Stańczyk zamieścił zachęcającą recenzję filmu..
Obejrzałem film „Generał Nil”. Przyznam szczerze, że jestem nim bardzo mile zaskoczony. Reżyser tego filmu Ryszard Bugajski zdecydował się przedstawić nam ostatnie lata życia Augusta Emila Fieldorfa, generała, legendarnego szefa Kierownictwa Dywersji Armii Krajowej w latach niemieckiej okupacji. Z okresu II wojny światowej przedstawiony jest tylko epizod wykonania wyroku przez żołnierzy Kedywu na kacie Warszawy Franzie Kutscherze. Reszta filmu, to historia generała po 1945 r. Nie chcę tutaj streszczać filmu, aby internautom nie psuć przyjemności oglądania tego obrazu, jednakże skoncentruję się na kilku moim zdaniem istotnych epizodach. Pierwszym epizodem godnym uwagi jest fragment, gdy na cmentarzu „Nil” odbywa rozmowę z jednym z dowódców AK, który sugeruje mu tworzenie konspiracji antysowieckiej po zakończeniu działań wojennych.
Generał „Nil” realistycznie przedstawia mu swój pogląd, że Polska w pojedynkę nie ma szans na obalenie sowieckiego molocha, antysowiecka konspiracja zostanie rozbita, a ludzie zgładzeni. Drugim ciekawym epizodem jest scena, gdy po zakończeniu wojny do generała „Nila” podchodzi jego były podkomendny, żołnierz AK i mówi, że on i jego koledzy czekali na generała, aby zacząć działać. „Nil” nie bawi się w tłumaczenie zawiłości uwarunkowań polityki międzynarodowej i tragicznej sytuacji w jakiej po 1945 r. znalazła się Polska, tylko prostemu, młodemu żołnierzowi mówi wprost: idź na studia, wykształć się i załóż rodzinę. Ten wątek- beznadziejności sytuacji geopolitycznej w jakiej znalazła się Polska powtarza się jeszcze w filmie kilka razy, natomiast te dwa fragmenty doskonale obrazują dwie kwestie. Pierwszą: że generał „Nil” pomimo tego, że był niesamowicie odważnym człowiekiem, to oprócz tego był realistą politycznym, w przeciwieństwie do swoich kolegów z dowództwa AK, którzy w imię swoich romantycznych, postpiłsudczykowskich mrzonek podjęli bez jakiegokolwiek uzasadnienia z politycznego i militarnego punktu widzenia decyzję o wywołaniu Powstania Warszawskiego.
Powstania, które obróciło w jedno wielkie cmentarzysko i gruzowisko stolicę Polski, zniszczyło bezcenne dobra kultury i posłało na bezsensowną śmierć tysiące warszawiaków i polskich patriotów. Drugą kwestią jest fakt, że generał „Nil” musiał poniekąd walczyć z romantyzmem swoich kolegów, nie tylko z dowództwa AK, ale niższych stopniem. Musiał powstrzymywać gorące głowy wychowane na politycznym romantyzmie, a do czego prowadził romantyzm przekonano się w ciągu 63 dni Powstania Warszawskiego. Tak więc ewidentnie poglądy generała „Nila” bliższe były endeckiej koncepcji „ekonomii krwi”, przetrwania ciężkich lat stalinizmu i zachowania substancji narodowej i to doskonale uwypuklone jest w tym filmie. Bardzo dobrze, że reżyser nie uległ modzie na hurapatriotyzm i trendowi, że na nazwę patriotów zasługują tylko ci, którzy po 1945 r. nie wyszli z lasu. Wielkie brawa i słowa uznania należą się Ryszardowi Bugajskiemu także za to, że nie uległ politycznej poprawności i nie bał się pokazać, że ludzie, którzy mają na rękach krew generała „Nila”, to czerwoni dygnitarze pochodzenia żydowskiego. Jest w tym filmie niesamowita scena, gdy do celi więziennej po przesłuchaniu zostaje wrzucony przez klawiszy skatowany żołnierz AK. W tej samej celi siedzi rabin. Skatowany żołnierz nie wytrzymuje psychicznie i chce uderzyć rabina krzycząc: „To przez was gudłaje! Żydzi mordują nas! Żydokomuna rządzi!”.
Ten fragment oddaje klimat tamtych czasów, gdy cała szpica aparatu bezpieczeństwa i administracji państwowej zdominowana była przez osoby pochodzenia żydowskiego. Wszak, to prokurator Helena Wolińska- Brus (prawdziwe imię Fajga Mindla- Danielak) wydała postanowienie o aresztowaniu generała „Nila” i to jej podpis widnieje pod aktem oskarżenia wobec szefa Kedywu. Przez całe lata, od 1989 po dziś dzień Wolińskiej- Brus, jak niepodległości broniła i broni „Gazeta Wyborcza” z redaktor Heleną Łuczywo na czele, a kto mówi prawdę, że osoby żydowskiego pochodzenia mają na rękach krew generała „Nila” ten był i jest obsmarowywany przez GW jako „antysemita”. Zresztą co się dziwić, że GW tak brutalnie atakuje mówiących prawdę o czasach stalinowskich. Wszak brat Adama Michnika, Stefan Michnik vel Szechter ma na sumieniu życie żołnierzy AK. Z kolei guru GW Jacek Kuroń w swoich wspomnieniach opisał, co robił w czasach stalinowskich.
Dokładnie w tym czasie, gdy w kazamatach UB i NKWD katowano i mordowano takich ludzi, jak„Nil”, to Kuroń razem ze swoim czerwonym harcerstwem zwalczał „przejawy polskiego faszyzmu i ciemnogrodu” niszcząc przydrożne figurki Matki Bożej i śpiewając piosenki po rosyjsku i żydowsku. Tak, tak… To napisał Jacek Kuroń w swojej książce „Wiara i wina”. Dlatego należą się duże słowa uznania dla reżysera, że nie bał się przedstawić prawdy, bo środowiska michnikowszczyny na pewno nie będą go za ten film głaskać. Duże wrażenie wywierają też sceny, gdy przedstawiono w jaki sposób maltretowano polskich patriotów z AK i NSZ. W tym miejscu pozwolę sobie na małą, osobistą impresję, gdyż podczas sceny, gdy rzeźnicy (bo inaczej ich nie można nazwać) z UB w bestialski sposób wyrywają oficerowi AK paznokcie, stanął mi przed oczami śp. mecenas Leon Mirecki, były żołnierz Narodowej Organizacji Wojskowej, którego w latach 90-tych, u schyłku jego życia miałem zaszczyt poznać i który też na Rakowieckiej miał przez UBeków robiony „manicure”. Do tej pory pamiętam jego opowieści i te paznokcie, które nigdy nie wróciły do normy…
Wracając do filmu, to moim skromnym zdaniem Olgierd Łukaszewicz zagrał rolę swojego życia. W tym obrazie Łukaszewicz jest po prostu niesamowity i to, że ten film zbiera takie pochwały bez wątpienia jest także jego zasługą. Ogólnie film przedstawia nam generała „Nila” nie jako cukierkowatego herosa z brązu, ale zwykłego człowieka, starszego pana, który mógłby mieszkać w naszym sąsiedztwie i na którego nie zwrócilibyśmy uwagi. Być może dlatego aż w gardle ściska, gdy ogląda się sceny ze sfingowanej rozprawy sądowej, maltretowania generała „Nila” i jego śmierci. Generał „Nil”, to film o człowieku, który kochał Polskę, walczył jak mógł i najlepiej umiał z Niemcami, a później w ciężkich czasach stalinizmu w Polsce chciał, aby jak najwięcej patriotów przetrwało, bo jak w jednej ze scen powiedział: „To przeminie”. Niestety, czerwoni nie pozwolili mu żyć podobnie, jak tysiącom żołnierzy AK i NSZ. Gorąco zachęcam do obejrzenia tego filmu. Warto, naprawdę warto go obejrzeć, chociażby z tego powodu, że jak głoszą napisy na zakończenie filmu, osoby odpowiedzialne za śmierć generała „Nila”, nigdy nie poniosły konsekwencji za to.
„Generał Nil”, reżyseria Ryszard Bugajski, występują: Olgierd Łukaszewicz, Alicja Jackiewicz, Anna Cieślak, Magdalena Emilianowicz, Zbigniew Stryj, Maciej Kozłowski, Jacek Rozenek, www.general-nil.pl
Za: http://ironicznystanczyk.blog.onet.pl/2,ID375116841,index.html