Felieton · „Nasz Dziennik” · 2009-05-16 | www.michalkiewicz.pl
O tym, że polski wymiar sprawiedliwości porażony jest licznymi patologiami, wiemy nie od dzisiaj, a konkretnie – od samego początku Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, kiedy to na niezawisłe sądy partia nałożyła brzemię misji. Wprawdzie treść misji zmienia się w zależności od aktualnego etapu, kiedy to wczorajsze mądrości zostają unieważnione, a na ich miejsce wchodzą mądrości nowe, ale brzemię misji ciągle jest takie samo; transmitować politykę partii do mas.
Na obecnym etapie, jak wiadomo, sprawą najważniejszą staje się przywrócenie jedności moralno-politycznej i to w skali całej Europy. Dlatego również i do niezawisłych sądów musiały dotrzeć stosowne rozkazy, by w ramach powierzonej im misji szczególny nacisk położyć na zwalczanie przesądów związanych z tak zwaną wolnością słowa. Te przesądy wywodzą się z bałamutnej zasady wymyślonej przez rzymskiego reakcjonistę i homofoba Ulpiana, że cogitationis poenam nemo patitur, co się wykłada, że za myśli się nie karze. Za myśli – to znaczy – za poglądy. Granica między dozwolonym, a zakazanym była dla każdego widoczna, bo stanowiła granicę między poglądem, a czynem. Ale polityczna gorliwość natychmiast podpowiada, że to nie tylko głupie, ale i szkodliwe, bo jeśli by tak każdy zaczął wypowiadać własne poglądy, to na osiągnięcie upragnionej jedności moralno-politycznej w skali kontynentu musielibyśmy czekać aż do końca świata.
Zatem, jeśli już ludzie muszą koniecznie jakieś poglądy wygłaszać, to niech wygłaszają poglądy zatwierdzone przez europejskie autorytety. Dlatego też wynaleziono przestępstwo myślozbrodni, czyli zbrodniczych poglądów, a któż lepiej poprowadzi walkę z myślozbrodniami, jeśli nie niezawisłe sądy? Oczywiście niezawisłym sądom należy włożyć w ręce miecz w postaci ustaw, wprowadzających surowe kary, a to za kłamstwo oświęcimskie, a to za kłamstwo klimatyczne, a to za kłamstwo transformacyjne, a to za antysemityzm, a to za ksenofobię, a to za homofobię, ale wiadomo przecież, że nawet najbardziej czujny ustawodawca wszystkiego nie przewidzi i że wymiar sprawiedliwości też powinien wykazać inwencję na swoim odcinku frontu ideologicznego. I okazuje się, że na kim, jak na kim, ale na niezawisłych sądach można polegać w każdej sytuacji.
Oto w marcu br. Sąd Najwyższy podjął uchwałę, z której wynika, że za ujawnienie wiadomości stanowiącej tajemnicę państwową odpowiada nie tylko ten, na kim spoczywał prawny obowiązek jej ochrony, ale każdy, kto ją ujawnił. Uchwała zapadła w sprawie dziennikarzy „Rzeczpospolitej”, którzy w swoim czasie opisali aferę szpiegowską z udziałem oficerów WP. To stanowisko niezawisłego sądu stwarza niezwykłe możliwości ograniczania swobody wypowiedzi pod pretekstem ochrony tajemnic państwowych.
Wprawdzie w Polsce trudno by znaleźć jakąś dziedzinę, w której mielibyśmy jakieś tajemnice; przeciwnie – państwo nasze jest penetrowane na wylot nie tylko przez unijnych urzędników, przed którymi nie mamy przecież żadnych tajemnic, ale i przez agenturę, która specjalnie nie ukrywa nawet finansowego zasilania przez zagraniczne fundacje, ale to nic nie szkodzi, bo przy odrobinie dobrej woli za państwową tajemnicę wymagającą ochrony może ex post zostać uznane wszystko, a już specjalnie – okoliczności rozkradania państwa przez razwiedkę, a w szczególności – kto ile ukradł i gdzie schował forsę.
Z uchwały niezawisłego Sądu Najwyższego wynika bowiem, że zdradzić tajemnicę można nawet nieświadomie, to znaczy – nie mając pojęcia, że to akurat tajemnica. Gdyby bowiem wszyscy wiedzieli, że jakaś wiadomość stanowi tajemnicę, to jakaż to tajemnica? Zatem wygląda na to, że jedynym następstwem tej uchwały będzie dalsze ograniczanie konstytucyjnych swobód obywatelskich, co wpisuje się w misję zaganiania europejskich narodów do wspólnej obory, to znaczy pardon - budowania jedności moralno-politycznej w skali Europy, co na obecnym etapie jest najwyższym nakazem.
Stanisław Michalkiewicz
www.michalkiewicz.pl