Premier forsuje wydłużenie wieku emerytalnego, strasząc, że w przeciwnym wypadku nie wystarczy pieniędzy na wypłatę przyszłych emerytur. Wicepremier ogłasza, że w państwowe emerytury nie wierzy. A minister finansów wpada w histerię podczas sejmowego przemówienia.
Sekwencja wczorajszych zdarzeń zmusza do zadania po raz kolejny pytania, jaka jest faktyczna sytuacja naszych finansów publicznych, jeśli najlepiej poinformowani w tej sprawie tracą nerwy.
Legenda "zielonej wyspy" rządu Donalda Tuska - finansowana z corocznego podwyższania składek i przeróżnych podatków - może niedługo runąć. Sami członkowie rządu Tuska już zdają się niezwykle niepokoić stanem finansów publicznych, a objawy niepokoju pokazywać na zewnątrz. Jeszcze rok bądź dwa, a kolejne podwyżki podatków i składek mogą być dla społeczeństwa nie do zniesienia. A w odniesieniu do sytuacji finansowej państwa możemy już niedługo z ust obecnych członków obozu rządzącego usłyszeć podobne słowa do tych, które przed kilkoma laty Ferenc Gyurcsany, poprzednik Viktora Orbána na stanowisku premiera Węgier, skierował do swoich współpracowników: "Przez ostatnie półtora roku kłamaliśmy rano, wieczorem i w nocy".
Poważne symptomy tracenia gruntu pod nogami widać ostatnio w wypowiedziach tych, którzy o prawdziwej sytuacji finansowej naszego kraju na pewno są najlepiej poinformowani. Wicepremier Waldemar Pawlak oświadczył w TVN24, iż w państwowe emerytury nie wierzy. - Ja nie za bardzo wierzę w państwowe emerytury. Tak że staram się zabezpieczyć sobie przyszłość właśnie i przez oszczędności, i przez dobre relacje z moimi dziećmi, bo liczę na to, że to będzie pewniejsze niż te różne chimeryczne państwowe rozwiązania - powiedział wicepremier Pawlak. Premier Donald Tusk starał się tonować wypowiedź swojego koalicjanta. - Myślę, że to jest przejęzyczenie. (...) Może jakaś nieostrożność wypowiedzi - komentował wczoraj słowa Pawlaka premier Tusk. Sam stwierdził, iż "do ZUS-u ma zaufanie". Po wypowiedzi Pawlaka wyjaśnień od rządu chce Solidarna Polska. - Wicepremier polskiego rządu oświadczył z wielką szczerością, że w jego przekonaniu polski system emerytalny zawalił się, że ten system jest na skraju jakiegoś upadku, i w związku z tym on sam nie wierzy w państwo, nie wierzy w ZUS i inwestuje w swoją rodzinę i oszczędności. To jest wyznanie nie jakiegoś celebryty, tylko wicepremiera rządu, osoby numer dwa jeśli chodzi o władzę wykonawczą. Nie możemy nad tym przejść do porządku dziennego - mówił Zbigniew Ziobro. Zaznaczył, iż wicepremier Pawlak "jest człowiekiem odpowiedzialnym, o dużym doświadczeniu politycznym, który ma wiedzę na temat tego, co mówi i na czym opiera swoje przekonania". - Skoro posiada takie informacje, które uprawniały go do wyrażenia przekonania mogącego wzbudzić lęk, że system emerytalny jest na skraju zapaści, to my oczekujemy od polskiego premiera, aby zechciał wyjaśnić to na następnym posiedzeniu Sejmu - dodał Ziobro. W histerię wpadł natomiast wczoraj minister finansów Jacek Rostowski, którego z równowagi wyprowadził poseł PiS Paweł Szałamacha pytający, dlaczego rząd forsuje podatek od kopalin, a sprzeciwia się wprowadzeniu podatku bankowego. - To pokazuje pewien model gospodarczy. Z jednej strony wysokie, jedne z najwyższych na świecie, obciążenia dla gospodarki realnej, dla przemysłu, a z drugiej strony - uprzywilejowane, lekkie traktowanie sektora finansowego. W mijającym tygodniu mieliśmy także drugi pakiet wydarzeń - to znaczy jednocześnie premier wyszedł z zapowiedzią podwyższenia wieku emerytalnego, a pani minister sportu poinformowała o tym, że jeden z prominentnych przedstawicieli menedżerów otrzyma półmilionową premię. To jest pewien model społeczno-gospodarczy, który proponuje Platforma Obywatelska, czyli obciążenie gospodarki realnej oraz wyższy wiek emerytalny dla całości społeczeństwa i wysokie premie dla zaufanych osób. Czy państwo to robią celowo i świadomie, czy państwu tak to po prostu wychodzi? - dopytywał Szałamacha.
Nerwy przez kopaliny
Minister Rostowski, choć znany jest z emocjonalnych wystąpień w Sejmie, tym razem w wyrażaniu emocji przeszedł samego siebie. - Chciałbym podkreślić, że kopaliny w Polsce, tak jak we wszystkich krajach na świecie, z wyjątkiem Stanów Zjednoczonych, należą do państwa. I jestem głęboko zaszokowany. Zaszokowany, że Prawo i Sprawiedliwość działa na rzecz lobbystów, inwestorów zagranicznych. I nie broni interesu narodu polskiego. Wstyd mi za was. Wstyd. (...) Pomysły rodem z Budapesztu tutaj nie przejdą - mówił histerycznym tonem Rostowski. Sejm odrzucił przy tym projekt PiS o wprowadzeniu podatku od instytucji finansowych, który miałby zapewnić do budżetu państwa wpływy w kwocie ok. 5 mld złotych. Jednocześnie rząd zyskał kolejnego koalicjanta. Za odrzuceniem projektu PiS już w pierwszym czytaniu oprócz Platformy i PSL zagłosował także Ruch Palikota. Ministra Rostowskiego próbował zdiagnozować prezes PiS Jarosław Kaczyński, dywagując, iż być może to zmiana postawy ministra, "który nieustannie wyprzedaje wszystko, co należy jeszcze w Polsce do Polaków". - Jeżeli to jest zapowiedź zmiany i stanięcia na takim stanowisku, jak my stoimy, to chociaż charakter wypowiedzi był niedopuszczalny, niezwykle emocjonalny i wskazuje na potrzebę co najmniej dłuższej przerwy w pracy, to bym się cieszył. Ale obawiam się, że to jest tylko wyłącznie ten typ retoryki, który wynika po prostu z jednej strony z lęku przed sytuacją, do której się samemu doprowadziło, a z drugiej strony z - powiedzmy sobie - bardzo ostro przeżywanych negatywnych emocji w stosunku do opozycji. Po prostu ta socjotechnika, którą stosuje Platforma Obywatelska, tutaj, przy pewnej słabości psychicznej i być może intelektualnej, doprowadziła właśnie do takiego uwewnętrznienia, internalizacji tej socjotechniki. To już wielokrotnie żeśmy widzieli w wykonaniu pana Rostowskiego. Ale to po prostu jak się wybiera ludzi tego sortu na ministrów, to są później takie skutki - diagnozował Kaczyński. Prezes PiS dodał, iż "dzisiaj w Sejmie zobaczyliśmy też, że minister jest w bardzo, ale to bardzo złym stanie ogólnym, że ma bardzo zszarpane nerwy".
Fatalną atmosferę wokół kolejnych posunięć rządu pogarszaną szeregiem wpadek ekipy rządzącej premier Donald Tusk postanowił poratować kolejnymi działaniami propagandowymi. W przyszłą środę ma się rozpocząć teatrzyk pod tytułem "przegląd resortów" - rozmowy z ministrami premier ma zacząć od spotkania z ministrem finansów Jackiem Rostowskim. Wizerunek rządu miałoby także poratować oświadczenie premiera o odrzuceniu przez polski rząd umowy ACTA. Niestety, z tym Tusk się wyraźnie spóźnił, a decyzja w tej sprawie - jak w wielu innych przypadkach - nie zapadła wskutek woli większości naszego społeczeństwa, lecz w wyniku oglądania się na innych, silniejszych - wejście w życie ACTA podały w wątpliwość stanowiska Niemiec oraz wielu posłów Parlamentu Europejskiego.
Artur Kowalski
Za: http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=1142298