Kłamstwo ma krótkie nogi. To stara zasada, o której wielu polityków zapomina zarówno w czasie kampanii wyborczych obiecując potencjalnym wyborcom gruszki na wierzbie, a po przejęciu władzy pozostaje im tylko robienie dobrej miny do beznadziejnej gry, co obecnie nazywa się tzw. PR –em. Mistrzami w tej dziedzinie są politycy rządzącej koalicji, którzy w usłużnych mediach nieustannie przekonują nas o swojej wspaniałości. Wymienienie wszystkich propagandowych ściem obecnego rządu zajęłoby za wiele miejsca i czasu więc ograniczę się tylko do przypomnienia tych najważniejszych, a mianowicie zapewnień rządu o tym, że żaden kryzys Polsce nie grozi, a wręcz przeciwnie nasze PKB wzrośnie i wyniesie nawet 4 %. Oczywiście okazało się to totalną bzdurą i dowiodło, że minister finansów nie ma pojęcia o finansach i nie ma żadnych kompetencji do pełnienia tej funkcji. Kolejną wielką ściemą jest serial jaki zaprezentował nam premier Tusk i minister skarbu Aleksander Grad pt. „sprzedaż polskich stoczni”.
Tuż przed wyborami do europarlamentu usłyszeliśmy o sukcesie rządu jakim była sprzedaż stoczni tajemniczemu katarskiemu inwestorowi. Ostatecznie okazało się, że stoczni sprzedać się nie udało, a nieudolny minister wbrew zapowiedziom premiera swojego stołka nie stracił. Najwidoczniej w ekipie Donalda Tuska brak ludzi z odpowiednimi kwalifikacjami. Ostatnia wielka ściema dotyczyła „ogromnego” sukcesu rządowego jakim miał być wzrost PKB na poziomie 1,1%. Oczywiście ani rząd ani tym bardziej usłużne media nie wspomniały ani słowa o tym, że ten wskaźnik w najmniejszym stopniu nie odzwierciedla rzeczywistości, gdyż w tym samym okresie co ten wzrost nastąpiło zwiększenie bezrobocia i prognozowany jest jego kolejny wzrost. Jednak media i politycy PO przez niemal tydzień upajali się tym rzekomym sukcesem. Propaganda propagandą, ale rzeczywistości nie da się wiecznie zakłamywać i nagle okazało się, że wcale nie jest tak pięknie jak to nam wpajano, a wręcz przeciwnie jest źle i będzie jeszcze gorzej. Minister finansów Jacek Vincent Rostowski obwieścił, że przyszłoroczny deficyt budżetowy wzrośnie niemal dwukrotnie i wyniesie nie prognozowane 31 – 37 mld a aż 52,2 mld, choć i tak nie ma pewności, że nie będzie jeszcze wyższy.
Co to oznacza dla nas ?
Rząd usilnie będzie poszukiwał pieniędzy na załatanie choć części tej olbrzymiej dziury budżetowej przeprowadzając totalną wyprzedaż wszystkiego co się da. Oczywiście prywatyzacja przyniesie chwilową poprawę finansów państwa, ale jednak tylko chwilową, a ponadto obserwując nieudolność ministra skarbu można mieć spore obawy co do sposobu przeprowadzenia prywatyzacji i jej efektów. Ponadto warto zastanowić się czy oby dobrą decyzją jest wyprzedaż strategicznych dla kraju gałęzi przemysłu – np. energetyka – obcemu kapitałowi. A co rząd uczyni po wyprzedaniu majątku, gdy już nie będzie czego sprzedać, a więc nie będzie pieniędzy na dalsze łatanie dziury budżetowej ? I tu Polacy kolejny raz przekonają się, że obietnice premiera Tuska to zwykła ściema, gdyż jestem pewien, że w przyszłym roku czeka nas wzrost podatków, którego miało nie być. Wątpliwym wydaje się również dotrzymanie obietnicy dotyczącej podwyżek pensji i emerytur. Dalszy wzrost bezrobocia w przyszłym roku wydaje się nieunikniony – wystarczy, że upadną polskie stocznie a miejsca pracy straci kilkadziesiąt jeśli nie kilkaset tysięcy ludzi z zakładów kooperujących w produkcji stoczniowej. Tak czy siak wszyscy zapłacimy za kryzys, którego według rządu Tuska miało nie być.
Paweł
Za: http://prostowoczy.blog.onet.pl/