Od lat jednak organizatorzy jubileuszów rocznicowych natrafiają na niesamowite dla nich problemy: jak ukryć prawdę przed społeczeństwem o powstaniu tego Związku, o ludziach, którzy go tworzyli, o i ich losach, o warunkach w jakich wynegocjowali porozumienie między władzami rządu, realizacji owych 21 Postulatów.
Od 30 lat; inicjatorzy uroczystości chcą bowiem zablokować niewygodną, wstydliwą , krępującą prawdę i przemycić zafałszowane fakty i zdarzenia.
Robili to już w czasie poprzednich rocznic. Przede wszystkim wymazywali nazwiska rzeczywistych twórców i działaczy opozycyjnych i związkowych tamtych czasów, a przemycali inne nazwiska, nieznane, bierne społecznie w tamtym czasie. W poprzednich jubileuszach 10-cia , 20-lecia i 25-lecia tak sprytnie manipulowano faktami , że społeczeństwo nie dowiadywało się o niewygodnej dla kierownictwa Solidarności prawdy. Zwłaszcza młodsze pokolenia nie znają prawdy o niedawnej przeszłości i karmione jest od 30 lat fałszem.
Stworzono i powiela się nadal taki prymitywny fałszywy schemat, że : w 1980 roku ludzie pracy niezadowoleni z warunków bytowych, stoczniowcy i inni robotnicy Wybrzeża, w Gdańsku, zorganizowali strajk. Po zakończeniu go, ludzie pracy zorganizowali Niezależne Samorządne Związki Zawodowe, które dążyły do stworzenia dobrobytu, wolności, niepodległości, sprawiedliwości , uwolnienie kraju spod kurateli Związku Radzieckiego. Jednak polscy komuniści, członkowie PZPR, wprowadzili stan wojenny i zahamowali realizację podjętych przez Solidarność celów.
W stanie wojennym działacze Solidarności bohatersko walczyli o odrodzenie Związku, wielu z nich internowano, represjonowano. Dzięki ich zdecydowanej postawie doszło do nowego porozumienia z władzami PRL , w Magdalen i przy „okrągłym stole. Solidarność przejęła władzę w kraju i zaczęła realizować przerwany przez stan wojenny program: tworzenia w Polsce ustroju kapitalistycznego mającego zapewnić dobrobyt, sprawiedliwość i praworządność .
Propaganda Solidarności z premedytacją przemilcza fakt, że strajki w lecie 1980 roku rozpoczęły się już w lipcu na Lubelszczyźnie, że wybuchły także w Szczecinie, że solidarnościowe ze strajkującymi na Wybrzeżu odbywały się we Wrocławiu, Wałbrzychu i na całym Dolnym Śląsku. Przemilcza się rolę i znaczenie stworzonych wcześniej, w Katowicach przez Kazimierza Świtonia Wolnych Związków Zawodowych na Śląsku, Szczecinie, Wrocławiu, Łodzi, wymienia się tylko Wolne Związki Zawodowe ( WZZ ) w Gdańsku, ale wybiórczo, przypomina niektórych ich założycieli i działaczy, a pomija bardzo aktywnych, pionierów tworzenia tego ruchu społecznego np. Jana Zapolnika . KOR , który od początku opanował kierownictwo powstający Związku narzucił przemilczanie tych niewygodnych faktów. Opinia krajowa, a także zagraniczna, przyjmowała narzucony pogląd, że wszystko , zaczęło się i pozytywnie zakończało w Gdańsku, pod przewodem Lecha Wałęsy i Kościoła. Przemilczano także strajki lipcowe w Lubelskiem, które miały znaczący wpływ na dalsze protesty w kraju.
Przypnijmy, że już 8 lipca 1980, zastrajkowała załoga WSK Świdnik, który rozprzestrzenił się na całej Lubelszczyźnie i w okresie do 25 lipca objął ponad 50 tysięcy osób ze 150 zakładach pracy.
Po raz pierwszy też w historii PRL władza komunistyczna została zmuszona do podpisania porozumienia ze strajkującymi.
Pojawia się zasadne pytanie: czy także tym razem kierownictwu Solidarności wspierane przez ludzi dawnej SB ,PZPR, i Kościoła zdoła sfałszować , przeinaczyć i ukryć przed społeczeństwem rzeczywiste fakty?
Dotychczas propaganda Solidarności używała takiego uproszczonego schematu: w sierpniu 1980 roku zbuntowali się robotnicy na Wybrzeżu, (najchętniej zawężano informacje do wydarzeń w Gdańsku, a bardzo niechętnie napomykano o Szczecinie , przemilczano, lipcowe strajki w Lubelskiem. tzw. strajki solidarnościowe w kraju, we Wrocławiu.
Prześlizgiwano się niechętnie przez temat tzw. 21 Postulatów strajkujących.
Po zakończaniu strajków sierpniowych niszczono planowo, z premedytacja wszelkie głosy i dokumenty niewygodne dla kierownictwa powstającego Związku.
Zwłaszcza wypowiedzi, uwagi i poglądy, wyrażone na piśmie. Jednakże dokumenty, a właściwie ich kopie się zachowały i można z nich się dowiedzieć prawdy, wszak fakty nie kłamią.
1/ Przetaczamy in extenso opis przebiegu strajku sierpniowego we Wrocławiu autorstwa ludzi, którzy wówczas aktywnie działali, m. in. Andrzeja Talara – młodego robotnika
2/ List Romualda Popłonyka, w obronie Związku przed jego wrogami,
3/ Wypowiedź działaczki „S” Magdaleny Żaboklickiej, ostrzegającą przed wypaczeniami idei Związku.
PRAWDA O STRAJKU I POWSTANIU SOLIDARNOSCI NA DOLNYM ŚLĄSKU
I.STRAJK WE WROCŁAWIU
W dniu 21 sierpnia 1980 roku pięć dni przed strajkiem we Wrocławiu został utworzony- z inicjatywy dra Leszka Skonki- Komitet Założycielski Wolnych Związków Zawodowych Dolnego Śląska. Należy tu zaznaczyć, że był to bardzo gorący okres strajkowy w Polsce i tego rodzaju inicjatywy były niebezpieczne i wymagały wielkiej odwagi . Za tę inicjatywę Leszek Skonka został zatrzymany przez SB i po 17-stu godzinach przewieziony do szpitala, a następnie zwolniony.
Komitet liczył kilkanaście osób, zaś trzon jego stanowili: dr Leszek Skonka, inż. Adam Skowroński, Andrzej Talar.
Po wybuchu strajków, w miarę rozwoju wydarzeń, aktywizowali się pozostali członkowie Komitetu.
Strajk we Wrocławiu rozpoczęła komunikacja miejska 26 sierpnia. W tym dniu Andrzej Talar z konieczności sam, bo Leszka Skonkę ponownie zatrzymała wrocławska SB- przekonywał około 1000 taksówkarzy o potrzebie podjęcia strajku w imię solidarności.
Jeszcze tego samego dnia Leszek Skonka, po zwolnieniu z aresztu zaoferował swoją pomoc jednemu z pierwszych spośród dużych zakładów pracy, które podjęły strajk -ZNTK.
Na drugi dzień wspomniany trzon Komitetu zgłosił się w Międzyzakładowym Komitecie Strajkowym oferując pomoc.
Dr Skonce powierzono funkcje doradcy ds. organizacji i zabezpieczenia siedziby MKS-u przed prowokacją. Andrzej Talar podjął niezmiernie wówczas potrzebną inicjatywę kontaktów między MKS-em a strajkującymi zakładami.
Inż. Adam Skowroński podjął się roli wszechstronnego łącznika, oddając jednocześnie do dyspozycji swój samochód.
Strajk we Wrocławiu, podobnie jak wszędzie, przebiegał w bardzo trudnych warunkach. Przedstawiciele Komitetu Założycielskiego WZZ wkroczyli w sytuację dopiero, co formującego się Prezydium MKS-u. Brak było ludzi zdolnych do kierowania, brak też było wiary w powodzenie rozpoczętego przedsięwzięcia.
Na przedstawicieli WZZ (Wolnych Związków Zawodowych. przyp. LS) spadł ogromny ciężar odpowiedzialności moralnej za tych ludzi. Ich postawa przyczyniła się do tego, że w MKS-ie sytuacja ulegała stopniowej normalizacji. Jednak w strajkujących zakładach było fatalnie. Duża rozwagą i talentem organizacyjnym wykazali się tutaj Andrzej Talar, Stanisław Grześków i Hubert Hanusiak- pełni energii, zapału i wiary w ludzi. Samorzutnie- podyktowała to gorąca potrzeba- ustanowili zespół d/s wyjazdów poza bramę MKS-u.
Każda wizyta tego zespołu w zakładach pracy kończyła się apelem o tworzenie Komitetów Założycielskich WZZ. Z końcem strajku zespół ten powiększył się o kilka zaledwie osób. Niewielu decydowało się wtedy na ryzyko zatrzymania przez SB. Prezydium MKS-u, składające się z delegatów strajkujących zakładów powiększało się bardzo szybko. Liczba delegatów świadczyła o ilości strajkujących zakładów. To właśnie spośród delegatów dr Skonka wyłonił, przez szkolenia, ponad siedemdziesięciu aktywistów, którzy przystąpili do WZZ, a po przeszkoleniu, część z nich wróciła do swoich zakładów pracy, aby tworzyć tam Wolne Związki Zawodowe-(jeszcze nie było Porozumienia Gdańskiego).
Od początku bardzo trudno było w ZNTK, później w PAFAWAGu (było już kilkadziesiąt strajkujących zakładów prócz tego giganta/. Sprawę należało wyjaśnić. PAFAWAG, jak magnes mógł pociągnąć kolejne- wahające się jeszcze- zakłady. Do wyjazdu przygotowali się: Hubert Hanusiak, Stanisław Grześków i Andrzej Talar. Po przyjeździe do PAFAWAG-u stwierdzili, że strajk trwa, ale już otwierano bramy fabryczne ;za namową podstawionego przez dyrekcję przewodniczącego strajku. Gorące i rzeczowe przemówienie Andrzeja Talara uspokoiło na tyle sytuację, że można było przystąpić do wyborów nowych władz strajkowych. Kierownictwo akcji objął Andrzej Talar.
W niespełna godzinę utworzony został Komitet Strajkowy z podziałem na wielorakie funkcje. Komitet ten z niewielkimi zmianami funkcjonuje po dziś dzień (1980r), obecnie jako Komisja Zakładowa. Nie obyło się wtedy bez oporów dyrekcji. Wieczorem, gdy cała załoga (7 tys. ludzi) szykowała się do okupowania zakładu, cały PAFAG pozbawiony został energii elektrycznej. Nadchodziła noc, poważnie obawiano się prowokacji z zewnątrz. W tym czasie Wrocławski MKS zaczął już korzystać z wydatnej pomocy lokalnej stacji Polskiego Radia. W wyniku decyzji podjętych przez Andrzeja Talara, Huberta Hanusiaka i Stanisława Grześkowa udali się do MKS-u zameldować o sytuacji. Informacja o strajku w PAFAWAG-u ”poszła w świat”. Następnego dnia (29 sierpnia) w drodze na kolejną interwencję- tym razem w „Dolmelu”- cztery osoby: Andrzej Talar, Stanisław Grześków, Piotr Franielczuk i Jan Nowak (gość z Gdańska) zostały zatrzymane przez pracowników SB. Bezprawnie przetrzymywano ich 60 godzin. Opuścili oni areszt dopiero po podpisaniu Porozumienia Gdańskiego. Talar i Grześków udali się natychmiast do MKS-u.
Rankiem 1 września do dyżurującego Andrzeja Talara (pozostali na skutek przemęczenia poszli spać) przyjechała delegacji z Wałbrzycha na czele z przewodniczącym strajkujących kopalń- Jerzym Szulcem. Sytuacja w Wałbrzychu była alarmująca. Górnicy postanowili strajkować dalej. W tej sytuacji inicjatywę znów przejmuje Andrzej Talar, zaopatrzony w „błogosławieństwo” i ustne pełnomocnictwa od Jerzego Piórkowskiego (ówczesny przewodniczący MKS we Wrocławiu). Przed wyjazdem wezwał na pomoc, za pośrednictwem kolegi z redakcji GR, terenowy oddział tej gazety w Wałbrzychu. Następnie namówił do wyjazdu Wrocławską Telewizję. Problem wałbrzyski spowodowany został pominięciem postulatów resortowych, bardzo istotnych dla górników. Wspomniana wyżej ekipa uspokoiła sytuację przedstawiając wzburzonym górnikom wyniki rozmów z Wiceministrem Kroczakiem.
II. ZWIĄZEK
Pierwszego września 1980 roku nad ranem Jerzy Piórkowski ogłosił zakończenie strajku a MKS przekształcił się w MKZ-et ( w Międzyzakładowy Komitet Założycielski). Większość delegatów rozjechała się do swoich zakładów pracy.
Lista urlopowanych przez Wojewodę obejmowała 19-ście osób, a w skład MKZ-etu wchodziło 21 osób, dwie osoby: Andrzej Talar i dr Leszek Skonka urlopu od Wojewody nie otrzymały, Andrzej Talar jako zrzeszony w usługach prywatnych, Leszek Skonka jako niepracujący.
Andrzej Talar został oficjalnie oddelegowany przez Jerzego Piórkowskiego do pomocy MKZetowi wałbrzyskiemu, między innymi celem powołania Komisji Ekspertów do rozmów z przedstawicielami Rządu nad realizacją postulatów resortowych. (Później Jerzy Piórkowski się wyprze, potem potwierdzi , a następnie znów zaprzeczy, że udzielił Andrzejowi Talarowi jakichkolwiek pełnomocnictw , natomiast adwokat Kaszubski, w czasie swojego ataku na Andrzeja Talara, stwierdzi, że „ przekroczył on udzielone mu przez Jerzego Piórkowskiego uprawnienia.
Dr Leszkowi Skonce, po przekształceniu MKS-u w MKZ NSZZ zaproponowano objęcie funkcji przewodniczącego MKZ całego Dolnego Śląska. Zaproponowaną funkcję gorąco poparł Jerzy Piórkowski, „jako człowiekowi , który sprawdził się na każdym odcinku drogi do strajku i przez strajk, człowiekowi o wysokich walorach moralnych i dydaktycznych , który włożył ogromny wysiłek w tworzenie tego związku zanim jeszcze władze zaaprobowały go” . Łączył on doskonale teorię z praktyką. (...) Doktor Skonka odmówił przyjęcia przewodnictwa. Stworzył dział organizacji i szkolenia. Powołał do tego „starą kadrę” z WZZ. (...)
Skład Prezydium MKZ we Wrocławiu w dniu 2 września 1980r. Prezydium miało liczyć 11 osób, gdyż 4 miejsca zostawiono dla przedstawicieli dużych zakładów pracy i tych instytucji, które nie brały z różnych względów udziału w strajkach i nie miały własnych Komitetów Strajkowych.
1. Jerzy Piórkowski – przewodniczący Prezydium MKZ
2. Bogdan Ziobrowski – wiceprzewodniczący
3 . Zbigniew Kopystyński – wiceprzewodniczący
4 . Czesław Stawicki – sekretarz
5 . Tomasz Surowiec – skarbnik
6 . Leszek Skonka – członek Prezydium
7 . Antoni Skinder - członek Prezydium
Do Zarządu wchodzili ponadto:
Zbigniew Przydział , Hubert Hanusiak , Władysław Frasyniuk , Adam Skowroński , Andrzej Talar , Fryderyk Swierkosz, Mieczysław Laska, a po paru dniach doszedł jeszcze Edward Majko i Z. Jankowiak, 10 – 15 miejsc zarezerwowano dla przedstawicieli zakładów pracy Dolnego Śląska i miasta Wrocławia.
Trzeciego września 1980 roku odbyło się pierwsze zebranie informacyjne MKZ – tu z delegatami z zakładów pracy. Prezydium MKZ stanowili wówczas: Przewodniczący Jerzy Piorkowski i czterech członków, z których tylko dwóch zabrało głos – Zbigniew Przydział i Leszek Skonka.
Zapowiedziano dalszy cykl szkolenia związkowego. Ideą tych szkoleń było zaszczepienie „młodym” związkowcom zasad demokracji, organizacji i kierunków działania nowego związku - oraz tworzenie ogniw związkowych w zakładach pracy. Na sali było tłoczno. Trafność wykładów przyciągała kolejnych chętnych do szkolenia. Po każdym wykładzie wywiązywały się dyskusje. Każdy miał prawo do wypowiedzenia swych wątpliwości, propozycji. Lektor nie uchylał się od odpowiedzi na pytania. Odpowiedzi były wyczerpujące i jasne. Stolik, przy którym stał lektor i podłoga wokół niego, były obstawione magnetofonami. Taśmy z wykładów – z inicjatywy samych słuchaczy – kilkakrotnie przegrywano i rozsyłano po przedsiębiorstwach. W toku szkolenia i dyskusji mówiono o zupełnie nowej strukturze organizacyjnej nowego Związku. Mówiło się, że nie będzie centralizacji, bo to ona jest przyczyną wielu nieprawidłowości i pozbawienia związkowców kontaktu z „władzą” związkową i odwrotnie.
Mówiło się też, że działalność NSZZ będzie demokratyczna, że będzie można swobodnie krytykować swoich przedstawicieli , a nawet odwołać ich z pełnionych funkcji.
Od początku mówiło się, że wstępny projekt Statutu będzie nam przedstawiony do konsultacji, dopiero po niej złożony zostanie w Sądzie.
(Bogdan Zbijewski, Andrzej Talar, Jerzy Smakowski, Henryk Sularz.
Uwaga !!! Przytoczony , tekst cytowany wiernie wymaga pewnych poprawek np. np. informacja o zebraniu tysiąca taksówkarzy jest przesadzone, Leszek Skonka
Walka o realizowanie ideałów Związku we Wrocławiu.
Już na samym początku, po zakończaniu strajku rozpoczęła się walka o realizowanie Umowy Sierpniowej i zasady demokracji w Związku.
Przykładem jest inicjatywa aktywnego działacza, przewodniczącego Związku w PP. Polmozbycie, adresowana do członków i kierownictwa Związku we Wrocławiu. Przytaczamy wiernie tekst tego pisma:
„LIST DO ZAKŁADOWYCH KOMITETÓW ZAŁOŻYCIELSKICH NIEZALEŻNYCH SAMORZĄDNYCH ZWIĄZKÓW ZAWODOWYCH WROCŁAWIA.
Jesteśmy grupą przedstawicieli Zakładowych Komitetów Założycielskich z kilku zakładów Wrocławia.
Nasze nazwiska i nazwy zakładów znajdują się na końcu tego listu, a połączył nas NIEPOKÓJ O NASZ WSPÓLNY CEL, O NIEZALEŻNE SAMORZĄDNE ZWIĄZKI ZAWODOWE.
Co jest przyczyną tego niepokoju? Otóż od pewnego już czasu jesteśmy świadkami rzeczy niezrozumiałych, w wielu wypadach wręcz sprzecznych z zasadami demokracji, to znaczy z tym, do czego wspólnie przecież dążymy. ( List powstał 24 września 1980 r., przyp. LS). I może nie doszłoby do napisania tego listu, gdyby nie kilka spotkań z ludźmi tak samo zaangażowanymi w budowę naszych Związków, u których zauważyliśmy ten sam niepokój.
Niezrozumiałą np. jest dla nas sprawą to, że nasz wspólny Statut, który ponoć powstał i o którym była mowa w Gdańsku, jeszcze do nas nie dotarł. Nie braliśmy też udziału w przygotowaniu Statutu, nikt go z nami nie konsultował i nikt nas nie informował o postępie prac. A przecież mieliśmy to zagwarantowane grubo wcześniej. Ta gwarancja zresztą powinna wynikać z samej zasady demokracji. Uważamy, że mamy pełne prawo wiedzieć, co ktoś w naszym wspólnym imieniu podpisuje, a podstawowym obowiązkiem Komitetu Założycielskiego z pl. Czerwonego jest nas o tym informować. Nie dotyczy to zresztą tylko Statutu. Lech Wałęsa w Gdańsku zanim podejmie uchwałę dotyczącą wszystkich zakładów pracy, zwołuje ich do siebie i pyta o zdanie. A czy nasz Komitet Założycielski z pl. Czerwonego kiedykolwiek o coś pytał? Przecież było mówione – „nic o nas bez nas”. Tymczasem, gdy chodzimy na plac Czerwony, to z wyjątkiem 3- 4 osób stale spotykamy nowe twarze w Zarządzie. Bo oto Komunikaty KZ NSZZ dowodzą, że zmiany w Prezydium następują przeciętnie dwa razy w tygodniu, ponieważ gdy weźmiemy spisy członków obecne i początkowe zaraz zauważymy brak kilku osób np. Skowrońskiego, Talara, dra Skonki i innych. Jest za to wielu nowych nazwisk, jak np. Modzelewski, Turkowski, Rak, Pieprz, Pawlik itp., którzy przecież nie dostali się do Komitetu Założycielskiego w drodze wyborów, ponieważ wyborów do naszej reprezentacji związkowej jeszcze nie było.
Są to, więc ludzie, których w ogóle nie znamy, i których nie wybieraliśmy. Padło już nazwisko dra Leszka Skonki. Pamiętamy dobrze jak sobie gardło zdzierał próbując z nas zrobić – jeszcze w MKS na Grabiszyńskiej w autobusie, potem dopiero na placu Czerwonym, znawców, a przynajmniej dobrych propagatorów idei Związków. Na jego wykłady – pamiętamy to dobrze – zawsze waliły tłumy i nikt nie wychodził, mimo tego, że nieraz trzeba było cały wykład stać. Słuchaliśmy go pilnie i widać było, że jest to człowiek oddany całym sercem sprawie przekazania nam Elementarza Niezależnych Związków. Kto był ostatniej nocy na Grabiszyńskiej, ten widział jak Jerzy Piórkowski ( przewodniczący Komitetu Strajkowego we Wrocławiu, przyp. Red.). osobiście wciągnął dra Leszka Skonkę na podwyższenie i wobec całej zgromadzonej na hali załogi i delegatów strajkujących zakładów dziękował serdecznie za wkład pracy. I nagle dra Skonkę się usuwa, ponieważ stał się zły. Cały czas był dobry dopiero ostatnio stał się zły. A maże stał się zły dopiero dla ludzi, którzy ostatnio pojawili się w Komitecie Założycielskim na placu Czerwonym i dlatego musiał odejść. I dlaczego nie była to decyzja Jerzego Piórkowskiego, bo gdyby była to by nas o tym poinformowano. Tymczasem nie mamy już ani Skonki, ani Piórkowskiego, o którym co prawda się mówi, że jest chory, ale tylu u nas przywódców jest chorych, że nie wiadomo czy można to brać poważnie. Wszystkie te refleksje nasuwają nam podejrzenie, że na pl. Czerwonym coś się niedobrego dzieje i że ludzie, którzy tam są postępują wobec nas nieuczciwie, a nawet wrogo.
Wobec tego uważamy za konieczne powołać nowy Międzyzakładowy Komitet Założycielski NSZZ, nie pytając nawet o zdanie obecnego. Musimy mieć NASZYCH przedstawicieli w MKZ, takich, których darzymy największym zaufaniem, wobec których nie wysuwamy żadnych zastrzeżeń i którym z całkowitym spokojem powierzymy reprezentowanie i prowadzenie naszych wspólnych spraw. Zwracamy się, więc z gorącym apelem do wszystkich Zakładowych Komitetów Założycielskich NSZZ Wrocławia o wydelegowanie najwartościowszych, Waszym zdaniem, przedstawicieli, spośród których wszyscy będziemy mogli wybrać w drodze demokratycznych wyborów ludzi, którym ufnie oddamy w ręce nasze sprawy związkowe. Zapraszamy was w piętek 26.09. br. ( ...) Wrocław ul. Kamienna 145
Autorem listu był Romuald Popłonyk przewodniczący Komitetu Założycielskiego NSZZ w Polmozbycie, a sygnatariuszami listu byli m.in.:
Jerzy Smakowski z Wojewódzkiego Urzędu Poczty Wrocław, Henryk Pasek z PBDiM, Elżbieta Potoczek z PBDiM, Stanisław Grześków z ZNTK, Ryszarda Bieńkowska z ZOZ- Krzyki, Andrzej Jędrzejewski z Wrocławskiej Centrali Mat. Bud., Bogusław Zbijewski z Biura Projektów Bud. Komunalnego Wrocław, Adam, Skowroński z Kombinatu Geolog. Zachód, Henryk Sularz z Międzywoj. Spółdzielni Inwalidów „Odra”, Andrzej Talar z woj. Zrzeszenia Prywat. Handlu i Usług w Wałbrzychu. Na skutek „zabiegów” ( recte nacisków, przyp. LS.)Henryk Pasek, Adam Skowroński, Stanisław Grześków, kilka dni później także Ryszarda Bieńkowska wycofali swoje podpisy. Mimo wycofania zaproszenia spotkanie się odbyło.
LIST DZIAŁACZKI – Magdaleny Zaboklickiej z Wrocławia
Do Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego NSZZ „Solidarność” we Wrocławiu
Na początku wyjaśniam; to, co napiszę dotyczyć będzie zebrania, które odbyło się w piątek ( 17.10.1980), W auli Politechniki (Wrocławskiej, przyp., LS.), A raczej spraw tam poruszanych. Właściwie powinnam zabrać głos na zebraniu, tak nakazywało mi moje sumienie. Jeżeli tego nie zrobiłam to dlatego, że należę do osób nieśmiałych, nie umiem przemawiać publicznie, a ponadto zanim wypowiem swoje zdanie, muszę sobie rzecz najpierw przemyśleć.
A więc przemyślałam, ale niesmak i przygnębienie, jakie napełniły mnie niektóre fragmenty zebrania, niektóre wypowiedzi, a może jeszcze bardziej reakcja sali na te wypowiedzi nie opuściło mnie dotąd. Wybaczcie, że piszę o swoich osobistych odczuciach. Cóż mogą one obchodzić Was, którzy macie tyle i tak doniosłych obowiązków na swoich barkach? A jednak wysłuchajcie, bo to jest głos z dołu”, i to głos – wierzę w to, na pewno nie odosobniony, wyrażający odczucie jakiejś części aktywu związkowego.
Chodzi mi tu o sprawę dr Skonki, ale nie o niego ”jako takiego”, lecz o to, co się wokół tej osoby dzieje, i jak się dzieje.
Właśnie jak się dzieje. Z dr Skonką zetknęłam się po raz pierwszy na szkoleniach prowadzonych w pierwszej połowie września (1980 r.) w budynku przy placu Czerwonym, gdy w dusznej, przepełnionej sali po kilka godzin dziennie wykładał takim jak ja „świeżo upieczonym” aktywistom związkowym „abecadło związkowe”. Jego widoczne dla wszystkich zaangażowanie i jego trud budziły uznanie słuchaczy. Wybaczcie mi, że pozwolę sobie znów na osobiste wynurzenia: wstępowałam w tym okresie czasu często do Waszej siedziby, nawet już nie koniecznie po komunikaty, czy konkretne informacje, ale czasem tylko z zewnętrznej potrzeby, jak do miejsca – wybaczcie patos, z którego bije źródło Odnowy. W tym, że taki kult czułam do tego miejsca była niemałą zasługą właśnie dr Skonki. Potem były jakieś, niezbyt jasne dla „szerokiego aktywu” oświadczenia, bodaj, że w Komunikacie nr 4 i jakieś jeszcze mniej jasne!!) Pogłoski, z których wynikało, że drogi dr Skonki i Prezydium MKZ rozeszły się.. Trochę dziwiliśmy się ( mówię o paru osobach, które również bywały na wykładach i z którymi zdarzało mi się na ten temat rozmawiać/, ale nawet nie tak bardzo, bo przecież taki to już teraz burzliwy czas, że ciągle i chyba wszędzie ścierają się poglądy, opinie, przekonania, wybuchają spory i sprzeczki.
Potem było zebranie w dniu 3 października, na którym wasze Prezydium przedstawiło się delegatom z zakładów pracy, i na którym omówiono działalność MKZ. Mówiono także o prowadzonym przez MKZ szkoleniu.
Wymieniono jako pioniera p. Skowrońskiego( przepraszam, jeśli pomyliłam nazwisko), a o Skonce nic. Jakby nigdy nie istniał. Byłam niemile zaskoczona, naturalnie nie tylko ja jedna. Sądziłam, bowiem, że niezależnie od tego, czy Skonka się „odłamał”, czy nie, należało przecież wspomnieć o wkładzie jego pracy, zwłaszcza, że wkład ten był przecież niemały. Ale jeszcze i to przemilczenie można by uznać za gafę, niemiłą, ale wybaczalną, w tym gorącym okresie. Jednak to, czego widownią stała się aula Politechniki, gafą już nazwać się nie da. To było gorszące i zasmucające widowisko.
Już sposób, w jaki niszczył, ( bo chyba tylko tak można to określić) Skonkę p. mecenas Kaszubski, nie był piękny, ale cóż p. Kaszubski jest prawnikiem, a oni - wiadomo – przywykli z człowieka, o którym mówią robić anioła lub diabła, w zależności od tego, czy bronią, czy też oskarżają; to już takie ich „ skrzywienie zawodowe”.
Trudno, bardzo trudno uwierzyć nam, którzyśmy słuchali wykładów dr Skonki, aby był on agentem, jak to nader wyraźnie insynuował w swoim krasomówczym wystąpieniu mec. Kaszubski . Oczywiście Skonka mógł nie mieć racji i pewnie jej rzeczywiście nie miał twierdząc, że powinny powstać związki regionalne, a nie jeden ogólnopolski. Ale przecież taki sam pogląd wyznawali podobno - jak to nas chyba właśnie p. Kaszubski uświadamiał na poprzednim zebraniu - przedstawiciele gdańskiego MKZ, a mimo to nikt nie poddawał w wątpliwość ich intencji). Uważam, że wystarczyło w swoim czasie oświadczyć, – bo jednak ludziom się jakaś informacja należała-, że pan Skonka nie jest już członkiem Prezydium, ponieważ obstawał przy swoich poglądach na niektóre kwestie ruchu związkowego, wbrew zdaniu większości Prezydium MKZ, wobec czego obecnie w tym, co głosi nie reprezentuje już MKZ-etu, a jedynie siebie samego. I to byłoby w porządku), Mniejsza jednak o wypowiedź p. Kaszubskiego, bo to, co było dalej było znacznie gorsze. Wystąpił ten młody człowiek, nazwiskiem chyba Jabłoński (Zenon, przyp. LS) i zaczął dość nerwowo, ale przecież nie obraźliwie, wygłaszać zarzuty pod adresem Prezydium. Z sali zaczęły się gwizdy i protesty. I wtedy, prowadzący zebranie, zamiast uciszyć salę, kazał mu zejść z mównicy.
Nie należało tego robić. I to kimkolwiek mówca by był i cokolwiek chciałby powiedzieć. To się niestety nazywa tłumienie krytyki, a tego Wam, szermierzom demokracji pod żadnym pozorem robić nie wolno. W naszym Związku przecież ma być lepiej, szczerzej, sprawiedliwiej niż w tych starych instytucjach, przeciwko, którym występujemy. To prawda, że teraz jest czas walki i bardzo ważna jest jedność, ale przecież najważniejsza jest Demokracja. Bo to o nią walczymy. A nie można o nią walczyć gwałcąc jej zasady. Nie mówmy sobie, że to tylko teraz, na razie tak musimy. Jeżeli tak zaczniemy, to później będziemy te metody stosować i zawsze znajdziemy na nie jakieś usprawiedliwienie.
Najbardziej przerażające i odrażające było wystąpienie ostatniego mówcy ( tego z Kontroli Dochodów Państwa, nazwiska nie zanotowałam). Typowy demagog w najgorszym tego słowa znaczeniu. Miotał się i rzucał obelgami, a ludzie na sali pobudzeni w swoich najniższych (zdajmy sobie z tego sprawę) instynktach, żywiołowo klaskali, zaś Prezydium... Słuchało i akceptowało.
A ja słuchałam i przypominały mi się różne wstrząsające sceny z literatury i filmów, np. nazistowskie wiece, gdy Hitler dochodził do władzy; albo obrazek, jak rozjuszony tłum kamieniuje kobietę, dobrze nie wiedząc za co, to znów, gdy linczują Murzyna i jeszcze inne tym podobne.
Powtarzam nie chodzi mi o Skonkę i jego zwolenników, choć oczywiście nie jest dobrze, jeśli ich krzywdzicie, ale nie to jest najważniejsze. Ważniejsze jest to, że historyczny wir wydarzeń wyniósł Was na piedestał. Przypadła Wam ważna i zaszczytna rola. Ku wam wracają się teraz z nadzieja oczy i serca społeczeństwa. Nie zapominajcie, więc co sobą reprezentujecie i jaką stratę poniesie idea, której służycie, jeżeli nie będziecie umieli godnie jej służyć. Powiesiliście na sali, w której odbywało się zebranie, Krzyż. Inna sprawa, czy to stosowna okazja, aby Go wieszać, ale jeżeli już powiesiliście, to pamiętajcie, co on symbolizuje. Strzeżcie się, aby w imię Krzyża nie zapalać stosów dla czarownic. Jest to, bowiem największa krzywda, jaką człowiek może wyrządzić Bogu.
Maria Magdalena, Żaboklicka, Wrocław ( podkreślenia red.)
Jak się okazało ostrzeżenie miało proroczy charakter? Istotnie „Solidarność” zapaliła stosy dla nieprawomyślnych Polaków i płoną one nadal pod tym samym szyldem i milczącym Kościele.
dr Leszek Skonka
Były działacz opozycji demokratycznej, uczestnik Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela (ROPCiO), założyciel Wolnych Związków Zawodowych na Dolnym Śląsku, współorganizator i współkierujący strajkiem w sierpniu 1980 roku we Wrocławiu, inicjator i przewodniczący istniejącego od 1988 roku Komitetu Pamięci Ofiar Stalinizmu w Polsce, Instytutu Badań Stalinizmu i Patologii Władzy, redaktor Wydawnictwa „Pamięć Narodu”, Uznany przez IPN za Pokrzywdzonego
Wrocław 2010-07-27
Proszę niezależne media o upowszechnienie tych materiałów demaskujących kłamstwa kierownictwa Solidarności. Dziękuję- Leszek Skonka!!!
Za: http://www.propolonia.pl/blog-read.php?bid=107&pid=2787