Ocena użytkowników: 3 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Wielka Depresja z lat 1929-1933 - symbol ogromnego kryzysu gospodarki kapitalistycznej uchodzi za jeden z największych argumentów przemawiających na rzecz interwencji państwa. Na dodatek powszechnie uważa się, iż w 1933 roku "wspaniały" prezydent Roosevelt rozpoczął "Nowy ład", który zdołał pokonać "kapitalistyczną bestię" - używając słów Paula Samuelsona, czołowego ekonomisty wychwalającego Związek Radziecki, laureata Nagrody Nobla. Okazuje się jednak, że prawda jest inna. Niestety zafałszowana przez lewicowe środowiska. A jej zafałszowana wersja rozpowszechniania jest przez podręczniki, pomoce naukowe, a nawet kulturę.

Na początek zastanówmy się nad logiką ludzkiego działania. Wiemy, że przedsiębiorstwa powstają na rynku po to, żeby spełniać potrzeby klientów. W zależności od preferencji, możliwości, jakie daje natura i kapitał zaspokajają zachcianki konsumenta. Zatomizowane społeczeństwo składa się z milionów jednostek, z których każda nosi w sobie nieskończone miliardy informacji. W wyniku swobodnej wymiany, gwarancji wolności każdy z nas suwerennie wyraża swoje możliwości i talenty. Jesteśmy producentami i konsumentami, wydajemy z siebie indywidualne sygnały, które są podstawą do dalszego działania - naszego i osób nas otaczających. Tym również, a może przede wszystkim, wyraża się działalność gospodarcza.


Cykle w gospodarce wolnorynkowej a logika rynku

Panuje powszechna opinia, żywcem zaczerpnięta od klasycznego wojownika-socjalisty Marksa, iż kapitalizm jest systemem, który podlega pewnym cyklom koniunkturalnym. Wydaje się, że stoi to w jawnej sprzeczności z zasadą racjonalności każdej jednostki. Naturalnie w systemie wolnego rynku zdarzają się bankructwa, upadki firm etc. Jednakże są to zdarzenia indywidualne, a nie systematyczne cykle dotykające tak samo wszystkich. Zawsze może pojawić się jakiś kryzys w danej dziedzinie, ale twierdzenie, że rozprzestrzeni się on na całą gospodarkę jest nieporozumieniem. Błędne rozumowanie wygląda następująco: upada przemysł cukrowy, ludzie w nim zatrudnieni tracą pracę, nie kupują dóbr przez co osłabia się cały rynek i tak kryzys rozprzestrzenia się na resztę gospodarki. Jednakże rzeczywistość wygląda zgoła inaczej. W momencie, gdy pada jedna gałąź, konsumenci wydają zaoszczędzone pieniądze na inne rzeczy, które zwiększają obrót i zatrudnienie - tak funkcjonuje model oczyszczającego się rynku. Gdy jakieś przedsiębiorstwa bankrutują, to nie ma w tym fakcie żadnej cykliczności, gdyż to zwykłe incydentalne zdarzenie (spełniające ważną społecznie pozytywną funkcję). Skąd w takim razie pojawiają się chroniczne recesje?

Marks nie czytał Misesa

Karol Marks uważał, że w gospodarce rynkowej dochodzi do ciągle powtarzających się kryzysów nadprodukcji. Z pewnych obiektywnych przyczyn czołowy komunista nie mógł przeczytać dzieł najwybitniejszego ekonomisty w historii. Ludwig von Mises odwołał się do tradycji Currency School, której przedstawiciele Ricardo i Hume zauważyli, że kryzysy pojawiają się w momencie manipulacji pieniądzem. Proces przebiegał w następujący sposób - banki zwiększały swoją akcję kredytową i emitowały więcej waluty aniżeli miały na nią pokrycie w złocie. Nadmierne zwiększenie podaży pieniądza prowadziło do boomu, inflacji i jednoczesnego zwiększenia się popytu na dobra importowane, które, nie cierpiąc z powodu inflacji, były tańsze. Taka akcja musiała prowadzić do odpływu złota, ponieważ inne kraje nie miały ochoty trzymać banknotów bez pokrycia w złocie, dlatego czym prędzej zamieniały papierki na złoto. Odpływ złota zmuszał banki do cofnięcia akcji kredytowej i zaprzestania nadmiernej ekspansji. Teraz pojawiał się bust i spadek cen w wyniku tego kryzysu. Stopniowo, gdy spadały ceny, promowany był eksport i następował proces odwrotny ściągający złoto do kraju. Gospodarka powracała do równowagi.

W związku z powyższym widzimy wyraźnie, że w tym ujęciu cykle wynikają z manipulacji pieniądzem, a nie z jakiegoś wewnętrznego błędu kapitalizmu. Kto w takim układzie ponosi odpowiedzialność za kryzys? Instytucje, które wcześniej rozpoczęły akcję kredytową, czyli banki. Nie są one jednak instytucją w pełni rynkową, ponieważ ich struktura zbudowana jest na państwowych manipulacjach. Państwo w naturalny sposób romansuje z finansjerą, gdyż szuka sobie możliwości zadłużania się i osiągania dodatkowych przychodów. Finansjera z kolei uzyskuje możliwość zwiększania kredytu pod kuratelą państwa.

Wszystkiemu winny jest "system rezerw cząstkowych" (fractional reserve banking), który w warunkach wolnego rynku jest naruszeniem prawa własności. Jeśli bank przetrzymuje moje złoto i daje mi w zamian za nie banknot, na którym jest napisane "za ten papierek jego właściciel otrzyma natychmiast tyle, a tyle złota", to nie ma prawa użyć mojego złota i udzielić komuś kredytu. W ten sposób kreuje się pieniądz, co jest źródłem cykliczności, ale zaraz do tego wrócimy.

Dlaczego jest to naruszenie prawa własności? Po pierwsze jest to złamanie umowy, jaką zawarłem z bankiem - "złoto może być wypłacone w każdej chwili". Jak ewidentnie się dzieje po jego przekazaniu - nie może. Po drugie jest to zawłaszczenie - użycie mojego własnego złota niezgodnie z moją wolą. Na dodatek jest to również oszustwo, gdyż wypuszcza się na rynek produkt zafałszowany; co gorsza owe zafałszowanie przekłada się na całość gospodarki, gdyż wszyscy zaczynają jego używać. Na papierku jest napisana nieprawda i to bardzo istotna. Porównać to można do sprzedaży pudła kartonowego zamiast lodówki. Ostatecznie jednak sądy orzekały w rozprawach dotyczących tego problemu na korzyść banków, czego skutkiem było przyzwolenie na jawne naruszenia praw własności. Istniał jednakże oprócz tego hamulec rynkowy - klasyczny mechanizm obronny, "run" na banki. Ludzie, gdy czuli, że coś jest nie tak, tj. gdy banki nie dotrzymują umowy, natychmiast udawali się do nich w celu wypłaty złota. Oczywiście władze i banki robiły wszystko, co się da, żeby zapobiec temu rozwojowi wypadków, ponieważ dla nich oznaczało to całkowitą porażkę. Wychodzili do ludzi poustawianych w kolejkach i zapewniali ich, iż wszystko jest w porządku. A w porządku nie było, skoro każda bezwzględna gwarancja wypłaty nie mogła zostać zapewniona. Ten hamulec antyinflacyjny był również wykorzystywany przez konkurencyjne banki, które w momencie, gdy jakaś konkurencja za bardzo "rozdawała" papierki bez pokrycia w złocie, natychmiast zjawiały się u niej i żądały wypłaty złota za te papiery. Jeśli jednostka A otrzymała od swojego Banku Machajosa banknot i kupiła za niego u jednostki B jakieś dobro, to jednostka B szła do swojego banku i tam składała papierek. W każdym momencie konkurencyjny bank mógł zażądać od Banku Machajosa wypłaty złota za zobowiązanie. Tak też wiele razy się zdarzało w Stanach Zjednoczonych XIX wieku, kiedy to konserwatywne banki nie ekspandowały zbytnio i trzymały krótko swoją konkurencję. Niestety rząd wprowadził coś takiego jak "wakacje bankowe" i pozwalał na zawieszenia wypłat. Widzimy więc, że najpierw zniszczył wolnorynkowy system poszanowania praw własności (system rezerw cząstkowych zamiast obowiązkowych stuprocentowych na depozyty natychmiastowe), a później jeszcze ściągnął naturalne mechanizmy obrony rynku w postaci "runów". Później doprowadziło to powoli do powstania Banku Centralnego, co jeszcze bardziej pogorszyło sytuację. Nie ma tu miejsca na dokładniejszy opis funkcjonowania systemu bankowego. Aby zrozumieć źródła kryzysu istotne jest jednak zrozumienie jego zasad funkcjonowania - tj. faktu, że dzięki ochronie przez państwowe prawo bankowe i legalnego środka płatniczego banki są w stanie produkować pieniądze z powietrza.

Struktura produkcji i cykle Misesa

Ludwig von Mises zainspirował się taką interpretacją kryzysów gospodarczych i studiując poszczególne manipulacje pieniądzem, forsowane przez rządy, doszedł do wniosku, że źródłem makroekonomicznych kłopotów jest interwencjonizm państwa w bankowość. Wcześniej jednak podzielił on proces produkcji na kilka etapów (idąc śladem swojego nauczyciela). Produkcja niższych szczebli - ta bliższa konsumenta (bułka w sklepie) i produkcja wyższych szczebli (narzędzia, surowce) od konsumenta dalsza. Zgodnie z zasadą racjonalności przedsiębiorcy i ograniczonością środków, finansowanie tych dóbr rozkłada się równomiernie w gospodarce rynkowej. O wszystkim jednak decyduje stopa procentowa, czyli cena kredytu. Czym jest jednak stopa procentowa i od czego zależy? Zależy bezpośrednio od czasowej preferencji. Posłużmy się tu znanym przykładem zrywania jabłek. Jeśli jestem głodny, to czasowa preferencja jest wysoka, mam ochotę się zaraz pożywić, więc zrywam jabłka i mniej się martwię o przyszłość (stopa wysoka). Jeśli jestem już wystarczająco najedzony, to mogę zbudować sobie narzędzie, jakie pozwoli mi na zrywanie większej ilości jabłek - podejmując ten krok zmniejszam czasową preferencję, bo nie jestem tak głodny jak wcześniej (stopa niska). Stąd podział na oszczędności (faktycznie inwestycje) i konsumpcję w gospodarce rynkowej. Jeśli poziom życia ludzi się podwyższa i więcej oszczędzają, to stopa procentowa spada, wobec czego mogą się pojawiać nowe inwestycje, a proces produkcyjny może się wydłużać. Widać tu ładną relację - to, z czego zrezygnuję teraz, może zostać zainwestowane w coś, co osiągnę w przyszłości.

Wszystko jest w porządku, gdy ludzie sami decydują o swoich oszczędnościach. Inaczej się dzieje w sytuacji, gdy interweniuje państwo - i jak to niezwykle często bywa jego działalność prowadzi do fatalnych konsekwencji. Państwo zaczyna promować ekspansję kredytową i wpuszcza dodatkowe pieniądze na rynek poprzez wtłaczanie ich w rezerwy finansowe banków. Może to być zmniejszenie obowiązkowych rezerw, emitowanie kolejnych papierów, lub też zmniejszenie stopy procentowej Banku Centralnego (czyli stopy, na jaką banki komercyjne pożyczają pieniądze od BC). W ten sposób państwo sztucznie zaniża stopę rynkową, bo promuje inwestycje, które nie są oparte na oszczędnościach. Co więcej sprzyja w ten sposób nadmiernemu zwiększeniu konsumpcji - prosta zależność, o której wcześniej mówiliśmy, zostaje złamana. Pojawia się dysonans między konsumpcją a inwestycjami. Matka Natura nie potrafi czarować i cudów nie uczyni. Do rozsądnych inwestycji dochodzi wtedy, gdy są one finansowane z oszczędności powstałych w wyniku zmniejszonej konsumpcji i przy naturalnym spadku czasowej preferencji. Tymczasem w momencie ekspansji pieniądza dochodzi do zaburzenia naturalnej struktury produkcji i przedsiębiorcy zmyleni przez państwo zaczynają uruchamiać nieopłacalne i nieracjonalne inwestycje. Mises określił ten boom jako stan "nadkonsumpcji i złych inwestycji" (overconsumption and malinvestments). Gospodarka z pozoru rozwija się bardzo żywiołowo, rosną dochody, a pracownicy przesuwają się z niższych stadiów produkcji (blisko konsumenta) do stadiów wyższych (daleko od konsumenta np. narzędzia).

W miarę jak pusty pieniądz dostanie się w ręce pracowników wydają oni swoje pieniądze według starej proporcji konsumpcji do oszczędności. Stąd pojawia się sygnał dla biznesu, że jednak rozpoczęte inwestycje były nieracjonalne i trzeba z nich zrezygnować. Jeśli państwo dokonało sporadycznie takiego zabiegu, skończy się na kilku małych bankructwach, jednakże tak nie jest, bo państwo zaczyna ponownie pompować pieniądze w system bankowy i znowu udziela dalszych kredytów nietrafnym inwestycjom. Ten proces można przeciągać w nieskończoność, jednakże nie może on nigdy się skończyć pomyślnie, ponieważ podjęte działania są złymi inwestycjami. Prędzej czy później dojdzie do krachu, tym większego, im dłuższy był okres boomu.

W momencie upłynnienia inwestycji błędnych, promowanych przez nadmierną ekspansję pieniądza pojawia się problem bezrobocia i deflacji. Kurczy się akcja kredytowa, maleją inwestycję, spada konsumpcja, wzrasta bezrobocie i spadają ceny. Do największych spadków cen dochodzi w przypadku dóbr wyższych stadiów produkcji (dalej od konsumenta), co doskonale potwierdza teorię Misesa. Po okresie depresji dochodzi do przesunięcia środków we właściwe sektory, rynek przywraca sytuację naturalną, gdzie stopa procentowa jest uzależniona od czasowych preferencji i ochoty ludzi do oszczędzania. Im szybciej zbankrutują fabryki i produkcja nieracjonalna, tym lepiej. Dlatego polityką rządu, który spowodował kryzys, powinno być nie wtrącanie się do gospodarki. Gospodarka rynkowa po powrocie do równowagi ma odpowiedni poziom cen, pełne zatrudnienie i inwestycje dobrowolne, finansowane z oszczędności.

Kilka rad dla Lewiatana, aby przedłużyć kryzys:

  • Zwiększanie podatków. Osłabia to działalność gospodarczą i utrudnia przesuwanie środków z bankrutujących firm do produktywnych sektorów.
  • Zwiększanie wydatków państwowych. Związane jest to z punktem pierwszym. Im więcej państwo interweniuje w rynek, tym bardziej mu szkodzi i utrudnia właściwą alokację.
  • Zapobieganie bankructwom. Można promować dalej błędne inwestycje na różne sposoby - na przykład zabronić zwalniania pracowników, którzy nie będą mogli przenieść się w sektory racjonalne.
  • Sterowanie cenami i płacami - zapobieganie ich spadkowi. Utrudnia to konieczną falę bankructw, zwolnień i spadków wszelkich cen, które zachęciłyby do realokacji.
  • Pompowanie kolejnych pieniędzy w gospodarkę. Im bardziej Bank Centralny próbuje dmuchać bańkę mydlaną, którą sam stworzył, tym bardziej odwleka konieczną restrukturyzację.

Reasumując, jeśli państwo ma ochotę pogorszyć sytuacje i - choć już wywołało kryzys - jeszcze bardziej pogorszyć stan gospodarki, wystarczy, że zastosuje się do powyższych zaleceń.

Cykl, cykl, cykl...

Znane są jeszcze inne teorie cyklów koniunkturalnych, jednakże żadna z nich nie daje tak pełnego obrazu rzeczywistości jak teoria Misesa (nazwana austriacką teorią cyklu koniunkturalnego). Za dokładnie jej rozwinięcie Friedrich August von Hayek otrzymał Nagrodę Nobla z ekonomii w 1974r. (za dokładne opisy procesu produkcji i tak zwane "trójkąty Hayeka"). Przyjrzyjmy się w skrócie innym teoriom cyklu i propozycjom walki z kryzysem:

  • "to kryzys nadprodukcji i podkonsumpcji". Ta teoria nie wyjaśnia zbyt wiele, lecz stwierdza tylko że pewne dobra są "nadprodukowane" - tymczasem ta "produkcja" nie jest zbyt duża, lecz jest alokowana w złe sektory. Oprócz tego jak widzieliśmy problemem nie jest poziom konsumpcji, ale zachowanie inwestycji.
  • "zmiany technologiczne powodują zakłócenia w produkcji" - technologia technologią. Istnieje zawsze, zmienia się zawsze. Nas jednak nie interesuje na poziomie makroekonomicznym zestaw schematów technicznych, lecz rentowność procesów produkcji.
  • "mamy do czynienia z niską konsumpcją i należy ją zacząć stymulować np. przez dodatkowe pompowanie pieniędzy". Błąd w tym rozumowaniu wynika z tego, co zaznaczyliśmy wcześniej - problemem nie jest niska konsumpcja, lecz - jak widzieliśmy - niski poziom oszczędności, które mogłyby pomóc strukturze produkcji i dać jej dodatkowy impuls do rozwoju.
  • "państwo musi szybko wspomóc rynek, gdyż w momencie depresji każdy będzie zatrzymywał pieniądze dla siebie w oczekiwaniu na spadek cen, co będzie ciągle pogarszać sytuację". To znany scenariusz kryzysu, który zafundował nam całkiem ciekawy człowiek - John Maynard Keynes w swojej teorii "pułapki płynności". Szkoda tylko, że poza powoływaniem się na "zwierzęce instynkty" nie wyjaśnił, dlaczego tak naprawdę miałoby dojść do tej sytuacji, oraz dlaczego w tej sytuacji o strukturze gospodarczej nie miałyby decydować prawa własności.

Bardzo wielu ekonomistów uważa, że należy wpompować dodatkowe pieniądze prosto do banków, aby nie kurczyła się podaż pieniądza (np. monetaryści i Milton Friedman). Widzieliśmy wcześniej, iż jest to pomysł zły, który nie może uratować inwestycji nietrafionych. Mises uważał, że państwo rozpoczynając ekspansję kredytową przyniosło wazę ponczu, którym zaczęło poić przedsiębiorców. Im więcej pili, tym było zabawniej, przyjemniej i zabawa coraz bardziej się rozkręcała. Jednakże im więcej się wypije, tym gorsze będą konsekwencje. W końcu dodawanie coraz więcej ponczu przestanie poprawiać humor, a znacznie gorzej odbije się na naszych zdrowiu. Ekonomiści w zależności od stopnia romansowania z keynesizmem promują dalsze podawanie alkoholu i nieraz zaprzeczają, że kryzys jest skutkiem właśnie takich kroków. Niektórzy uważają, że trzeba pilnować podawania dalej ponczu, a niektórzy przynieśliby wódkę - drukowali pieniądze także dla indywidualnych klientów, czego efektem będzie hiperinflacja i całkowite zniszczenie społeczeństwa. Nic w przyrodzie nie znika i, podobnie jak każda impreza alkoholowa odbije się negatywnie na naszym zdrowiu, tak samo każda wydrukowana jednostka pieniądza przyczyni się do nietrafnych inwestycji. Tym bardziej błędnych, im więcej się tych sztucznych pieniędzy wpompuje.

Państwo włącza przycisk "kryzys"

W warunkach wolnego rynku złoto (lub inny wartościowy towar) jest pieniądzem, a jego podaż jest stała. Kreacja pieniądza w zasadzie nie istnieje, a każdy bank może emitować swoją walutę. Nie ma więc problemu z manipulacją pieniądzom (jeśli ktoś chce może wydobyć go z ziemi). W momencie pojawienia się systemu rezerw cząstkowych i stopniowego druku pieniądza bez pokrycia mieliśmy do czynienia z kryzysami. Znając teorię Misesa, możemy przeanalizować kryzys 1929. Najpierw warto jeszcze przy okazji odrzucić teorię, jakoby kryzys spiętrzał się po wojnie światowej. Państwo pompowało pieniądze w gospodarkę w latach 1915-1920 silnie zwiększając inflację, promując złe inwestycje, nakręcało koniunkturę boomu. W efekcie musiało dojść do kryzysu, jak przy wcześniejszych sytuacjach. Stąd w latach 1920-1921 doszło do bardzo silnej depresji, jaką przeżyły Stany Zjednoczone, co było efektem wcześniejszych nierozsądnych kroków władz monetarnych. Tak więc problemy związane z wojną zostały "wyczerpane" w latach 1920-1921. Ponieważ w tym czasie etatyzm i sterowanie gospodarką były mało powszechne, ekonomia sama zdołała się wyleczyć z tego kryzysu, podobnie zresztą jak i w poprzednich przypadkach. Trwało to miesiące, a nie lata. Okres załamania był stosunkowo krótki, co pokazuje mobilność kapitalistycznej gospodarki.

Gdy już kryzys lat 20-21 dobiegł końca, amerykańska Rezerwa Federalna (FED) rozpoczęła kolejny, najdłuższy w swojej niechlubnej historii okres boomu inflacyjnego i zwiększania podaży pieniądza. Całkowita podaż pieniądza w latach 1921-1929 wzrosła z 45 miliardów dolarów do 73, co poprzez system bankowy promowało nietrafne inwestycje, o których pisał wcześniej Mises. Nawiasem mówiąc Mises był jednym z nielicznych ekonomistów, jacy przewidzieli kryzys (podobnei jak Hayek). Odmówił nawet pracy w prestiżowym banku argumentując, że nadchodzi wielki kryzys i nie ma ochoty, aby jego nazwisko było z nim w jakikolwiek sposób powiązane.

Warto teraz zwrócić uwagę na to, że niski wzrost cen, a właściwie jego brak, może zmylić wielu ekonomistów, iż nie zwiększano podaży pieniądza. W normalnie rozwijającej się gospodarce mamy do czynienia ze spadkiem cen, poprawą życia obywateli i wzrostem produktywności. Deflacja cenowa jest charakterystyczna i przewidywalna, co jest wynikiem nie zmieniającej się podaży pieniądza (złota). Ma to pozytywne znaczenie dla ludności, gdyż siła nabywcza pieniądza stabilnie rośnie. Tymczasem FED pompował w latach 1921-1929 pieniądz i promował inwestycje złe, nieskuteczne, chociaż indeks cen nie skoczył wyraźnie do góry. Wynikało to z faktu, iż jedna siła ciągnęła ceny w dół (produktywność, rozwój etc.), a druga w górę (pompowanie pieniądza). Okres 1921-1929 to czas, w którym wszyscy ekonomiści uwierzyli w "stabilność cen", jednakże jak się wkrótce miało okazać, był to straszny błąd.

Jeszcze jednym dowodem dla racji Misesa są wskaźniki zatrudnienia, wielkości produkcji i płac w stadiach produkcji. Prawdziwy boom przeżywały dobra produkcyjne (dalsze od konsumenta) czyli właśnie te, które według Szkoły Austriackiej zyskują na pompowaniu pieniądza. Produkcja w tych sektorach (np. przemysł stalowy) wzrosła o 160 procent, a w dobrach konsumenckich (bliżej odbiorcy) tylko o 60. Tak samo płace - w wyższych stadiach produkcji rosły o kilkanaście, a nawet nieraz o ponad dwadzieścia procent, a w niższych stadiach o kilka.

Nowy Ład Pana Hoovera

W końcu kryzys musi nadejść i rynek zorientuje się, że podjęte inwestycje są złe i nie powinny były zostać podjęte. W sektorach złych jest za dużo kapitału, za duże zatrudnienie i za duże zarobki. Inwestorzy zaczynają panikować i szybko pozbywają się udziałów - banki muszą ograniczać akcje kredytową, wobec czego kurczy się podaż pieniądza. Upadają przedsiębiorstwa, pracownicy są zwalniani, a ceny spadają. Lawinowe upadki firm skutkują masowym bezrobociem i ogólnym osłabieniem rynku. Mamy do czynienia z deflacją, bardzo gwałtownym spadkiem cen - zdecydowanie mocniejszym w dobrach produkcyjnych, co po raz kolejny potwierdza teorię Misesa. W momencie, gdy upłynnione zostaną wszystkie nietrafne inwestycje, gospodarka zaczyna ożywać. Powinno powrócić pełne zatrudnienie, a struktura produkcji i naturalnego rozłożenia stadiów wyższej i niższej produkcji zapewni stabilność. Preferencja czasowa i naturalna stopa rynkowa ponownie decyduje o oszczędnościach finansujących w pełni inwestycje. Nie ma sztucznego boomu, lecz zwykłe ożywienie po błędnych krokach Banku Centralnego i wcześniejszej ekspansji kredytowej.

Przed nami rodzi się zapewne obraz samo-oczyszczającego się rynku, który w przeciągu kilkunastu miesięcy powinien wrócić na ścieżkę wzrostu. Dlaczego zatem nieszczęsna depresja trwała aż cztery lata? Odpowiedź jest bardzo prosta, a nie znajdzie się jej w wielu podręcznikach historii, które ignorują fakty. Otóż prezydent Hoover zastosował się do wyżej wymienionych rad, tzn. tych, które pozwoliły mu przedłużyć recesję. Hoover nie miał zbyt wiele wspólnego z leseferyzmem i wolnością gospodarczą. W przemówieniach nawet mówił, że rynek prowadził w przeszłości do ożywienia, ale tym razem musi do pomocy wkroczyć państwo, żeby przyspieszyć ten proces. A zatem państwo wkroczyło - i zgodnie z regułą przekory jego działania skończyły się efektami dokładnie odwrotnymi.

Przede wszystkim próbowano sterować cenami, płacami, zabraniać zwalniania pracowników. Zwiększono procentowo wydatki budżetowe w stosunku do PKB. Efekt wypychania bardzo zdecydowanie opóźniał proces dostosowawczy. Jeśli popatrzymy kilka akapitów wyżej, na zalecenia dla Lewiatana, który chce recesję pogorszyć, to właśnie tak postępowała administracja Hoovera. Dodatkowo prezydent USA doprowadził masowymi "akcjami pomocowymi" dla rolnictwa do powstania karteli sterowanych przez biurokratów. Utrzymywanie nierzeczywistych cen wprowadziło zamęt i tylko pogarszało nadprodukcję w rolnictwie. Cały biznes nie mógł na zasadzie zdroworozsądkowych przesłanek przejść do racjonalnych działań, gdyż te były blokowane przez aparat przymusu. Widzieliśmy, jak przebiega proces ożywienia, a każda najmniejsza ingerencja państwa skutkuje jego opóźnieniem.

Analogicznie Hoover namawiał stany do zwiększania robót publicznych - prezydent zaproponował zwiększenia wydatków na budownictwo o 400 milionów dolarów, co zostało przyjęte przez Kongres. Później wydano kolejne 175 milionów na budowy statków. Oprócz tego Hoover przyczynił się do powrotu tendencji izolacjonistycznych - jego ustawa Smoota-Hawleya zwiększyła radykalnie cła, co uderzyło w międzynarodowy handel i wzmocniło kryzys na całym świecie (inna kraje cierpiały, gdyż ich waluta opierała się na dolarze - system monetarny lat 20-tych). Później wzrastało zadłużenie rządu, jego wydatki i podatki, które radykalnie podniesiono w roku 1932. Klasyczne etatystyczne posunięcia dobijały i tak ledwie zipiącą gospodarkę. Władze zaczęły nawet walczyć w emigracją. "Prawo o bankructwie", dalsze sterowanie płacami, cenami etc. to wszystko wyrządziło ogromne szkody i opóźniło wychodzenie z recesji (doskonały mechanizm tego opisuje Murray Rothbard w "America's Great Depression"). Nic dziwnego, że, co podkreśla wybitny historyk Benjamin Anderson, "Nowy Ład" został rozpoczęty przez Hoovera, a nie jak wszyscy mówią przez Roosevelta.

Powinniśmy odpowiedzieć sobie na jeszcze jedno pytanie. Co z podażą pieniądza? Wielu ekonomistów (o dziwo także Milton Friedman) twierdzi, że winę za kryzys ponosi FED, ale nie przez wcześniejszą ekspansję, lecz dlatego, że po 1929 Bank Centralny USA postawił na spadek podaży pieniądza na rynku. Nie wyjaśnia to oczywiście problemu samej recesji, ale warto przemyśleć te kwestię. Otóż spadek podaży pieniądza i fala bankructw powodują deflację. Podaż owszem spadała w latach 1929-1933, lecz niezależnie od wymyślnych poczynań Banku Centralnego. Przez cały ten okres FED pompował pieniądze w system bankowy, zmniejszał stopę procentową i wprowadzał więcej rezerw w banki komercyjne. Jak wiemy już z wcześniejszych rozważań, przynosi to więcej zamieszania i strat niż pożytku. Podaż kurczyła się z obiektywnych przyczyn, a bankructwa musiały nastąpić. Dalsza inflacja niczego nie mogła zmienić. Stopa procentowa została obniżona z 6 procent do 1,5. Na niewiele się to zdało - analogicznie wpompowano dodatkowe pieniądze w banki zmniejszając obowiązkowe rezerwy. Dla przykładu w ciągu pierwszego miesiąca Bank Centralny dodał 300 milionów dolarów bankom. Podaż pieniądza na rynku i tak malała, gdyż po pierwsze tylko szaleniec mógł być zainteresowany w tym czasie otrzymaniem kredytu, a po drugie ludzie chcieli odzyskiwać swoje pieniądze.

Podsumowanie i nauka na przyszłość

Widzimy więc, że za kryzys odpowiedzialne jest państwo, które najpierw go zaczęło, a później swoją nieodpowiedzialną polityką przedłużało. Po Hooverze przyszedł Roosevelt, który tylko ciągnął USA dalej w etatystyczne zgliszcza poprzez przemnażanie biurokracji i urzędów. Gdyby państwo nie wkroczyło ze swoimi pomysłami w roku 1929 na rynek, kryzys skończyłby się znacznie wcześniej. Co więcej, gdyby państwo nie manipulowało pieniądzem, a byłoby nim złoto w systemie wolnej bankowości, nie mielibyśmy w ogóle cyklów koniunkturalnych. Obecne kłopoty, jakie przeżywają Stany, pasują równie dobrze do koncepcji Misesa. Jeśli zastosujemy jego teorię do obecnej sytuacji, to zobaczymy, że wszystko pasuje, i że recesja znowu wzięła się ze zwiększenia podaży pieniądza w czasie kampanii Clintona. Nadmierna podaż doprowadziła do zwiększenia zatrudnienia w wyższych stadiach produkcji, aż wreszcie przyszedł czas na ujawnienie prawdy i pokazanie, jak bardzo przewartościowana jest giełda i na przykład spółki internetowe, które dopiero za jakiś czas miały zacząć przynosić zyski. Ciekawe, że Greenspan o tym wiedział, gdyż kiedyś sam był zwolennikiem Misesa. Dziś już o tym nie pamięta i zadowolony z siebie manipuluje pieniądzem.

Zdaniem samego Misesa państwo nie powinno się w ogóle zajmować pieniądzem i pozostawić go rynkowi. Ten zaś wyznaczył pełnienie tej roli złotu. W tej sytuacji nie mielibyśmy do czynienia z kryzysami, a gospodarka byłaby na stabilnej ścieżce wzrostu. Jednakże najważniejsza lekcja z Wielkiej Depresji, to fakt, że odpowiedzialny za nią jest państwowy aparat przymusu, a nie rynek.

Mateusz Machaj

Artykuł ukazał się w 2002 roku na Stronie Prokapitalistycznej...

 

Za:  http://prokapitalizm.pl/kryzys-1929-33-czyli-najwiekszy-przekret-w-historii-swiata.html