Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 
Stali czytelnicy mojego bloga wiedzą, że niejednokrotnie krytykowałem politykę prowadzoną przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego brata Jarosława. Wystarczy zresztą przejrzeć archiwum mojego bloga. Jednakże nie wierzę w to, że Jarosław Kaczyński stał za tym, żeby pochować jego brata na Wawelu. Zresztą wystarczy popatrzeć na niego gdy w telewizji pokazują go. Widać iż on jest zdruzgotany i przygnieciony osobistym dramatem. Zginął mu brat bliźniak i bratowa. Jego matka leży ciężko chora w szpitalu i nie wie co się wydarzyło. Ciężki obowiązek poinformowania matki o tej tragedii zapewne spocznie na jego barkach. Człowiek mający bagaż takich przeżyć w ostatnich dniach nie jest w stanie myśleć o innych rzeczach i dlatego nikt mnie nie przekona, że Jarosław Kaczyński ma jeszcze siłę i ochotę na tego typu rozgrywki. Niechaj każdy spróbuje postawić się na jego miejscu i zastanowi się czy miałby głowę do tego i w ogóle ochotę na tego typu gierki. Dlatego według mnie nie tylko że nieprawdziwe, ale i niesmaczne są te zarzuty stawiane bratu nieżyjącego już prezydenta, iż on stoi za pomysłem pochówku na Wawelu.

W zarzutach pod adresem Jarosława, że to był jego pomysł dostrzegam dalszy ciąg operacji psychologicznej, której jednym z elementów jest odhumanizowanie celu ataku w oczach społeczeństwa. Po prostu kreuje się go nie na człowieka, ale praktycznie na dziką bestię. O zjawisku odczłowieczania celu ataku informacyjnego pisałem we wpisie z dnia 9 kwietnia br. No bo czymże innym jest jak nie odczłowieczaniem, robieniem w oczach społeczeństwa z Jarosława zimnego, wyrachowanego politykiera- osoby, która w obliczu takiej tragedii rodzinnej kombinuje przy miejscu pochówku? Jarosław Kaczyński owszem, w normalnych warunkach jest cynicznym graczem politycznym, unurzanym po szyję w politycznym brudzie. Zgoda. Ale nikt mi nie wmówi, że on teraz ma głowę do kombinowania politycznego. To jest normalny człowiek, z normalnymi ludzkimi odruchami, a nie bestia jaką na powrót próbuje się z niego zrobić w oczach społeczeństwa.

Jednakże ktoś wpadł na ten pomysł, aby zamiast na Powązkach pochować prezydenta Kaczyńskiego na Wawelu. Nie trzeba było być prorokiem, aby przewidzieć że taka decyzja wzbudzi kontrowersje i wywoła emocje. I tak też się stało. Z moich obserwacji i analizy całej tej sytuacji jaka wyniknęła po ogłoszeniu informacji, że prezydent będzie pochowany na Wawelu wynika, iż mamy do czynienia z klasycznym przykładem inspiracji. Dlaczego tak myślę? Ano dlatego, że po pierwsze rodzina prezydenta twierdzi, że nie domagała się tego i myślano o pochówku na Powązkach. Kolejna kwestia, to fakt, że błyskawicznie „klepnięto” decyzję przez najwyższe czynniki rządowe ogłaszając, że decyzja o miejscu pochówku jest nieodwołalna, a one dotychczas powiedzmy to sobie szczerze Lecha Kaczyńskiego nie kochały. Nagle doszło do cudownego pokochania go i nikt z Platformy Obywatelskiej jakoś nie oponował tej decyzji. No i trzecia rzecz: ten pomysł wysunął kardynał Stanisław Dziwisz. Ten sam kardynał Dziwisz pod którego auspicjami PO miała rekolekcje i cieszyła się jego nieskrywaną sympatią. O tym powszechnie wiadomo nie tylko w Krakowie. M.in. dlatego sądzę, że mogło dojść do inspiracji.

W jednym z odcinków serialu „Pogranicze w ogniu” jest przedstawiony klasyczny model inspiracji. Otóż Abwehra chcąc skompromitować Polskę w oczach opinii publicznej wykorzystuje swojego agenta w Polsce niejakiego doktora Paterę, który przyjaźni się z jednym z generałów Wojska Polskiego. Tenże generał, gorący polski patriota zostaje przez Paterę zainspirowany, że można przeciąć spór z Niemcami o Wolne Miasto Gdańsk w prosty sposób: należy szybkim uderzeniem, z zaskoczenia zająć gmachy administracji w tym mieście. Generał mając dobre chęci, ale nie mający świadomości międzynarodowych konsekwencji dla Polski takiego kroku podchwytuje pomysł i w tajemnicy przed swoimi zwierzchnikami szkoli specjalne oddziały WP, które pod przykrywką taboru cyrkowego mają wjechać do Gdańska i tam przeprowadzić błyskawiczną akcję.

W ten sposób w jego mniemaniu Niemcy mają zostać wystrychnięci na dudka. Tymczasem Abwehra w Gdańsku przygotowała zasadzkę na polski oddział pod dowództwem generała i czekała z kampanią medialną, która miała zostać rozdmuchana na cały świat, w której Polacy mieli być przedstawieni jako agresorzy schwytani na gorącym uczynku. Na szczęście polski wywiad „Dwójka” uniemożliwił tę akcję zainspirowaną przez Niemców, która skompromitowałaby Polskę na arenie międzynarodowej. Co było motorem napędowym tej inspiracji niemieckiej? Dobre chęci polskiego generała, jego szczery, aczkolwiek w dość prosty sposób pojmowany patriotyzm i „życzliwy” doradca- „przyjaciel” doktor Patera podsuwający pomysł.

Dlatego nie zarzucam kardynałowi Dziwiszowi złych intencji, ale ktoś widząc jaki on ma charakter, sporządzając sobie jego portret psychologiczny mógł wykorzystać jego dobroduszność i podsunąć mu pomysł pochowania Lecha Kaczyńskiego na Wawelu wiedząc jaki to będzie kij włożony w polskie mrowisko. A kardynał będąc w emocjach o które łatwo w obliczu takiej tragedii wyskoczył przed szereg z takim pomysłem i w swoich wypowiedziach usprawiedliwiał ten pomysł tym, że różne środowiska mu to sugerowały. Ano właśnie- ktoś mu to zasugerował. Teraz nikt nie chce się przyznać do tego. Powstał chaos informacyjny w tej kwestii, a wiadomo, że ryby najlepiej łowi się w mętnej wodzie.

Powstaje pytanie: qui bono? Czyje dobro? Kto na tej ogólnopolskiej awanturze skorzystał? Na pewno nie Lech Kaczyński, bo podejrzewam, że mu już wszystko jedno gdzie będzie pochowany. Nie Jarosław, bo po kilku dniach spokoju znowu rozpętało się medialne piekło wokół niego i dyżurni antykaczyści znowu używają sobie na nim, że rządzi się Wawelem, że wykorzystuje śmierć brata do swoich rozgrywek itd.

Skorzystali na tym ci, którzy mogli się obawiać, że nazwisko Kaczyński zaczęło się dobrze kojarzyć. Musiał zaniepokoić pewne środowiska fakt, że to nazwisko nie było przedstawiane w mediach jako obciach, jako powód do obśmiewania, ale jako dobry przykład. Tym bardziej, że gdyby jednak Jarosław Kaczyński zdecydował się ubiegać o fotel prezydenta RP, to zbyt krótki czas by minął od pogrzebu jego brata aby można go było tak bezpardonowo atakować w mediach jak to czyniono do tej pory.

Poza tym kogoś musiało solidnie przestraszyć to, że nagle naród, który do tej pory tak łatwo dawał się skłócić, podzielić pokazał taką solidarność w obliczu tragedii i że zjednoczył się wokół trumny głowy swojego państwa, a ta głowa nosi nazwisko Kaczyński. Co więcej, ci ludzie pogrążeni w żałobie zaczęli sami głośno mówić, że media manipulują i zniekształcają obraz rzeczywistości. Ktoś w naszym kraju zaczął tracić kontrolę nad sytuacją… Więc rzucono hasło „pochówek na Wawelu” i upieczono dwie pieczenie na jednym ogniu: podzielono pogrążony w żałobie naród i dano pretekst do kolejnej fali ataków na Jarosława Kaczyńskiego, bo na okrągło będzie się mu zarzucać, że to on stał za tym pomysłem.

Uważam, że ktoś z tym Wawelem dobrze zakombinował dla siebie, bo cokolwiek by się nie stało, to można atakować Jarosława Kaczyńskiego. No bo załóżmy, że Jarosław powiedziałby, że jego brat nie powinien spoczywać na Wawelu, ale na Powązkach. I co? Myślicie szanowni internauci, że dano by mu spokój? Dopiero by była jazda, że ma kompleksy wobec brata, który był prezydentem, a on „tylko” premierem i dlatego nie zgadza się na jego pochówek na Wawelu. Od razu macherzy od socjotechniki zaczęliby jeszcze bardziej podkręcać spiralę martyrologii wobec Lecha Kaczyńskiego i przedstawiać go jako „tłamszonego” przez brata, który starał się go kontrolować z tylnego siedzenia i nawet po śmierci go kontroluje nie pozwalając pochować go na Wawelu. Jestem święcie przekonany, że informacyjnie i socjotechnicznie Jarosława bito by jego nieżyjącym bratem stawiając go jako antytezę. Byłby „dobry” Lech i „zły” Jarosław. I duża część tych, którzy nie chcą pochówku Lecha Kaczyńskiego na Wawelu dałaby się nabrać na ten numer. Jestem o tym przekonany.

Nie ukrywam, że pomysł pochówku na Wawelu zaskoczył mnie, bo byłem przekonany, że prezydent zostanie pochowany na Powązkach, ale uznałem, że nie warto w takiej chwili uskuteczniać ogólnonarodowe awantury o miejsce pochówku w obliczu żałoby. Jednakże komuś bardzo sprytnie udało się po raz kolejny poróżnić Polaków, bo ta kwestia przez długi czas będzie odgrzewana i wygrywana do skłócania społeczeństwa. I doprawdy trzeba być ślepym żeby nie widzieć, że ktoś tutaj znowu próbuje nami manipulować i nas dzielić.

Amator

Za: http://amator.blog.onet.pl/