"Jątrzące oskarżenia" o zamach w związku z katastrofą smoleńską nie służą stosunkom polsko-rosyjskim – stwierdził podczas środowej debaty szef polskiego MSZ Radosław Sikorski. - Chciałbym zapytać czy państwo naprawdę, kiedy wypowiadacie te słowa, wierzycie w to, co mówicie? - pytał posłów PiS. - Zastanówcie się państwo. Gdyby potraktować poważnie państwa tezę o zamachu, to jaka powinna być polityka wobec Rosji? - pytał Sikorski, odrzucając kolejny raz hipotezę o zamachu w Smoleńsku.
Słysząc słowa polskiego ministra trudno na poważnie traktować informacje polskiej prokuratury, która wciąż nie wykluczyła hipotezy o zamachu w śledztwie dotyczącym przyczyn katastrofy smoleńskiej. Skoro członkowie rządu zachowują się jakby na posiedzeniu Rady Ministrów przyjętą została uchwała mówiąca, że w Smoleńsku do zamachu na pewno nie doszło, skoro szef polskiej dyplomacji kolejny raz mówi publicznie, że 10 kwietnia zamachu nie było, trudno spodziewać się, żeby prokuratura w ogóle ten wątek badała. Naciski ze świata polityki skutecznie śledczym tę hipotezę z głów wybiją. I zapewne wciąż będziemy słyszeć, że śledczy badają wszystkie hipotezy. Tyle tylko, że część będą badać, a o części tylko mówić.
Wypowiedź Sikorskiego pokazuje również po raz kolejny, gdzie polskie władze mają prawdę w związku z katastrofą smoleńską. Pokazuje, że rząd przyjmie tylko taką wersję katastrofy, która nie psuje im ich politycznych planów, związanych z tzw. ociepleniem stosunków Polski i Rosji oraz pozwoli dalej gnębić śp. Lecha Kaczyńskiego i jego polityczne otoczenie.
Gdy Antoni Macierewicz i Anna Fotyga jechali do Stanów Zjednoczonych szukać pomocy w amerykańskim parlamencie z związku z badaniem przyczyn katastrofy smoleńskiej, polskie władze nazywały ich zdrajcami, USA stały się „obcym mocarstwem”, a misja polityków związanych z PiSem dowodem na ośmieszanie Polski i działanie na jej szkodę. Mało kto wspominał wtedy, że niedługo po katastrofie smoleńskiej w Stanach był również Radosław Sikorski. Tyle tylko, że poseł PiS oraz była szefowa MSZ starali się zainteresować naszych sojuszników sprawą skandalicznych praktyk rosyjskiego śledztwa i uzyskać pomoc w dochodzeniu do prawdy ws. „Smoleńska”. A Radosław Sikorski pojechał m.in., by w amerykańskiej telewizji zapewnić, że Polska odrzuca wersję mówiącą o zamachu na prezydenta RP i polską delegację. Było to na początku maja, gdy nikt nie miał prawa odrzucić tej wersji wydarzeń.
Środowa wypowiedź polskiego ministra jest więc kolejnym sygnałem, że polskie władze przyjęły odgórnie, że katastrofa smoleńska zamachem nie była. Takie stanowisko nie ma jednak nic wspólnego, ani z dochodzeniem prawdy o masakrze w Smoleńsku, ani z polską racją stanu, która wymaga rzetelnego zbadania, co się stało w Rosji 10 kwietnia. Rzetelne badanie wyklucza bowiem odgórne przyjmowanie politycznych tez na temat przyczyn katastrofy w Smoleńsku. Tymczasem rząd Donalda Tuska nie ustaje w wysiłkach, żeby przekonać Polaków, że w Rosji zamachu nie było, a najbardziej korzystna dla Rosji wersja wydarzeń z 10 kwietnia 2010 roku jest dobra również dla Polski. Wersja ta nie zepsuje bowiem humoru Władimirowi Putinowi i nie zaprzepaści politycznych uścisków Donalda Tuska z rosyjskim premierem.
Poziom serwilizmu polskich władz wobec Rosji w ostatnich dniach każe się zastanowić, czy przed środową debatą rząd nie zorganizował wideokonferencji z Moskwą, by wiedzieć jak odpierać ataki opozycji i „pozamerytoryczne” uwagi dotyczące katastrofy smoleńskiej. Nie wiadomo tylko, czy premier Władimir Putin znalazł czas, by wyjaśnić „Polaczkom” jak sprawy wyglądają. Bowiem polski premier jakoś blado podczas tej debaty wypadł.
Stanisław Żaryn
Za: http://stanislawzaryn.salon24.pl/