Spłodzony przez unijną biurokrację z Komisji Europejskiej 212-stronicowe sprawozdanie mówi, że w 2009 roku unijni podatnicy na zagraniczną pomoc wydali 12,3 mld euro, czyli 9 proc. unijnego budżetu. W latach 2001-2009 łączna unijna pomoc zagraniczna (nie licząc pomocy poszczególnych państw członkowskich, która też jest spora) wyniosła ponad 101 mld euro. Na co poszły te pieniądze i jakie są skutki ich wydawania?
Mający znaczne problemy gospodarcze i finansowe Eurokołchoz, który jest największym na świecie donatorem, alokował w 2009 roku ponad połowę światowej pomocy zagranicznej. Pomoc unijnych podatników poprzez różnego typu instrumenty, programy, projekty, polityki, inicjatywy, mechanizmy, strategie i konsensusy idzie niemal do każdego zakątka naszego globu. Unia kreuje się na supermocarstwo i wspiera kraje europejskie (Mołdawia, Rosja, Bośnia, Albania, Chorwacja, Białoruś), kraje arabskie (Tunezja, Jordania, Pakistan, Irak, Indonezja, a nawet… Iran), Izrael, kraje kaukaskie (Gruzja, Armenia), kraje karaibskie, kraje Ameryki Łacińskiej (Boliwia, Kolumbia, Honduras, Nikaragua, także komunistyczna Kuba i Wenezuela), państwa w Afryce i Azji, a nawet kraje Pacyfiku (Fidżi, Papua Nowa Gwinea, Tonga, Niue czy Tuvalu, o których europejski podatnik nigdy nic nie słyszał).
Na co idą pieniądze unijnych podatników?
Unia dotuje w krajach rozwijających się handel, ochronę środowiska, zmiany klimatyczne, bezpieczeństwo, także żywnościowe, rolnictwo, rybołówstwo, zatrudnienie, migracje, badania, innowacje, transport, energetykę, dobre praktyki podatkowe oraz oczywiście polityki socjalne, które w 2009 roku stanowiły około 25 proc. (ponad 4 mld euro) wszystkich pomocowych wydatków zagranicznych UE. Znaczną pomoc w 2009 roku otrzymały kraje: Turcja (571,2 mln euro), Palestyna (386,6 mln euro), Afganistan (286,6 mln euro), Serbia (221,7 mln euro), Kosowo (215,7 mln euro), Maroko (203,3 mln euro), Demokratyczna Republika Konga (179 mln euro), Sudan (162,2 mln euro), Egipt (147 mln euro), Mozambik (147 mln euro), Ukraina (138,2 mln euro), Burkina Faso (119,9 mln euro), czy RPA (110,1 mln euro).
Według raportu w 2008 roku pomoc Unii Europejskiej dla Etiopii wyniosła 540 mln euro i stanowiła 37 proc. wszelkiej pomocy dla tego kraju. Z kolei Tanzania otrzymuje pomoc finansową na poziomie 30 proc. krajowego budżetu. Po 200 mln euro wydano na projekty energetyczne i projekty wodociągowe w Afryce. W latach 2007-2010 Jemen otrzymał od UE 90 mln euro, które miały zostać przeznaczone na promocję dobrego rządzenia, walkę z biedą czy lokalny rozwój. Tylko w 2009 roku 158 mln euro poszło na wsparcie narodowych programów żywnościowych w Peru i Gwatemali oraz na edukację, rozwój gospodarczy i handel w Salwadorze. Na rozwój społeczeństwa informatycznego w Chile, Argentynie i Urugwaju unijni podatnicy zapłacili 63,5 mln euro. Na rozwój demokracji w RPA UE wydała 15 mln euro. W ramach Programu Partnerstwa Rozwoju Ekonomicznego, który ma funkcjonować w latach 2010-14, Unia zaoferowała 6,5 mld euro na pobudzenie rozwoju ekonomicznego Zachodniej Afryki.
W latach 2006-13 Bruksela finansuje też reformy rynku cukrowego w takich krajach jak Wybrzeże Kości Słoniowej, Suazi, Malawi, Zimbabwe, Barbados, Gujana, Belize czy Fidżi na łączną kwotę aż 1,2 mld euro. W samym 2009 roku przekazano 2,32 mld euro na bezpośrednie wsparcie do budżetów kilkudziesięciu krajów (na przykład Komory, Liberia czy Demokratyczna Republika Konga). Na samą pomoc humanitarną w 2009 roku dla ponad 70 krajów świata UE wydała ponad 930 mln euro. Unijni podatnicy sfinansowali także budowę infrastruktury wodociągowej w Namibii, dróg w Kamerunie i na Jamajce (80 mln euro), wydatki socjalne w Republice Środkowoafrykańskiej, Beninie, Burundi czy Sierra Leone, sadzenie drzew w Ugandzie, rozwój turystyki na St Vincent i Grenadynach, infrastrukturę morską na Wyspach Salomona, muzeum i park narodowy na Arubie, walkę z AIDS w Zambii, edukację w Ekwadorze (41,2 mln euro), zakup podręczników dla szkół podstawowych w Zimbabwe (10,6 mln USD), walkę z handlem narkotykami w Afryce Zachodniej (15 mln euro), wypłatę zaległych pensji urzędnikom w Gwinei-Bissau (26 mln euro), walkę z korupcją i promowanie pokoju w Nigerii (677 mln euro w ciągu 4 lat), wsparcie dla służb celnych Kamerunu (13,5 mln USD), budowę linii kolejowej w Mozambiku czy budowę ekologicznej infrastruktury energetycznej w… Chinach.
A Chińczycy inwestują
Tymczasem jak uważa Jakub Shikwati, dyrektor Międzyregionalnej Sieci Gospodarczej, pozarządowej organizacji w siedzibą w Nairobi w Kenii, promującej wolny rynek w Afryce, pomoc zagraniczna powoduje, że Afrykańczycy tracą ufność w swoje zdolności i możliwości. Jego zdaniem pomoc taka promuje kulturę zależności, która opiera się na pomocy od innych ludzi. Zagraniczni donatorzy powodują, że Kenia jest krajem, gdzie władza nie zwraca uwagi na elektorat, a wszystkie wysiłki ludzkie na kontynencie są skierowane na cele krótkoterminowe. Pomoc żywnościowa dla Afryki od lat 60. spowodowała, że rolnicy afrykańscy przeorientowali się na produkcję egzotycznych dla nich zbóż, które potrzebują znacznie większych nakładów niż zboża tradycyjne. W efekcie głód dotyka ponad 120 mln ludzi w Afryce. Ponadto według wielu ośrodków badawczych Afrykańczycy są zdania, że ich „darczyńcy” bardziej szkodzą, niż pomagają biednym krajom Afryki, ukazując ją w złym świetle – jako ląd nieurodzajny, wyniszczony biedą, głodem i chorobami. W rzeczywistości kraje biedne nie potrzebują pomocy pieniężnej, lecz wolnego rynku, wolnego handlu i inwestycji. Taki model próbują realizować choćby Chiny, Indie czy Brazylia, a także niektóre kraje arabskie. Na dodatek zarabiają na tym, nie obciążając kieszeni podatników.
W 2009 roku w Johannesburgu w RPA otwarto pierwsze biuro Chińsko-Afrykańskiego Funduszu Rozwoju, którego celem jest stymulacja rozwoju gospodarczego Afryki, poprzez zachęcanie do inwestycji bogatych chińskich firm. Fundusz, który dysponuje kwotą 5 mld USD, jest pierwszym w swoim rodzaju i jego praca w efekcie doprowadzi do poprawy jakości życia mieszkańców Afryki. Od czasu utworzenia w 2007 roku Fundusz ułatwił ponad 20 inwestycji w Afryce, wartych niemal 400 mln USD. A Chińczycy są obecni niemal w każdym afrykańskim kraju. Stowarzyszenie Nigeryjskich Kupców podało, że od 2003 do 2009 roku wartość chińskich inwestycji bezpośrednich w Nigerii podwoiła się i wynosi 6 mld USD. Nigeria jest drugim po RPA największym partnerem handlowym Chin w Afryce. Stanowi ważne źródło ropy naftowej i minerałów dla chińskiego przemysłu. Ostatnio podano, że w Nigerii Chiny wybudują rafinerię o wartości 8 mld USD, co będzie jedną z największych afrykańskich inwestycji Państwa Środka w historii. W Zambii Chińczycy kredytują sektor górniczy i czy budowę nowej elektrowni za 1 mld USD, a w kopalnie miedzi w Luanshya inwestują 400 mln USD. Etiopia dostała od Chin pożyczkę w wysokości 500 mln USD na budowę elektrowni wodnej, której przyznania wcześniej odmówiono w Europie z powodu protestów ekologów. Władze Zimbabwe podpisały z chińską firmą Sinhydro umowę o wartości 400 mln USD, której celem jest rozbudowa elektrowni wodnej Kariba. W Mozambiku dwa chińskie banki ogłosiły gotowość zainwestowania łącznie 165 mln USD. Eksportowo-Importowy Bank Chin sfinansuje dokończenie rozbudowy lotniska Maputo za 65 mln USD, a Chiński Bank Rozwoju przeznaczy 80 mln USD na budowę fabryki cementu i 20 mln USD na zakład przetwórstwa bawełny. Chińska Narodowa Korporacja Geologiczno-Górnicza zamierza zainwestować ponad 20 mln USD w produkcję manganu w Wybrzeżu Kości Słoniowej.
Chińczycy inwestują też 20 mld USD w złoża ropy naftowej w basenie rzeki Orinoko w Wenezueli. Ponadto podpisali z dwiema wenezuelskimi firmami umowę o utworzeniu nowych linii lotniczych, obsługujących krajowy ruch w tym kraju po konkurencyjnych cenach – chińska firma AVIC International ma zainwestować 300 mln USD, a nowe linie mają ruszyć jeszcze pod koniec 2010 roku. Na Sri Lance Chińczycy rozpoczęli budowę drugiego lotniska międzynarodowego wartego 200 mln USD, a kolejne 100 mln USD planują zainwestować w modernizację tamtejszej infrastruktury. W Indonezji w latach 2000-2004 Chińczycy inwestowali po 16 mln USD rocznie, a w latach 2005-2009 było to już 50 mln USD rocznie. Państwo Środka inwestuje również w nowoczesne technologie. Chińska prywatna firma hi-tech Huawei posiada oddziały w niemal wszystkich krajach Afryki. Na kontynencie zamierza zainwestować także China Telecom. Chiny stawiają też na handel i otwierają swój rynek dla produktów z Afryki – coraz więcej towarów można eksportować z Afryki do Państwa Środka bez cła.
Na kontynencie afrykańskim coraz aktywniejsze są także firmy hinduskie. Indyjski Bharti Airtel, piąta firma telekomunikacyjna świata, za 10,7 mld USD przejęła rynek telefonii komórkowej w 15 afrykańskich państwach. Inna hinduska firma ogłosiła, że zamierza inwestować w turystykę w Zimbabwe. W 2010 roku wartość indyjskich inwestycji w Mozambiku może sięgnąć nawet 1 mld USD. Oznacza to podwojenie inwestycji Indii w tym kraju w porównaniu do roku poprzedniego.
Afryki nie odpuszczają sobie także kraje arabskie. Iran inwestuje w Republice Środkowoafrykańskiej (zapory, zbiorniki i kanały wodne, przetwórstwo żywności i produktów rolnych oraz ekoturystyka), Zimbabwe (rolnictwo, górnictwo, sektor finansowy i ubezpieczeniowy), Ghanie (fundusze inwestycyjne, sektor rolny, medyczny i spożywczy), Senegalu (przemysł, kopalnie, badania geologiczne), Kenii (budowa mieszkań i rafinerii oleju). Z Kenią zamierza ściśle współpracować także Brazylia, która podpisała umowę mającą na celu rozwój stosunków handlowych oraz zacieśnienie więzi gospodarczych między oboma krajami oraz pobudzenie wzrostu inwestycji. Z kolei państwowa spółka Abu Dhabi National Energy Company zaplanowała inwestycje energetyczne na terenie Maroka i Tunezji na kwotę niemal 2,5 mld USD w ciągu najbliższych 4 lat. ZEA interesują się także Pacyfikiem. Na partnerski program pomocy państwom Pacyfiku, który ma polegać na inwestycjach w kluczowych dziedzinach dla tego regionu, zobowiązały się przekazać 50 mln USD.
Prywatni wiedzą lepiej
Także prywatne korporacje międzynarodowe działają bardziej racjonalnie niż unijne władze. Szwajcarski koncern Nestle, który obecny jest w wielu krajach rozwijających się (np. Indonezja, Bangladesz, Zimbabwe), zamierza wydać 141 mln USD na zwiększenie produkcji na Czarnym Lądzie. Firma chce wybudować fabryki m.in. w Angoli, Demokratycznej Republice Konga i Mozambiku. Z kolei koncern Coca-Cola planuje inwestować w Afryce ok. 1 mld USD rocznie, czyli dwa razy więcej niż do tej pory. Amerykański koncern Ford Motor w RPA zamierza zainwestować 415 mln USD (produkcja pick-upów), a w Argentynie – 250 mln USD. Podobnie koncern Volkswagen planuje inwestycje w Meksyku na poziomie miliarda dolarów, a BMW ogłosiło, że w swoją fabrykę w RPA zainwestuje ok. 220 mln euro i będzie ona produkować 87 tys. samochodów rocznie. Francuzi zainwestują 18 mln USD w budowę nowej elektrowni w Peru. Z kolei ukraińska firma farmaceutyczna BBM Charkow otworzyła w Etiopii swoją fabrykę i zamierza zainwestować w jej rozwój 10 mln USD.
Postępowe „wartości”
W przeciwieństwie do Chińczyków czy prywatnych koncernów, zachodni darczyńcy przy okazji pomocy na siłę próbują wdrażać swoje „wartości”. ZSRR u schyłku swojego istnienia nadal miliardami wspierał kraje Trzeciego Świata, by szerzyć ideologię komunistyczną. Teraz Amerykanie usiłują zainstalować demokrację w Iraku czy Afganistanie, a Unia Europejska żongluje dotacjami w zależności od sytuacji. W tym roku Bruksela wstrzymała 600 mln euro subwencji pomocowych dla Madagaskaru, gdyż kraj ten nie wprowadził wymaganych przez Unię demokratycznych reform. W 2009 roku Komisja Europejska zawiesiła pomoc dla Hondurasu, z powodu fiaska negocjacji, które miały rozwiązać kryzys polityczny w tym kraju. Planowana na lata 2007-13 pomoc dla Hondurasu miała wynieść 223 mln euro w postaci programów walki z biedą oraz ochrony środowiska i rozwoju. Wcześniej o wstrzymaniu pomocy dla Hondurasu zdecydował rząd amerykański, domagając się równocześnie przywrócenia do władzy obalonego, lewicowego prezydenta Manuela Zelayi. W lipcu 2009 roku Komisja Europejska wstrzymała wypłatę pomocy dla Nigru, aby w ten sposób wywrzeć nacisk na prezydenta Mamadou Tandję, który zamierzał zmienić konstytucję, by pozostać przy władzy przez kolejną kadencję.
Ale wiemy też, jakie inne „wartości” bliskie są sercu europejskiego urzędnika. Głośna była sprawa, kiedy europejskie rządy groziły wstrzymaniem pomocy finansowej dla Malawi z powodu prawomocnego i legalnego skazania pary gejów na 14 lat ciężkich robót za nieprzyzwoite i nienaturalne czyny. Pomoc zagraniczna stanowi ok. 40 proc. budżetu Malawi, co spowodowało, że szantaż okazał się skuteczny i prezydent Bingu Wa Mutharika, ułaskawił obu skazanych homosiów. Poprzez środki pomocowe Unia Europejska realizuje swoje cele propagandowe: promocja praw człowieka, równości płciowej, demokracji, praw dzieci, różnorakich „dyskryminowanych” mniejszości i tubylców czy rzekomych zmian klimatu. Jeśli unijny podatnik ma płacić na energetykę w krajach ubogich, to musi to być oczywiście najmniej efektywna energetyka ze źródeł odnawialnych. W ciągu 4 lat Unia Europejska przekaże Sfederowanym Stanom Mikronezji 32 mln euro głównie na budowę elektrowni słonecznych. Podobnie dla lewicowego rządu Australii priorytetową kwestią w jego międzynarodowych programach pomocowych jest promocja równości płciowej.
Marnotrawstwo
Tymczasem największym beneficjentem zachodniej pomocy dla krajów rozwijających się są chyba urzędnicy, którzy tę pomoc dystrybuują. I to urzędnicy zarówno kraju dającego, jak i obdarowywanego. Doradca australijskiego rządu ds. pomocy zagranicznej dla Papui Nowej Gwinei, do którego zadań należy m.in. dystrybucja środków pomocowych, zarabia aż 55 tys. AUD miesięcznie, czyli inkasuje pensję o równowartości 500 wypłat dla ludzi, którym „niesie pomoc”. Kiedy Karol de Gucht, unijny komisarz ds. rozwoju, kwestionował sposób wydawania w Demokratycznej Republice Konga pieniędzy z unijnej pomocy (od 2003 roku Unia obdarowała ten kraj kwotą ok. 300 mln euro), został ogłoszony persona non grata. Kenijscy urzędnicy mieli ukraść z brytyjskich dotacji edukacyjnych 880 tys. GBP. Znaczna część australijskich funduszy przeznaczanych na zagraniczną pomoc jest przywłaszczana przez uczestniczące w inwestycjach przedsiębiorstwa lub wydawana na konsultantów i koordynatorów projektów. Z pomocy dla Papui Nowej Gwinei, która łącznie miała wynosić 400 mln AUD, 100 mln AUD zostało przywłaszczonych przez kilka firm. Zdaniem analityków z Instytutu Lowy z Sydney połowa australijskiej pomocy dla Papui jest sprzeniewierzana i wydawana na nie wiadomo jakie cele! Na dodatek zwykli mieszkańcy Papui Nowej Gwinei ze względu na marnotrawstwo władz zupełnie nie widzą efektów australijskiej pomocy, natomiast australijscy podatnicy nie są zadowoleni, że ich pieniądze są w ten sposób wyrzucane w błoto. Z pieniędzy przeznaczonych na odbudowę Sri Lanki po tsunami 603,4 mln USD zostało wydanych na projekty zupełnie z tym niezwiązane, a 471,9 mln USD wydano na niewiadome cele. Dambisa Moyo, pochodząca z Zambii była współpracowniczka Banku Światowego, wyraża w swojej książce opinię, że bogate kraje zachodnie powinny wreszcie przestać uspokajać swoje wyrzuty sumienia przekazywaniem Afryce kwot pieniężnych, bo nie trafiają one do najbiedniejszych, lecz najczęściej wspierają skorumpowane rządy. Unia Afrykańska szacuje, że na kontynencie „znika” przez korupcję 150 mld USD rocznie. Jak wynika z ONZ-owskiego raportu, ponad połowa pomocy żywnościowej dla Somalii jest rozkradana przez skorumpowanych podwykonawców, islamskich rebeliantów i… lokalnych pracowników ONZ.
W ciągu ostatnich 20 lat świat wydał ponad 196 mld USD na leczenie milionów ludzi w krajach Trzeciego Świata, a jak wynika z raportów opublikowanych w magazynie medycznym „Lancet”, nie ma zbyt wielu dowodów na to, że te drogie programy spowodowały jakiekolwiek zmiany w tej materii. Dochodzi do takich patologii, jak w Malawi, gdzie rozdawane za darmo leki na AIDS są wykorzystywane przez miejscową ludność do… wytwarzania alkoholu i jako karma dla drobiu. Inne pochodzące z zagranicznych darów leki (60 ton!) Ministerstwo Zdrowia Malawi postanowiło spalić, gdyż większość z nich trafiła do kraju na dwa miesiące przed upływem terminu ważności. Setki milionów dolarów zostały zmarnowane na obszarach wiejskich w Afryce przez programy udostępniania wody, gdyż po wybudowaniu dziesiątek tysięcy odwiertów zapomniano o nich i popadły one w ruinę. Nawet władza wojskowa mająca na celu nadzorowanie i efektywne wykorzystanie pieniędzy przeznaczonych przez USA na rozwinięcie struktur afgańskich sił bezpieczeństwa nie wywiązuje się należycie z powierzonych jej zadań. Raport z kontroli wdrażania i realizacji programu pomocowego o wartości 15 mld USD wykazał „braki efektywnego wykorzystania środków”. Z kolei miliony nowych podręczników opłaconych przez amerykańskiego podatnika nie zostało dostarczonych do szkół w Afganistanie. Inne książki zostały tak źle wydane, że nie nadają się do użytku.
Think tank Chatham House z Londynu ostrzega, że Zachód przegra z krajami rozwijającymi się, jeśli nie zmieni swojego podejścia do Afryki, którego podstawą stałaby się dyplomacja i stosunki handlowe. Instytucja zwraca uwagę, że państwa Zachodu opierają się w stosunkach z Afryką na „programach pomocy, które rzadko mają znaczenie”. Humanitarne podejście prowadzi do stereotypowego myślenia, jakoby kontynent stwarzał tylko problemy. Tymczasem kraje rozwijające się traktują Afrykę jako miejsce dla inwestycji, zdobycia rynku czy zyskania dostępu do zasobów. Niedawno wydana książka Roberta McMullana, australijskiego parlamentarnego sekretarza ds. pomocy międzynarodowej, dowodzi, że to właśnie otwarty handel międzynarodowy przynosi wzrost gospodarczy dla państw rozwijających się oraz znacznie ogranicza ubóstwo. Władze Australii zaczynają dostrzegać problem i powoli zmieniają swoje podejście do pomocy humanitarnej. Nowe stosunki pomiędzy Australią a Papuą Nową Gwineą mają się opierać już nie o pomoc, lecz o handel, który ma obu krajom przynieść korzyści i rozwój. Niestety problemu nadal nie dostrzega Unia Europejska i blokuje krajom Trzeciego Świata dostęp do swojego rynku, nadal obłudnie głosząc hasła o współczuciu i humanitaryzmie.
* Niniejszy artykuł został opublikowany w nr 29-30 tygodnika “Najwyższy CZAS!” z 2010 r.
Tomasz Cukiernik
Za: http://tomaszcukiernik.pl/artykuly/teksty-o-unii-europejskiej/zabawa-unii-w-pomoc/