Felieton · Radio Olsztyn · 2009-01-09
Podczas bankietu, jakim Związek Literatów Polskich podejmował delegację radzieckiego Związku Pisarzy, jeden z największych pisarzy radzieckich, rangi, można powiedzieć, generalskiej, w dobrym chmielu poczuł gwałtowną potrzebę i zapytał napotkanego Antoniego Słonimskiego, gdzie mógłby sobie ulżyć. Słonimski popatrzył na niego uważnie i odpowiedział: Pan? Wszędzie!
Ta dyplomatyczna odpowiedź pasuje jak ulał do aktualnej sytuacji w Strefie Gazy, gdzie miłujący pokój Izrael przeprowadza właśnie operację pokojową. Został do niej zmuszony prowokacyjnym zachowaniem palestyńskiego Hamasu. Ten Hamas, zamiast pogodzić się z historyczną koniecznością buntuje się przeciwko Izraelowi i buntuje. Toteż cały miłujący pokój świat nie ma wątpliwości, kto jest sprawcą operacji pokojowej w Strefie Gazy. Wprawdzie uczestniczą w niej izraelskie czołgi, artyleria i lotnictwo, ale – po pierwsze – jeśli nawet coś tam i bombardują, to bombardują miłością, a po drugie – prawdziwym winowajcą jest Hamas, bo nie dość, że nie chce pogodzić się z historyczną koniecznością, to jeszcze przebiera się za cywilów, szczególnie – za kobiety i dzieci.
Dlatego nawet najbardziej płomienni bojownicy o prawa człowieka w tym przypadku skwapliwie korzystają z okazji, by siedzieć cicho. Co innego, gdy Chińczycy prześladują Tybetańczyków w okupowanym Tybecie, albo Rosjanie – Czeczenów w Czeczenii. W Strefie Gazy bardzo łatwo wpaść w dysonans poznawczy, więc nic dziwnego, że każdy się pilnuje, żeby nie stracić pozycji autorytetu moralnego.
Najciekawszą deklarację złożył amerykański wiceprezydent Cheney – że mianowicie Izrael nie wystąpił o zgodę Stanów Zjednoczonych na swoją pokojową operację. Można to rozumieć dwojako – że Stany Zjednoczone odcinają się od pokojowej i humanitarnej akcji, albo – że Izrael już nie widzi powodu, by Stany Zjednoczone pytać o cokolwiek. Pierwsza możliwość chyba nie wchodzi w rachubę, bo Stany Zjednoczone w Radzie Bezpieczeństwa jednak Izrael poparły. Bardziej prawdopodobna jest zatem możliwość druga – że Izrael skądś wie, iż Stany Zjednoczone poprą go bez względu na to, co zrobi.
Ta sytuacja skłania do zrewidowania tradycyjnego spojrzenia na Ludzkość. Wbrew temu, co na rozmaitych manifestacjach wykrzykują młodzi ludzie, ze „jedna rasa – ludzka rasa” – widzimy, że Ludzkość dzieli się na narody bardziej i mniej wartościowe. Narody bardziej wartościowe tworzą rozmaite historyczne konieczności, które narody mniej wartościowe powinny przyjmować do wiadomości w interesie pokoju światowego. W przeciwnym razie obciążone zostają odpowiedzialnością za wszystkie następstwa swego oślego uporu.
W tej sytuacji cały nasz instynkt moralny i cała nasza pomysłowość powinna być skierowana na to, by albo znaleźć się w gronie narodów bardziej wartościowych, albo przynajmniej się im podlizać. W przeciwnym razie będzie niedobrze, zarówno na tym, jak i na tamtym świecie, bo – jak zauważyła pewna francuska dama – również Pan Bóg jest po stronie silniejszych batalionów.
Stanisław Michalkiewicz
www.michalkiewicz.pl