Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

No proszę! Pani minister Julia Pitera nawet się nie zająknęła na widok propozycji korupcyjnej, jaką na oczach całej Polski złożył premier Tusk panu posłu Bartoszu Arłukowiczu. Widać ma zakazane zauważanie takich rzeczy, podobnie jak policjanci protestujący kiedyś przed gmachem kancelarii premiera. Wprawdzie gromko krzyczeli: "Zło-dzie-je! Zło-dzie-je!", ale żaden ani drgnął. Normalnie kiedy policjant widzi złodzieja, to go łapie i oddaje w ręce sprawiedliwości, ale przecież trudno nasz nieszczęśliwy kraj uznać za normalny, więc i policjanci musieli skądś wiedzieć, że tutaj nikogo łapać im nie wolno. A pan poseł Arłukowicz ma odtąd wspierać premiera Tuska przy przychylaniu nieba osobom "wykluczonym". O kogo może tu chodzić? Czy aby nie o sodomitów i gomorytki?

Właśnie pewien lubelski filut wydoił tamtejszy magistrat pod pretekstem konieczności wychłostania tamtejszych mieszczan, niedoceniających uroków sodomii i gomorii. Trzeba przyznać, że jest spostrzegawczy; skoro taki Jan Tomasz Gross tłucze forsę i ciuła kolejne listeczki do wieńca sławy na chłostaniu mniej wartościowego narodu tubylczego za holokaustowanie narodu wybranego, to czemuż sobie żałować? Oczywiście wedle stawu grobla; jednym wolno chłostać z grubej rury, podczas kiedy autorytetom drobniejszego płazu - tylko z mniejszej, ot, dajmy na to, sodomickiej czy gomoryckiej. Najważniejsze jednak - jak zauważył w "Towarzyszu Szmaciaku" Janusz Szpotański - by "w plątaninie rur i rurek malutki zamontować kurek", no a potem doić zacukaną władzę ludową, której ani w głowie sprzeciwiać się sodomitom, ile tylko się da.

Ale najpierw obowiązek, a przyjemność potem. Wykonując tedy obowiązki kronikarza agonii naszego nieszczęśliwego kraju, dzielę się niewesołymi refleksjami po wysłuchaniu w ostatni poniedziałek prelekcji gen. Tadeusza Wileckiego o stanie obronności. Generał Tadeusz Wilecki był w latach 90. szefem Sztabu Generalnego, więc coś tam musi wiedzieć, nawet kiedy już szefem sztabu dzisiaj nie jest. Przypomniał tedy, że w 1989 roku rozpoczęły się w Wiedniu rokowania z udziałem 23 państw NATO i Układu Warszawskiego, które zakończyły się 19 listopada 1990 roku podpisaniem Traktatu o siłach konwencjonalnych w Europie, na podstawie którego na obszarze od Oceanu Atlantyckiego do Uralu doszło do redukcji sił zbrojnych i techniki mniej więcej o 40-50 procent, zwłaszcza w lotnictwie bojowym, broni pancernej i artylerii powyżej 100 milimetrów.

Traktat ustalił też dopuszczalne limity liczebności armii; dla Polski - 250 tysięcy. Ta redukcja pociągnęła za sobą konieczność likwidacji tzw. ogonów logistycznych w postaci m.in. warsztatów remontowych, które również w związku z przejściem na nowocześniejsze i mniej zawodne środki transportu w poprzednich rozmiarach nie były konieczne. Redukcja objęła również mieszkania w dyspozycji wojska, wśród których, mówiąc nawiasem, aż 60 tysięcy zajmowane było bezprawnie. Okazało się jednak, że wymuszona traktatem i obiektywnie uzasadniona redukcja stała się pretekstem do postępującego rozbrajania państwa, w ramach którego nasi Umiłowani Przywódcy zdążyli do dziś wykonać tzw. plan Genschera, polegający na wycofaniu wojska z nadgranicznych obszarów leżących na wschód od granicy z RFN. W rezultacie w Opolu nie ma już 10. dywizji - a RAŚ jest.

Co więcej, armia jest kształtowana nie pod kątem zadań, jakie w postaci obrony niepodległości i integralności terytorialnej państwa nakłada na nią Konstytucja, tylko pod kątem potrzeb zagranicznych misji. Również uzawodowienie wojska w naszym nieszczęśliwym kraju przybrało postać karykaturalną; żołnierze już nie służą, tylko "pracują", w związku z czym wahają się, czy np. wyjeżdżać na poligon, bo stawki poligonowe są niższe od chorobowych. W rezultacie wojska tak naprawdę już nie ma; są tylko poprzebierani w mundury urzędnicy - no i 250-tysięczna armia ochroniarzy.

A Naród śpi, przez naszych Umiłowanych Przywódców kołysany emocjonalnie jak nie w jedną, to w drugą stronę.
Kiedy przyszło do pytań, przypomniałem panu generałowi naszą rozmowę sprzed lat, kiedy na pytanie o stopień penetracji Polski przez państwa trzecie odpowiedział, że jedni wyszli, ale zostawili ariergardy, a drudzy weszli awangardami - i zapytałem, czy jego zdaniem przyczyną nie tylko postępującego rozbrajania Polski i niemożności stworzenia tutaj jakiejkolwiek siły jest niewydolność ekonomiczna państwa, czy też owe "awangardy" i "ariergardy". Jeśli dobrze zrozumiałem odpowiedź, to oznaczała ona, że nasz nieszczęśliwy kraj jest na owe "awangardy" i "ariergardy" niezwykle wrażliwy. Nie da się ukryć, że dobrze to nie wygląda i jak tak dalej pójdzie, to podzielimy los "wykluczonych" i pan poseł Arłukowicz będzie musiał wszystkich nas wziąć pod swoją kuratelę.

Stanisław Michalkiewicz

Za: http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=dd&dat=20110513&id=main