Prelegentem była pani dr Monika Choroś. Spotkanie zgromadziło sporą grupę osób, częściowo sympatyków prelegentki, a częściowo zainteresowanych tematem. Z referatu wynikało, że dwujęzyczne tablice z nazwami miejscowości przyjmują się coraz bardziej, wnioskując z malejącej częstotliwości ich niszczenia i zamalowywania, oraz ankiet przeprowadzanych wśród mieszkańców. Zdaniem autorki dowodzi to rosnącej "europejskości" naszego społeczeństwa. I rzeczywiście, wśród obecnych na sali, tylko cztery osoby odważyły się w trakcie dyskusji wypowiedzieć krytycznie o tej idei.
Zawarta w tytule sugestia o związkach podwójnego nazewnictwa z demokracją nie została w żaden sposób udowodniona. Sporo natomiast mówiono o konfliktach i problemach jakie wynikają z jego stosowania. W tej sytuacji sensowne jest postawienie pytania o celowość całej tej akcji finansowanej przecież z naszych podatków. Każdy płacący podatki ma przecież prawo (obowiązek w stosunku do własnych dzieci, które tych pieniędzy nie dostają) zaprotestować jeśli uzna, że są one wydatkowane na rzeczy niepotrzebne, czy zgoła szkodliwe. W kuriozalny sposób potraktował to nasze prawo Wojewódzki Sąd Administracyjny w Opolu w dniu 9 lutego 2010.
Złamanie prawa, do jakiego doszło podczas nadawania dodatkowych nazw przez Radę Miejską w Ozimku, a polegające na niewłaściwym sposobie zorganizowania konsultacji ze społecznością lokalną, było powodem zaskarżenia uchwał Rady do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Opolu przez pana Tomasza Strzałkowskiego,
Sąd oddalił powództwo uznając, że pan Tomasz Strzałkowski, radny powiatowy, w sprawach tych nie posiadał interesu prawnego. W oparciu o taką konstatację Sąd sprawy zasadniczej, czyli prawidłowości podejmowanych uchwał, nie badał. Wszystkie argumenty przedstawione przez pełnomocnika w piśmie procesowym, a wywodzące taki interes na kilka różnych sposobów, i z kilku różnych źródeł, zostały odrzucone. Sala orzeczenie takie przyjęła z oburzeniem.
Patrz: http://www.ospn.opole.pl/?p=art&id=298
Jak zauważył pan profesor Marek najmłodsze osoby, które mogą pamiętać nazwy obecnie wprowadzane jako niemieckie mają 86 lat trudno przypuszczać, że ma to dla nich jakiekolwiek znaczenie. Nie ma też żadnej pewności, że mają do tego nazewnictwa stosunek pozytywny. Może akurat wolą nazwy polskie? Tak więc istotne pytanie "Po co i dla kogo te nazwy?" pozostaje bez odpowiedzi, bo cos takiego jak europejskość (mierzona ilością klepnięć po ramieniu naszych wysłanników do Brukseli przez ich kolegów z ław PE?), to jednak trochę mało.
Inny aspekt sprawy, na który zwrócił uwagę nie tylko profesor Marek, ale i inni dyskutanci, to brzmienie nazw. W zdecydowanej większości to co dotrwało po wiekach oderwania Śląska aż do roku 1933, to wyrazy o źródłosłowie polskim, ale zapisane tak, aby niemiecki urzędnik potrafił je przeczytać w sposób zrozumiały dla tubylca Polaka. Dobrze rozumieli to urzędnicy III Rzeszy z powyższego właśnie powodu prowadzący wówczas akcję "Likwidacji śladów polskości tych ziem" i nadawania nazw czysto niemieckich. Trudno do nich mieć jakiekolwiek pretensje, bo działali w jak najlepiej pojętym interesie swojego państwa.
Lecz z kolei trudno zrozumieć motywy jakimi kierują się władze Państwa Polskiego przypominając i odświeżając ślady władztwa niemieckiego na tych ziemiach. Trudno też mi zrozumieć dlaczego środowiska naukowców Uniwersytetu Opolskiego i Instytutu Śląskiego akcję te popierają, wymyślając dla niej "naukowe" uzasadnienia i reklamując jako "rozwój demokracji i europejskości". W jakim celu to robią? Czy naprawdę nie widzą w tym żadnych zagrożeń dla Polski? Czy na odwiecznie spornych terenach Alzacji i Lotaryngii też stosowane są obecnie nazwy francuskie i niemieckie? O ile mi wiadomo tak nie jest. W ferworze dyskusji nie usłyszałem przekonywującego uzasadnienia więc przypisałem tamtej stronie chęć przypodobania się Niemcom i zwróciłem uwagę, że jeśli tak jest, to powinni raczej optować za nazwami wprowadzanymi w roku 1933, bo dopiero takie zapewnią im pożądany skutek. Potraktowano to jako żart. Lecz czy takie działanie nie byłoby uczciwsze? Powiedzieć otwarcie jaki jest cel!
Na koniec chcę przytoczyć słowa jakie padły w jednej z wielu dyskusji na internetowych forach:
"Wy nie udowadniajcie nam, że tu były Niemcy, bo my dobrze o tym wiemy. Przyjmijcie do wiadomości, że za to iż wywołały one II Wojnę Światową, za to, że wymordowały one tak wielu ludzi na całym świecie, Niemcy ziemie te bezpowrotnie utraciły."
Chciałbym, by te proste słowa wzięli sobie do serca Ci, którzy pomimo doktoratów i innych, lepszych tytułów ciągle nie wiedzą, że jest coś takiego jak Polska Racja Stanu i ciągle nie wiedzą jaka ona jest. Nie rozumieją, że ta i inne podobne akcje w istocie swej poddające pod dyskusję integralność naszego Państwa są poważnym tej racji podważeniem. Chciałbym, aby zrozumieli powagę sytuacji i umieli słowa te powtórzyć w stosownej sytuacji.