- prof. dr hab. Jerzy Robert Nowak w książce "Czerwone dynastie" (cyt. red.WSP)
Wymiar sprawiedliwości po polsku. Demokracja – rządy KORu i Okrągłego Stołu
Sporo komentarzy pojawiło się pod informacją o moim procesie z Michnikiem. Część osób pisze, że jak się skłamało, to trzeba ponosić tego konsekwencje. Kilka zdań na ten właśnie temat pozwolę sobie skreślić.Po pierwsze w polskim prawie rozróżnia się stwierdzenie nieprawdy od kłamstwa. Stwierdzenie nieprawdy jest obiektywne. Ktoś może mieć świadomość, że jest inaczej, niż mu się w danej chwili wydaje i mówi nieprawdę w sposób niezawiniony (bez świadomości). Kłamstwo natomiast jest czymś co zakłada świadomość. Samo stwierdzenie nieprawdy nie jest więc jednoznaczne z kłamstwem. Ja w debacie w TVN wymieniłem ciąg nazwisk KORowców, jako byłych PZPRowców. Między innymi jego nazwisko (Michnika) ze świadomością, że był w PZPR tak jak wszyscy pozostali jego koledzy, albo i bez świadomości, na zasadzie skrótu retorycznego: „wszystkie te Kuronie, Geremki, Michniki”. Tego dziś nie jestem do końca pewien. Natomiast pewien jestem, że w chwili mówienia nie kłamałem, tj. świadomie nie fałszowałem rzeczywistości.
Po drugie, jak o tym wielokrotnie pisałem, m.in. na tym blogu, temperatura tamtej debaty, ostry atak na mnie zarówno ze strony prowadzących jak i oponenta, wyjątkowa agresja słowna pod moim adresem – wszystko to nie sprzyjało merytorycznej debacie historycznej i czynieniu subtelnych dystynkcji pojęciowych typu: tamci dwaj byli, ten nie był, za to jego ojciec i bracia byli i matka, itp. Byłem postawiony pod ścianą. Kto widział ten program, sam może obiektywnie ocenić (zresztą można wyjąć go z archiwum TVN). Gdyby Sąd obejrzał relację, na pewno miałby więcej wątpliwości. Mówienie więc przez panią sędzię, że moje stwierdzenie „było zawinione i że jego celem mogła być (?) chęć wykorzystania wypowiedzianych twierdzeń do przysparzania sobie politycznych zwolenników” jest przypisywaniem mi fałszywych intencji.A Sąd skazał mnie ni mniej ni więcej za … przypisywanie Michnikowi fałszywych intencji. Oto cytat z komentarza sędzi: „przypisano mu (tj. Michnikowi) w istocie nieszczerość intencji i działanie na rzecz interesu prywatnego”. Po trzecie sąd ma pełną świadomość, że nie skłamałem, tylko stwierdziłem nieprawdę: „Pozwany Wojciech Wierzejski, mówiąc, że Adam Michnik był członkiem PZPR, podał nieprawdę i naruszył tym wiarygodność powoda jako dziennikarza. Pozwany sam przyznawał, że Adam Michnik nigdy nie był członkiem PZPR, ale zarazem pan Wierzejski nie odwołał, nie zdementował swoich stwierdzeń, gdy powód się o to do niego zwrócił przed procesem". Co do tego ostatniego to nieprawda. Na blogu to zdementowałem, oto co napisałem (można znaleźć pod datą 29 maja 2007): „Sam już nie wiem, który to już raz z rzędu adwokaci Michnika włóczą mnie po sądach z absurdalnymi pozwami. Najwięcej i najdłużej ciągali mnie za to, że ogłosiłem kilka lat temu bojkot Gazety Wyborczej. Teraz ta sprawa z przypisaniem Michnikowi członkostwa w PZPR. Oczywiście nie było moją intencją ani obrażanie go, ani tym bardziej zniesławianie. W debacie telewizyjnej nt oceny historycznej KORu i Okrągłego Stołu wyraziłem opinię, że wielu przywódców ówczesnej opozycji koncesjonowanej było dawniej członkami PZPR, ot np. Geremek. To że pomieściłem w tym gronie Michnika, a on nie był członkiem PZPR, wynikało z dynamiki tamtej debaty, wzajemnego, szybkiego odparowywania ciosów słownych, brutalnego atakowania mnie w tym programie chwytami poniżej pasa. W takiej gorącej polemicznie atmosferze trudno o akademickie dystynkcje typu: „niektórzy z nich, za wyjątkiem…”, czy: „chciałbym poczynić rozróżnienie co do osób…”. Dziwię się, że Michnik poczuł się urażony za przypisanie go do towarzystwa eks-PZPRowców. Przecież wielu jego kolegów tam należała”. Gdzie indziej miałem to zdementować?
W płatnej reklamówce w TVN za 80 tys. zł.?Po czwarte Michnik mści się za ogłoszenie przeze mnie bojkotu Gazety Wyborczej. Ogłosiłem go w 2004 jako wicemarszałek województwa mazowieckiego. Adwokaci Michnika składali kilka pozwów w tej sprawie. Dwukrotnie podejmowali próbę uchylenia mojego immunitetu. Absurdalność ich roszczeń biła jednak po oczach. Czy bowiem w wolnej Polsce jest obowiązek czytania Wyborczej? A jak ktoś wzywa, żeby jej nie kupować, to czy go dawać pod sąd? Ale oni i tak poszli z tym do sądu. Generalnie idą do sądu ze wszystkim. Jeśli ktoś zaatakuje Michnika, składają pozew – a nuż się uda. Jeśli nie uda się w pierwszej instancji, idą do drugiej, jeśli i tam przegrywają, to do Sądu Najwyższego. Tak było ze mną. Wygrałem w pierwszej instancji, wygrałem w drugiej, poszli do Sądu Najwyższego i ten cofnął do drugiej. I tam przegrałem. Ten sam sąd i dwa różne, diametralnie odmienne wyroki. Dlaczego? Działają tu dwa mechanizmy: po pierwsze arbitralność opinii poszczególnych sędziów i po drugie statystyczne prawo wielości podmiotów, które się zajmują tę samą sprawą.
Po prostu za którymś razem trafia się w końcu na sędziego bardziej sympatyzującego z Michnikiem. I nie ma to nic wspólnego z obiektywnym prawem. Przecież każdy sędzia ma swoje poglądy. Dwa sądy przyznały mi rację, a trzeci jemu. No i mam do zapłacenia jakieś 60 - 70 tys. zł. najoszczędniej licząc. Taka suma to ruina. Tak oto działa mechanizm kneblowania ust. Nikogo poza Michnikiem w naszym kraju nie stać na takie procesy i takie codzienne lustrowanie przestrzeni medialnej w poszukiwaniu ewentualnych pozwów. Czy Sąd Najwyższy wziął to pod uwagę? Czy nie jest to terroryzm prawniczy?Nie ma równości stron procesowych. Mnie Wyborcza opluwała dziesiątki razy. Kilkanaście razy prawnicy doradzali pozwy, bo była materia na proces. Ale mnie ani nie stać było na to czasowo, ani finansowo. Wyborcza więc bezkarnie pomawiała, o wszystko, kłamiąc świadomie i z rozmysłem, mając przy tym pewność, że nie złożę pozwu. A jeśli nawet złożę, to w pierwszej instancji przegram.
A jeśli nawet wygram, to w drugiej instancji (w apelacji) przegram. A jeśli, nie daj Panie Boże i w apelacji bym wygrał, to Sąd Najwyższy to cofnie, i wtedy już na pewno przegram. I nie mówcie mi tu o sprawiedliwości, bo ja jej jak dotąd nie doświadczyłem. To samo z gejami. Złożyli pozew do sądu, że oto naruszyłem ich dane osobowe, bo rzekomo gdzieś tam napisałem m.in. że Szymon Niemiec to homoseksualista. Sąd wyśmiał to i umorzył sprawę. To złożyli zażalenie i teraz ciągnie się drugi rok. Nawet jak wygram i teraz, myślicie, że to koniec? Nie wygrzebię się z tych procesów, aż nie zjedzą mnie do końca, jak słusznie prorokował Grosglik w „Ziemi obiecanej”. A moja sprawa z Wielowieyską z Wyborczej, która pozwała mnie o kolejne 100 tys.? Bo chciałem swego czasu zbadać prywatyzację Polskich Hut Stali. PiS tę sprawę wówczas wyśmiał, a ja mam proces od trzech lat. I nawet jak wygram w pierwszej instancji, to jest druga itd.… Resztę już znacie…
Nauczka? Tak, dla wszystkich naiwnych i idealistów. Nieważne co mówicie, czy prawdę, czy nie. Ważne - o kim mówicie. Bo jak o ekipie od Michnika, to zawsze paragraf się znajdzie. Michnik dobrze o tym wie. Jego brat Stefan zresztą też dobrze o tym swego czasu wiedział, tylko metody się zmieniły. Bo nie trzeba dziś więzienia, czy politycznego mordu. Ponieważ 100 czy200 tys. zł. to sumy, które eliminują z polityki bardzo skutecznie…
Wojciech Wierzejski
http://wierzejski.blog.onet.pl/Wymiar-sprawiedliwosci-po-pols,2,ID401667990,n