Nieuzasadniona niczym innym jak przemocą utrata wschodnich połaci Rzeczpospolitej po II wojnie oderwała od Polski dwa spośród pięciu centrów naszej duchowej kultury, tj. Wilno i zawsze wierny Lwów.
Komuniści uzasadniali to w swojej propagandzie „powrotem do granic piastowskich”, a robili to tak długo, że aż w końcu część rodaków przyjęła to bezsensowne tłumaczenie za prawdziwe. Co smutne, ta sama komunistyczna propaganda żyje nadal w tzw. koncepcji Giedroycia ( równie racjonalnej co genderyzm – Giedroyć z Genderem w jednym stali domu! ), pociągającej w konsekwencji samo-kastrację polityczną, demograficzną i kulturową Polaków. Wierni Giedroyciowi musimy napisać naszą historię na nowo, żeby broń Boże nie przekroczyć linii Bugu, tyle tylko, iż większość naszych poetów, bohaterów, hetmanów, królów staje się wówczas kosmitami, przybyłymi nie wiadomo skąd.
[ Dziwi mnie niepomiernie, iż wciąż gorącym zwolennikiem tej tak naprawdę niegodnej wzruszenia ramion pseudokoncepcji jest tak dobry historyk i publicysta jak prof. Andrzej Nowak – tłumaczę to sobie typowo ludzką inercją myślenia, od której ostatecznie nie był wolny na starość sam Einstein ].
Tymczasem ubolewać należy, iż wschodnia granica PRL nie została wyznaczona przynajmniej wg linii Curzona jak na rysunku wprowadzającym. Uratowałaby ona odwieczny i arcyważny ośrodek kultury polskiej ( scil. Lwów – nota bene do dziś 30% mieszkańców zaznaczonego na mapie woj. lwowskiego to Polacy! ) przed barbarzyńskim zniszczeniem rękoma nowych administratorów, nie mówiąc o zachowaniu tradycji akademickiej oraz unikalnej kulturze.
Znowuż okręg królewiecki w sposób radykalny utrwaliłby geopolityczną pozycję Polski nad Bałtykiem.
Odrzućmy dominujący dziś wśród PiS-owców paradygmat, iż racją stanu Polski jest spłonąć z nienawiści do Rosji i idąc na całość założmy nawet, że z Rosją można ... rozmawiać ... handlować ... i nawet politykować!
[ Co za śmiałość! Czy czasem nie kwalifikuje ona piszącego te słowa na szpiega rosyjsko-chińsko-irańskiego, który powinien dołączyć w areszcie tymczasowym do dr Mateusza Piskorskiego??? N.B. z partią „Zmiana” jest mi zupełnie nie po drodze, co nie zmienia pewnych faktów.
A tymczasem jak podaje wzburzony portal „w Wazelinie”:
Najwyraźniej według wWazeliniarzy, pani Le Pen po to walczy o prezydenturę słodkiej Francji, żeby móc poświęcić jej zasoby w interesie fabryk czekolady Poroszenki, ukraińskich eksporterów broni do Rosji oraz sekty Chabad-Lubawicz i finansującego ich Kołomojskiego ... ].
Ale wracając do tematu, jak może wyglądać nasza wschodnia granica w niedalekiej przyszłości?
Zaczynając od góry:
Zmianę przynależności politycznej okregu królewieckiego możemy sobie póki co wybić z głowy, a to ze względu na militarne znaczenie tej enklawy dla Rosji ( i nie mam tu wcale na myśli bazy wypadowej do ataku rosyjskich czołgów na Polskę przecinką leśną na wysokości Gołdapi, którym nie tak dawno straszył GaPol głupszych od siebie ).
W jakimś sensie podobnie jest z brytyjskim Gibraltarem: gdzie brytyjskie bladawce, a gdzie Gibraltar, a jednak! Rząd hiszpański co jakiś czas wykorzystuje status Gibraltaru do odwrócenia uwagi swojego społeczeństwa od problemów wewnętrznych, ale zwykle trwa to dość krótko.
W kontekscie tej enklawy i faktycznego blokowania przez Ruskich Zalewu Wiślanego i Żuław Wiślanych od otwartych wód Zatoki Gdańskiej niezbędny jest przekop Mierzei ( vide Kanał żeglugowy na Mierzei Wiślanej ), którą to inwestycję mającą przypaść na lata 2017-2022 należy zapisać PiS-owi na PLUS.
O ile nie ma mowy o zmianie przynależności politycznej enklawy, o tyle należy ją związać gospodarczo i komunikacyjnie z polskim „Hinterlandem” czyli po naszemu zapleczem, o ile bowiem my tego nie zrobimy, to zrobią to bardzo chętnie Niemcy, którzy od dawna proponują Rosji szereg inwestycji na tym terenie. Należy też jak najszybciej przywrócić mały ruch graniczny z Królewcem, którego uruchomienie było jedną z niewielu dobrych decyzji „księcia-małżonka” Sikorskiego.
Przesuwając się nieco na południe: w Republice Litewskej Polska nie ma żadnych interesów poza naszymi Rodakami i to jakimi! To od nich powinnismy się uczyć umiłowania Ojczyzny i języka, ale też zorganizowania i umiętnej polityki! ( Waldemar Tomaszewski z AWPL to jeden z najzdolniejszych i najskuteczniejszych polityków polskich ). Polacy na Litwie mogą też posłużyć jako pomost do współpracy z Rosją, czego obawiają się i litewscy nacjonaliści, i banderowcy i Niemcy. Co ciekawe, nawet prezes Kaczyński, którego ugrupowanie zdradziło i wciąż zdradza Kresy, dla Polaków na Litwie zdaje się czynić nieśmiały wyjątek ( patrz zaproszenie Waldemara Tomaszewskiego do studia wyborczego PiS-u ). Uzwględniając fakt gwałtownego wyludniania się Litwy oraz jej sytuację geopolityczną, jedynym sensownym, docelowym rozwiązaniem jest bardzo szeroka autonomia dzisiejszej Litwy w ramach RP. Nie będzie mowy o jakiejkolwiek przymusowej polonizacji Żmudzinów czy zabranianiu im pisania swoich nazwisk litewskim alfabetem,albowiem jak słusznie mówił Roman Dmowski: językowi litewskiemu ( w sensie Lietuviu kalba ) należy się szacunek jako jednemu z historycznch języków polskich.
Dalej na południe mamy najbliższe nam historycznie i kulturowo państwo, bezpośredniego spadkobiercę Wielkiego Księstwa Litewskiego czyli Białoruś pod autorytarnymi rządami Baćki. Polska polityka prowadzona przez ostatnie 25 lat wobec Białorusi to najbardziej krzyczący dowód na wewnętrzne skolonizowanie Polski, która realizowała interesy żydowskie, niemieckie, rosyjskie, tylko nie polskie ( co do interesów rosyjskich: to własnie izolowanie Białorusi ze strony polskiej – pamiętam haniebne impertynencje „księcia-małżonka” Sikorskiego wykrzykiwane wobec Łukaszenki, co za wstyd! – wpychało ją wbrew woli Baćki w ręce rosyjskie ). Tymczasem Mińsk to jedyne wciąż dziś niedomknięte geopolityczne okienko dla naszego kraju, z wciąż otwartą możliwoscią nawet federacji. Tymczasem należy jak najszybciej odsunąć od spraw białoruskich wszystkie ptasie móżdżki pokroju pani Agnieszki Romaszewskiej, zaś publicznym symbolem nowego otwarcia mogłoby być uroczyste zaproszenie Aleksandra Łukaszenki na uroczystości rocznicowe bitwy pod Grunwaldem w lipcu br ( zalecałbym jednocześnie pominąć w zaproszeniu starą, farbowaną komunistkę Dalię Grzybowską / Grybauskaite – na szczaw i mirabelki, jeśli nie dorosła do poważnej polityki ).
Najtrwardszy orzech do zgryzienia do rzecz jasna Ukraina, a raczej to, co pozostanie po jej rozpadzie. Gdyby Polska była normalnym krajem, to wówczas naturalna byłaby współpraca polsko-rosyjska dla zapewnienia stabilizacji na terenach byłej USSR. Obawiam się wszelako, iż skutkiem dotychczasowej, samobójczej wręcz polityki polskiej na tym odcinku ( a której symbolem mogą być kabotyńskie okrzyki wznoszone przez Prezesa na kijowskim majdanie, między Tiahnybokiem a Kliczką – grzeszę przeciwko II Przykazaniu, ale mój Boże, mój Boże! Za coś nas pokarał takimi ... ) będzie to, że zostaniemy – ku zadowoleniu Niemców i tyleż złośliwej co zasłużonej satysfakcji Rosjan – sam na sam ze wściekłymi z nienawiści banderowcami, których ani uśpić u weterynarza, ani uczłowieczyć się nie da, a którzy swojej frustracji nie będą bynajmniej wylewać widłami i siekierami na Moskalach.
Przy obecnym stanie naszej gospodarki i finansów jakiekolwiek próby przyłączania zrujnowanego województwa lwowskiego do Polski ( np. w formie republiki autonomicznej ) spowodowałyby zapaść cywilizacyjną południowo-wschodnich terenów Polski na dziesięciolecia, albowiem ... „gospodarka, głupcze!”
Powyżej zarysowane granice nie są tak porywające i przemawiające do wyobraźni jak mityczne Międzymorze, ale mają w odróżnieniu od niego jedną zaletę: są REALNE.
PS
Nie należy mylić granic politycznych z granicą narodowej kultury. W przypadku Polski ta druga sięga swoimi wyspami daleko na wschód, niejednokrotnie poza granice II rozbioru i nie wolno jej trwonić dla doraźnych, partyjnych korzyści.
MacGregor - J23 na angielskiej prowincji alias ruski agent ps. "Moherowe Walonki Putina"