W setną rocznicę od krakowskiej premiery, Lusia Ogińska, młoda utalentowana na miarę Słowackiego poetka, posyła do chaty bronowickiej, w której odbywało się wesele Rydla, weselników ze współczesnej elity. Mamy znowu mezalians, bo żeni się córka ustosunkowanego "Prezesa" z synem starych, połatanych inteligentów. Są tam: bankier, polityk, poseł, modelka, dziennikarz, reżyser, jednym słowem świat współczesnego blichtru. Chatę wynajęto dla szpanu, a trochę dla kpiny z tradycji. Przygrywa im do tańca dziwny skrzypek. W trakcie rozwoju akcji zaczynamy się orientować, że to diabeł-spadkobierca chochoła z Wyspiańskiego. Na weselu, na którym Pan Młody demaskuje romans "na boku" swej świeżo poślubionej małżonki, dzieje się nasze normalne dziś. Bohaterowie sztuki odsłaniają miałkość wyznawanych wartości, korupcję, uzależnienie od pieniądza, pychę i odczłowieczenie bogatych. Sztuka jest pisana językiem prozy. Do czasu aż przywołane przez starą ciotkę-poetkę, która czuje niezwykłość miejsca, bo to przecież te same ściany i malowidła co za Wyspiańskiego, pojawiają się zjawy rodem z naszej tradycji narodowej. Wtedy sztuka przechodzi w wiersz najwyższej próby. Zjawy przybywają na osąd naszej współczesności. Są to: zgwałcona ciężarna dziewczyna-topielica o czerwonych od krwi rękach, która jest Widmem Przyszłości. Ukazuje się i przeraża Polityka, który ją buduje. Ukazuje się Żołnierz, który wstał z mogiły, w towarzystwie Ojca Kolbego i małych powstańców warszawskich, bo już nie ma komu Polski bronić. "Będę bronił Polski przed wrogami i przed wami". "Wyście wszystko zatracili: wiary siły, życia siły"...