Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Oczekiwaniu na wejście w życie traktatu lizbońskiego towarzyszą takie emocje, że europejsy zapominają, iż pośpiech jest wskazany tylko w dwóch przypadkach: przy biegunce i przy łapaniu pcheł i popędzają czeskiego prezydenta Wacława Klausa. Na szczęście ten wielki czeski patriota i dobry Europejczyk (tak, tak – bo dobry Europejczyk jest przeciwnikiem Eurokołchozu, tak jak dobry Rosjanin był wrogiem Związku Sowieckiego, a dobry Polak – przeciwnikiem PRL) nic sobie z tego nie robi. Przywołując na pamięć starożytną wskazówkę cunctando rem restituere, co się wykłada, by sytuację ratować zwlekaniem, najwyraźniej czeka z ratyfikacją na wybory w Wielkiej Brytanii w maju przyszłego roku, które mogą przynieść zwycięstwo konserwatystom. Ci zaś odgrażają się, że zarządzą referendum, które brytyjskie europejsy mogą przegrać, no a wtedy… Zatem – aby do maja! Ta myśl zdaje się przyświecać prezydentowi Klausowi, a jeśli i czeski Trybunał Konstytucyjny jego intencję zrozumie, to badanie zgodności lizbony z czeską konstytucją też może się przeciągnąć, bo jużci – konstytucja – rzecz święta i w ogóle nie ma nic gorszego, niż złamane prawo.

Oczywiście nie u nas, bo u nas gangi naszych okupantów, które zdążyły porazić korupcją WSZYSTKIE, bez wyjątku instytucje publiczne w Polsce, nie tylko prawo mają za nic, ale nawet najsolenniejsze przysięgi z „tak mi dopomóż Bóg” – o czym mogliśmy się przekonać naocznie w ostatnią sobotę. Więc chociaż niektórzy posłowie i senatorowie rozważają złożenie skargi na traktat lizboński do Trybunału Konstytucyjnego, to ja specjalnych nadziei z Trybunałem nie wiążę. Jest on wprawdzie niezawisły, podobnie zresztą, jak i sądy, jakże by inaczej – ale za to, podobnie jak i one, obdarzony poczuciem misji, więc prędzej pozjadałby własne togi, niż ośmieliłby się sprzeciwić europejsom. Jedyną zatem nadzieję stara, dobra Europa, zagrożona w swojej tożsamości przez faszystowską międzynarodówkę, pokłada dzisiaj w prezydencie Wacławie Klausie. Oby jeszcze raz w jego osobie sprawdziły się słowa Winstona Churchilla, że „jeszcze nigdy tak wielu nie zawdzięcza tak wiele, tak nielicznym”. W tym przypadku nie można mówić nawet o „nielicznych”, bo szykującej się do formalnego przejęcia władzy nad europejskimi narodami faszystowskiej międzynarodówce, Klaus stawia czoła samotnie.

Zupełnie inaczej, niż nasz pan prezydent, który po podpisaniu traktatu, z miedzianym czołem oświadczył, że Unia Europejska pozostanie związkiem niepodległych państw narodowych. Uprzejmie zakładam, że traktatu lizbońskiego zwyczajnie nie czytał, bo w przeciwnym razie wiedziałby, że właśnie on, proklamując powstanie Unii Europejskiej, jako nowego podmiotu prawa międzynarodowego, czyli mówiąc wprost – nowego państwa, zmienia w sposób zasadniczy dotychczasową formułę współpracy europejskiej – z konfederacji, czyli związku państw, na federację, czyli państwo związkowe. A w państwie związkowym żadne z jego części składowych nie są niepodległe, bo nigdy żadna część składowa jakiegokolwiek państwa nie była i nie będzie niepodległa, gdyż podlega władzom tego państwa właśnie jako jego część składowa. Nie będzie też suwerenna, bo zawarta w traktacie lizbońskim tzw. zasada lojalnej współpracy głosząca, iż państwa członkowskie muszą powstrzymać się przed działaniem, które „mogłoby zagrozić urzeczywistnieniu celów Unii Europejskiej”, nie pozostawia najmniejszej wątpliwości, że atrybut suwerenności będzie przysługiwał władzom Unii – bo to one, niezależnie od kompetencji formalnie przekazanych, będą decydowały, co „mogłoby zagrozić”, a co nie.

A jednym z najważniejszych celów Unii Europejskiej jest praworządność – żeby żadna krzywda nie pozostała bez zadośćuczynienia. W związku z tym deklaracja CDU i CSU, a więc partii rządzących w Niemczech głosi m.in, że „Prawo do ojczyzny obowiązuje. Wypędzenia każdego rodzaju muszą zostać potępione na płaszczyźnie międzynarodowej, a NARUSZONE PRAWA – UZNANE.” (podkr. SM). Nikt chyba nie ma wątpliwości, że chodzi o uznanie, czyli przywrócenie praw własności niemieckim przesiedleńcom lub ich spadkobiercom. Zwracał na to uwagę generał pułkownik Heinz Guderian, pisząc w swoich „Wspomnieniach żołnierza”: „Winston Churchill przyrzekł Polakom Prusy Wschodnie – z wyjątkiem Królewca, który miał przypaść Rosjanom – przyrzekł im Gdańsk, 200 mil wybrzeża nad Bałtykiem i prawo do tego, aby „rozszerzyć swe granice na zachód kosztem Niemiec”. (…) Niemcy zostaną wypędzeni. (…) Czyż tego rodzaju traktowanie ludności wschodnich Niemiec nie było okrutne? Czyż nie było niesprawiedliwe?” Ale w odróżnieniu od prezydenta Wacława Klausa, prezydent Lech Kaczyński niczego się nie obawia. Najwidoczniej sądzi, że w razie czego zaskarży Niemcy do niezawisłego sądu, albo jeszcze lepiej – utworzy sejmową komisję śledczą.

Felieton  ·  „Nasz Dziennik”  ·  2009-10-17

 Stanisław Michalkiewicz

  www.michalkiewicz.pl


Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza z cyklu „Ścieżka obok drogi” ukazuje się w „Naszym Dzienniku” w każdy piątek.