Nagle akcja się ożywia. Słońce chowa się na dłużej za kopułą gałęzi. Pojawia się wiatr. Wraz z nim zajeżdża samochód. Otwierają się drzwi. Plażę przenikają dzikie rytmy z radia. Z sosen zerwało się stado wron. I oto rodzinka z butelkami piwa w dłoniach: tata, synek, mamuśka. (Trzeba przyznać, że młodsze dzieci jeszcze nie miały butelek w dłoni.).
Od lat zastanawiam się nad problem rzekomej niższości moralnej słuchaczy Radia Maryja, nad słuchaczami tzw. stacji komercyjnych. I oto miałem okazję się odchamić. Poprzebywać z lepszym typem człowieka. Kąpielisko zaczęło się zapełniać. Zewsząd dochodziły odgłosy różnych: "zetek", "eremefów", "esek", "gold przebojów" ...
Wkrótce pojawiła się grupa studentów i studentek, którzy rozłożyli się w najbliższym sąsiedztwie mojego koca.
Panienka jęła rozkładać krzesełko składane. Po chwili głośno wyraziła swój gniew:
- Dlaczego to pier... krzesło nie chce się rozłożyć?
W odpowiedzi jeden z młodzieńców, jak na gentelmena przystało, ruszył na pomoc. Jął szarpać i prostować mebel wykrzykując:
- Je... krzesło. Kur... o co tu chodzi?
Tak nasza młodzież nie mogła sobie poradzić z trudnym zadaniem rozłożenia krzesełka. W końcu panienka usiadła na źle rozłożonym. A że miała spore gabaryty krzesło trzasnęło, a ona wylądowała na piachu, wywołując inteligencki rechot "młodych, wykształconych" kolegów.
- Wyp... to je... krzesło - nakazała młodzieńcowi. Ten natychmiast wypi... krzesło w krzaki.
Młódź po konsumpcji piwa wpadła na pomysł, żeby się wykąpać. Jeden ze studentów poszedł sprawdzić, jak zimna jest woda. Woda była zaj... Słysząc taką ocenę kwiat młodzieży potupał w stronę jeziora.
Po powrocie rozmawiano o tym i o owym. O sesji i jeb... profesorach, o modzie i aktorkach (dziewczyny), o sporcie, wreszcie o polityce, a głównie o zaletach Komorowskiego, o Palikocie ("co daje do pieca"), rechotali z "Kaczora", narzekali na kler itp. Z "komórek" przestawionych na radio, sączyły się "zetki", "eremefy" i inne takie. Na studenckim kocu powiewała, niczym sztandar, wiadoma gazeta, co chwilę przeglądana przez innego studenta(kę).
Podchmieleni poczuli się swobodnie: załatwiali się bez skrępowania niedaleko pod krzaczkiem oraz rzucali pety, gdzie popadło (jeden nawet wpadł do mojego buta). Gdy zwróciłem im uwagę, popatrzyli na mnie, jakby swym telepatycznym wzrokiem poznali we mnie słuchacza Radia Maryja - nienawistnika i pieniacza.
Gdy po tym metafizycznym doświadczeniu, przed odjazdem upychałem manatki i sadowiłem dzieci w samochodzie, popatrzyłem jeszcze raz na chyboczące się sosny. Jeden ze studentów - ten co wrzucił mi niedopałek do buta - pogardliwie spojrzał w moją stronę. Pomyślałem, że czas uciekać.
Tylko dokąd?
Oni są przecież wszędzie.