Przeczytaj także opinię w tej sprawie prof. Jana Żaryna, opublikowaną przez Katolicką Agencję Informacyjną. Jest ona tak rzeczowa, że żadnego komentarza do niej dodawać nie trzeba.
http://ekai.pl/wydarzenia/wywiad/x38045/gross-usiluje-zniszczyc-wizerunek-polakow/
A to zapowiedziany rozdział, który w książce jest zamieszczony jako przedostatni. Żadnych skrótów i zmian w nim nie dokonywałem. Numerację przypisów program komputerowy sam sobie nadał, choć w oryginale numeracja ta zaczyna się od liczby 147.
A co na to wszystko kościół katolicki? - str 110
Analizując ikonografię zbrodni w Jedwabnym badacz literatury polskiej, Przemysław Czapliński, dokonuje przejmującego odkrycia “mimowolnej realizacji”, jak pisze, “wstrząsająco prostego i wyrazistego scenariusza, którego Niemcy z całą pewnością nie narzucili. Oto wyciąganie z domów, przepędzanie ulicami miasteczka, lżenie, obrzucanie kamieniami, a także upokarzające zmuszenie do przetransportowania pomnika [Lenina], wreszcie zaś doprowadzenie do stodoły ułożyły się w odruchowo przez Polaków zaaranżowaną drogę krzyżową. Dorosła społeczność jedwabieńska, dzięki automatyzmowi zachowań procesyjnych, a także za sprawą poszukiwania wzorca ‘przemarszu ostatecznego’, odtworzyła mękę Chrystusa. Na ironię zakrawa fakt, że Żydzi, których prześladowania zawsze usprawiedliwiano niegdysiejszym zabójstwem Chrystusa, tym razem wystąpili właśnie w roli Zbawiciela, Polacy zaś obsadzili wszystkie role zwyczajowo przypisane postaciom Żydów.
Byli tego dnia judaszami, którzy wydali na mękę, strażnikami, którzy wkładali na barki Chrystusa krzyż (tutaj: pomnik Lenina), wreszcie egzekutorami, którzy doprowadzili Jezusa na miejsce kaźni. [Żydów w Jedwabnym zmuszono, między innymi, do rozbicia pomnika Lenina postawionego w miasteczku przez Sowietów i „pochowania” kamiennych fragmentów w ceremonii, której towarzyszyły drwiny otaczającego tłumu i która zakończyła się wymordowaniem i wrzuceniem do tej samej mogiły Żydów, którzy donieśli pomnik do miejsca pochówku]. Dzięki uruchomieniu scenariusza drogi krzyżowej mieszkańcy Jedwabnego, mocą antysemickiej interpretacji chrześcijaństwa nie tylko wiedzieli, jak mają postępować, lecz także byli święcie (!) przekonani, że ich postępowanie jest uprawomocnione”.[1][1]
Nawet dla niewtajemniczonych los Żydów podczas Zagłady przywodzi na myśl obraz Męki Pańskiej. Widzieliśmy też, że w układzie czaszek i kości możemy na naszym zdjęciu zobaczyć zarys zdjętego z krzyża Chrystusa. Czaszka i skrzyżowane piszczele to znak memento mori. Dokoła tłum gapiów, rzymscy legioniści i halabardnik -- odstający od reszty milicjant z karabinem ustawionym jak pika gotów aby Mu zadać ranę w piersi. Himmelweg - “Droga do Nieba” -- albo Schlauch, mówili oprawcy z Bełżca, Treblinki i Sobiboru o zasłoniętym gałęziami i ogrodzonym drutem kolczastym przejściu łączącym komory gazowe z barakami gdzie Żydom kazano się rozbierać. Tamtędy pędzono wszystkich na śmierć. To była kalwaria, ostatnia droga, droga krzyżowa XX wieku.
Ale chociaż religia do dziś odgrywa ogromną rolę w życiu polskiej społeczności to kościół katolicki jest Wielkim Nieobecnym Zagłady polskich Żydów. Mężczyźni i kobiety otaczający na zdjęciu piszczele i czaszki ofiar zapędzonych “szlauchem” do “nieba” w najbliższą niedzielę odświętnie ubrani pójdą do kościoła, ale o znaczeniu tego co się działo na terenie ich parafii -- w obozie zagłady -- niewielką mieli szansę dowiedzieć się podczas świątecznego kazania. Jan Grabowski, po przeczytaniu akt kilkuset “sierpniówek” stwierdził ze zdumieniem, że słowo “ksiądz” nie pojawia się w nich ani razu.[2][2] Inny historyk napisze z goryczą: “przykre, że najpoważniejsza rola w zmowie milczenia i współuczestnictwa, poprzez przyzwolenie, w tych zbrodniach – sensu largo oczywiście – przypada polskiemu Kościołowi”.[3][3]
Dodajmy, że kościół katolicki był obecny jako najważniejsza polska instytucja przez cały okres niemieckiej okupacji. Proboszcz do dzisiaj pozostaje najwyższym moralnym autorytetem polskiej wsi. Tymczasem lektura dokumentów epoki ukazuje brak reakcji księży katolickich na zbrodnię ludobójstwa, która rozgrywała się dokładnie w miejscu gdzie pełnili służbę duszpasterską – zbrodnię, w której jak wiemy uczestniczyła miejscowa ludność. Oczywiście były wyjątki od tej reguły. Niemniej pytanie, które Stanisław Ramotowski zadał proboszczowi z Radziłowa -- czy “’księdzu to nie przeszkadza jak morderca przychodzi do kościoła w futrze po Żydzie?’, bo każdy wiedział, że Dziekoński chodzi w futrze po Szlapaku” i na które ksiądz Dołęgowski “nie odpowiedział” -- można było równie dobrze zadać wiejskim proboszczom we wszystkich miejscowościach, w których przed wojną zamieszkiwali Żydzi.[4][4]
Bo przypadek Dziekońskiego nie był odosobniony. “Chłopi nosili spencerki, takie krótkie kurtki domowej roboty,” powie dziennikarce Annie Bikont ochrzczony Żyd, który wojnę jako dziecko spędził w Rosji a potem wrócił na Podlasie gdzie koledzy traktowali go jak swojego. “Jak po wojnie ktoś do kościoła wszedl w pelisie, wiadomo było, że pożydowska”.[5][5] Cytowana wcześniej wypowiedź ukraińskiego rozmówcy księdza Desbois -- “pewnego dnia obudziliśmy się w miasteczku i wszyscy mieliśmy na sobie żydowskie ubrania”[6][6] – daje się z pewnością zastosować do wielu polskich miasteczek i wsi.
Kościelny obrachunek z okresem okupacji wymaga objaśnienia braku reakcji na ludobójstwo, którego dokonywano wówczas na oczach polskiego duchowieństwa. Nawet szczególnie szanowany za wyniosłą postawę wobec okupanta arcybiskup Adam Sapieha nie protestował u zarządcy Generalnej Guberni, Hansa Franka, w sprawie nazistowskiej akcji mordowania Żydów. W jego wypowiedziach ani w ówczesnych wypowiedziach innych hierarchów polskiego Kościoła – wspomina w wywiadzie ksiądz Stanisław Musiał – nie ma “nic, nie ma żadnych śladów współczucia czy troski. To jest przerażające.”[7][7] Współczesny znawca epoki stawia jeszcze surowszą diagnozę. “W znanych historykom dokumentach z okresu 1942-1943,” pisze Dariusz Libionka, “nie ma śladu żadnego zainteresowania [podkr. nasze] losem Żydów ze strony biskupów”.[8][8]
W kilkudziesięciu listach przesłanych przez polskich biskupów do Rzymu, które opublikowano w oficjalnym watykańskim zbiorze dokumentów na temat Drugiej Wojny Światowej – Actes et Documents du Saint Siege relatifs a la Seconde Guerre Mondiale – nie ma żadnych informacji o Zagładzie Żydów. Nie ma w nich nawet mowy o sytuacji konwertytów, która była przedmiotem troski hierarchów katolickich innych krajów okupowanych, wzywających Watykan aby interweniowano w ich sprawie.[9][9] Najważniejszym, a właściwie jedynym kościelnym źródłem informacji z Polski o tragicznej sytuacji Żydów są listy wysyłane do Stolicy Apostolskiej przez metropolitę kościoła greckokatolickiego, Andrzeja Szeptyckiego.[10][10] On też, w odróżnieniu od biskupów kościoła rzymskokatolickiego, wydał polecenie aby ukrywano Żydów w klasztorach greckokatolickich i budynkach kościelnych. (Ukrywanie Żydów w klasztorach rzymskokatolickich odbywało się z inicjatywy podejmowanej na miejscu przez osoby duchowne).
Polska ambasada przy Watykanie dostarczała memoriały o sytuacji ludności polskiej, kościoła i eksterminacji Żydów watykańskiemu sekretariatowi stanu, o czym z pewnością wiedział główny kościelny korespondent Watykanu z Polski, krakowski arcybiskup Sapieha. Ale, jak podkreśla Libionka, ta “wiedza o zabiegach dyplomatycznych rządu i ambasady bynajmniej nie zwalniała arcybiskupa krakowskiego z obowiązku alarmowania papieża o tragicznym położeniu Kościoła i ludności polskiej. W odniesieniu do Żydów nakazu takiego w polskich kręgach kościelnych najwyraźniej nie odczuwano. Nie próbowano również skorzystać z pośrednictwa polskiego podziemia ani osób prywatnych, tak Włochów, jak i Polaków, aby przekazać Stolicy Apostolskiej jakieś materiały w tej sprawie, choćby te dotyczące prześladowania konwertytów”.[11][11]
Zgodne milczenie duchowieństwa katolickiego nad męczeństwem narodu żydowskiego (naturalnie byli poszczególni księża, którzy zachowywali się inaczej), nie brało się ot tak z zapomnienia czy osobistych przywar członków kleru. To było stanowisko świadome, przemyślany wybór w oparciu o dobrze wyartykułowany światopogląd. Miarodajne w sprawach kościelnych źródło, powielając propagowane przez Kościół od przedwojny hasła o szkodliwości żydowskich wpływów, potrafiło nawet uznać “za osobliwe zrządzenie Opatrzności Bożej, że Niemcy, obok mnóstwa krzywd jakie wyrządzili i wyrządzają naszemu krajowi, pod tym jednym względem dali dobry początek, że pokazali możliwość wyzwolenia polskiego społeczeństwa spod żydowskiej plagi i wytknęli nam drogę, ktorą, mniej okrutnie oczywiście i mniej brutalnie, ale konsekwentnie iść należy. Jest to wyraźne zrządzenie Boże, że sami okupanci przyłożyli rękę do rozwiązania tej palącej kwestji, bo sam naród polski, miękki i niesystematyczny, nigdy nie byłby się zdobył na energiczne kroki w tej sprawie niezbędne”.[12][12] Cytowany fragment Sprawozdania kościelnego z Polski za czerwiec i połowę lipca 1941 zredagowano w środowisku kościelnym latem 1941 roku, pewnie więc do autora nie dotarły jeszcze wieści, ze “naród polski” tu i ówdzie swoją “miękkość” w traktowaniu żydowskich sąsiadów zdołał przezwyciężyć. [13][13]
Studium postaw hierarchii kościelnej wobec eksterminacji Żydów Libionka podsumowuje bardzo wstrzemięźliwie -- “polscy biskupi na temat Zagłady trzech milionów polskich Żydów, których nigdy nie traktowali jako współobywateli, niewiele mieli do powiedzenia”.[14][14] Ale za to proboszcz ze wsi Jasienica wypowiedział się po wojnie na temat rozkopywania cmentarzyska popiołów w pobliskiej Treblince: “nie ganił tych występków, a wręcz przeciwnie, stwierdził, ‘ze są to groby żydowskie i złote koronki czy biżuteria nie powinny leżeć w ziemi’”.[15][15]
[1][1]
[2][2]
[3][3]
[4][4]
[5][5] Ibid., str. 73.
[6][6] Patrick Desbois, op. cit., str. 97
[7][7] Witold Bereś i Krzysztof Burnetko, Duchowny niepokorny. Rozmowy z księdzem Stanisławem Musiałem, (Świat Książki, Warszawa, 2006: 192). Patrz także Leon Poliakov, “The Vatican and the Jewish Question”, Commentary, listopad 1950, str. 442.
[8][8] I dalej kontynuuje autor opracowania: “Echa Zagłady nie pojawiły się też podczas trzeciej konferencji Episkopatu zwołanej 1 czerwca 1943 r. czyli w kilkanaście dni po zdławieniu powstania w getcie warszawskim” (Dariusz Libionka, “Polska hierarchia kościelna wobec eksterminacji Żydów – próba krytycznego ujęcia”, Zagłada Żydów, no. 5/2009, str. 42, 43).
[9][9] Dariusz Libionka, ibid., str 44, 45.
[10][10] Dodajmy, że odpowiedź papieża na list Szeptyckiego, w którym jest mowa między innymi o mordowaniu tysięcy Żydów na widoku ludności cywilnej, nie zawiera żadnej wzmianki na ten temat (Friedlander, op. cit., str. 464).
[11][11] Dariusz Libionka, ibid., str. 48, 49.
[12][12] Krzysztof Jasiewicz, op. cit., str. 42, 43.
[13][13] “Poglądy na kwestie żydowską wyrażone w dokumencie kościelnym” – cytujemy komentarz do tekstu napisany przez Krzysztofa Jasiewicza w 2001 roku – “a jest to oficjalny dokument Polskiego Państwa Podziemnego, sporządzony zgodnie z pragmatyką służbową i przesłany kanałem łączności konspiracyjnej do agendy Rządu RP w Londynie – akurat paręnaście dni po zbrodni w Jedwabnem, nawet jeśli nie są do końca reprezentatywne, jeśli nawet zostały wyłożone w stanie niewiedzy o tej lub innych zbrodniach, wymagają publicznej, bardzo poważnej debaty. I chyba czegoś znacznie więcej. Szczególnie, że nie można wątpić, iż autor (autorzy) dokumentu dobrze był zorientowany w sytuacji panującej w gettach. A były to już wówczas realia przerażające każdego człowieka” (Jasiewicz, op. cit., str. 44). Pełny tekst dokumentu zacytowany jest w aneksie do książki Jasiewicza (op. cit., str. 1195-1203).
[14][14] Dariusz Libionka, ibid., str. 69.
[15][15] Rusiniak, op. cit., str. 207.
Za: Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski
"Złote żniwa" paszkwilem na Kościół?
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski opublikował dziś na swojej stronie internetowej kolejny szokujący fragment eseju Jana Tomasza Grossa "Złote żniwa". "Czynię to w imię zasady pro publico bono, gdyż polscy katolicy mają prawo poznać tekst, który ich szkaluje, a który już wkrótce będzie wydany przez środowisko określające się jako katolickie" - pisze ks. Isakowicz-Zaleski.
Już na początku Gross porównuje tragedię Żydów do Męki Jezusa Chrystusa: Nawet dla niewtajemniczonych los Żydów podczas Zagłady przywodzi na myśl obraz Męki Pańskiej. Widzieliśmy też, że w układzie czaszek i kości możemy na naszym zdjęciu zobaczyć zarys zdjętego z krzyża Chrystusa. Czaszka i skrzyżowane piszczele to znak memento mori. Dokoła tłum gapiów, rzymscy legioniści i halabardnik -- odstający od reszty milicjant z karabinem ustawionym jak pika gotów aby Mu zadać ranę w piersi. Himmelweg - “Droga do Nieba” -- albo Schlauch, mówili oprawcy z Bełżca, Treblinki i Sobiboru o zasłoniętym gałęziami i ogrodzonym drutem kolczastym przejściu łączącym komory gazowe z barakami gdzie Żydom kazano się rozbierać. Tamtędy pędzono wszystkich na śmierć. To była kalwaria, ostatnia droga, droga krzyżowa XX wieku.
Chwilę później autor "Złotych żniw" wypowiada kontrowersyjny werdykt: Ale chociaż religia do dziś odgrywa ogromną rolę w życiu polskiej społeczności to kościół katolicki jest Wielkim Nieobecnym Zagłady polskich Żydów.
Z podobną łatwością Gross przedstawia, nakreślony przez siebie, wizerunek kard. Sapiehy: Kościelny obrachunek z okresem okupacji wymaga objaśnienia braku reakcji na ludobójstwo, którego dokonywano wówczas na oczach polskiego duchowieństwa. Nawet szczególnie szanowany za wyniosłą postawę wobec okupanta arcybiskup Adam Sapieha nie protestował u zarządcy Generalnej Guberni, Hansa Franka, w sprawie nazistowskiej akcji mordowania Żydów.
Rzekome milczenie duchowieństwa nad tragedią Żydów było, zdaniem Grossa, wynikiem świadomego stanowiska, opartego na "wyartykułowanym światopoglądzie".
Do najbardziej rażącej manipulacji dochodzi pod koniec rozdziału, gdy Gross cytując dokument wydany rzekomo przez działaczy podziemia, sugeruje jego autorstwo Kościołowi katolickiemu: Miarodajne w sprawach kościelnych źródło, powielając propagowane przez Kościół od przedwojny hasła o szkodliwości żydowskich wpływów, potrafiło nawet uznać “za osobliwe zrządzenie Opatrzności Bożej, że Niemcy, obok mnóstwa krzywd jakie wyrządzili i wyrządzają naszemu krajowi, pod tym jednym względem dali dobry początek, że pokazali możliwość wyzwolenia polskiego społeczeństwa spod żydowskiej plagi i wytknęli nam drogę, ktorą, mniej okrutnie oczywiście i mniej brutalnie, ale konsekwentnie iść należy. Jest to wyraźne zrządzenie Boże, że sami okupanci przyłożyli rękę do rozwiązania tej palącej kwestji, bo sam naród polski, miękki i niesystematyczny, nigdy nie byłby się zdobył na energiczne kroki w tej sprawie niezbędne”. Cytowany fragment Sprawozdania kościelnego z Polski za czerwiec i połowę lipca 1941 zredagowano w środowisku kościelnym latem 1941 roku, pewnie więc do autora nie dotarły jeszcze wieści, ze “naród polski” tu i ówdzie swoją “miękkość” w traktowaniu żydowskich sąsiadow zdołał przezwyciężyć.
Cały tekst rozdziału "A co na to wszystko Kościół katolicki?" na stronie ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego.