Germanizacja była polityką państwa pruskiego, prowadzoną w okresie zaborów zmierzającą do rozpowszechnienia języka niemieckiego, niemieckiej świadomości narodowej wśród mieszkańców ziem zajętych w wyniku trzech rozbiorów I Rzeczypospolitej; w późniejszym czasie dążyła ona do wykorzenienia polskiej świadomości narodowej. Ten bardzo groźny proces dla naszych rodaków zapoczątkował król pruski Fryderyk II Wielki na opanowanym w latach 1740-1745 Śląsku. Po pierwszym rozbiorze rozszerzony na Pomorze Gdańskie, Warmię i drobny kawałek Wielkopolski (pas nadnotecki).
Pod rządami Fryderyka II Wielkiego Prusy stały się jednym z najpotężniejszych państw europejskich. Był on de facto zawziętym katem państwowości polskiej. W 1772 roku był on głównym wnioskodawcą podpisania traktatu rozbiorowego, kosztem słabej Polski. Rzeczypospolita szlachecka w pewnym okresie swoich dziejów skupiła całą uwagę na desperacką próbę ocalenia własnych ziem wschodnich, zapominając by dbać o tereny zachodnie. Wielką krzywdą Polski w trakcie fatalnego potopu szwedzkiego, było wymuszenie na polskim królu - Janie II Kazimierzu Wazie traktatów welawsko-bydgoskich. Germanizacja w zaborze pruskim przechodziła różne fazy - od okresu umiarkowanego, liberalnego kursu po zaostrzenie germanizacji w Wielkim Księstwie Poznańskim.
Germanizacja uległa zdecydowanemu nasileniu w latach 1850-1870 przy dużym wysiłku Otto von Bismarcka, w ramach słynnego Kulturkampfu. Po dymisji "żelaznego kanclerza", który był znakomitym niemieckim mężem stanu w latach 1890-1894 nastąpiło przejściowe złagodzenie polityki antypolskiej (tak zwana "era Capriviego"). To śmiertelnie niebezpieczne zagrożenie wzmogło się znów po 1894 roku, gdzie przybrało postać hakatyzmu (Hakata) czyli skrajnego, niemieckiego nacjonalizmu. Szowinizm niemiecki jako oficjalna, niemiecka doktryna wobec Polaków przetrwała aż do wybuchu I Wojny Światowej.
Jedną z najważniejszych metod germanizacyjnych była kolonizacja niemiecka na naszych ziemiach zapoczątkowana przez wspomnianego już Fryderyka Wielkiego, inicjatora rozbiorów, w pasie nadnoteckim. Była ona kontynuowana z różnym nasileniem do 1919 roku, a służyła jej utworzona w 1886 roku Komisja Kolonizacyjna. Władze pruskie popierały finansowymi zachętami napływ ludności niemieckiej do miast, administracji, szkolnictwa czy wolnych zawodów. Od 1885 roku stosowano rugi pruskie, ustawa z 1904 roku zakazywała tworzenia nowych osad rolnych (stawiania budynków bez zezwolenia odpowiednich władz). W sejmie pruskim od 1908 roku przeforsowano ustawę wywłaszczeniową, pozwalającą "w świetle prawa" na przymusowe wykupywanie majątków z polskich ziemiańskich rąk, na rzecz Komisji Kolonizacyjnej. Podstawowym narzędziem germanizacyjnym było wprowadzenie języka niemieckiego do administracji, szkolnictwa i sądownictwa; po 1815 roku sukcesywnie ograniczano język polski w urzędach oraz sądach. W długim okresie rządów Bismarcka ustawowo rugowano nasz język, przede wszystkim ze szkolnictwa. W latach 1873-1887 w poznańskim wprowadzono język największego naszego wroga jako wykładowy we wszystkich szkołach ludowych i średnich (z wyjątkiem lekcji religii). Język niemiecki w roku 1876 stał się powszechnie obowiązującym w administracji, samorządach, sądownictwie oraz komunikacji. Uprzywilejowanym Niemcom służyło prawodawstwo o zgromadzeniach i stowarzyszeniach, zwłaszcza ustawa z 1908 roku wprowadzająca tzw. paragraf kagańcowy, który polegał na tym, że wszelkie zgromadzenia publiczne Polaków mogły obradować wyłącznie w języku niemieckim.
Germanizację prowadzono także w armii przez odpowiednie rozmieszczanie rekrutów polskiej narodowości, jednocześnie nastawiano wrogo wobec polskości miejscową ludność cywilną, niemiecką. W przeciwieństwie do postępowania pruskiego rządu wobec polskich towarzystw, niemieckie cieszyły się daleko idącym poparciem u "oficjalnych czynników", czyli władz. Robotnikom polskiego pochodzenia na pierwszego dnia każdego kolejnego miesiąca ściągano składki, przez co chciano ich zmusić do należenia do niemieckich towarzystw. Prócz tego były jeszcze teatry niemieckie, biblioteki ludowe i festyny. Na wszystkie te hakatystyczne imprezy rozdawano bilety i zależni od swych bogatych pracodawców podwładni musieli iść na nie, wiedząc, że obecność ich jest wymagana oraz dobrze widziana przy ewentualnym awansie i podwyżkach płac, które mogły decydować o poprawie ich ciężkiego losu. Oczywiście Niemcy nie zaniedbywali sposobności, aby odpowiednią propagandą oddziaływać na proste i mało uświadomione wówczas umysły, sprytnie gloryfikując kulturę niemiecką, a zohydzając wszystko, co polskie. Na zakończenie tych spotkań, śpiewano niemieckie pieśni, którymi wpajano w dusze polskie, obce im takty marszów wojskowych. Ogromne fundusze szły na biblioteki, podporządkowane nauczycielom Niemcom, a ci z premedytacją wpychali polskim dzieciom książki ładnie wydane, bogato ilustrowane, wsączające jad zatrutej propagandy w ich niewyrobione umysły. Również w tym samym celu, opiekowano się młodzieżą w godzinach pozaszkolnych. Urządzano dla niej gry i zabawy, organizując kółka śpiewacze, dokształcające, kursy dla dziewcząt uczące posługiwania się niemieckimi sposobami szycia, gotowania czy rządzenia domem. Jak wykazała statystyka z 1908 roku rząd pruski na tego rodzaju cele wydawał rocznie, na samym Górnym Śląsku 150 tysięcy marek a gminy i wielcy przemysłowcy dawali 120 tysięcy marek. Za te wielkie pieniądze utrzymywano 111 bibliotek stałych, a 457 wędrownych, kursujących od wsi do wsi. Korzystało z nich 140 tysięcy osób, w tym 90 tysięcy Polaków. Wieczorków, zabaw, festynów niemieckich urządzano około 700 rocznie. Widać było ewidentnie z powyższego zestawienia, że rząd i społeczeństwo niemieckie kładło wielki nacisk na promowanie oraz propagandę niemieckiej kultury. Starano się wyraźnie związać ludność polską z silną państwowością pruską, nie zaniedbując przymusu i nacisku, jaki mogli stosować Niemcy przez realny wpływ na urzędników, pracodawców oraz duchowieństwo niemieckie.
Niebezpieczeństwo grożące polskości było bardzo wielkie i poważne. Zdawano sobie dobrze z niego sprawę w nielicznych, ale zasłużonych kręgach działaczy endeckich. Starali się oni, na wszelki możliwy sposób przeciwstawić germanizacji, czyniącej z roku na rok poważne wyłomy w polskim stanie posiadania. Działo się to przecież wśród nieuświadomionych propolsko Ślązaków. Na tym tle można dopiero zrozumieć, jak wielką wagę miały liczne wystąpienia publiczne i mowy Wojciecha Korfantego. Korzystając z nietykalności poselskiej, ten genialny trybun śląski wytykał Niemcom to, czego nikt bez narażenia się na fatalne konsekwencje czynić nie mógł. Nikt inny na Śląsku prócz niego, nie zdobył się na napiętnowanie rozbiorów naszej Ojczyzny nazywając je otwarcie bandycką kradzieżą, co wywołało ostry konflikt z marszałkiem parlamentu niemieckiego. W ówczesnym tragicznym położeniu Śląska, ze wszystkich stron szedł zalew germanizacji. Terror gospodarczego nacisku na polskiego robotnika, hutnika oraz górnika, zależnego od rządu i opływających w luksusach pracodawców niemieckich w czym pomagał im niemiecki ksiądz z partii "Centrum". To właśnie niemiecka partia "Centrum", była tak namiętnie zwalczana, zresztą słusznie przez Wojciecha Korfantego. Rząd niemiecki nie był skłonny pójść na żadne, daleko idące ustępstwa. Pętla ucisku i ekonomiczno-gospodarczego wyzysku, zaciskała się na naszych rodakach coraz bardziej. Terrorem chciano zdusić wszelkie wolnościowe marzenia, próbowano zabić jakąkolwiek racjonalną myśl i próbę odruchu.
Wybory do Rady Miejskiej w Katowicach były jawnym pogwałceniem prawa. Niemcy nie wahali się naruszyć własnej konstytucji, prowokacyjnie zaprzeczali ustawom oraz prawom obywatelskim. Praktycznie odbierali je Polakom na każdym kroku. Nakładano kary dyscyplinarne na niemieckich nauczycieli, kolejarzy, urzędników pocztowych za to, że odważyli się głosować na Polaków do Rady Miejskiej w Katowicach. W końcu głos zabrał kanclerz II Rzeszy Bethmann-Hollweg, dając wyraz stanowisku rządu pruskiego w sprawie polskiej. Haniebna wypowiedź ta, nie pozostawiła żadnych złudzeń. Rząd Rzeszy wszedł na drogę jawnych i brutalnych represji w stosunku do znienawidzonego żywiołu polskiego, z racji zarysowującego się konfliktu z Rosją. Przyszły konflikt ten przedstawiał dla państwa niemieckiego wyraźne niebezpieczeństwo.
Spójrzmy prawdzie w oczy i przestańmy się oszukiwać - rząd oraz państwo niemieckie z góry było nastawione na całkowitą likwidację narodu polskiego. Oczywiście faktem bezspornym jest także to, iż my się wiele nauczyliśmy od naszych wrogów, nauczyliśmy się chociażby niemieckiej organizacji pracy, ładu, porządku i dyscypliny. Pisał o tym chociażby ojciec polskiej niepodległości - Roman Dmowski. Polityka narodowa Korfantego, Seydy i Kowalczyka na Śląsku uświadamiała o niebezpieczeństwie i na cały świat wołała o wielkiej tragedii i krzywdzie polskiej. Zmuszała czynniki decydujące do wypowiedzi, przez co dezawuowała groźne antypolskie poczynania, z góry przygotowując niszczone społeczeństwo polskie na to skąd przyjdzie kolejne niemieckie, szowinistyczne uderzenie. To tylko drobny wycinek germanizacji Polaków, bez poruszania choćby połowy sprytnych, teutońskich, niemieckich pomysłów na ostateczne zniszczenie naszych przodków.
Wojciech Jurczyk