Szanowni państwo, zwracam się do was za pośrednictwem telewizji, bo radio nie znosi fałszu.
Jak pamiętacie, obiecywałem wam nowe drogi i szkoły, lepszą pracę i płacę, wysokie standardy i koniec języka nienawiści. Dziś z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że nie wszystko się udało. Najpierw wulkan na Islandii, potem błędy pilotów nad Smoleńskiem, nie… chyba odwrotnie, zresztą jakie to ma dziś znaczenie.
Kryzys mieliśmy przejść suchą nogą, ale okazało się, że idziemy nie w tę stronę. Nie chcę wszystkiego zwalać na opozycję, choć wiecie, że te oszołomy zostawiły nam w spadku poroniony pomysł, żeby w Polsce zorganizować mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Tyle nam trawy zostanie ze stadionów, że musieliśmy wymyślić Orliki. Ale nagrodą były dla nas te niezliczone łzy w oczach dzieci, gdy zaraz po otwarciu wbiegaliśmy całym rządem na murawę, a one wracały do zalanych powodzią domów. Wierzę, że naszą grą daliśmy im odrobinę radości w tych pechowych czasach.
Wypowiedzieliśmy walkę dopalaczom i dzięki wielkiej pomocy sanepidu udało nam się ją doprowadzić prawie do końca. Prawie, bo z automatami się nie wygra, co widać także po aferze hazardowej, której, jak wiecie z posiedzeń szefowanej przez nas komisji, jednak nie było. Nie było też Ryszarda C. w biurze Stefana Niesiołowskiego, a on sam nie okazał się psychicznie chory, mówię tu oczywiście o Ryszardzie.
Musicie państwo przyznać, że w jednym byliśmy dobrzy. Wrzutki medialne sprawdzały się przez długi czas, a zaprzyjaźnieni z nami dziennikarze łaknęli ich jak ryby wody. No więc laliśmy – z węży, barakowozów i szambiarek. Kiedy był jeszcze z nami Janusz, potrafiliśmy ufajdać w jeden wieczór wszystko, co najważniejsze – szacunek dla religii, dla zmarłych i dla ich bliskich, dla prawdy i patriotyzmu.
Przepraszamy za to, choć nie uważamy, żebyśmy robili źle, a co się stało, to się przecież nie odstanie. Wzruszenie odbiera mi głos, ale komu w drogę, temu czas. Pozostaje żywić nadzieję, że gdzieś kiedyś spotkamy się ponownie. A wtedy zawołacie państwo: „Nic się nie stało, Donaldzie, nic się nie stało!”, ja zaś odpowiem wam tradycyjnym: „Nie ma z kim przegrać!”, i wrzucę kolejny żeton do flippera. Co złego, to nie ja. Kocham cię, Polsko… No, i patrz, Igor, sam się wzruszyłem. Nagrało się? Dobra, dajemy to po „Wiadomościach” i sprawdzamy słupki. Tylko szybciutko, bo mam kilka spraw na mieście, a muszę jeszcze getry przeprać. Nie było kiedy przez te głupie sondaże.
Za: http://blog.rp.pl/feusette/2011/02/15/oredzie-z-niedalekiej-przyszlosci/