Nawet powierzchowna wiedza o wypowiedziach i działalności Jana Pawła II musi rodzić bardzo poważne wątpliwości, czy należy stawiać go katolikom za wzór do naśladowania – pisze duchowny z Bractwa św. Piusa X.
Spośród wszystkich przejawów czci, jaką my, katolicy, otaczamy drogich nam zmarłych, nie ma większego zaszczytu niż wyniesienie do chwały ołtarzy Kościoła powszechnego. Wydaje się więc najzupełniej usprawiedliwione, że wierni pragną, by ci z ich rodaków, którzy na to zasłużyli przez szczególnie przykładne życie chrześcijańskie, zostali ogłoszeni świętymi i odbierali publiczną cześć zgodnie z odwieczną tradycją Kościoła.
Jednym z aspektów kanonizacji jest to, że osoba świętego staje się dla wszystkich wiernych wzorem cnót chrześcijańskich. Kościół w swej mądrości zawsze starał się badać jak najdokładniej, czy ludzie, którzy mają zostać wyniesieni na ołtarze, są naprawdę godni naśladowania. Pochopny, oparty na niedokładnym materiale dowodowym, osąd godności kandydata miałby daleko idące konsekwencje – mógłby prowadzić nie tylko do obniżenia rangi zaszczytu, ale i do zgorszenia wiernych, którzy mogliby łatwo popaść w błędy czy nawet grzechy, naśladując rzekome cnoty osoby niegodnej tego, by stawiać ją za wzór świętości.
W procesie beatyfikacyjnym papieża Jana Pawła II można niestety dostrzec nadmierny pośpiech oraz nieroztropne lekceważenie bezpiecznej drogi skrupulatnych i długotrwałych badań. Kościół ustanowił je właśnie w tym celu, by być całkowicie pewnym godności kandydatów do kanonizacji. Jednakże w tym przypadku nie przestrzegano nawet skróconego za pontyfikatu Jana Pawła II pięcioletniego okresu, który winien minąć od śmierci kandydata. Okres ten, w przeszłości wynoszący aż 50 lat, ustanowiono właśnie po to, by zapewnić obiektywizm w ocenie zasług kandydata, a także by uniemożliwić polityczne ingerencje w przebieg procesu kanonizacyjnego. Gdy weźmie się pod uwagę nie tylko długość pontyfikatu Jana Pawła II, ale i mnogość jego pism, można słusznie wątpić, czy rzeczywiście jego życie oraz dzieła zostały skrupulatnie i z należytą dbałością zbadane.
Jednak nawet powierzchowna wiedza o wypowiedziach i działalności Jana Pawła II musi rodzić bardzo poważne wątpliwości, czy należy stawiać go katolikom za wzór do naśladowania. Przykładowo 14 maja 1999 r. Jan Paweł II przyjął w Watykanie delegację muzułmanów z Iraku, którzy ofiarowali mu Koran, księgę uważaną przez nich za świętą. Podczas tego spotkania papież pocałował otrzymaną księgę, według słów katolickiego patriarchy Babilonu – na znak szacunku. Tymczasem Koran zjadliwie atakuje Bóstwo Chrystusa Pana oraz niemal całą doktrynę chrześcijańską, dlatego całowanie go przez Wikariusza Chrystusa jest, niezależnie od okoliczności, absolutnie nie do przyjęcia. Wprowadza się w ten sposób w błąd muzułmanów, utwierdzając ich w przekonaniu, że słusznie czynią, przestrzegając nakazów Koranu, a równocześnie gorszy się katolików. Nie wolno także zapominać o niezliczonych przykładach chrześcijan, którzy na przestrzeni wieków woleli cierpieć męczeństwo niż okazać najmniejszy przejaw szacunku fałszywym naukom islamu.
Sprzeczne z pierwszym przykazaniem Dekalogu zachowania zmarłego papieża nie należały niestety do rzadkości, a zebrane razem stanowią bardzo poważną przeszkodę dla jego kanonizacji. Można by przytoczyć liczne jego gesty ekumeniczne, nie tylko dwuznaczne, ale i częstokroć wręcz gorszące. Na przykład w maju 1982 r. wspólnie z anglikańskim “arcybiskupem” Runcie’em papież modlił się publicznie w anglikańskiej katedrze w Canterbury, pośrednio uznając w ten sposób prawomocność schizmy anglikańskiej. Uznał także milcząco sukcesję apostolską anglikanów, udzielając wspólnego błogosławieństwa z osobą, której święcenia Leon XIII w bulli Apostolicae curae (1896) ogłosił jako “całkowicie nieważne i nieposiadające żadnego znaczenia”.
Najbardziej gorszącym spektaklem, wprost sprzeciwiającym się pierwszemu przykazaniu Dekalogu, było spotkanie międzyreligijne, zainicjowane i zorganizowane po raz pierwszy przez Jana Pawła II w Asyżu 27 października 1986 r. Podczas tego spotkania przedstawiciele najróżniejszych religii z całego świata wspólnie modlili się o pokój. Reprezentanci buddystów umieścili nawet podczas swych obrzędów posążek Buddy na katolickim ołtarzu przy milczącej aprobacie papieża. Podobne zgromadzenia zostały otwarcie potępione choćby przez Piusa XI w encyklice Mortalium animos (1928), lecz oczywiście sprzeciwiają się niezmiennemu i powszechnemu nauczaniu Kościoła od czasów apostolskich: “Ale co poganie ofiarują, czartom ofiarują, a nie Bogu. Nie chcę zaś, żebyście byli wspólnikami czartów” (1 Kor 10, 20).
Spotkanie w Asyżu wywołało protesty nie tylko w wielu katolickich środowiskach, lecz także wśród najbliższych współpracowników papieża. Był wśród nich kard. Ratzinger, ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary, który odniósł się do tej inicjatywy bardzo krytycznie i ze zrozumiałym sceptycyzmem.
Niezależnie od osobistych zalet moralnych zmarłego papieża, a także – jak można przypuszczać – jego subiektywnie dobrych intencji postępowanie takie jest obiektywnie sprzeczne z pierwszym przykazaniem Dekalogu, które głosi: “Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”. Beatyfikacja Jana Pawła II oznaczałaby ostateczną, autorytatywną aprobatę takich zachowań; co gorsza, zachęcałaby do ich naśladowania. Prowadziłoby to do ośmieszenia samego procesu kanonizacyjnego, a pośrednio również do podkopania autorytetu papiestwa. Oficjalna aprobata praktyk potępianych w przeszłości przez papieży podałaby w wątpliwość nieomylność Magisterium Kościoła i wiarygodność procesu kanonizacyjnego, co w konsekwencji musiałoby prowadzić do dalszego osłabienia wiary.
Podsumowując – ewentualna beatyfikacja Jana Pawła II będzie oznaczała wielkie osłabienie wiarygodności Kościoła, obiektywne zgorszenie dla wiernych oraz utwierdzenie niekatolików w ich błędach.
Ks. Jan Jenkins, FSSPX
Za: Kontrewolucja (" Ks. Karol Stehlin, FSSPX: Beatyfikacja Jana Pawła II zgorszeniem dla wiernych.")