Gdy w sierpniu 1980 roku wybuchł strajk w Stoczni Gdańsk, I Sekretarz PZPR Edward Gierek powiedział: „Klasa robotnicza drogo zapłaci za to, że uwierzyła politycznym hochsztaplerom”. Dzisiaj większości zakładów pracy i dużych ośrodków przemysłowych, które były ogniskami robotniczych protestów w latach 1980- 1989 i które spędzały sen z powiek przywódcom PRL już nie ma. Po 1989 r. zostały zlikwidowane w ramach prywatyzacji przez likwidację.
Ten proces był prosty: zakład, który stanowił konkurencję dla zagranicznego (zachodniego) koncernu był przejmowany w sposób najczęściej niezgodny z prawem, z licznymi przykładami korupcji i doprowadzany przez zachodnich inwestorów do upadłości. W ten sposób zachodnie firmy czyściły sobie rynek z konkurencji i przejmowały część rynku, która do tej pory była polem polskiej firmy. Dużą „zasługę” w tym mają kolejne partie wywodzące się z „Solidarności”, uczestniczące w rządach od 1989 r.: Obywatelski Klub Parlamentarny, Unia Demokratyczna (Unia Wolności), partia- matka dzisiejszej Platformy Obywatelskiej Kongres Liberalno- Demokratyczny, nazywany partią aferałów, Porozumienie Centrum- poprzednik PiSu. Dzisiaj Platforma Obywatelska wespół z PiS (prezydent Kaczyński podpisał stoczniową specustawę spłodzoną przez kolesiów od senatora Misiaka) dobija ostatni duży ośrodek robotniczy- kolebkę „Solidarności”- stocznie.
W poprzednich wpisach pisałem, że na likwidacji polskich stoczni najbardziej skorzystają niemieckie stocznie. Politycy wywodzący się z „Solidarności” za nic mają majątek narodowy, wypracowany ciężką pracą przez całe pokolenia Polaków. Pod hasłem, że to „komunistyczny przeżytek”, zamiast zrestrukturyzować kolejne zakłady pracy, zachować w polskich rękach, dostosować do wymogów współczesnej, międzynarodowej konkurencji na geoekonomicznej szachownicy świata, to likwidowano je. Ba! Oddano za bezcen strategiczne dla bezpieczeństwa państwa sektory, co jest nie do pomyślenia w państwach Europy Zachodniej: bankowy, ubezpieczeniowy, prasowy, energetykę itp.
A przecież w dzisiejszych czasach o niezawisłości i suwerenności danego państwa, jako samodzielnego układu cybernetycznego decyduje jego siła gospodarcza, jego silny i rozwinięty przemysł. Niestety, całe pokolenia Polaków będą płaciły za to, że- używając gierkowskiej retoryki- klasa robotnicza uwierzyła politycznym hochsztaplerom, bo poprzez systematyczną likwidację polskiego przemysłu obszar naszej suwerenności ogranicza się coraz bardziej. Co gorsza, następne pokolenia Polaków nadal wierzą politycznym hochsztaplerom z postsolidarnościowej Platformy Obywatelskiej i Prawa i Sprawiedliwości.
Polityczni hochsztaplerzy, to bardzo celne określenie. Bo jak inaczej nazwać Donalda Tuska, który na kongresie Europejskiej Partii Ludowej mówił o etosie "Solidarności", gdy w tym samym czasie kilkadziesiąt metrów dalej przed PKiN policja brutalnie biła chcących pracować i zachować swoje miejsca pracy stoczniowców- ludzi, dzięki którym Tusk w ogóle zaistniał w polityce? Można nie lubić PRL, można nienawidzić PZPR, ale trudno odmówić Edwardowi Gierkowi racji, albowiem w 1980 roku wypowiadał, jak się okazało prorocze słowa.
Za: http://ironicznystanczyk.blog.onet.pl/2,ID375903506,index.html