Przypominamy
W oryginalnym tekście zawarte są jasne, spójne i logiczne propozycje rozwiązania problemu.
W wersji skrótowej, poniższej, pominięte są wszelkie wyliczenia, tabele i dane statystyczne.
Warto także spojrzeć tu by zobaczyć jak wygląda sytuacja demograficzna Europy wobec ekspansji islamu.
http://www.youtube.com/watch?v=IbC5CxzhvtA
Stanisław Mikołajczak
Zasada solidarności społecznej w wychowaniu i utrzymaniu dzieci i młodzieży jako gwarant suwerenności demograficznej Polski
Od dłuższego czasu Polska znajduje się w niebezpiecznej sytuacji demograficznej. Przy utrzymaniu trwających już wiele lat tendencji rozwoju, a właściwie regresu, populacyjnego Polsce grozi radykalna zmiana jej pozycji w Europie, a przede wszystkim w stosunkowo krótkim czasie 2-3 pokoleń całkowita zmiana etnicznego składu obywateli państwa z wszystkimi wynikającymi z tego faktu konsekwencjami politycznymi, społecznymi, kulturowymi, religijnymi i innymi. W naszym położeniu geopolitycznym, uwzględniając historyczny wymiar naszych dziejów, zwłaszcza ostatnich wieków, widać jasno, że tylko ludny, zwarty etnicznie, prężny populacyjnie naród ma trwałą szansę na niezagrożony niezależny i suwerenny byt państwowy.
Patrząc z tej perspektywy najistotniejszymi celami ogólnymi i długofalowymi polskiej polityki, polskiej racji stanu powinny być dwa założenia: suwerenność energetyczno-surowcowa kraju i suwerenność demograficzna narodu. One powinny determinować wszystkie inne cele i działania narodowe i państwowe jako pochodne tych dwóch podstawowych, jako swego rodzaju polityczno-ekonomiczny rachunek ciągniony polskiego interesu narodowego i państwowego. Bez trwałego zapewnienia suwerenności w tych dziedzinach nie ma mowy o suwerenności i niezależności politycznej polskiego państwa.
Co to jest suwerenność demograficzna narodu (państwa), jakie są konsekwencje jej utraty?
Przez suwerenność demograficzną narodu (państwa) rozumiem taki kształt jego struktury demograficznej - w ujęciu dynamicznym, który sprawia, że obywatele państwa są w stanie zapewnić funkcjonowanie wszystkich struktur państwowych i wszystkich usług, które państwo i jego różnorodne struktury i agendy także pozapaństwowe, pozarządowe, społeczne – mają obowiązek spełniać, a więc np. zapewnić ciągłość i choćby minimalny poziom wypłat emerytur i rent, świadczenia zdrowotne, opiekę nad ludźmi starymi, terminalnie chorymi itd.
Jeśli obywateli jest za mało, by te funkcje realizować, musi pojawić się imigracja, która - na trwałe wrastając w tkankę społeczna i narodową - w istotny sposób przeobraża strukturę narodową obywateli. W europejskich uwarunkowaniach - co pokazują ruchy imigracyjne w państwach Europy Zachodniej - imigranci pochodzą z innych stref religijno-kulturowych, nie integrują się ze społecznościami europejskimi. Są zdecydowanie bardziej dynamiczni populacyjnie, przez co w istotny sposób zmieniają struktury narodów europejskich. Ten proces jest tam w fazie początkowej, a już wywołuje istotne napięcia społeczne na tle religijno-kulturowym, ale także ekonomicznym.
Polska jest od ponad dwóch pokoleń społecznością mononarodową a Polacy nie znają już z autopsji zalet życia w społeczności wieloetnicznej i wielokulturowej (jak było w I i II Rzeczypospolitej). A przecież rodziło to też bardzo istotne napięcia – co dokumentują choćby tragiczne dzieje kontaktów polsko-ukraińskich w czasach I i II wojny światowej. Wiele wskazuje na to, że w Polsce procesy współżycia i adaptacji obcych kulturowo społeczności przebiegałyby dramatyczniej niż w Europie Zachodniej, której społeczności, zwłaszcza francuskie i brytyjskie mają wielopokoleniowe nieprzerwane tradycje przyjmowania innokulturowych społeczności ze swoich dawnych kolonii czy imperiów.
Jasne stawianie tej kwestii nie jest przejawem niechęci wobec obcych. Przede wszystkim jest wiarą we własny naród, który przez ponad tysiąc lat swojej historii ukształtował takie cechy współczesnych Polaków, które warte są twórczego przeniesienia w przyszłość – w aktywnym dialogu z innymi narodami, także o odmiennej kulturze czy religii, ale z zachowaniem swojej własnej podmiotowości i suwerenności demograficznej, gwarantujących owo twórcze kontynuowanie naszych narodowych dokonań, zalet i aspiracji.
Jak realna i jak w skali historycznej szybka może być utrata suwerenności demograficznej pokazuje przykład Kosowa. Kosowo – dziś odrębny byt państwowy uznawany przez kilkadziesiąt państw świata - jest dla historii Serbii tak ważny jak dla historii Polski Wielkopolska. To właśnie na terenie Kosowa kształtowała się narodowość i państwowość serbska oparta na chrześcijańskim prawosławiu, dziś jest to państwo albańskie oparte na islamie. Jeszcze na początku XX wieku ludność serbska stanowiła ponad 70 % populacji mieszkańców tego regionu Serbii. Pod koniec tego wieku, przed czystkami etnicznymi będącymi następstwem wojny, ludność serbska stanowiła zaledwie 7 %. A wszystko to dokonało się głównie w wyniku procesów demograficznych. Rodziny serbskie miały po jednym dziecku, a kosowskich Albańczyków po kilka, niekiedy po sześć, siedem i więcej. Te dysproporcje w płodności rodzin serbskich i albańskich w ciągu 4 (!) pokoleń diametralnie i dramatycznie zmieniły sytuację demograficzna prowincji, serbskie Kosowo straciło bezpowrotnie suwerenność demograficzną, co doprowadziło do niezwykle istotnych zmian kulturowych i w ich następstwie politycznych. Podobne procesy zaszły w Libanie, w którym w I poł. XX wieku ludność chrześcijańska stanowiła ponad 50 % populacji – dziś tylko kilka procent, i walczą o biologiczne przetrwanie. A państwo będące Szwajcarią Bliskiego Wschodu popadło w dezintegrację i materialna deprecjację.
W Polsce nie jest jeszcze tak dramatycznie. Trzeba jednak wiedzieć, że procesy demograficzne przy zachowanych stałych (nieodwracanych) trendach początkowo przebiegają łagodnie, a po 1-2 pokoleniach gwałtownie przyspieszają. Dziś statystyczna Polka w wieku rozrodczym rodzi 1,3 dziecka – aby zachować populację na stałym poziomie (tzw. reprodukcja prosta) powinna rodzić 2,1 dziecka. Demografowie prognozują, że przy utrzymaniu obecnych trendów populacyjnych w 2030 roku będzie nas 32 mln, czyli o 6 milionów mniej niż obecnie, czyli ubędzie co siódma osoba. Musi to rodzić niezwykle istotne i dramatyczne napięcia społeczne, ekonomiczne, polityczne, rodzinne, religijne..
Sytuacja ta rodzi istotne pytania o politykę państwa wobec rodziny, o tak zwaną politykę prorodzinną, o której mówi się od wielu lat, ale której dotąd nie ma. Wiele wskazuje na to, że opinia publiczna w Polsce, a zwłaszcza politycy, nie doceniają lub nawet nie dostrzegają zagrożeń płynących dla bytu narodu i państwa z takiego rozwoju sytuacji demograficznej kraju.
We wszystkich znanych mi wypowiedziach dotyczących perspektyw ekonomicznego rozwoju Polski jako najważniejszy czynnik tego rozwoju wymienia się kapitał ludzki, potem dopiero kapitał finansowy, bazę materialną, infrastrukturę, organizację pracy itd. Jest on rzeczywiście w Polsce niezwykle wartościowy. Czy jest naprawdę zasobem stałym, niewyczerpalnym? A skąd się bierze ten kapitał ludzki? Odpowiedź jest banalna. Z dzieci. Z dzieci, które rodzą się, są utrzymywane, wychowywane i kształcone w polskich rodzinach. Mówiąc nieco ekonomicznie (mało humanistycznie) jest to „najszlachetniejszy , najwartościowszy produkt”, który wytwarza polskie społeczeństwo, polska rodzina, a który równocześnie po kilkunastu latach staje się najważniejszym czynnikiem rozwoju społeczeństwa, narodu i państwa, tym właśnie najcenniejszym „kapitałem ludzkim”. Ale „pozyskiwanie” tego „najcenniejszego produktu” społecznego/narodowego jest sprawą indywidualną poszczególnej rodziny. Jak niedawno obliczyli ekonomiści koszt utrzymania i wychowania jednego dziecka to wartość dobrej klasy samochodu. Ten koszt jest ponoszony przez rodzinę, przy minimalnym wsparciu państwa. To wsparcie państwa jest rzeczywiście utrzymywane od lat na niskim poziomie, niezależnie od okresowych dyskusji o konieczności wsparcia rodziny, nowego ukształtowania polityki prorodzinnej państwa. Zresztą część tej pomocy związanej z dziećmi i młodzieżą należy traktować jako powinność wobec każdego obywatela niezależnie od wieku, np. świadczenia zdrowotne wobec kobiety w ciąży, opieka prenatalna czy pediatryczna – należą się dziecku tak samo jak osobom starszym opieka geriatryczna czy chorym terminalnie opieka hospicyjna – to żaden przejaw wsparcia rodziny, to należna każdemu opieka zdrowotna. Jako elementy tego wsparcia można traktować natomiast zasiłki rodzinne (dla najsłabszych ekonomicznie rodzin), tzw. becikowe, urlopy macierzyńskie. Natomiast żłobki (uczęszcza do nich tylko kilka procent dzieci), przedszkola (też nie obejmują wszystkich), ochrona kobiet w ciąży w środowisku pracy – to wtórnie pomoc dla rodziny wychowującej dzieci – prymarnie jednak to jest wsparcie dla rynku pracy, wsparcie mające na celu pozyskanie kobiet (matek) jako pracownic .
Obecne problemy z bezrobociem to stan przejściowy. Proponowane ostatnio przez Platformę Obywatelską czy Prawo i Sprawiedliwość sposoby wspierania rodzin mające pobudzić dzietność takie jak:
- mini przedszkola rodzinne – jedna matka zbiera małe dzieci sąsiadów (do lat trzech) i zajmuje się sama nimi w domu, a państwo jej za to płaci i nadzoruje, czy maluchom nie dzieje się krzywda (pomysł sprawdza się we Francji) – ten pomysł popiera Ministerstwo Pracy: dzięki niemu kobiety nie będą musiały rezygnować z pracy w pierwszych latach życia dziecka;
- zmiany zasad przyznawania ulg na dzieci – dziś rodzice mogą odliczyć od podatku 1112 zł. na dziecko – jeśli nie starcza podatku do odliczeń, to min. Radziszewska proponuje wprowadzenie specjalnych dodatków – które ktoś musi obliczyć, zgromadzić, wypłacać, kontrolować;
- proponuje się umożliwić przesunięcie urlopu wychowawczego na dziadków, by matka mogła pracować.
Wszystkie te propozycje mają wspólny cel – umożliwić matce pozostanie w pracy. Samo dziecko, jego potrzeby emocjonalne, rozwojowe są na dalekim planie. Ale nawet - jeśli przyjąć je jako wspierające rodzinę wychowującą dzieci – to są one niewystarczające i nie odwrócą groźnego trendu wymierania narodu, nie wspierają rodziny w jej głównym zadaniu - harmonijnego wychowania, integralnego kształtowania osobowości intelektualnej, emocjonalnej, moralnej i etycznej dziecka, są nastawione na umożliwienie pracy matce.
Wszystkie te działania nie są i nie będą skuteczne, nie zachęcą Polaków do powiększania rodzin, nie skłonią kobiet do rodzenia większej liczby dzieci.
Moim zdaniem nie tędy droga. Trzeba całkowicie odwrócić priorytety. Wszak chodzi nam o „najcenniejszy produkt, który powstaje w polskich rodzinach”. On - czyli dziecko - musi być najważniejszy. Jego dobro, jego utrzymanie, wychowanie, kształtowanie osobowości musi być priorytetem, jego relacja intelektualno-emocjonalna z rodzicami, a zwłaszcza z matką musi być najważniejsza. A polska matka powinna mieć swobodny, wolny, nie ograniczony drastycznie przez warunki materialne wybór – poświęcić się wychowaniu swoich dzieci kosztem obniżenia materialnego poziomu życia czy - pracując ponad miarę - próbować łączyć wychowanie dzieci z pracą zawodową.
Dziś kobieta/matka wychowująca kilkoro dzieci wypada z rynku pracy. Rodzina utrzymuje się na ogół z jednej pensji ojca, niewysokich zasiłków rodzinnych, często musi korzystać z pomocy społecznej (o którą musi prosić nierzadko w upokarzających warunkach), wiele rodzin wielodzietnych żyje w patologicznych warunkach materialnych, które niekiedy (wtórnie) prowadzą do patologizacji rodziny w ogóle. Pozycja materialna matki jest tragiczna. Po odchowaniu dzieci, gdy wraca na rynek pracy, jest na tym rynku w najsłabszej pozycji - może na ogół podejmować najniżej płatne prace, jeśli zdąży wypracować sobie emeryturę, to najniższą. I to wszystko dotyka osobę, rodzinę, która „kształtuje najszlachetniejszy produkt wytwarzany w państwie”. Bez generalnej zmiany myślenia o roli rodziny w kształtowaniu nowej populacji narodu szanse na zwiększenie dzietności w polskich rodzinach są nikłe. A proponowane dotychczas przez polityków rozwiązania są powierzchowne i nie są w stanie uruchomić nowego myślenia o roli matki, procesu wychowania dziecka w rodzinie, a w konsekwencji zwiększenia populacji Polaków.
Utrzymanie i wychowanie dziecka w rodzinach trzeba oprzeć na zasadzie solidarności społecznej. To zupełnie nowe spojrzenie na problem. Ale tylko ono daje szansę na zwiększenie populacji Polaków, ale także na nową jakość ich wychowania. Powinni oni wyrastać i kształtować się osobowościowo w większej niż dotąd liczbie w środowisku rodzinnym zdecydowanie najlepiej służącym kształtowaniu się intelektualnemu, emocjonalnemu i moralnemu dzieci i młodzieży.
Zasada solidarności społecznej nie jest nowym pomysłem. Od wielu lat (od wielu pokoleń) funkcjonuje ona w kilku sferach życia społecznego. W naszym kręgu cywilizacyjnym była stopniowo wprowadzana w tkankę życia społecznego w różnym czasie zastępując nieefektywne (a nawet często niemoralne) na danym etapie rozwoju cywilizacyjnego sposoby wspierania słabszych.
Najpierw pojawiły się tzw. renty starcze, dziś zwane emeryturami –zaistniały one po upowszechnieniu się etatowego sposobu zatrudniania pracowników; co najmniej w części są one oparte na zasadzie solidarności społecznej (pokoleń) – te, które odwołują się do systemu redystrybutywnego (dziś I filar), według tej zasady są również wypłacane renty inwalidzkie czy rodzinne. Również ubezpieczenia zdrowotne są oparte na zasadzie solidarności społecznej i to niezależnie od szczegółowych rozwiązań organizacyjnych. Wszyscy pracujący płacą składkę na ubezpieczenie zdrowotne i – co najmniej teoretycznie – mają takie samo prawo do korzystania z opieki medycznej niezależnie od wielkości osobiście płaconej składki czy intensywności korzystania z tej opieki. Fundusz dziś w Polsce powstaje w wyniku odpisu podatkowego na ubezpieczenie zdrowotne.
Kolejną sferą życia publicznego, która zorganizowana jest w oparciu o zasadę solidarności społecznej (też solidarności pokoleń) jest szkolnictwo powszechne (częściowo też wyższe) - nauczanie dzieci i młodzieży oparte jest na obowiązku szkolnym (nawet przymusie szkolnym) i obowiązku nauki. Na kształcenie dzieci i młodzieży, które jest obowiązkiem samorządów, wydają one do 45 % swoich budżetów, a więc jest to niezwykle wielki wysiłek finansowy.
Wszystkie te sfery życia publicznego: wypłacanie rent i emerytur, organizowanie opieki zdrowotnej ( także opieki społecznej) oraz szkolnictwa należą do obowiązków państwa wobec swoich obywateli. Ale jest również niezastępowalnym warunkiem dobrego funkcjonowania państwa i zabezpieczania przyszłości narodu.
Powtórzę jeszcze raz – wszystkie te sfery życia społecznego funkcjonuję w oparciu o zasadę solidarności społecznej. I tą zasadą trzeba objąć również utrzymywanie i wychowywanie dzieci i młodzieży. Zasada ta jest podstawą dotychczasowych sposobów wpierania rodziny, ale w bardzo ograniczonym zakresie. Trzeba ją zastosować w całej pełni, bezwyjątkowo do wszystkich: z jednej strony powinna ona wsparciem objąć wszystkie dzieci i młodzież, z drugiej strony w płaceniu na utrzymanie i wychowanie powinni brać udział również wszyscy, niezależnie od tego ile dzieci mają na wychowaniu i czy w ogóle je mają. Na tym polega nowość proponowanego rozwiązania.
Trzeba powołać fundusz rodzinny na wzór funduszu zdrowotnego – powinien on być oparty na odpisach podatkowych na identycznej zasadzie jak jest tworzony fundusz zdrowotny – każdy pracownik odprowadzałby do tego funduszu odpowiedni procent od podatku. Musi on być tak obliczony, by zapewnić 100 % wypłacalność funduszu w danym roku. Wszyscy płacą ten sam procent od podatku niezależnie od tego czy mają dzieci i ile ich mają – płacenie na utrzymanie dzieci jest powszechne i obligatoryjne. Natomiast posiadanie dzieci i ilość wychowywanych w danej rodzinie dzieci pozostaje decyzją indywidualną. Jest oczywiste, że osoby żyjące z wyboru (lub konieczności) w stanie wolnym lub rodziny wychowujące jedno dziecko, zwłaszcza osoby dobrze zarabiające będą wpłacały do funduszu rodzinnego realnie dużo więcej niż rodzice w rodzinach wielodzietnych. Ale taki jest właśnie sens solidarności społecznej, w tym wypadku można śmiało powiedzieć solidarności narodowej. Będą oni z niej korzystać na starość, bo to potomkowie dzieci, na których utrzymanie i wychowanie będą się składać – zapewnią im pełną opiekę zdrowotną, socjalną czy po prostu bytową. Nie płacąc składki na fundusz rodzinny mogliby za zaoszczędzone pieniądze do obsługi swoich potrzeb na starość sprowadzić sobie imigrantów - ale takiego rozwiązania trzeba właśnie uniknąć.
Ponieważ wszyscy płacą na fundusz rodzinny, więc wszystkie dzieci dostają z niego stypendium rodzinne. Proponuję taki właśnie termin stypendium rodzinne, by uniknąć obciążonego pejoratywnymi konotacjami terminu zasiłek rodzinny. Dla osób dobrze zarabiających, wychowujących jedno dziecko pobieranie tego stypendium może być niewiele znaczącym wsparciem finansowym (można przewidzieć zresztą czasową lub stałą rezygnację z jego pobierania), ale dzięki tej zasadzie unika się niepotrzebnej buchalterii, a przede wszystkim rozbudowywania służb urzędniczych, które ustalałyby i sprawdzały komu ze względu na dochody stypendium rodzinne przyznać (a i kiedy odebrać). Byłoby to droższe niż wypłata wszystkim. Poza tym zasada jest prosta: wszyscy płacą na fundusz – wszyscy maja prawo z niego korzystać. Ponadto takie rozwiązanie powoduje, że struktura organizacyjnie jest prosta. Istnieje jeden Centralny Fundusz Rodzinny , do którego spływają odpisy podatkowe przekazywane raz do roku przy rozliczeniu podatkowym. Fundusz obsługuje stosunkowo niewielka grupa osób zajmująca się przekazywaniem odpowiednich środków do gmin w całym kraju. Przekazywanie odbywa się na podstawie udokumentowanej liczby dzieci i młodzieży uprawnionej w danej gminie do pobierania stypendium. W gminach ustalanie i przekazywanie tych informacji najlepiej umiejscowić w dziale ewidencji osób, który byłby w stałym kontakcie z Urzędem Stanu Cywilnego. Cała procedura urzędnicza sprowadza się do: 1) podania informacji o urodzeniu dziecka, 2) informacji o ukończeniu 19 lat, a więc utraty prawa do jego otrzymywania, 3) zmiennej lokalizacji przestrzennej dziecka - zmiany adresu, 4) podania informacji o określonym przez lekarza orzeczeniu o inwalidztwie, co uprawnia do podwyższonego zasiłku.
Ponieważ powszechny obowiązek szkolny obejmuje młodzież do 19 roku życia (do uzyskania matury lub wykształcenia równorzędnego) okres wypłacania stypendium rodzinnego powinien trwać od urodzenia do ukończenia 19 lat. Młodzież podejmującą studia powinien objąć system stypendialny dla studentów.
Stypendium rodzinne jest związane z dzieckiem, ale wypłacane jest matce (dokładnie umownej matce - może to być ojciec lub opiekun prawny).
Ponieważ – jak stwierdziłem na początku – wychowywanie dzieci w rodzinie jest najszlachetniejszym zajęciem, jakie podejmują obywatele i daje narodowi najcenniejszy kapitał, kapitał ludzki spełnianie funkcji matki powinno być odpowiednio wynagradzane i honorowane. Matka, która chce poświęcić się tylko wychowaniu swoich dzieci powinna nie tylko być darzona szacunkiem i uznaniem, ale też mieć materialne wsparcie w tej pracy. Dlatego wielkość kwotowa stypendiów powinna być tak skalkulowana, by matka wychowująca czworo dzieci ze stypendiów rodzinnych uzyskała sumę równą minimalnej pensji. Co więcej od tych stypendiów winna być odprowadzana składka na ubezpieczenie emerytalne matki. Po dwudziestu latach wychowywania dzieci będzie miała minimalne własne zabezpieczenia emerytalne. A gdy będzie chciała wrócić do pracy po odchowaniu czworga lub więcej dzieci (będąc na rynku pracy najsłabsza) – będzie mogła ją sobie zwiększyć. Każda matka zachowuje prawo do odpisu emerytalnego od stypendium jej dzieci także wtedy, gdy zdecyduje się nie przerywać pracy zarobkowej. I tu zasada jest prosta – dodatkowa praca daje dodatkowe dochody.
Takie rozwiązania w zasadniczy sposób zmienią polską politykę rodzinną. Stanie się ona rzeczywiście prorodzinna, dowartościuje macierzyństwo. Stworzy narodowi realne warunki liczbowego i jakościowego rozwoju. Szczególnie istotnie zmienia ona położenie materialne, ale i, co równie ważne, moralne rodzin wielodzietnych. Tych rodzin, które obecnie niekiedy w skrajnie trudnych warunkach materialnych, decydują o byciu lub nie byciu przyszłych pokoleń Polaków. Proponowane rozwiązanie czyni z polityki prorodzinnej zadanie ogólnonarodowe i państwowe.
Trzeba to zrobić, mimo że nikt tego w świecie dotąd nie zastosował. Po I wojnie światowej odrodzona II Rzeczpospolita jako jedno z pierwszych państw na świecie wprowadziła 8-godzinny dzień pracy i wyborcze prawa kobiet – wyprzedzając tymi rozwiązaniami wiele państw cywilizacyjnie bardziej rozwiniętych.
(…)
Nawiązując do początku tego tekstu, gdy stwierdziłem, że przed Polską są dwa najważniejsze wyzwania: obrona suwerenności materiałowo-energetycznej i suwerenności demograficznej – mogę z całą mocą powiedzieć, że Polska musi mieć suwerenność demograficzną. Cała nasza historia, a zwłaszcza historia ostatnich czterech stuleci pokazała, że w tym miejscu Europy jako samodzielne niezależne i suwerenne może istnieć tylko państwo, które jest emanacją dużego narodu. Naród mały zostanie zdominowany, utraci suwerenność, a być może i niepodległość. Nie mamy wyboru. Jeśli chcemy w przyszłość przenieść to wszystko, co stanowi o naszej narodowej i państwowej odrębności musimy zadbać już teraz o naszą suwerenność demograficzną.
I jeszcze jedna bardzo ważna rzecz.
Państwo jest tylko „organizatorem przepływu pieniędzy do rodzin” i z tej racji nie może mieć żadnego wpływu na ideowe przesłanki wychowania dzieci – ta sfera nadal musi pozostać wyłączną domeną rodziców.
Przedstawiony program powinien stać się przedmiotem ogólnonarodowej debaty publicznej, wolnej od politycznej konkurencji. Powinien zyskać wsparcie i być realizowany przy pełnej akceptacji i zgodzie wszystkich partii i ugrupowań politycznych oraz organizacji społecznych. Oczekuję też szczególnego wsparcia Kościoła katolickiego w Polsce i Kościołów innych wyznań. Dyskusja ta powinna także określić dokładne rozwiązania wielu kwestii szczegółowych, być może także drogi i czas dojścia do proponowanego modelu.
Ta propozycja jest nowym pomysłem na zapewnienie Polsce harmonijnego rozwoju demograficznego, a równocześnie przywrócenia wychowaniu młodych pokoleń równowagi moralnej i etycznej, głęboko ostatnio zachwianych.
Na koniec przywołuję fragment homilii Ojca Świętego wygłoszonej podczas pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny podczas mszy św. odprawionej pod Szczytem Jasnej Góry 6 czerwca 1979 roku:
„Racja bytu rodziny jest jednym z podstawowych wyznaczników ekonomii i polityki pracy. Wówczas zachowują one swoją właściwość etyczną, jeśli liczą się z potrzebami rodziny, z prawami rodziny. Poprzez pracę dorosły mężczyzna powinien zdobyć środki potrzebne do utrzymania swojej rodziny. Macierzyństwo zaś w polityce i ekonomii pracy winno być traktowane jako wielki cel i wielkie zadanie samo dla siebie. Łączy się bowiem z nim inna, wielka praca, w której nikt matki rodzącej, karmiącej, wychowującej nie zastąpi. Nic też nie zastąpi serca matki w domu, serca, które zawsze tam jest, zawsze tam czeka. Prawdziwe poszanowanie pracy niesie z sobą należną cześć dla macierzyństwa, a nigdy inaczej. Od tego też zależy zdrowie moralne całego społeczeństwa..”