może dojść do wniosku, że nie ma co czekać, aż Komisja Europejska zbierze komplet dokumentów i może zacząć naciskać na Naszą Złotą Panią, by podjęła decyzję. „Barinia – prosit – daj prikaz” - jak Caryca Leonida relacjonowała skomlenie marszała Greczki – ale zanim taki prikaz zostanie wydany, Nasza Złota Pani będzie musiała odpowiednio porozdzielać zadania między askarisów z naszej niezwyciężonej armii – bo wydaje się, że to właśnie ona będzie musiała zapewnić Komitetowi Obrony Demokracji osłonę siłową, podczas gdy Nasza Złota Pani za pośrednictwem instytucji Unii Europejskiej zapewni interwencji w Polsce osłonę polityczną.
Stanisław Michalkiewicz
Komentarz • tygodnik „Goniec” (Toronto) • 18 września 2016
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).
Za: http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3743