Jak wiadomo, spiskowa teoria dziejów jest surowo zabroniona, w związku z czym nawet najbardziej spostrzegawczy i inteligentni obserwatorzy i komentatorzy w trosce o swoją reputację, starają się nie zauważać słoni w menażerii. W rezultacie upodabniają się do tzw. „strasznych mieszczan” ze znanego wiersza Juliana Tuwima, co to widzieli „wszystko oddzielnie”, niczego z niczym nie mogąc skojarzyć. Jeśli nawet już ktoś zauważy utrzymywanie się w tzw. międzynarodowych mediach, a nawet nasilanie antypolskiej publicystyki, to skłonny jest traktować ją jako zjawisko bez przyczyny i skutku. Tymczasem, jak wiadomo, światem rządzi zasada przyczynowości, która mówi, że nic nie dzieje się bez przyczyny, a każda przyczyna pociąga za sobą następstwa.
W takiej sytuacji warto chyba zadać sobie pytanie, co sprawia, że w tzw. międzynarodowych mediach nasila się antypolska propaganda. Zwróćmy uwagę, że chociaż płynie ona z różnych kierunków, to jednak sprawia wrażenie skoordynowanej, ponieważ, niezależnie od źródła, z którego wypływa, niesie jedno i to samo przesłanie. Takie mianowicie, że organiczną właściwością Polaków jest antysemityzm. Taką tezę lansuje zarówno „światowej sławy historyk”, jak i maleńcy uczeni drobniejszego płazu, od których roi się również w Polsce, no i odkrywcy okazjonalni. Mniejsza już o to, że za antysemityzm uchodzi dzisiaj nie tylko krytyka konkretnego postępowania jakichś Żydów, czy żydowskich środowisk, a także – krytyczna ocena polityki Izraela, bo znacznie ważniejsza jest konsekwencja w przypisywaniu antysemityzmu i to organicznego, właśnie Polakom. Tymczasem krytyczny stosunek do Żydów, czy Izraela nie jest wcale polską specyfiką; powiedziałbym nawet, że na tle polskiego safandulstwa gdzie indziej, przybiera on formy bardziej demoniczne, chociaż oczywiście bez ostentacji. Tym bardziej więc interesująca jest przyczyna, dla której na celowniku płomiennych pogromców antysemityzmu znalazła się akurat Polska.
Jednym z celów, jakiemu propaganda ta może być podporządkowana, jest doprowadzenie Polaków, a ściślej – kręgów rządzących Polską do większej ustępliwości wobec żądań żydowskich organizacji przemysłu holokaustu, które ostatnio odnotowały wielki sukces na konferencji w Pradze, uzyskując pozory legalności dla swoich roszczeń w stosunku do tzw. mienia bezspadkowego. Czy jednak zaspokojenie tych finansowych żądań jest celem samym w sobie, czy też może stanowić narzędzie do osiągnięcia kolejnego celu?
Wykluczyć tego niestety nie można – również w związku z tak zwanym pogłębianiem integracji europejskiej. Uczestnictwo w tym procesie wiąże się dla Polski z ryzykiem scenariusza rozbiorowego nie tylko ze względu na stopień agenturalnej penetracji naszego państwa, ale przede wszystkim ze względu na to, iż politycznym kierownikiem przyszłego europejskiego imperium, jakie powstanie po ewentualnej ratyfikacji traktatu lizbońskiego, są i będą Niemcy, z którymi Polska ma niezałatwione remanenty po II wojnie światowej. Niemcy, dla których fundamentem europejskiej polityki jest i będzie strategiczne partnerstwo z Rosją. Realizacja niemieckiego planu odzyskania terytoriów utraconych na skutek wojny przegranej przez Adolfa Hitlera oznaczałaby zakończenie procesu zjednoczenia Niemiec, któremu Rosja nie sprzeciwia się już od końca lat 80-tych stawiając jedynie warunek, by między zjednoczonymi Niemcami a Rosją, czy strefą rosyjskich wpływów, utworzona została strefa buforowa, czyli obszar rozbrojony i pozbawiony przemysłu ciężkiego, który w razie czego można by przestawić na produkcję zbrojeniową.
Nietrudno zauważyć, że od pewnego czasu Polska przekształcana jest w strefę takiej półprzemysłowej – półrzemieślniczej wytwórczości – co wychodzi naprzeciw postulatom sformułowanym jeszcze w roku 1915 w projekcie „Mitteleuropa”, by w Europie Środkowej zainstalować niemieckie protektoraty o gospodarkach peryferyjnych i uzupełniających gospodarkę niemiecką. Ten proces wzbudza w niektórych kręgach polskiego społeczeństwa rosnący niepokój, który na razie nie ujawnia się w żadnych, nie tylko spektakularnych formach. Ale realizacja scenariusza rozbiorowego mogłaby wzbudzić sprzeciw – a w tej sytuacji rozsądniej byłoby poddać społeczeństwo polskie jakiejś kurateli, niż pozostawiać je samopas. Czy to intensywne informowanie opinii światowej o organicznym antysemityzmie Polaków nie jest aby przygotowaniem do narzucenia takiej kurateli? W takiej sytuacji każdą próbę buntu można by przedstawić jako wybuch organicznego polskiego antysemityzmu, co nie tylko usprawiedliwiłoby nawet brutalną pacyfikację, ale nawet nadałoby jej charakter zabiegu pedagogicznego. I dopiero na tym tle można zrozumieć sens i celowość antypolskiej propagandy, której, jako społeczeństwo, jako naród, przeciwstawiamy jedynie ubożuchne, amatorskie improwizacje.
Felieton · tygodnik „Nasza Polska” · 2009-08-04
Stanisław Michalkiewicz
www.michalkiewicz.pl
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.