Mija 21 miesięcy od katastrofy w Smoleńsku. Dla osób bezpośrednio  doświadczonych tą tragedią sprawą kluczową było i jest poznanie  przebiegu i przyczyn katastrofy. Chcemy wiedzieć, jak ginęli nasi  najbliżsi? Czy mieli świadomość sytuacji? Czy cierpieli? Te nasze –  najbardziej ludzkie – oczekiwania zostały przez rządzącą ekipę  zignorowane i złożone w ofierze bożkowi władzy. Ja mam jednoznaczne  odczucie, że był to czas zmarnowany.
Minione miesiące naznaczone były  intensywną produkcją manipulacji, fałszerstw i zwykłych kłamstw.  Pamiętamy przecież te rewelacje o czterech podejściach do lądowania, o  kłótni gen. Andrzeja Błasika z mjr. Arkadiuszem Protasiukiem, o  naciskach ze strony prezydenta, o nietrzeźwym generale panoszącym się w  kabinie pilotów. Wszystko to przy wtórze „autorytetów”, celebrytów,  mediów głównego nurtu próbujących obrzydzić i opluć śp. prezydenta, jego  zwolenników i ludzi domagających się prawdy.
Był to także czas  trudnej pracy, by przeciwstawić się temu przemysłowi kłamstw i pogardy.  Pracuje zespół sejmowy Antoniego Macierewicza, działają niezależne  media, takie jak „Nasz Dziennik”, powstają ważne filmy dokumentalne  pokazywane później w salach parafialnych, domach kultury czy na domowych  spotkaniach. W całym kraju rodzą się inicjatywy lokalne zmierzające do  upamiętnienia ofiar i upominające się o wyjaśnienie tragedii.
Ostatnie  tygodnie przyniosły wiedzę porażającą. Wyniki autopsji śp. Zbigniewa  Wassermanna, przeprowadzonej w Polsce po ekshumacji, ujawniły, że  rosyjska dokumentacja medyczna składała się w 95 procentach z  fałszerstw. Ujawnione nagrania panów Klichów pokazują, że niemal od  pierwszego dnia wdrażany był przez rząd prorosyjski scenariusz  działania. Odczytanie zapisów czarnej skrzynki przez krakowski Instytut  Ekspertyz Sądowych obala tezę o udziale gen. Andrzeja Błasika w  ostatniej fazie lotu, a nawet o jego obecności w kabinie. Najświeższe  informacje przyniosła telekonferencja przeprowadzona w Sejmie 24  stycznia br. W jej trakcie prof. Wacław Binienda i prof. Kazimierz  Nowaczyk z Uniwersytetu Ohio przedstawili i omówili prezentację swoich  prac i analiz. W oparciu o publicznie dostępne dane sporządzili  obliczenia i komputerowe symulacje ostatnich sekund lotu Tu-154M.  Ekspertyzy jednoznacznie podważają „obowiązkową” tezę, że zderzenie z  brzozą było ostatnim aktem tragedii. 
Dziś już wiemy, że w Smoleńsku  zlekceważono wszelkie procedury związane z dokumentowaniem miejsca  katastrofy, zabezpieczeniem i zebraniem dowodów, tak materialnych, jak i  przesłuchań. Nie zostały przeprowadzone podstawowe badania wraku i  miejsca katastrofy. W oficjalnych dokumentach znalazły się informacje  wyssane z palca, brednie i kłamstwa. Widzieliśmy wszyscy, jak niszczony  jest wrak samolotu. Podobnie zniszczone zostało miejsce upadku samolotu i  jego okolice. Niewygodne dowody, jak choćby zeznania kontrolerów lotu,  zostały unieważnione. Inne, jak nagrania z wieży kontrolnej, jakoby nie  istnieją z powodu awarii. Nie możemy się doczekać dostarczenia z Rosji  kluczowych dokumentów. Nasze władze pozostają bierne, a jak nie bierne,  to bezsilne. Zwykła stłuczka dwóch samochodów na drodze gminnej  dokumentowana jest rzetelniej niż katastrofa lotnicza o największym  znaczeniu w powojennej Europie.
Można więc powiedzieć z całą  odpowiedzialnością, że cały wysiłek władz rosyjskich i polskich przez 21  miesięcy nie był skupiony na wyjaśnianiu przyczyn i przebiegu  katastrofy, ale wręcz przeciwnie, na zacieraniu prawdy. To był po prostu  sabotaż. 
Jesteśmy więc z powrotem w punkcie wyjścia. Musimy  praktycznie przejść od początku całą drogę od skatalogowania informacji z  miejsca katastrofy, przez ekspertyzy, po wnioski dotyczące  odpowiedzialności. Od nowa musimy zająć się wszystkimi teoriami, łącznie  z teorią zamachu i tezą o awarii samolotu. Mamy niestety świadomość, że  wiele dowodów bezpowrotnie stracono. Nie da się już odtworzyć miejsca  katastrofy. Nie da się przesłuchać świadków na gorąco, zanim zostali  poddani intensywnej obróbce pamięci. Wiemy też, że kluczowe dowody  materialne znajdują się w Rosji i nie będzie łatwo ich odzyskać.
Widzimy  też coraz jaśniej, że rząd goni w piętkę. Zapętla się w matactwach,  ujawnione kłamstwa zastępuje następnymi, przykrywa arogancję  bezczelnością, potyka się o własne nogi. Ton prorządowych mediów staje  się coraz bardziej histeryczny. Po prezentacji w Sejmie prac prof.  Wacława Bieniedy i Kazimierza Nowaczyka był to już tylko wodospad  propagandy, nawet bez silenia się na merytoryczną dyskusję. Za tym  potokiem chamstwa, obelg, drwin i agresji kryje się tak naprawdę rozpacz  i bezsilność wobec siły prawdy. A cóż dopiero mówić o słowie  „przepraszam”, które należy się najmocniej skrzywdzonym przez tę  propagandę. Jak choćby rodzinom pilotów. 
Ale jest i iskierka  nadziei. Przede wszystkim coraz powszechniejsza jest w Polsce wiedza, że  byliśmy systematycznie, metodycznie okłamywani. Ci, którzy ufali  państwu i wierzyli, że zdało egzamin – coraz jaśniej zdają sobie sprawę,  że zostali oszukani. Zgłasza się coraz więcej odważnych ludzi nauki z  różnych ośrodków akademickich, którzy chcą włączyć się w badania  wyjaśniające przebieg wydarzeń. Mimo wszystko wiemy już sporo i mamy  naukowe narzędzia, by odtworzyć przebieg tragedii, nawet nie dysponując  kompletem dowodów. Prawda ma bowiem tę szczególną cechę, że nie daje się  zamordować. Można ją co najwyżej na chwilę ukryć. 
Dziś oczywiście  nie ma sensu wznawianie prac komisji Jerzego Millera. Od niej już  niczego nowego się nie dowiemy. Nie ma sensu odgrzewać postaci tak  skompromitowanych jak Edmund Klich. Potrzebna jest nowa komisja złożona z  prawdziwych ekspertów, odważnych i niezależnych, nieuwikłanych w  polityczne czy ambicjonalne spory. Najlepiej zaś, by była to komisja  międzynarodowa, niezależna. Potrzebne jest sięgnięcie po pomoc USA i  NATO. Konieczne jest postawienie Rosjanom twardych żądań. Nie mam  złudzeń, że spełnienia tych warunków można by oczekiwać od obecnej  ekipy. To przecież znaczyłoby unieważnienie karier politycznych  zbudowanych na kłamstwie – karier Tuska, Kopacz, Klicha, Arabskiego. 
 Musimy  więc cierpliwie robić swoje. Będziemy poszukiwać odpowiedzi na pytania  dotyczące katastrofy, korzystając z wszelkich dostępnych narzędzi.  Jednocześnie nie będziemy ustawać w wywieraniu presji na instytucje  państwa, by robiły to, do czego są powołane. 
Zapewne pełne  wyjaśnienie przyczyn i przebiegu katastrofy będzie możliwe dopiero po  zmianie ekipy rządzącej. Być może szybciej, niż nam się wydaje. l
Autor jest posłem na Sejm RP, był mężem Aleksandry Natalli-Świat, posłanki na Sejm V i VI kadencji, która zginęła w katastrofie pod Smoleńskiem.
Jacek Świat
Za: http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120127&typ=my&id=my68.txt
 
											




