Tłumaczenie i zapis wystąpień na IV Międzynarodowej Konferencji NEW HORIZON, Teheran, 14-19 maja 2017 r.
Przede wszystkim dziękuję za możliwość przybycia do Iranu i spotkania tylu wspaniałych osób. Jak chyba wszyscy się zgadzamy – jesteśmy tutaj, bo zwłaszcza teraz, w obliczu amerykańskich gróźb i narastającej agresji Iran jest właśnie tym miejscem, gdzie należy być, które należy czynnie wspierać i któremu wszyscy życzymy ostatecznego zwycięstwa nad Wielkim Szatanem.
I.
Szczególnie ważne były dla nas ostatnie dni, gdy odwiedzaliśmy Kermanszah, uświęcone krwią męczenników, walczących w świętej wojnie nie tylko przeciw bezpośrednim agresorom i zdrajcom, ale przeciw niemal wszystkim światowym mocarstwom. Wiele słyszy się od dłuższego czasu o terroryzmie – a to Iran padł przecież jego pierwszą ofiarą udowadniając jednak, że z takiej walki wysiłkiem zjednoczonego wokół własnej tożsamości narodu można wyjść zwycięsko. Dla Polski doświadczenie takie jest szczególnie ważne, bowiem doskonale znając z naszej historii czym jest samotna walka – nie tylko wielokrotnie w dziejach nie kończyliśmy jej tak szczęśliwie, ale i w przeciwieństwie do Iranu traciliśmy w niej to, co bodaj najważniejsze: elementy naszej tożsamości.
W istocie jednak terroryzm, globalny terror (o którym mówił m.in. dr Rahimpour Azghadi) istnieje. I wyraża się nie tylko w swobodzie, jaką uzurpowało sobie jedno tylko państwo do atakowania wszystkich pozostałych i dyktowaniu całemu światu jak ma być urządzony. Mamy także bodaj jeszcze groźniejszy terroryzm myśli. Terroryzm umysłów. Widzimy go w mediach, widzimy na uniwersytetach, w całej tzw. „debacie publicznie”, bezwzględnie obowiązuje w polityce głównego nurtu. Po jednej z wcześniejszych konferencji NEW HORIZON jego ofiarą padł m.in. prof. Anthony James Hill, nam wszystkim próbuje się zamykać usta, a właśnie mija rok, odkąd w areszcie, bez aktu oskarżenia przybywa mój przyjaciel, gość poprzednich Konferencji, Mateusz Piskorski, lider pierwszej polskiej nie-amerykańskiej partii ZMIANA. Chciałbym poprosić wszystkich zgromadzonych to, niezależnie myślących ludzi prawdy o udzielenie mu wsparcia i przekazywanie dalej informacji o bezprawnych działaniach władz Polski.
Skoro mówimy jednak o zorganizowanym terrorze – to musimy też zastanawiać się co i jak mu przeciwstawić. Obecnym tu naszym francuskim kolegom z pewnością miłe jest w tym kontekście pojęcie la Libération. Ale skoro nie tylko wszyscy go oczekujemy i pragniemy, ale też i realnie chcemy osiągnąć – to tym mocniej powinniśmy się wszyscy być zaangażowani w budowanie la Résistance. Tworzenie nowych kanałów prawdziwej informacji, wspólne wystąpienia, zwłaszcza w sprawach i obszarach realnego oporu przeciw terrorowi zbrojnemu, czy to będzie Palestyna, Syria, Jemen, Ukraina, czy nasze własne kraje, dotknięte terrorem myśli – musimy być razem.
Pamiętajmy, że zwłaszcza społeczeństwom europejskim podsuwane są fałszywe strachy, by wywoływać fałszywe reakcje. Fałszywe pytania – by pojawiały się fałszywe odpowiedzi. Żyjemy w czasach, gdy w zasadzie niemal wszystko ma być względne (oczywiście, poza dwoma fundamentalnymi, systemowy kłamstwami, czyli holokaustem i 9/11…), w związku z czym raz z powodzeniem stosując fejkowy, wahabicki islam (o którym mówił mój szanowny przedmówca, prof. Michael Opperskalski) – podbechtuje się fejkowy zwłaszcza zachodnioeuropejski pseudo-nacjonalizm, a raz, gdy przestaje być potrzebny – znowu się go potępia i odgania jak niepotrzebnego kundla, by grać na znanej nucie amerykańsko-syjonistycznego demoliberalizmu. A wszystko nie tylko po to, by terroryzm zatriumfował, ale i by ostatecznie zatriumfowały jego składowe i sojuszniczki – ograniczenie swobody myślenia, społeczna niesprawiedliwość, interesy globalnego korporacyjnego kapitalizmu, od których wciąż stara się odwracać uwagę naszych społeczeństw. Jeśli chcemy pomóc naszym braciom wygrać z terrorem, odzyskać wolność, także wolność umysłów, a przede wszystkim przywrócić godność i własną tożsamość Europejczyków, każdego z naszych narodów – musimy być widoczni!
II.
Popularnym błędem jest widzenie wszystkich zmian i ruchów odśrodkowych współczesnej Europy jako elementów jednorodnego procesu, prowadzącego do generalnie wspólnego celu. Jednak obserwując z bliska BREXIT, wybory we Francji, względny wzrost wpływów tzw. „skrajnej prawicy” w wielu krajach europejskich musimy też jednak zauważyć, że często naturalne i zdrowe odruchy obronne, występujące nawet u „starych” narodów europejskich, równolegle wydają się być w dużej mierze stymulowane, sterowane i kontrolowane w interesach jak najbardziej pozaeuropejskich centrów władzy. Nieprzypadkowo większość takich przejawów defensywy – ląduje na całkowitych manowcach tak jeśli chodzi o diagnozowanie przyczyn obecnego fatalnego stanu rzeczy, jak i przede wszystkim przy wskazywaniu lekarstw i rozwiązań. Zasadniczy problem polega na tym, że większość nowych, czy rewitalizowanych ruchów obronnych Europy uparcie myli przyczyny ze skutkami, metody z celami, propagandę z ideami. M.in. dlatego tak łatwo jest pobudzić prymitywną islamofobię, a tak trudno przekazać prawdę o globalnej amerykańskiej hegemonii, syjonizmie i systemie bankowo-korporacyjnym.
BREXIT stał się symbolem upadku Unii Europejskiej i zapewne w wielu aspektach mógłby dać impuls do przemiany tej organizacji (a faktycznie – Państwa Europejskiego) tyle, że niekoniecznie musiałyby być to zmiany oczekiwane w środowiskach wzdychających za powrotem do dawnych państw narodowych, priorytetu suwerenności i tożsamości. Uczestnicząc zarówno w kampanii przed referendum unijnym na Wyspach, jak i w trwającej kampanii parlamentarnej widzę wyraźnie czym zapewne stanie się Zjednoczone Królestwo „wyzwolone od Unii Europejskiej”. Program torysowskiego rządu jest jasny: UK nadal ma być nadgorliwym lądowym lotniskowcem Stanów Zjednoczonych, jednym z głównych militarno-finansowego łańcucha skuwającego Europę i świat. „Nowy Jeszcze Wspanialszy Ład” prezydenta Donalda Trumpa ma być nawet bardziej niż dotąd kontrolowany przez międzynarodowe ośrodki finansjery, z większymi możliwościami dla finansjery, za to z ograniczonymi prawami pracowników (także prawami politycznymi, co ma dotyczyć zwłaszcza pracowników-imigrantów w Wielkiej Brytanii, czy to z krajów Europy Środkowej, czy z Maghrebu), z szybko rosnącymi nierównościami społecznymi i jeszcze szybciej przyrastającymi przywilejami klas posiadających. Zgodnie z tym nowym (?) Planem – Londyn ma być także ośrodkiem organizacji najbardziej teraz potrzebnego Stanom Zjednoczonym zaplecza międzynarodowego, ukierunkowanego przede wszystkim na rozbicie BRICS i przeciwdziałanie alternatywnej wobec programu amerykańskiego konsolidacji gospodarek krajów intensywnego, alternatywnego rozwoju. W tej sytuacji sama Unia Europejska jest odsuwana nieco w cień.
Jednocześnie jednak musimy pamiętać, że UE (niezależnie od realizowania amerykańsko-syjonistycznych interesów) stara się wdrażać także własne, komplementarne scenariusze. UE ma swoje zaplecze nie tylko polityczne, ale i w pewnym sensie społeczne. Pewne grupy w ramach finansowych i politycznych elit europejskich starają się doprowadzić do końca projekt wykreowania nowego narodu politycznego („kasty”, jak kto woli) bez historii, ale z wbudowaną świadomą odrębnością, przy zepchnięciu całej reszty mieszkańców Starego Kontynentu do pozycji „proli”. Z kolei ten właśnie „pod-naród” miałby być zasilony milionami imigrantów, zaproszonych do Europy w nadziei na pożytki wynikłe z ich wykorzenienia – a ponadto dla zastraszenia starych mieszkańców, bo przecież sterroryzowanymi rządzi się łatwiej. W tym punkcie interesy Brukseli pozostają w pełni zgodne z wymogami Waszyngtonu i Tel Awiwu, a poza wszystkim – napływ imigrantów i wywołana w ten sposób płytka islamofobia okazują się być świetnym alibi dla kolejnych „arabskich wiosen” oraz amerykańsko-syjonistyczno-saudyjskich napadów na kolejne kraje Bliskiego Wschodu. Pamiętajmy – ludzie Zachodu już dawno zapomnieli co to logika, czym jest racjonalne myślenie, nie umieją też dostrzec kto wywołuje i kto wykorzystuje ich lęki i jakie przy tym uzyskuje cele.
Autentyczny strach jest jednak faktem, musi znaleźć jakieś ujście i próbuje się w jakimś stopniu organizować, co obserwowaliśmy i obserwujemy podczas niedawnych wyborów we Francji, wcześniej w Austrii, także we Włoszech, czy nawet w Niemczech. Ludzie coraz bardziej rozumieją, że sama Unia Europejska bardziej jest problemem – niż rozwiązaniem. Nawiasem mówiąc pozytywnym aspektem kampanii Marine Le Pen (ale także iJean-Luca Melenchona) jest postawienie problemu także przynależności Francji do NATO – tyle tylko, że (jak widzieliśmy) system znów obronił się i to bez większego wysiłku, odwołując do sloganów, które skutecznie utrwalono w wyborcach w ciągu ostatnich kilku dekad…
Przede wszystkim jednak musimy w tym kontekście podkreślać, że można sobie wyobrazić amerykańską organizację Europy bez Zjednoczonego Królestwa (skierowanego, jak wspomniano, do innych zadań, zwłaszcza wśród dawnych brytyjskich kolonii, jak Australia, Nowa Zelandia czy Południowa Afryka), przetrwałaby ona bez Francji (nie urażając naszych francuskich przyjaciół), natomiast nie będzie istnieć bez Niemiec. Jeśli poważnie myślimy o wyzwoleniu Europy – przede wszystkim musimy wyzwolić Niemcy! I to nie tylko dlatego, że jest to pierwszy kraj/naród europejski poddany tak brutalnej świadomościowo okupacji i inżynierii społecznej. W efekcie system polityczny Niemiec, ale i sama psychika Niemców są bodaj czy nie najbardziej kontrolowane.. Ba, światowa finansjera dba nawet, żeby nie obudzili się nawet w związku ze wzrostem problemów socjalnych (co przydarzyło się w latach 30-tych XX wieku). Gospodarka nazywana „niemiecką”, choć przecież stanowiąca tylko niesamodzielną część światowego systemu korporacyjnego – wchłonęła w efekcie ekonomie państw środkowo-europejskich (m.in. polską), nie wyłączając mas imigrantów zarobkowych, co rozpatrywane łącznie, zwłaszcza w czasach nieodmiennego kryzysu czyni z występujących czynników wzrostu – jednoczesne symptomy nieuchronnego upadku.
Zaczęliśmy tę część naszych rozważań od BREXIT-u, dlatego proszę pozwolić mi wrócić na chwilę do pozornie drobnych, ale jak sądzę globalnie istotnych skutków tego procesu, to jest zwrócić naszą uwagę na postępującą coraz szybciej emancypację małych narodów UK: Szkotów, Walijczyków, a także oddzielonych wciąż od własnego państwa Irlandczyków. Domagają się oni dalszej dewolucji, rozwoju własnych struktur narodowo-państwowych, w przypadku Szkocji – nawet niepodległości, w Walii – autonomii, w Irlandii Północnej – zjednoczenia Szmaragdowej Wyspy. Wszystko to razem może (ale tylko – może!) być zwiastunem prawdziwie odnowionej (ale starej, nawet bardzo starej w swej istocie) Europy, do czasu wykorzystującej nawet istniejące obecnie struktury, jednak bez imprintowanych z zewnątrz strachów, za to z odwołaniem do pierwotnej tożsamości, bez kontroli obecnych panów. Taki potencjał mają obecnie bodaj tylko wybijające się na niepodległość ludy Zachodu (obok Szkotów np. Katalończycy) i ci Środkowi Europejczycy, którzy jeszcze pamiętają kim są lub byli…
III.
Jakiekolwiek myślenie o wyzwoleniu Europy czy przeciwstawieniu się amerykańsko-syjonistycznemu terrorowi w skali globalnej – nie ma racji bytu bez rozważenia relacji USA-Rosji. Dla tych zaś symptomatyczna wciąż pozostaje kwestia Ukrainy. Ostatnie kilka lat to okres planowego mnożenia frontów konfrontacji między Waszyngtonem a Moskwą w jasnym celu skanalizowania rosyjskiej aktywności na wybranych kierunkach w słusznym przekonaniu, że Rosjanom nie starczy sił, potencjału a może i odwagi, by jednocześnie występować przeciw Amerykanom na Ukrainie, w Syrii, czy na Dalekim Wschodzi. Wybór na prezydenta Donalda Trumpa uzupełnił tę taktykę pomysłem ubicia z Władymirem Putinem interesu, polegającego na zaoferowaniu Kremlowi czasu, który byłby przez USA spożytkowany na rozprawienie się kolejno z Koreą Północną, Iranem, a być może nawet z Chinami (mniejszych ośrodków niezależnych pod drodze nie licząc). Choćby jednak z tego względu dlatego tak ważnym jestwspieranie Rosji w rozwiązywaniu kryzysu ukraińskiego tak, by miała ona wolne ręce do zwiększania swojego zaangażowania m.in. w Syrii.
Rozpatrując problemy związane z obecnym stanem państwa ukraińskiego przede wszystkim musimy zauważyć, że… nie ma takiego państwa. Ono upadło. Obecna „Ukraina” to tylko zsomalizowane amerykańskie narzędzie do potencjalnego zdestabilizowania Europy. Po drugie – mamy do czynienia z największym obecnie jawnie zorganizowanym ośrodkiem syjonistycznym w tej części świata. A równolegle, przy całej swej oligarchiczno-syjonistycznej istocie – „Ukrainie” nadano dziś cechy formalne państwa nazistowskiego, bo niczym więcej niż zezwierzęconym nazizmem był i jest ukraiński banderyzm. Ponadto zaś, rozmawiając o realnym jeśli chodzi o skutki i przyczyny, choć obecnie skrajnie manipulowanym europejskim problemie imigracyjnym – musimy mieć świadomość, że może on wkrótce zostać zmultiplikowany. Już teraz w Polsce mamy ponad milion przybyszów z Ukrainy. Ich przyjazd stanowi element procesu wynikającego z globalizacji światowego rynku pracy, ale i w skali makro na swój sposób bywa motywowany ideologicznie. W ciągu najbliższego roku-dwóch liczba ta może zostać jeszcze podwojona – a mówimy nie tylko o „zwykłych” gastarbeiterach, ale i o osobach zakażanych wspomnianą nazistowską ideologią (a także zaangażowanych w praktykę banderyzmu, jak ludobójstwo dokonane w Odessie w maju 2014 roku czy napaść na ludność cywilną Donbasu). W dodatku zaś – Ukraina, przez swoje kontakty i współpracę z kaukaską odnogą Daesh i wahabickim terroryzmem, sponsorowanym przez Saudów – staje się jego bramą do Europy.
Ze wszystkich tych powodów – jako państwo upadłe, jako syjonistyczna kolonia, jako nazistowska forma i jako wrota terroryzmu – Ukraina musi zostać uratowana, musi zostać wyzwolona i głęboko przeorganizowana, w duchu swojej naturalnej, eurazjatyckiej i słowiańskiej tożsamości, którą powinna odnaleźć niezależnie od kosztów, które i tak będą mniejsze od obecnie postępującego, ostatecznego unicestwienia.
Starałem się zwrócić uwagę na występujące zarówno w „starej”, jak i „nowej” Europie obszary potencjalnego oporu i wyzwolenia. Przede wszystkim jednak musimy pamiętać, że pierwszym obszarem wyzwolenia pozostaje nasz własny umysł.
Konrad Rękas