Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Z senatorem Krzysztofem Piotrem Zarembą, byłym członkiem Platformy Obywatelskiej, obecnie Klubu Parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości, rozmawia Mariusz Bober

Za tydzień w Pana rodzinnym Szczecinie odbędzie się publiczne wysłuchanie z udziałem przedstawicieli spółki Nord Stream na temat skutków dla naszej gospodarki Gazociągu Północnego. Wiadomo, że inwestycja ta nie tylko omija Polskę, ale zablokuje też rozwój portów Świnoujście-Szczecin. Dlaczego konieczne jest zagłębienie rurociągu?
- Obecnie zaprojektowany gazociąg przecinałby tor podejściowy do portów w Szczecinie i Świnoujściu po dnie morskim, które w tym miejscu zasadniczo jest płytkie. To zaś oznacza, że będzie ograniczał zawijanie do tych portów większych statków, o zanurzeniu powyżej 13,5 m, a przecież w Świnoujściu poza gazoportem budowany jest - dzięki decyzji rządu Jarosława Kaczyńskiego - także nowy port, gdzie przewiduje się, że będą zawijały jednostki o zanurzeniu do 15,5 metra. Możliwość zawijania do portów większych jednostek przekłada się na zwiększenie przewozów towarów, a zatem również dochodów portów i przewoźników.

Jeszcze przed wyborami samorządowymi wskazywaliśmy z kpt. Waldemarem Jaworowskim, który jest również hydrografem, że 12 km na północ od planowanej trasy gazociągu mamy naturalne zagłębienie dna morskiego, w które całkowicie można "schować" to połączenie. Ten pomysł był wielokrotnie wskazywany, choćby przez poprzednie kierownictwo Ministerstwa Gospodarki (za rządów PiS). Jednak strona niemiecka pozostaje głucha na te argumenty, wykazując w tym przypadku złą wolę.

Co powinni podczas wysłuchania usłyszeć przedstawiciele Nord Stream?
- Zapytam stronę niemiecką, dlaczego stosuje podwójne standardy wobec swoich najbliższych sąsiadów. Niemcy mieli wiele spornych spraw także z innymi państwami, np. z Holendrami, przy inwestycjach infrastrukturalnych i suprastrukturalnych, związanych z budową portów, torów podejściowych, nabrzeży itd. W tamtych przypadkach stosowano dobre, europejskie standardy rozwiązywania spornych spraw, tymczasem wobec Polski stosowane są rozwiązania rodem zza wschodniej granicy. Mam nadzieję, że obecny strategiczny partner polityki zagranicznej Niemiec, czyli Rosja, nie nasączył tych standardów Niemcom aż tak bardzo, że nie da się w europejski sposób rozwiązać naszych problemów.

Kto będzie - prócz naszych europosłów - reprezentował Polskę na tym spotkaniu?
- Na wysłuchaniu będą obecni również senatorowie i posłowie polskiego Sejmu, władze obu miast, których problem dotyczy, czyli Szczecina i Świnoujścia, oraz województwa, a także zarząd portów Świnoujście-Szczecin. Nie wyobrażam sobie, by na spotkaniu nie byli obecni przedstawiciele rządu, przynajmniej w randze ministra spraw zagranicznych lub gospodarki. Najlepiej, gdyby pojawił się premier, ale nie spodziewam się tego, bo unika on sytuacji mało komfortowych dla siebie. Tymczasem życie pokazało, że zabiegi Donalda Tuska były nieskuteczne. Poklepywanie po plecach przez kanclerz Angelę Merkel i zapewnienia o uwzględnianiu polskiego interesu nic nie znaczą. Jakieś mgliste zapowiedzi Niemców, że być może w przyszłości można będzie ten gazociąg głębiej wkopać, to bajki dla naiwnych. Sprawy gospodarki morskiej poważnie traktuje natomiast prezes PiS Jarosław Kaczyński, który już zapowiedział udział w wysłuchaniu. To właśnie on zrobił najwięcej dla pomorskiej gospodarki ze wszystkich premierów III RP.

Rozbudowa portów Świnoujście-Szczecin miała być elementem stworzenia Środkowoeuropejskiego Korytarza Transportowego między Europą Północną i Południową. Teraz ten projekt pozwalający na rozwój gospodarczy Pomorza i zasadniczo zachodniej części Polski jest zagrożony przez Nord Stream.
- Zaniechania polskich władz mają dłuższą historię. Chciałbym tu przypomnieć decyzję rządu Leszka Millera z 2004 r., który przed wstąpieniem Polski do UE zgodził się na budowę czesko-niemieckiej autostrady przez tzw. worek turoszowski [rejon Bogatyni - red.]. Już tamta decyzja doprowadziła do tego, że część potencjalnych klientów z Czech i Słowacji wybrało alternatywną drogę do portów niemieckich. Według danych szacunkowych Zespołu Portów Morskich Świnoujście-Szczecin, oznaczało to dla nas spadek przeładunków o mniej więcej 2 mln ton w skali roku. Dziś też Niemcy nie śpią, zbudowali nową autostradę dla konkurencyjnego dla portów Świnoujście-Szczecin Rostocku, co czyni go bardziej konkurencyjnym dla przewoźników od polskich portów.

Tymczasem niedawno okazało się, że nawet jeden z kluczowych elementów budowanego korytarza - żegluga na Odrze - nie jest pewny...
- Powodem niedrożności Odry było przede wszystkim niewywiązywanie się strony niemieckiej z pogłębiania dna po ich stronie rzeki. Wynikające z tego kilkutygodniowe przestoje dały Niemcom okazję, by przesłać podmiotom zainteresowanym przewozem towarów naszym korytarzem jasny sygnał, że Polska jest niepewnym partnerem. Ale nawet na to obecny rząd nie reagował. Takie są skutki tego, gdy za rządzenie państwem wezmą się chłopaki od kopania piłki.

Zaniedbania polskich władz we wsparciu realizacji korytarza nie zniechęcają podmiotów zainteresowanych transportem z innych krajów?
- Na razie jest milczenie zarówno ze strony Czech, Słowacji, jak i Szwecji. Ale jest to milczenie złowróżbne. Podobnie milczała Ukraina, gdy przed dwoma laty obecny rząd "podał ją na tacy" Putinowi. Dziś trzeba byłoby odwrócić te trendy, mam nadzieję, że nie jest za późno.

W Rostocku Niemcy chcą wybudować konkurencyjny gazoport. Czy zagrozi to opłacalności polskiej inwestycji w Świnoujściu?
- Niemcy budują gazoport w bardzo przemyślany sposób. Mając w dodatku na miejscu, w Rostocku, producenta statków i armatora, tworzą jeden organizm gospodarczy, który przynosi większe korzyści. Dzięki takiemu połączeniu każdy z trzech elementów zasila gospodarkę. My mamy wciąż podobne możliwości, ale są one ciągle osłabiane przez zaniechania rządu. Moglibyśmy jeszcze stworzyć taki duży organizm gospodarczy, wykorzystując Polską Żeglugę Morską w Szczecinie, jedynego dużego armatora, który nam został, ale broni się przed skokiem na stołki ze strony polityków PO, Stocznię Szczecińską, co prawda w stanie rozkładu, ale mającą jeszcze sprzęt i mogącą liczyć na powrót do pracy wykwalifikowanych pracowników, i wreszcie gazoport, czyli potencjalnego inwestora zamawiającego usługę transportową. Grzechem byłoby nie wykorzystać takich możliwości.

Gazoport w Rostocku uderzy także w nasze bezpieczeństwo energetyczne i gospodarkę?
- To jest wyścig o to, kto pierwszy skończy gazoport i zacznie go eksploatować. Nie mamy wpływu na realizację inwestycji niemieckiej, ale możemy próbować przyspieszać nasze inwestycje, i to nie tylko w terminal LNG. Chodzi także o zapewnienie Polsce bezpiecznych dostaw energii elektrycznej, która może pochodzić z różnych źródeł, ale musi zostać zapewniona! Wszystkie te elementy są ważne dla rozwoju gospodarczego Pomorza Zachodniego, w tym odbudowy przemysłu stoczniowego.

Są jeszcze szanse na reaktywację działalności Stoczni Szczecińskiej?
- Tak, wierzę, że ona będzie funkcjonować, choć to będzie droga przez mękę. Na niedawnym posiedzeniu Zachodniopomorskiego Zespołu Parlamentarnego byli obecni przedstawiciele Stoczni Szczecińskiej Porta Holding SA w Upadłości. Na koncie syndyka masy upadłościowej firmy jest pół miliarda złotych. Należą one do 8 tys. udziałowców spółki. Można je wciąż wykorzystać do uruchomienia produkcji stoczniowej! Dziś jednak żaden inwestor nie może przejąć stoczni, bo musi uzgodnić to ze wszystkimi właścicielami, co potwierdziło wiele ekspertyz prawnych, jak również ubiegłoroczne orzeczenie Naczelnego Sądu Administracyjnego. Należy teraz wywrzeć presję na sąd, który ciągle nie chce zamknąć listy wierzycieli stoczni. Plan Stoczni Szczecińskiej Porta Holding to jedyny realny pomysł ratowania tego podmiotu. Nie odpuszczę tej sprawy jako parlamentarzysta. Nie odpuszczą jej też szczecinianie, byli pracownicy stoczni i kierownictwo firmy.

Ostrzega Pan, że także szczecińskiej stoczni remontowej Gryfia grozi bankructwo. Jak doszło do takiej sytuacji?
- Sytuacja stoczni remontowej Gryfia jest fatalna. Przejęcie jej przez Agencję Rozwoju Przemysłu, podobnie jak gdyńskiej stoczni Nauta, sprawiło, że to do należącej również do ARP Stoczni Gdynia trafiły zamówienia na budowę 9 dużych statków, a Gryfia stoi pusta. Po raz kolejny okazało się, że - jak już wcześniej ostrzegałem - kosztem Szczecina będą rozwiązywane problemy Gdyni. Sytuacja ta i zachowanie obecnego prezesa ARP Wojciecha Dąbrowskiego przypomina to, co ARP wyprawiała ze Stocznią Szczecińską przed kilkoma laty. W efekcie obecny zarząd Gryfii zamiast zabrać się za restrukturyzację i szukanie zamówień, już zapowiada zwolnienia pracownicze. Kluczem do zrozumienia tej sytuacji jest to, że na Pomorzu działa wiele mniejszych stoczni, które funkcjonują dzięki powiązaniu z politykami i czekają na upadek dużych stoczni, by tanio przejąć ich majątek. Dziś np. bardzo trudno kupić jest pływający dok, który posiada Gryfia. Mogę zadeklarować, że będę patrzył na ręce, a wiem, komu patrzeć na ręce w tej sprawie...

Co ewentualny upadek tych stoczni będzie oznaczał dla mieszkańców Pomorza Zachodniego?
- Naszemu regionowi grozi nie tylko upadek stoczni, ale też Zakładów Chemicznych Police SA, które mają poważne problemy finansowe. Gdy dołożymy do tego problemy z zapewnieniem warunków rozwoju dla portów Świnoujście-Szczecin, sytuacja staje się tragiczna. Już dziś największym pracodawcą w Szczecinie jest... tutejszy uniwersytet. Taką sytuację można zrozumieć w przypadku miast odciętych od dostępu do morza, ale nie miasta, które leży u ujścia Odry, praktycznie w centrum Bałtyku. To, że Szczecin i Świnoujście nie mogą się rozwijać, zarabiając na swoim niezwykle korzystnym położeniu, to jakieś kuriozum! To tak, jakbyśmy na własne życzenie marnowali dobra, które otrzymaliśmy od Pana Boga! A przecież mnóstwo miast na świecie żyje z dostępu do morza.

Rząd odłożył też budowę tunelu pod Świną projektowanego przez rząd Jarosława Kaczyńskiego. Co to oznacza dla perspektyw rozwojowych Świnoujścia?
- Tunel pod Świną miał na stałe połączyć Świnoujście [położone na trzech wyspach - Uznam, Wolin i Karsibór - red.] z lądem. Teraz można się tam dostać tylko promem. Gdyby rządziło PiS, ten tunel pewnie już byłby budowany, tak jak teraz jest realizowany gazoport, choć nawet z tym projektem PO robiła problemy. Pamiętam, jak pod koniec 2007 r. poseł Sławomir Nowak zrobił mi nawet awanturę z powodu poparcia dla projektu budowy gazoportu w Świnoujściu, uznając, że powinien on powstać w Gdańsku. Obecny rząd Tuska blokuje wiele projektów rozwojowych, zwłaszcza w północno-zachodniej Polsce, w sytuacji gdy Pomorze ma silną konkurencję gospodarczą w Niemczech i Skandynawii. Takie działania to po prostu cios w plecy dla tego regionu.

Dlaczego Platforma tak ostentacyjnie nie dba o interesy Polski? Pan dobrze zna polityków tej partii, był Pan jej członkiem.
- Nie mogłem patrzeć, jak PO doprowadza do degradacji Pomorza Zachodniego, dlatego odszedłem z partii dwa lata temu. Platforma stała się typową partią władzy, zamiatając pod dywan aferę stoczniową, hazardową czy żwirową, w którą zamieszane były firmy należące do prominentnych polityków PO, i tolerując to, że np. "Miro" ma wrócić na listę wyborczą przed wyborami parlamentarnymi. Aby bronić polskich interesów gospodarczych, trzeba mieć głowę na karku, możliwości inwestycyjne i przede wszystkim wolę polityczną. Potrzebny jest do tego premier, który traktuje państwo jak strukturę niezbędną dla funkcjonowania Narodu we współczesnym świecie. Tymczasem dla Tuska państwo to zło konieczne i opresja dla obywatela. Tusk jest ostatnią osobą, która powinna sprawować funkcję premiera. To Piotruś Pan polskiej polityki.

Premier Tusk afiszuje się dobrymi stosunkami z Angelą Merkel. Dlaczego więc nie potrafił przekonać Niemców do przesunięcia Gazociągu Północnego?
- Przedstawicielom rządu wydawało się, że wystarczy, że Polska jest członkiem Unii Europejskiej, i jej procedury oraz traktaty wszystko załatwią po naszej myśli. Otóż nie, same przepisy niczego nie załatwią! Unia jest żywym organizmem, w którym sytuacja zmienia się z dnia na dzień i trzeba na to reagować. Dlatego w strukturę UE wpisane są mechanizmy ciągłych konsultacji, narad itd. By wykorzystać te mechanizmy, trzeba jasno definiować i bronić swoich interesów, zajmować silną pozycję, w czym pomaga także budowanie sojuszy z innymi państwami. A przecież nasze interesy są zbieżne z wieloma krajami regionu - Czechami, Słowacją, Węgrami, Rumunią, Bułgarią czy Szwecją. Teraz mamy ponadto nowe możliwości dzięki brytyjskiej inicjatywie utworzenia sojuszu państw skandynawskich, bałtyckich i Wielkiej Brytanii oraz Irlandii. Taki sojusz może stanowić przeciwwagę dla polityki neoimperialnej Rosji, opartej na współpracy z Niemcami. To, czego np. Rosjanie nie mogą załatwić bezpośrednio z Tuskiem, załatwiają pośrednio - przez Niemców, którzy mają bezpośrednie przełożenie na rząd Tuska. Odbywa się to poprzez różnego rodzaju naciski, spotkania, także z udziałem osób niefunkcjonujących w przestrzeni publicznej, ale słuchanych przez rząd.

Polityka gabinetu Tuska budzi wiele obaw o przyszłość Pomorza Zachodniego - indolencja władz może doprowadzić do oddania tego regionu w orbitę oddziaływania gospodarki niemieckiej. Dostrzega Pan takie zagrożenie?
- To zależy, o czym mówimy. Na poziomie mikrogospodarki jest nieźle. Przed wejściem do Unii baliśmy się, że Niemcy będą wykupywać naszą ziemię, a jest na szczęście odwrotnie - to Polacy kupują nieruchomości za Odrą. Na terenach przygranicznych w byłej NRD są one dużo tańsze niż w Szczecinie. Ale w skali makro przegrywamy konkurencję zarówno w branży stoczniowej, jak i transporcie morskim czy śródlądowym. Rząd po prostu zaniedbuje inwestycje w infrastrukturę, które są niezbędne dla rozwoju gospodarczego Pomorza.

Dziękuję za rozmowę.

Za: Nasz Dziennik, Wtorek, 15 lutego 2011, Nr 37 (3968)