W szkole uczyłeś się, że obozy koncentracyjne to nazistowski wynalazek? Nic bardziej mylnego. Zabijanie więźniów w prowizorycznych komorach gazowych już wcześniej praktykowali… Amerykanie!
Amerykańska inwazja na Haiti była jedną z konsekwencji wprowadzenia tak zwanejpolityki grubej pałki, sformułowanej przez prezydenta Teodora Roosevelta w 1904 roku. Ten krok, zabezpieczający interesy USA w Ameryce Łacińskiej, był oczywistym wkroczeniem w fazę neokolonializmu. Jak tłumaczył wówczas prezydent:
Systematyczna zła wola, nieudolność, która prowadzi do rozluźnienia więzów z cywilizowanym społeczeństwem, może w końcu wymagać interwencji ze strony Ameryki lub innego cywilizowanego narodu, i jeśli chodzi o zachodnią półkulę, może zmusić Stany Zjednoczone – zgodnie z doktryną Monroe, – choć niechętnie, w jaskrawych przypadkach złej woli i nieudolności, do działania w charakterze międzynarodowej siły policyjnej.
Zubożała Francja
W 1804 roku Haiti stało się pierwszym niepodległym państwem Ameryki Środkowej. Francja, utraciwszy lukratywną kolonię, nałożyła na Haiti blokadę handlową. Zgodziła się ją znieść pod warunkiem… otrzymania odszkodowania za utracone zyski!
W ten sposób młode państwo pozbawione struktur, elit i wzorców ustrojowo-politycznych, zobowiązało się w 1825 roku do spłaty stu pięćdziesięciu milionów franków w złocie na rzecz „poszkodowanej” Francji. Kredyty zaciągnięte w amerykańskich, francuskich i brytyjskich bankach pożerały każdego roku ponad trzydzieści procent haitańskiego budżetu.
Właśnie zabezpieczenie owego kredytu stało się pretekstem do amerykańskiej inwazji na Haiti w 1915 roku. Władze amerykańskie uznały, iż niestabilna sytuacja polityczna kraju przyczyni się do zaniechania spłat. Nieoficjalnie zaś najważniejszym celem interwencji byłazmiana niekorzystnej dla mocarstw konstytucji, uniemożliwiającej obcokrajowcom wykup ziemi.
Polować na nich jak na świnie!
Wojsko haitańskie nie protestowało, gdy marines wkraczali do Port-au-Prince. Tylko jeden żołnierz – Pierre Sully stawiał opór, za co został rozstrzelany. Proces ustanowienia nowej władzy przeszedł nad wyraz sprawnie i wkrótce rozpoczęto formowanie zależnej od wojska amerykańskiego żandarmerii.
Okazało się jednak, że w kraju, w którym dziewięćdziesiąt procent populacji stanowili potomkowie niewolników, pragnienie niezależności jest zbyt silne. Pojawili się cacos – rebelianci dowodzeni przez Charlemagne’a Peraite. Cacos początkowo wspierani byli przez stosunkowo liczną na Haiti mniejszość niemiecką, której potomkowie tworzyli elity kraju.
Topografia Haiti utrudniała Amerykanom skuteczną walkę z partyzantami. Utrudniali także mieszkańcy miasteczek i wiosek, udzielając schronienia, karmiąc lub przekazując informacje o ruchach wojska. Szybko więc wprowadzono surowe kary wobec chłopów, którzy wspierali partyzantkę. Smedley Buttler, dowódca marines, bezceremonialnie zażądał, by „na cacospolować jak na świnie”. Żołnierzy nie trzeba było zachęcać do brutalnych kroków.
Prawdziwą historię żywych trupów znajdziecie w nowej książce Ciekawostek Historycznych:
Wojskowa samowolka
Haiti stało się w zasadzie „Republiką Marines”. Żołnierze amerykańscy czuli się tam całkowicie bezkarni. Oni stanowili prawo i stali na jego straży. Ich zadaniem było dbanie o interesy USA, czyli głównie walka z partyzantką. Wnieśli też ze sobą uśpiony przez lata rasizm, tworząc wyraźne podziały w okupowanym społeczeństwie. Nie było mowy o jakichkolwiek konsekwencjach bezprawia i okrucieństwa.
Powrót niewolnictwa
Amerykanie wprowadzili również prawo (corvee), na mocy którego mogli wezwać każdego obywatela do społecznej pracy przy budowie dróg i mostów. Był to kolejny – bardzo skuteczny – sposób na izolację mężczyzn, szczególnie tych młodych i silnych, którzy mogli stanowić potencjalne zagrożenie wstępując do cacos.
Choć w teorii praca ta miała trwać trzy dni w roku, w rzeczywistości wielu Haitańczyków spędziło na budowach długie miesiące. A było co robić – Amerykanie zadbali o stworzenie potężnej infrastruktury służącej ich interesom. W niedługim czasie Haiti dysponowało nie tylko siecią dróg i mostów, szkołami i szpitalami, ale również, co niespotykane w tamtym rejonie świata – systemem połączeń telefonicznych oraz siecią wody pitnej.
Systematyczne zabijanie
Przed inwazja amerykańską, liczba osadzonych w haitańskich więzieniach wynosiła około 40 osób, a śmiertelność więźniów – dwie osoby rocznie. W latach 1917-1920, czyli w szczytowym okresie walk z partyzantką, na terenie Haiti funkcjonowały trzy główne więzienia: Cap-Haitien, Port-au-Prince i Genaiver. Oficjalne liczby mówią o średnio ośmiu ofiarach śmiertelnych dziennie wśród więźniów. Ale to nie więzienia były głównym miejscem przetrzymywania wrogów nowej władzy.
Tajemnica Chabert
Chabert to obóz koncentracyjny założony i nadzorowany przez marines, stworzony z myślą o haitańskich rebeliantach – cacos. Dziś niesłusznie uważa się obozy koncentracyjne za niemiecki wynalazek. Gdy w 1917 roku Amerykanie rozpoczęli budowę Chabert, mieli już doświadczenie w tworzeniu podobnych placówek.
Rozwiązanie to zastosowali po raz pierwszy na Filipinach podczas wojny o niepodległość (1899 – 1902). Choć infrastruktura daleka była od późniejszych masowych obozów III Rzeszy czy ZSRR, cel i sposób funkcjonowania był ten sam – poniżenie i zgładzenie tych, którzy byli przeszkodą dla władzy. Dokumenty wskazują na blisko pięć i pół tysiąca ofiar obozu Chabert.
Marines mieli całkowitą dowolność w zarządzaniu obozem, wymierzaniu kar, a nawet osadzaniu w nim podejrzanych o współpracę z partyzantką. Tortury i rozstrzelania były na porządku dziennym. Schwytany przez Amerykanów przywódca rebeliantów Peraite został okrutnie ukarany. Marines ukrzyżowali go, a jego ciało owinęli w podartą flagę Haiti i zakopali na terenie obozu.
Liczne dokumenty wojskowe wskazują też na to, że żołnierze traktowali Chabert jako swoisty poligon doświadczalny. Historycy uważają dziś, że to właśnie tam po raz pierwszy masowo stosowano podczas tortur podtapanie, a nawet – co wydaje się szczególnie szokujące –wykorzystywano mobilne komory gazowe, rozpowszechnione potem przez nazistów. Jak podaje w naszej najnowszej książce „Żywe trupy” Adam Węgłowski, Chabert określa się często, jako „Auschwitz tropików”.
Więźniowie, podobnie jak w III Rzeszy, mieli być zabijani przy pomocy spalin. Sprawdzano również skuteczność broni maszynowej. Profesor John J. Tierney wysunął tezę, iż doświadczenia w torturowaniu haitańskiej partyzantki pomogły Amerykanom w późniejszych walkach w Wietnamie.
Ulice we krwi
Nie tylko więzienie i obóz Chabert były wyrokiem śmierci dla mieszkańców Haiti. Fala przemocy rozlała się po całym kraju, nie oszczędzając nikogo. Odnotowano tysiące incydentów, w których żołnierze atakowali ludność cywilną. Grupy pijanych marines napadały na Haitańczyków w ich własnych domach, gwałcąc kobiety, zabijając mężczyzn i zabierając ze sobą wszelkie przedmioty, mające jakąkolwiek wartość.
W Port-au-Prince tylko podczas jednego wieczoru odnotowano cztery napaści tej samej grupy żołnierzy na mieszkańców. Marines zabili wówczas dziewięć osób, w tym czworo dzieci i inwalidę. Powszechne wśród żołnierzy pijaństwo stało się problemem na tyle poważnym, że wkrótce wprowadzono jedyne ograniczenie w samowoli wojska – zakaz sprzedaży alkoholu.
Incydenty
Trzeba jednak przyznać, iż obywatele amerykańscy mieli nikłą świadomość dramaturozgrywającego się na Karaibach. Obowiązywała ścisła cenzura prasowa, te same zasady dotyczyły telegramów oraz korespondencji wychodzącej z wyspy. Ograniczone wiadomości docierające do Stanów sprawiły jednak, że już w grudniu 1921 roku Senat powołał specjalną komisję, mającą zbadać faktyczną sytuację na Haiti.
I choć wyniki dochodzenia nie pozostawiały wątpliwości co do stosowania tortur i masowego zabijania, oficjalny raport uznał podobne wypadki za incydenty, zwalniając marynarkę Stanów Zjednoczonych z odpowiedzialności za przemoc wobec Haitańczyków.
Po dziś dzień w opracowaniach historyków temat inwazji amerykańskiej na Haiti pozostaje kwestią marginalną. Nawet ci zajmujący się historią marines pomijają kwestie wyjątkowej brutalności i bezkarności żołnierzy w czasie interwencji na wyspie.
Wieloletnia neokolonialna okupacja połączona z bajońskimi sumami uiszczonymi na rzecz Francji zepchnęły Haiti na skraj nędzy. Zduszona w zarodku niepodległość i eksploatacja narodu zostawiła w Haitańczykach głębokie poczucie krzywdy i bezradności.
Według Suzy Castor, wydarzenia z roku 1915 odebrały Haitańczykom wolę walki i pokojowej budowy kraju, i w znacznym stopniu przyczyniły się do trwałych podziałów rasowych wewnątrz kraju. Haiti, podobnie zresztą jak inne ofiary amerykańskich wojen bananowych, nigdy nie doczekało się przeprosin ani zadośćuczynienia.
Po tragicznym trzęsieniu ziemi w 2010 roku, w miejscu, w którym znajdował się obóz Chabert, wybudowano kompleks przemysłowy Caracol. Inwestycja warta ponad dwieście sześćdziesiąt milionów dolarów powstała głównie dzięki wsparciu finansowemu USA, i która służy nie Haitańczykom a Ameryce.
Bibliografia:
-
Laurent Dubois: Haiti. The Aftershocks of History; Metropolitan Books, Nowy Jork, 2013.
-
Nancy Gordon Heinl, Robert Debs Heinl: Written in Blood: The Story of the Haitian People 1492-1995, University Press of America, Kalifornia 2005.
-
Longin Pastusiak: Dyplomacja Stanów Zjednoczonych (XVIII-XIX w.), Adam Marszałek , Toruń 2002.
-
Adam Węgłowski: Żywe trupy. Prawdziwa historia Zombie, Ciekawostki historyczne.pl , Kraków 2016.
Artykuł powstał między innymi w oparciu o książkę Adama Węgłowskiego pod tytułem „Żywe trupy. Prawdziwa historia zombie”. Jest to najnowsza publikacja wydaną pod marką „Ciekawostek historycznych”. Kliknij, aby kupić ją 30% taniej!
Adam Węgłowski
Żywe trupy. Prawdziwa historia zombie