Komorowski ma jakąś szczególną zdolność do mówienia tego, czego w żadnych okolicznościach mówić się nie powinno
Z dr. Markiem Migalskim, posłem do Parlamentu Europejskiego (Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy), rozmawia Mariusz Kamieniecki
"W zeszłym roku powódź, w tym roku powódź, więc pewnie ludzie są już oswojeni, obyci z żywiołem" - raczył powiedzieć marszałek Bronisław Komorowski, odwiedzając jedną z miejscowości dotkniętych przez kataklizm. Komentując swój wyjazd, stwierdził: "Miałem dziś przyjemność wizytowania terenów powodziowych". Powiedziałby Pan tak ludziom, którzy stracili dorobek całego życia?
- To już kolejna fala niedorzeczności ze strony Bronisława Komorowskiego. Panu marszałkowi zdarzyła się już taka masa błędów, niezręczności i gaf, że każdego innego polityka prawdopodobnie już dawno wyeliminowałoby to z życia politycznego. Pan Komorowski ma jakąś szczególną zdolność do mówienia tego, czego w żadnych okolicznościach mówić się nie powinno. To zaczęło się od kompletnego braku empatii i wczucia w nastroje po tragedii z 10 kwietnia. Przypomnę tylko ostatnią jego mądrość, kiedy komentując powódź, powiedział, że woda ma to do siebie, że najpierw wzbiera, a później płynie do Bałtyku. Im bardziej wsłuchujemy się w takie słowa, tym bardziej jesteśmy osłupieni, jak w tych szczególnych okolicznościach można mówić takie rzeczy. Myślę, że większość Polaków, którzy dotychczas nie interesowali się specjalnie polityką, mieli do Komorowskiego stosunek ambiwalentny czy obojętny, w momencie kiedy zupełnie w moim przekonaniu nie sprawdza się w roli osoby pełniącej obowiązki głowy państwa i przy tym natłoku niestosownych sformułowań - coraz bardziej widzą, że jest to człowiek, który nie nadaje się na pierwszą linię. Być może jest to dobry reprezentant drugiej czy trzeciej linii, ale w żadnym wypadku nie jest to osoba, która kwalifikuje się na głowę państwa.
Są to tylko gafy?
- Nie chciałbym niczego psychologizować i zadawać pytania, skąd biorą się tego typu niezręczności, gafy, przejęzyczenia czy nawet nietakty, ale mam wrażenie, że marszałek Komorowski traci coraz bardziej rezon, pewność siebie, bo coraz bardziej widać, że każda okazja jest dla niego dobra do tego, by wypowiedzieć jakąś niefrasobliwość. W Moskwie mówił np. o tym, że Polacy byli tam ostatnio 400 lat temu, kiedy okupowali Kreml. Proszę sobie wyobrazić podobną wypowiedź kanclerz Angeli Merkel na Westerplatte. To tylko świadczy o tym, że pan marszałek Komorowski kompletnie nie ma wyczucia.
To osobliwe świadectwo o osobie ubiegającej się o najwyższy urząd w państwie...
- Świadczy to o nim po prostu źle. Widać, że ta rola przerosła marszałka Komorowskiego. Dopóki był niesłuchany bądź słuchany mniej uważnie jako osoba mniej istotna dla procesów politycznych, te rzeczy mu uchodziły. Jednak dopiero teraz zaczyna wychodzić to, że np. nazwał duńskie żołnierki "kaszalotami". Dzisiaj twierdzi, że przez lata będąc zamiłowanym myśliwym, zamienił strzelbę na aparat fotograficzny, co na dobrą sprawę irytuje jednych i drugich. Przeciwników odstrzału zwierząt, którzy pamiętają mu to, ale też myśliwych, którzy mówią, że dla stanowiska partyjnego czy politycznego jest w stanie zaprzeczyć swojemu życiorysowi. To wszystko świadczy o tym, że rola, w jakiej został obsadzony marszałek Komorowski, wyraźnie go przerasta. Mam nadzieję, że Polacy się zorientują odpowiednio wcześnie, czyli będą mądrzy przed szkodą, a nie po tym, jak go wybiorą, i dopiero później przez następne lata będą tego żałować.
Premier Tusk sam robi wypady na tereny zalewowe, zgodnie z PR trzyma ludzi za ręce, wysłuchuje słów krytyki i udaje równiachę. Czy służy to kandydatowi PO na prezydenta?
- To chyba jeszcze bardziej pogarsza sytuację marszałka Komorowskiego, bo jeszcze dobitniej pokazuje go jako polityka niesamodzielnego, substytutywnego, czyli zastępczego. Polityka, który w istocie jest przypadkowym bohaterem bieżących wydarzeń, który sobie nie radzi. Interwencje premiera Donalda Tuska pokazują bezradność Bronisława Komorowskiego i przynoszą dokładnie odwrotny efekt do zamierzonego.
Czy pustymi gestami da się przykryć merytoryczne braki kandydata?
- Mam nadzieję, że to się nie uda, że nie uda się przykryć tej, łagodnie mówiąc, niefrasobliwości marszałka Komorowskiego, czy też jego nieprzydatności do tego najwyższego urzędu w państwie. Mam nadzieję, że Polacy zorientują się jeszcze przed 20 czerwca, a już na pewno przed 4 lipca. Czego im i sobie życzę.
Za: http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100524&typ=po&id=po11.txt