W ostatnim roku oddziałowe komisje IPN umorzyły 219 spraw o tzw. zbrodnię komunistyczną zagrożoną karą do pięciu lat więzienia. W ciągu roku odmówiono wszczęcia kolejnych 21 spraw, 16 – umorzył sąd. Wszystkie dotyczy przestępstw innych niż zabójstwo, dotyczą głównie funkcjonariuszy MO i SB, którzy pacyfikowali strajkujących czy demonstrantów w latach 70. i 80.
Dzięki wprowadzeniu definicji „zbrodni komunistycznej” w ustawie o IPN, możliwe miało być ściganie komunistycznych przestępstw. W ustawie tej znalazł się zapis wydłużający termin przedawnienia tych zbrodni. Jednak w 2010 roku Sąd Najwyższy, zajmując się pacyfikacją radomskich strajków z lat 70., uznał jednak, że przestępstwa przedawniły się już w 1995 r.
Choć uchwała SN nie jest wiążąca dla sądów powszechnych, prokurator generalny w stanowisku z 11 sierpnia 2010 roku, zaaprobował w pełni orzeczenie SN. Niezastosowanie się do wytycznych Andrzeja Seremeta grozi śledczym nawet postępowaniem dyscyplinarnym.
– To związało nam ręce, postawiło nas pod ścianą, zabrało nam niezależność w podejmowaniu decyzji – opowiada jeden z prokuratorów komisji proszący o anonimowość. – Możemy się nie zgadzać z oceną sądów, ale musimy je szanować. To są zasady państwa prawa, które musi mieć jednolitą linię orzecznictwa, inaczej doszłoby do anarchii – mówi z kolei Maciej Schulz z gdańskiej komisji. Wiele osób pokrzywdzonych w PRLu żaliło się w sądach na umorzenia. Te jednak utrzymywały w mocy decyzje śledczych.
Orzeczenie SN oraz umarzanie spraw o zbrodnie komunistyczne ma jeszcze jeden skutek. Esbecy skazani za komunistyczne zbrodnie składają obecnie wnioski kasacyjne od swoich wyroków. Powołują się przy tym na orzeczenie Sądu Najwyższego, żądają uniewinnienia. – Tak, są takie przypadki – przyznaje Andrzej Arseniuk, rzecznik IPN.
– Przez „sprawiedliwość" tych czasów triumfuje „sprawiedliwość" tamtych czasów. Komunistycznych zbrodniarzy może już co najwyżej osądzić historia. My już nie – komentuje w „Rzeczpospolitej” jeden z prokuratorów IPN.
żar/Rp.pl