Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

Czy Krakowskie Przedmieście było "poligonem" loży P3?

Skoordynowana, stała, wielopłaszczyznowa akcja przeciwko osobom modlącym się na Krakowskim Przedmieściu rozpoczęła się w lipcu 2010 r., potem była intensyfikowana, by zacząć słabnąc na przełomie 2010 i 2011 roku i wreszcie zaniknąć wiosną 2011 roku.

Zaangażowane w niej były policja, straż miejska i, jak wszystko na to wskazuje, jakieś służby specjalne oraz bojówki tworzone w pewnych wypad­kach, prawdopodobnie z funkcjonariuszy; w innych z tzw. ludzi marginesu oraz innych osób.

Jaki był główny cel tej akcji?

Trudno na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć.

         Być może, że chodziło o likwidację grupy modlitewnej lub przynaj­mniej ograniczenie jej do kilkuset czy kilkudziesięciu osób (wielu ludzi nie przychodziło się modlić na Krakowskie Przedmieście z obawy przed ataka­mi i represjami, przed upokorzeniem).

Być może jednak chodziło o to, by represje spowodowały zwiększenie tej grupy do kilku czy kilkunastu tysięcy ludzi, tak, by mogło dojść do ja­kiejś konfrontacji i rozwiązania siłowego.

Jedno wydaje się być pewne. Krakowskie Przedmieście było, według mnie ewidentnie, poligonem doświadczalnym, miejscem gdzie w mi­kroskali odbywał się eksperyment, który potem można by powtórzyć jużw skali większej, eksperyment, który, ponadto, miał pozwolić na udzielenie odpowiedzi na wiele istotnych pytań.

Jakie były owoce tej pracy na "poligonie': tego eksperymentu?

         Udało się doprowadzić propagandowo do tego, że grupa modlitewna

została odizolowana od społeczeństwa. Propaganda przedstawiała ją jako oszołomów, swego rodzaju nową sektę, "ludzi PiS-u". Społeczeństwo, gru­py prawicowe i katolickie nie identyfikowały się w żaden sposób z grupą modlitewną i przestały interesować się jej losami, w tym krzywdą jaka ją spotykała.

Sukces był tutaj olbrzymi. Można było łamać prawa człowieka i prawo polskie bezkarnie. Nikt prawie nie reagował, nikt na to nie zwracał uwagi, nie przebijało się to do świadomości społecznej i świadomości elit.

To niesamowite i przerażające: w środku Polski, na głównej ulicy mia­sta działy się rzeczy, które nie przeszłyby w komunistycznym PRL-u.

Był to test z pewnej podstawowej wrażliwości wolnościowej i związanej z godnością człowieka.

Nikt prawie nie przeszedł go pozytywnie. Nie prze­szła go zdecydowana większość dziennikarzy. Nie przeszli go policjanci i strażnicy miejscy, przechodnie, wreszcie prawicowe, patriotyczne i kato­lickie środowiska i elity. Reagowało tylko Radio Maryja, Telewizja Trwam, "Gazeta Polska”, od pewnego momentu również "Nasz Dziennik”, nieliczne znane osobistości.


Pomyślmy. Na Krakowskim Przedmieściu bije się modlące się starsze kobiety, bluźni się publicznie, profanuje się Krzyż i święte obrazy, a kilkaset metrów dalej w kościele modli się duża grupa młodych "gorących" i „gor­liwych katolików" i tego nie widzi czy nie chce widzieć lub przyjmuje taką interpretację wydarzeń, że sumienie nawet im nie drgnie.

Pomyślmy. Kilometr dalej zbiera się młodzież konserwatywna czy na­rodowa i dyskutuje w wygodnych fotelach o swoich wartościach i o tym czego by to oni dobrego nie zrobili dla Polski.

Czy w takiej sytuacji, w takim kontekście nie można dojść do wniosku, iż z Polską można już zrobić wszystko, że można ją zacząć niszczyć i pluga­wić bez żadnych ograniczeń, że można w najbliższej przyszłości spokojnie zabrać się do demontażu demokracji, drastycznych ograniczeń wolności obywatelskich itp., itd.?

Profanacja Sacrum

Na Krakowski Przedmieściu stało się coś jeszcze gorszego.

         Do istoty polskości należy katolickie sacrum. Nikt nigdy w naszym kraju, nawet komuniści, nie odważył się podnieść na nie ręki. W społecznej świadomości, obejmującej również świadomość urzędników państwowych wszelkiej maści i elit politycznych, funkcjonował w tej perspektywie zespół nienaruszalnych tabu. Nikt niezależnie od tego co myślał, niezależnie od poglądów, emocji, wyznania, nie ośmielał się tego społecznego tabu naru­szać. Na Krakowskim Przedmieściu zostało publicznie wielokrotnie naru­szone. Sacrum było skrajnie i permanentnie profanowane i nikt nie reago­wał.

Niektórzy w związku z tym uświadomili sobie, że Polska nie jest już kra­jem katolickim, że tym co dominuje jest pogaństwo i mniej lub bardziej skry­wany satanizm, który można zacząć publicznie akceptować i wyznawać.

To był jeden z powodów sukcesu formacji Palikota. Czy te działania mógł podjąć ktoś inny niż loża P3?

Budzenie ducha Rewolucji Francuskiej

Jak to było możliwe, że w tak bardzo katolickim kraju jak Francja była możliwa Rewolucja Francuska - jedna z największych zbrodni w dziejach ludzkości, rewolucja, która godziła w Boga i Kościół, ograniczyła prawa Kościoła, uniemożliwiła mu normalne funkcjonowanie, doprowadziła do tego, że mordowano kapłanów, że wymordowano w ramach ludobójstwa setki tysięcy katolików.

Rewolucja ta mogła mieć miejsce, bo masoneria obudziła w wielu "zwykłych" ludziach, przy czynnej pomocy szatana, to, co można nazwać demonami zła i nienawiści, zaślepiła ludzi, poddała ich najniższym, krwio­żerczym instynktom, uczyniła z nich zwyrodnialców i zbrodniarzy.

         Tego samego w mikroskali dokonywano na Krakowskim Przedmieściu

poprzez zachodzące tam akty zła, nienawiści, bluźnierstwa.

Jak to możliwe np., że na Krakowskim Przedmieściu zbierała się kilku­dziesięcioosobowa grupa młodzieży i krzyczała: "Putin! Putin! Dziękujemy za Smoleńsk”.

         Jak to możliwe, że inna grupa młodzieży popijając piwo obok modlą­cych się krzyczała, podnosząc puszki piwa do góry, "zimny Lech na Krzyż”.

Jak to możliwe, że grupy dorosłych krzyczały: "Krzyż do Kościoła". Ta­kie okrzyki mają sens tylko w porewolucyjnej Francji, tylko w wypadku ludzi, którzy duchem tej rewolucji się zarazili.

         Pisze o tym również Igor Janke w "Uważam Rze" z maja 2012 r. w ma­teriale pt. "Kiedy wreszcie spłoną Kościoły".

         Na Krakowskim Przedmieściu budzono przez wiele miesięcy bezkarnie ducha Rewolucji Francuskiej, budzono demony zła i nienawiści.  I wydaje się, że, choć była to tylko pewna mikroskala, dokonywano tego nadzwyczaj skutecznie.

         Te 10% głosów na formację Palikota nie wzięło się znikąd.

         Czy te działania mógł podjąć ktoś inny niż loża P3?

Ostateczny demontaż państwa polskiego

Czy państwo polskie jeszcze istnieje? To pytanie powraca w tej książce jak bumerang i odpowiedź jest zawsze najbardziej pesymistyczna: jest już fikcją. Przez dwadzieścia lat je demontowano w różnych porządkach: w po­rządku świadomości, porządku duchowym i moralnym, a w 2011 r. ktoś je zaczął "kopać" i zaczęło się rozsypywać jak domek z kart.

Gdyby państwo polskie istniało nie byłoby takiej "katastrofy”, takiego śledztwa, takich wydarzeń na Krakowskim Przedmieściu.

Czy to co działo się na Krakowskim Przedmieściu mogłoby się zdarzyć w normalnym państwie, w obecności normalnej policji, której podstawo­wym zadaniem jest chronić obywateli i zapewniać im poczucie bezpieczeń­stwa, przy normalnych prokuraturze, sądach, mediach itd.?

Co to za państwo, w którym oficer policji pisze w imieniu policji, że jak dwóch byków mówi do modlącej się starszej kobiety - "ty kurwo”, plu­je jej w twarz, uderza w twarz otwartą dłonią, wreszcie kopie, to jest to zachowanie, na które policja nie może reagować, które może, co najwyżej obserwować.

         Czy te działania, które miały miejsce na Krakowskim Przedmieściu

mógł podjąć ktoś inny niż loża P3?

Czy wydarzenia na Krakowskim Przedmieściu nie uświadomiły maso­nom, że mogą być bezkarni, że państwo czy jakieś jego struktury nie staną im na drodze, nie będą bronić Ojczyzny i obywateli?

 

 Z książki: Stanisław Krajski, Masoneria polska 2012, str. 213,  Warszawa 2012.

 

Za:  http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=9963&Itemid=1384410

Nadesłał: Jacek