Na świecie trwa międzynarodowa nagonka wymierzona w dobre imię Polski i Polaków. Największym jest elementem jest zespawanie z naszym narodem stereotypu o rzekomym wrodzonym antysemityzmie Polaków, odpowiedzialnych za holokaust. Co gorsza, jak zauważa w swoim nowym tekście opublikowanym na łamach tygodnika „Polska Niepodległa” [przedruk – poniżej] Grzegorz Braun, sami sponsorujemy „badaczy” polskiego antysemityzmu.
Reżyser w swoim felietonie przypomina, że w ostatnim czasie byliśmy świadkami zmasowanej ofensywy pro-izraelskiej ze strony polityków PiS. Mimo tego nie powinniśmy się łudzić, że przyjęcie żydowskiego punktu widzenia odsunie od Polski groźbę realizacji żydowskich roszczeń majątkowych. Niestety zamiast zwalczać rozsiewaną po globie antypolską propagandę, sami finansujemy ośrodki tworzące kłamstwa na temat historii.
Tak było w przypadku newsa, jaki niedawno obiegł świat. Zgodnie z nim „antysemityzm w Polsce szczytuje”. Wszystkie powtarzające taką tezę media (także media z Namibii), oparły swoje sensacje o „ustalenia” jednej z agend Uniwersytetu Warszawskiego: Centrum Badań nad Uprzedzeniami.
„Na czele tego państwowego ośrodka akademickiego, stoi niejaki Michał Bilewicz, wyposażony w dumny tytuł i posadę doktora, których dorobił się chyba właśnie na polskim antysemityzmie – mimo stosunkowo młodego wieku jest to wielce już zasłużony działacz frontu ideologicznego, w swoim czasie red. nacz. pisma Jidełe / Żydek, znany czytelnikom Krytyki Politycznej, Forum Żydów Polskich, no i oczywiście słuchaczom radia (Rynsz)TOK-FM; stypendysta Fullbrighta, zastępca szefa Komitetu Psychologii Polskiej Akademii Nauk, kierownik ww. Centrum Badań nad Uprzedzeniami UW, udzielający się również aktywnie pod szyldem Forum Dialogu Między Narodami” – pisze w swoim felietonie Grzegorz Braun.
„A więc najwyraźniej szczodry naród polski zapewnia panu doktorowi Bilewiczowi wikt i opierunek. (…) Wszystko po to, aby pan dr Bilewicz mógł spokojnie badać mniemaną korelację wzrostu antysemityzmu w Polsce ze wzrostem nastrojów anty-imigranckich” – dodaje były kandydat na prezydenta RP, zauważając, że nie wie, czy antysemityzm w badaniach Bilewicza polega na braku sympatii wobec Żydów, czy też braku sympatii Żydów wobec innych.
„Tak, czy inaczej, fundowanie przez naród polski działalności, która służyć ma za pożywkę kolejnej fali antypolskiej nagonki – to jest praktyka, której normalne, poważne państwo nie powinno tolerować. A przecież III/IV RP nie tylko toleruje, ale ewidentnie wspiera i stymuluje (…) . Żadnej dobrej zmiany na tym odcinku nie widać, wręcz przeciwnie. Rządy żoliborskiej grupy rekonstrukcji historycznej sanacji – wbrew pozorom rozsnuwanym przez ekstensywne nadużycie patriotycznej retoryki – zdają się programowo dążyć do ustanowienia rekordów serwilizmu wobec PPP (państwa położonego w Palestynie) i diaspory żydowskiej (zwłaszcza w USA)” – czytamy w tekście opublikowanym na łamach „Polski Niepodległej”.
„Choćbyśmy pobudowali i za własne pieniądze utrzymywali nie jeden, ale dziesięć takich ośrodków propagandowych, jak tzw. Muzeum POLIN w Warszawie (w istocie eksterytorialne centrum antypolskiej agitacji) – niczego to nie zmieni i w niczym nie pomoże. Kto sądzi, że jak tylko wprowadzimy do kodeksu karnego penalizację antysemityzmu, a do programów nauczania egzaminy obowiązkowe z judeo-idealistycznej politgramoty, to może wówczas Żydzi nam odpuszczą – kto tak się łudzi, ten najwyraźniej nie rozumie bezlitosnych zasad tej gry, w którą dajemy się wciągać. Reguły tej gry nie przewidują osiągnięcia żadnego konsensusu – nie ma takiej linii demarkacyjnej, po osiągnięciu której Polacy będą mogli czuć się wolni od agresji propagandowej i uroszczeń żydowskich, i więcej nie usłyszą o antysemityzmie wyssanym z mlekiem matki ani o polskich obozach zagłady i nie będą już więcej wzywani do spłaty urojonych długów. Takiej granicy nie ma” – dodaje dokumentalista.
„Powinniśmy zadbać przynajmniej o to, by antypolska propaganda w szerokim świecie nie dysponowała tak znakomitą pożywką i doskonałym alibi, jakich dostarczają im mniemani badacze – najbezczelniej występujący pod szyldami narodowych instytucji nauki i kultury, a trudniący się zawodowo pisaniem donosów na Polskę. Dlaczego to tak śmiertelnie ważne? (…) Chodzi o delegitymizację Polski na arenie międzynarodowej, a finalnie – o przejęcie kontroli nad terytorium. Chodzi o to, by wyzuwanie narodu polskiego z suwerenności nie tylko nie spotkało się z jakimkolwiek sprzeciwem, ale owszem, z powszechną aprobatą” – ostrzega Grzegorz Braun, który wieszczy etap przejściowy – „polsko-izraelskie braterstwo broni”.
Źródło: polskaniepodległa.pl
MWł
Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2017-02-07)
Tylko u nas! Grzegorz Braun: Państwowy mecenat dla donosicieli
Możemy i powinniśmy zadbać przynajmniej o to, by antypolska propaganda w szerokim świecie nie dysponowała tak znakomitą pożywką i doskonałym alibi, jakich dostarczają im mniemani „badacze” – najbezczelniej występujący pod szyldami narodowych instytucji nauki i kultury, a trudniący się zawodowo pisaniem donosów na Polskę.
„Antysemityzm w Polsce szczytuje” – świeże doniesienia agencyjne tej treści zdążyły już dotrzeć na krańce świata. Jeszcze nie przebrzmiały wrażenia związane z wizytą prezydenta Dudy w PPP (państwie położonym w Palestynie), jeszcześmy nie zdążyli oswoić się z głębią prezydenckiej wizji „Rzeczypospolitej przyjaciół” – a tu okazuje się, że wszystko na nic. Na nic Orzeł Biały dla Szewacha Weissa, na nic klękanie przy grobie Jonatana Netaniahu, na nic bezkrytyczne przyjmowanie żydowskiej narracji o Jedwabnem ‘41, Kielcach ‘46 i Marcu ’68, kosztem prawdy, prawa i polskiej wrażliwości historycznej – skoro i tak media w szerokim świecie notują „wzrost antysemityzmu” w naszym kraju. A powołują się przy tym na najnowsze wyniki „naukowych” badań, które Uniwersytet Warszawski prowadzi za nasze własne, polskie, budżetowe pieniądze.
Od Tajwanu po Namibię
Czy pamiętasz, Szanowny Czytelniku, jak to przed rokiem pani Tsai Ing-wen, prezydent-elekt dalekiego Tajwanu podzieliła się publicznie przekonaniem, że Polacy stanowczo powinni „wyjaśnić, co stało się w czasie Holocaustu, i stawić temu czoła” -? Na łamach poczytnej i renomowanej gazety pani wezwała nas do „rozliczenia z przeszłością”, ze szczególnym uwzględnieniem „wyjaśnienia prawdy np. dotyczącej historii masakry na Żydach”. Szybko wyjaśniło się, że w tym przypadku w roli korepetytora wystąpił najprawdopodobniej ex-prezydent III RP Aleksander Kwaśniewski, który wszak przed laty z podniesionym czołem przepraszał w naszym imieniu za Jedwabne, a nad dołami śmierci w Charkowie zataczał się, rzekomo w skutek „zespołu przeciążeniowego goleni prawej”, czy też w związku z atakiem „filipińskiej choroby”. Czy ta sama choroba dopadła go na Tajwanie, nie wiadomo – ale pewnym jest, że dzięki jego misjonarskiej działalności tamtejsze elity, jeśli w ogóle cokolwiek wiedzą o Polakach, to właśnie tyle, że są oni coś winni Żydom. A jest to wiedza tak spopularyzowana po drugiej stronie globusa – to co dopiero w bliższej nam okolicy.
Że na Tajwanie głupców nie sieją, że i tam zadufana ignorancja nie należy do rzadkości – to oczywiście nie nowina i nie powód, by dramatyzować. Ale że w roli donosiciela i oszczercy, suflera antypolskiej narracji występuje człowiek reprezentujący w swoim czasie majestat Rzeczypospolitej – i że nie spotykają go za to żadne polityczne, ani prawne konsekwencje – to jednak poważny powód do zadumy nad „problematycznością istnienia” naszego państwa. Tymczasem mamy do tej refleksji świeżutki przyczynek – w postaci doniesienia NAMPA, tj. Namibijskiej Agencji Prasowej o „wzroście antysemityzmu w Polsce” (sic). A więc już nawet na południowe krańce Czarnego Lądu, aż pod zwrotnik koziorożca dotarła już ta hiobowa wieść, że Polska roi się od „antysemitów”. Nawet tam, w pięknej, lecz nie wolnej od doczesnych trosk republice Namibii, gdzie zdało by się mają sporo innych problemów na głowie, wiedzą już, co z nas za zielsko. Bo wszak zdrobnienie „ziółko” nie przystoi tam, gdzie do czynienia mamy z kwestią takiego kalibru, jak „antysemityzm”.
Skądże jednak Namibijczycy czerpią w tej sprawie informacje? Agencja NAMPA powołuje się na depeszę AFP (L’Agence France-Presse) z 24 stycznia 2017 r. podchwyconą natychmiast przez liczne portale w państwie i diasporze żydowskiej (w ubiegłym tygodniu dało się ich naliczyć ponad tuzin), z których część nie powołuje się już nawet na źródła francuskie, ale przekazuje wieść jako doniesienie oryginalne. Wśród tych ostatnich zwraca uwagę tekst: „Antysemityzm szczytuje w Polsce – podsycany przez populistyczne napięcia wymierzone w uchodźców” („Anti-Semitism Spikes in Poland — Stoked by Populist Surge Against Refugees” – sygnowany przez niejakiego Dona Snydera, przy którego nazwisku znajdujemy z kolei odsyłacz do agencji REUTERS. Która zatem z wielkich agencji, AFP czy REUTERS pierwsza przejawiła czujność, trudno dociec, ale wszak wszyscy oni – Francuzi, Anglicy, Namibijczycy, oraz sami główni zainteresowani, Żydzi – powołują się na to samo źródło, którym okazuje się… Uniwersytet Warszawski, a konkretnie jedna z jego agend: Centrum Badań nad Uprzedzeniami.
Donosy redaktora „Żydka”
Na czele tego państwowego ośrodka akademickiego, stoi niejaki Michał Bilewicz, wyposażony w dumny tytuł i posadę „doktora”, których dorobił się chyba właśnie na „polskim antysemityzmie” – mimo stosunkowo młodego wieku jest to wielce już zasłużony działacz frontu ideologicznego, w swoim czasie red. nacz. pisma „Jidełe” / „Żydek”, znany czytelnikom „Krytyki Politycznej”, „Forum Żydów Polskich”, no i oczywiście słuchaczom radia (Rynsz)TOK-FM; stypendysta Fullbrighta, zastępca szefa Komitetu Psychologii Polskiej Akademii Nauk, kierownik ww. Centrum Badań nad Uprzedzeniami UW, udzielający się również aktywnie pod szyldem Forum Dialogu Między Narodami. Strona internetowa tej ostatniej jaczejki jest aktualnie „w przebudowie”, ale wszelkie informacje znajdzie Sz. Czytelnik na stronach… Narodowego Centrum Kultury. A więc najwyraźniej szczodry naród polski zapewnia panu doktorowi Bilewiczowi wikt i opierunek, już nie tylko utrzymując Uniwersytet Warszawski, czy Polską Akademię Nauk, ale także lekką ręką min. Glińskiego, któremu wszak Narodowe (?) Centrum Kultury podlega. Wszystko po to, aby pan dr Bilewicz mógł spokojnie badać mniemaną korelację „wzrostu antysemityzmu w Polsce” ze wzrostem „nastrojów anty-imigranckich”, o czym doniosą natychmiast agencje (dez)informacyjne grające swój wielki koncert na pudła rezonansowe, rozlegający się od Warszawy, przez Tel Aviv, aż po Windhuk (stolicę Republiki Namibii).
Pomijam tu kwestię „naukowości” praktyk owego Centrum Badań nad Uprzedzeniami – nie wiem wszak ani tego, jak brzmią pytania zadawane przez ich ankieterów, ani jakie przyjęli kryteria oceny i interpretacji, ani też, rzecz podstawowa, jaka jest przyjęta przez nich definicja „antysemityzmu”. Czy np. z antysemityzmem mamy do czynienia wtedy, kiedy ktoś nie lubi i nie szanuje Żydów – czy też raczej kiedy to Żydzi kogoś nie lubią i nie szanują -? Tak, czy inaczej, fundowanie przez naród polski działalności, która służyć ma za pożywkę kolejnej fali antypolskiej nagonki – to jest praktyka, której normalne, poważne państwo nie powinno tolerować. A przecież III/IV RP nie tylko toleruje, ale ewidentnie wspiera i stymuluje – właśnie poprzez utrzymywanie na koszt podatnika takich antypolskich ośrodków dywersji propagandowej, jak ww. Centrum czy Forum. Żadnej „dobrej zmiany” na tym odcinku nie widać, wręcz przeciwnie. Rządy „żoliborskiej grupy rekonstrukcji historycznej sanacji” – wbrew pozorom rozsnuwanym przez ekstensywne nadużycie patriotycznej retoryki – zdają się programowo dążyć do ustanowienia rekordów serwilizmu wobec PPP (państwa położonego w Palestynie) i diaspory żydowskiej (zwłaszcza w USA).
Nie za nasze pieniądze
Nie wątpię, że zarówno ekipa prezydenta Dudy, gabinet premier Szydło, jak i otoczenie samego premiera/prezesa/naczelnika Kaczyńskiego – wszyscy mają dorobione do tej żałosnej praktyki odpowiednio wzniosłe teorie i koncepcje geostrategiczne. Ale jeśli czegokolwiek dowiodły doświadczenia „dialogu i pojednania” ostatnich dekad (jeśli już pominąć wcześniejsze, wielowiekowe deziluzje) – to wyłącznie tego, że ze strony elit żydowskich nie można liczyć na jakikolwiek umiar, uczciwość czy wzajemność. Komu się zdaje, że zaradzić temu może większe jeszcze samozaparcie z naszej strony, jeszcze głębsze zaangażowanie w ten jałowy i najwyraźniej bezowocny festiwal hipokryzji i zakłamania, jakim są kolejne Dni Judaizmu w Kościele katolickim czy państwowe Dni Pamięci Holokaustu – kto sądzi, że postępując tą ścieżką zdołamy wyjednać sobie w końcu jakąś taryfę ulgową, ten się gruntownie myli. Choćbyśmy pobudowali i za własne pieniądze utrzymywali nie jeden, ale dziesięć takich ośrodków propagandowych, jak tzw. „Muzeum” POLIN w Warszawie (w istocie eksterytorialne centrum antypolskiej agitacji) – niczego to nie zmieni i w niczym nie pomoże. Kto sądzi, że jak tylko wprowadzimy do kodeksu karnego penalizację „antysemityzmu”, a do programów nauczania egzaminy obowiązkowe z judeo-idealistycznej politgramoty, to może wówczas Żydzi nam odpuszczą – kto tak się łudzi, ten najwyraźniej nie rozumie bezlitosnych zasad tej gry, w którą dajemy się wciągać. Reguły tej gry nie przewidują osiągnięcia żadnego konsensusu – nie ma takiej linii demarkacyjnej, po osiągnięciu której Polacy będą mogli czuć się wolni od agresji propagandowej i uroszczeń żydowskich, i więcej nie usłyszą o „antysemityzmie wyssanym z mlekiem matki” ani o „polskich obozach zagłady” i nie będą już więcej wzywani do spłaty urojonych długów. Takiej granicy nie ma.
Na to ostatnie niewiele możemy poradzić – poza tradycyjną modlitwą o opamiętanie i nawrócenie perfidnych Żydów (trudno doprawdy o bardziej precyzyjne określenie, niż to tradycyjne, z liturgii Wielkiego Piątku), oraz rzetelnym relacjonowaniem faktów. Ale z pewnością Możemy i powinniśmy zadbać przynajmniej o to, by antypolska propaganda w szerokim świecie nie dysponowała tak znakomitą pożywką i doskonałym alibi, jakich dostarczają im mniemani „badacze” – najbezczelniej występujący pod szyldami narodowych instytucji nauki i kultury, a trudniący się zawodowo pisaniem donosów na Polskę. Dlaczego to tak śmiertelnie ważne? Ponieważ – co chyba już dziś dla każdego chodzącego po ziemi polskiego państwowca oczywiste – nie chodzi tu wyłącznie o grę sentymentów czy resentymentów. Gdyby chodziło tylko o czystą mściwość czy złośliwość – nie sądzę, by szły za tym inwestycje w agitowanie Bogu ducha winnych Namibijczyków. Chodzi o delegitymizację Polski na arenie międzynarodowej, a finalnie – o przejęcie kontroli nad terytorium. Chodzi o to, by wyzuwanie narodu polskiego z suwerenności nie tylko nie spotkało się z jakimkolwiek sprzeciwem, ale owszem, z powszechną aprobatą.
PS
Ale zanim do tego ostatniego przejdziemy, najprawdopodobniej czeka nas jeszcze faza „polsko-izraelskiego braterstwa broni” – czego zwiastunem może się okazać żałosny widok Prezydenta RP zwiedzającego wystawę „Żydzi w Wojsku Polskim”, oraz rzewna scena nad grobem pułkownika Jonatana Netaniahu, brata obecnego premiera PPP. Czyżby Wojsko Polskie miało zostać zutylizowane na frontach nowej wojny perskiej (której plany były już przecież zapięte na ostatni guzik w roku 2012) –? Tak sytuację ocenia Pan Nikt, znakomity analityk – a niżej podpisany takie obawy podziela. Bezpośrednie zaangażowanie Polski w konflikt bliskowschodni miałoby niewątpliwie trzy efekty: A/ wytransferowanie przez nas najistotniejszych aktywów militarnych, a więc wydanie polskiego terytorium na łaskę i niełaskę „aliantów”, B/ dopełnienie dzieła izolacji Polski na arenie międzynarodowej, poprzez ostateczne zamknięcie perspektyw współpracy z krajami arabskimi,
C/ stworzenie poważnego pretekstu do przeniesienia aktów terroru islamskiego na nasze ziemie.
To ostatnie (być może z jednoczesnym wykorzystaniem rezunów islamskich i rezunów ukraińskich, a na dokładkę jeszcze z inauguracją „kryzysu finansowego”) inicjowałoby fazę destabilizacji, z której wyprowadzić mogłaby nas już tylko „sojusznicza pomoc” – otwierająca drogę do ostatecznego ukonstytuowania się „kondominium rosyjsko-niemieckiego pod żydowskim zarządem powierniczym” (z tym ostatnim elementem jako gwarantem utrzymania amerykańskiego arbitrażu na całym Międzymorzu). Równolegle do tego czarnego scenariusza może być rozwijany i propagandowo eksploatowany właśnie wątek „wzrostu antysemityzmu” w korelacji z „nastrojami antyislamskimi”. Do czego stosowną „historię choroby” wypracowuje wzmiankowany wyżej dr Bilewicz et consortes.
Grzegorz Braun
Z: Polska Niepodległa – polskaniepodlegla.pl (06.02.2017)