Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Pamiętacie grę półsłówek? No to posłuchajcie. Prawybory w PO są, jak pradziadek przy saniach. Tyle, że przy paniach wypróżniają się kandydaci na kandydatów na prezydenta. Aktualni, przeszli i niedoszli.

Wydalane przez nich, via media, produkty przemiany materii są od pewnego czasu podstawową, polityczną strawą obywateli RP. Zupełnie, jak w powiedzeniu Karla Krausa: "co strawią nauczyciele, to zjedzą uczniowie". 

Polacy dali sobie wmówić, że cuchnące, szkodliwe odpady prawyborczej walki (między naznaczonymi przez Tuska pretendentami) są niezwykle cenne. Jako przejaw wewnątrzpartyjnej demokracji. W rzeczywistości mają wartość tylko dla Platformy. Stwarzają wrażenie, że jedynie ta partia liczy się w boju, który - dopóki miał w nim uczestniczyć Tusk - był najważniejszą batalią w historii, a od kiedy zrezygnował, jest zaledwie "wyścigiem, w którym wygraną jest pałac i zaszczyt". 

Tuskowe charty, walcząc o belwederski żyrandol, miały jedno zadanie. Grzecznie udawać, że ze sobą konkurują. Potem Komorowski miał wygrać prawdziwe wybory i być posłusznym wykonawcą woli pana na Platformie. A tu nagle, ni z tego, ni z owego zerwał się ze smyczy Sikorski. Uwierzył, że nie wszystko przesądzone, a tym samym stracone. Dla niego. Już w grudniu 2008 r. wszedł w buty Palikota (nazywając Kaczyńskich "moralnymi karłami") i postanowił ten manewr powtórzyć. W Bydgoszczy, w czasie uroczystego otwarcia kampanii prawyborczej, zaatakował prezydencką kaczkę. Wzbudził niebezpieczny aplauz. W odpowiedzi wytrawny myśliwy, Komorowski, wypuścił na niego kumpla od polowań, Palikota, który przyłożył Sikorskiemu z grubej rury. I nagle bezpłciowe prawybory nabrały ikry.

Oczywiście Palikot walczył nie tyle o marszałka, co o swoją pozycję. Jedynego Prawdziwego Wroga Prezydenta Kaczyńskiego. Jednakże broniąc kandydata właściwego, bo protegowanego przez Tuska, zatracił umiar. I ujawnił najpilniej strzeżoną tajemnicę swojej partii: PRAWYBORY w PO są FIKCJĄ. W dodatku autorytarną, gdyż można głosować tylko na kandydatów namaszczonych przez Tuska.

Palikot poszedł jeszcze dalej. Wylewając żal, że nie jest wśród pretendentów, zażądał od premiera spłaty długów. Chce być wszystkim. Skoro nie prezydentem, to premierem, wicepremierem, ważnym ministrem, szefem partii. Słodzi to, kadząc: "Los nam zesłał Tuska". Tusk raczej się nie nabierze. I ześle Palikota. Tam, gdzie już jest Olechowski, Płażyński, Piskorski, Gilowska, Rokita. Palikot nie rozumie, że PO bez niego się wyżywi, a jemu bez partii wprawdzie wódka pozwoli żyć, ale cóż to będzie za życie.

prof. Joanna Senyszyn
 
Za: http://senyszyn.blog.onet.pl/FIKCYJNE-PRAWYBORY-W-PO,2,ID402642521,n