"Bez kłamstwa prawda skonałaby z nudów i rozpaczy."
- Anatole France
Gazeta „Izwiestija” ustaliła nowe szczegóły katastrofy lotniczej, do której doszło w 2010 roku pod Smoleńskiem.
Katastrofa samolotu Tu-154M pod Smoleńskiem w dalszym ciągu jest jednym z najważniejszych tematów wewnątrzpolitycznych w Polsce. Gazeta „Izwiestija” na podstawie tajnych dokumentów, które nigdy dotąd nie zostały opublikowane, spróbowała się rozeznać, co tak naprawdę dzieje się wokół katastrofy z 2010 roku.
Od tamtych tragicznych wydarzeń minęło już siedem lat, jednak polski rząd kontynuuje śledztwo, które ma na celu uczynić głównym winowajcą wydarzeń Donalda Tuska, jednocześnie po raz kolejny przedstawiając Rosję w roli głównego „zbrodniarza” w całej tej historii. O „konszachtach” Tuska z Moskwą w Polsce powiedziano już bardzo dużo. „Teorie spiskowe” szczególnie upodobała sobie komisja rządowa, która ma za zadanie „ponowne zbadanie” katastrofy.
Jednym z chyba najbardziej „szokujących” wniosków, do których doszła ta komisja, jest wersja, że najbardziej prawdopodobną przyczyną katastrofy tupolewa była podrzucona na pokład „bomba termobaryczna”.
Polskie władze i media akcentują również temat nierzetelnej pracy rosyjskich ekspertów sądowych podczas identyfikacji i przekazania szczątków zmarłych.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych Rosji poinformowało „Izwiestija”, że oskarżenia polskiej strony, która jako główną wersję katastrofy rozpatruje „teorię spiskową”, są po prostu absurdalne:
— Wszystkie podobne insynuacje nie są poparte jakimikolwiek dowodami, a Warszawa ignoruje lub ukrywa fakty, które świadczą o czymś przeciwnym.
Nie znajdując przez siedem lat dowodów na to, że to Rosja odpowiada za katastrofę, Polska zamiast faktów zaczęła żonglować domysłami. Od niedawna Warszawa zaczęła obwiniać rosyjskich ekspertów o to, że celowo czy też przez niedbalstwo źle wykonali swoją pracę — przy przekazywaniu ciał panował chaos, niektóre z nich zostały błędnie zidentyfikowane, medyków oskarżono również o zbeszczeszczenie szczątków. Chcąc to udowodnić, nie zważając na protesty wielu rodzin ofiar, rozpoczęto zakrojone na szeroką skalę ekshumacje.
Ostatnią rzeczą, którą w dosłownym znaczeniu tego słowa „odkopali” polscy prokuratorzy — jest to, że w trumnie Lecha Kaczyńskiego znajdowały się fragmenty ciał innych ofiar katastrofy. Jednak wiadomo, że jest to tylko pretekst, aby zrzucić odpowiedzialność na Rosję.
Ambasador Rosji w Polsce Siergiej Andriejew powiedział „Izwiestijom”, że oskarżenia o zbeszczeszczenie fragmentów ciał są „absolutnie niedopuszczalne”.
— Chodzi o to, że ciała były składane w trumnach bez ablucji i przygotowań do pogrzebu, ponieważ to właśnie Polska planowała „przeprowadzenie dalszych ekspertyz”. Rosyjscy eksperci pracowali w warunkach bardzo ograniczonego czasu i zrobili wszystko, co było możliwe w tej sytuacji.
Oprócz tego, według ambasadora, ofiary identyfikowali bezpośrednio polscy przedstawiciele i krewni zmarłych, a niektórych szczątków nie dało się zidentyfikować bez analizy genetycznej, na którą wtedy nie było czasu.
— Dlatego ciała tych, których nie udało sie zidentyfikować, zostały ponumerowane i przekazane Warszawie. Na kolejne pytania powinna już odpowiedzieć strona polska.
Jak poinformowały źródła, które były związane ze śledztwem w 2010 roku, wysuwanie podobnych oskarżeń było możliwe jeszcze dzięki temu, że w momencie przekazania nie były zidentyfikowane jeszcze dwa ciała. Problem polega tylko na tym, że strona polska wiedziała o tym jeszcze wtedy i „tak czy inaczej zażądała wydania wszystkich ciał”.
W posiadaniu gazety „Izwiestija” znalazł się protokół, podpisany przez ówczesną minister zdrowia i rozwoju społecznego Rosji Tatianę Golikową i wiceministra spraw zagranicznych Rosji Władimira Titowa oraz ówczesnego wiceministra spraw wewnętrznych Polski Piotra Stachańczyka i wiceministra spraw zagranicznych Jacka Najdera.
Wystarczy uważnie zapoznać się z tym krótkim dokumentem i od razu staje się jasne, jak absurdalne są polskie oskarżenia.
Mówi się w nim, że „w trakcie prowadzenia czynności procesowych w zakresie identyfikacji zwłok Strona Polska nie zgłaszała pretensji i uwag wobec Strony Rosyjskiej dotyczących przeprowadzonych czynności i ich rezultatów”.
W taki sposób protokół rzuca światło na bardzo ważną rzecz w całej tej historii. Kiedy wydarzyła się tragedia pod Smoleńskiem i zostały przeprowadzone niezbędne działania, a ciała przekazano Polsce, wtedy nie miała ona pretensji i pytań do Rosji. Jednak po kilku latach nieoczekiwanie się one pojawiły. Najwyraźniej w toku dalszych ekshumacji Polacy jeszcze przez kilka ładnych lat będą raz po raz odkopywać „dowody winy rosyjskich medyków”.
Co więcej, ponownie powołana polska komisja rządowa ds. powtórnego zbadania katastrofy smoleńskiej, która w tej chwili szczególnie stara się znaleźć rosyjską winę, doszła niedawno do kolejnego „sensacyjnego wniosku” – w pełni prawdopodobną przyczyną wypadku prezydenckiego samolotu mógł być wybuch. Poinformowano, że w celu sprawdzenia tej hipotezy przeprowadzono nawet eksperymenty.
— W wyniku przeprowadzonych eksperymentów możemy powiedzieć, że najbardziej prawdopodobną przyczyną eksplozji był ładunek termobaryczny inicjujący silną falę uderzeniową. Fala ta niszczyła napotkane przeszkody, rozrywała kadłub samolotu, wyrzucała na zewnątrz fotele i ciała ofiar oraz zrywała z nich ubrania — twierdzi podkomisja. Innymi słowy, zdaniem komisji, przyczyną tragedii nie było zderzenie samolotu z naziemnymi obiektami (drzewem) spowodowane błędem załogi, ale celowa eksplozja samolotu w powietrzu. Czyli zamach?
Rosyjskie źródła dyplomatyczne poinformowały „Izwestija”, że polska strona czyni nawet aluzje, że materiał wybuchowy mógł zostać podrzucony do samolotu podczas kapitalnego remontu w rosyjskiej fabryce lotnicznej „Awiakor” w 2009 roku.
„Izwestijam” udało się otrzymać nigdzie wcześniej nie publikowany dokument, akt przyjęcia-oddania Tu-154, gdzie jest jeden drobny, ale ważny szczegół: podpis i pieczęć polskiej strony przyjmującej. Zatem, zgodnie z dokumentem, polska firma była zadowolona z jakości obsługi przez kompanię „Awiakor” i przyjęła samolot bez reklamacji, po przetestowaniu i przeglądzie. Z tego powodu takie oskarżenia są gołosłowne i niesłuszne. Wychodzi na to, że dalsze pytania trzeba adresować do strony polskiej.
Na tym tle Polska zwróciła się o pomoc do Waszyngtonu, jednak nowa administracja Stanów Zjednoczonych nie jest zainteresowana tą ofertą i delikatnie, ale jasno dała do zrozumienia: bez względu na to, że tragedia była straszna, przyłączać się do poszukiwań „rosyjskiego śladu” obecne amerykańskie władze nie chcą.
— Stany Zjednoczone zrobiły wszystko, co mogły, aby udzielić pomocy w sprawie wyjaśniania katastrofy smoleńskiej i przekazać te — dość ograniczone — informacje, którymi dysponowaliśmy. Nie widzimy nic więcej, co moglibyśmy zrobić — powiedział ambasador USA w Polsce Paul W. Jones.
W MSZ Federacji Rosyjskiej zauważono, że nowe wersje przyczyn wypadku polskiego samolotu były aktywnie forsowane po dojściu do władzy w Polsce jesienią 2015 roku partii Prawo i Sprawiedliwość. Za podstawę została wzięta „teoria spiskowa”: na wysokim szczeblu czyniono oświadczenia o mającym rzekomo miejsce zamachu, w którym udział mogła mieć poprzednia polska władza, będąca „w zmowie” z rosyjskimi służbami specjalnymi. W ten sposób władza „rozlicza się” z politycznymi poprzednikami, kompromitując ich, aby ułatwić sobie kolejne wybory. Stąd nagromadzenie najbardziej niewiarygodnych teorii, sprzecznych z ustalonymi faktami i zdrowym rozsądkiem.
Niestety, katastrofa smoleńska wykorzystywana jest przez obecne polskie władze również jako dodatkowe usprawiedliwienie dla swojej otwartej rusofobii. W stosunku do Rosji pobrzmiewa agresywna retoryka, bez dowodów przytaczana jest teza o rosyjskim udziale w tej tragedii. Bez względu na głośne zapowiedzi, do tej pory nie zostały podane żadne nowe okoliczności, które obalałyby lub stawiały w wątpliwość wnioski MAK zawarte w raporcie z 12 stycznia 2011 roku.
W MSZ Federacji Rosyjskiej wyrażono jednak nadzieję, że „do autorów tych wymysłów powróci zdrowy rozsądek”, oraz że uświadomią sobie bezperspektywność swoich prób zrzucenia na Rosję winy za katastrofę, która „została w Rosji powszechnie przyjęta jako prawdziwa tragedia”.
— Rzeczywiste śledztwo nie jest prowadzone, a wiele robi się na poziomie propagandowym. To będzie trwać tak długo, jak długo będzie ważne dla polskiej wewnętrznej walki politycznej. Kiedy Tusk powróci do polskiej polityki, zobaczymy kolejną eskalację tego wiecznego „serialu” na grobach – uważa docent wydziału historycznego Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego im. Łomonosowa (MGU) Jurij Borisenok.
Oczywiste jest, że polskie siły polityczne na razie nie są gotowe do postawienia kropki w tragicznych wydarzeniach z kwietnia 2010 roku, a można sądzić, że najważniejszy cel Warszawy i nowej polskiej komisji to nie prowadzenie jakichś działań śledczych, ale „utrzymanie ognia” w antyrosyjskich nastrojach i rozpalenie wewnętrznej walki politycznej ze swoimi konkurentami, konkludują Izwiestija.
Już jutro na Sputniku wywiad z przewodniczącym komisji technicznej MAK ds. śledztwa smoleńskiego Aleksiejem Morozowem na temat nowych faktów w tej sprawie.
Z komentarzy pod tekstem:
2017-06-07 (środa) @ 19:04:39
O ja p***lę.
To już jakaś szaleńcza zabawa czy makabryczna groteska.
Mogliby chociaż Rosjanie na pl.sputnik.com nie dodawać swojej roli do całej szopy.
„Od tamtych tragicznych wydarzeń minęło już siedem lat, jednak polski rząd kontynuuje śledztwo … ”
Ba.
Rząd polski wznowił jeszcze raz śledztwo, ale rząd rosyjski prowadzi cały czas do tej pory swoje śledztwo przez siedem lat i końca nie widać.
Właśnie nie zakończonym śledztwem motywuje dalsze przetrzymywanie wraku – polskiej własności.
Dokumenty:
2. potwierdzenie przejęcia samolotu po remoncie.
A co miałoby tam być – że został przejęty z bombą.
Po co takie pierdoły pisać, że jest to jakiś dowód w tej sprawie, który wyklucza podłożenie
ładunku z detonatorem.
Można jedynie stwierdzić, że dokument potwierdza odebranie sprawnego samolotu.
Dokument 1.
Czego dowodzi poza skretynieniem odpowiedzialnych wyznaczonych ze strony polskiej przez rząd Tuska??
Ciała były wpakowane byle jak, bez identyfikacji – i nie dwa, ale więcej, bez poszanowania.
Nie chcę się rozwodzić, bo jest jeszcze gorzej niż napisałem.
Przede wszystkim nie wiadomo dlaczego trumien nie otworzono w Polsce po przylocie i nie przeprowadzono jeszcze raz sekcji i przy okazji identyfikacji.
Na dodatek sekcje przeprowadzane po 7 latach i takaż identyfikacja, to też jakaś makabra.
Tym bardziej, że ciągnie się to miesiącami, a pewnie przedłuży na całą kadencję obecnych władz.
Po prostu bagno, horror, szopka z ofiar, ich rodzin i Polaków.
No i amerykanie.
Ci to już dali do pieca.
Mają zapewne każdą sekundę lotu i lądowania na lotnisku w dobrej rozdzielczości, a na dodatek podczerwieni, że o danych wywiadowczych nie wspomnę.
No i te żądania strony polskiej wobec amerykanów.
Przecież to groteska.
Dlaczego obecny rząd nie uzna się za zaatakowanego i nie zażąda uruchomienia Paktu NATO, to jest udzielenia pomocy przez Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię, Francję, a nawet Niemcy zgodnie bodajże z punktem piątym paktu.
Oleją – bardzo dobrze, pakt zostanie skompromitowany, no i lepiej żebyśmy wiedzieli teraz, że nie zadziała, niż w razie W.
Nie oleją, to muszą dostarczyć, np. amerykanie zdjęcia i nagrania satelitarne, nagrania z nasłuchów, pomoc wywiadowczą.
Oczywiście nikt tego nie robi, bo z tym Smoleńskiem jest coś nie tak, jest jakieś bagno i to tak paskudne, że nikt z poważnych przywódców państw NATO nie stawił się w Krakowie na pogrzebie.
To nie był przypadek.
Prezydent czy premier (nie chce mi się sprawdzać) Miedwiediew jednak przybył z delegacją rosyjską.
Dlatego wnioskuję, że nie był to zwykły wypadek.
I jeszcze czytana kiedyś wypowiedź jakiegoś ważnego amerykańskiego polityka, w sensie, że ujawnienie
co się stało w Smoleńsku grozi wojną i nieobliczalnymi konsekwencjami, czego nikt nie chce, a tym bardziej Polacy chcieć nie powinni.
Tu przypomnę sprawę Kurska, który najprawdopodobniej szpiegowany był przez dwa okręty amerykańskie, z
jednym się zderzył, a drugi go storpedował.
Przy czym ten drugi torpedujący też dostał, tylko nie pamiętam – torpedą czy bombą głębinową.
Sprawę wyciszono tak, że oficjalnie nie ma jej.
W każdym razie było nieciekawie i rakiety grzały silniki.
Niemniej co mnie wkurza ze strony rosyjskiej, to jakaś taka na pokaz arogancja i lekceważenie.
Nie dotyczy to ani JE Putina ani Miedwiediewa, ale ogólnie.
Czy tych ciał bez petów i śmieci nie mogli pozamykać w trumnach niezależnie od tego co się
w Smoleńsku (i czy w Smoleńsku) stało???
Czy nie mogli porządnie przeszukać terenu, a nie żeby jakieś żelastwo do Polski przywoziły wycieczki??
Czy ten durnowaty wrak muszą trzymać u siebie – czego się obawiają, niestworzonych historii
kolejnych „komisji śledczych” – przecież i tak są.
Czy warto, nawet za cenę trzymania w szachu kogoś tam w Polsce czy może i poza Polską, tak zabagniać stosunki
na dziesięciolecia???
Nie wiem o co chodzi, jednak sprawa będzie znów latami kłaść się na stosunkach naturalnych sojuszników.
Zobacz jeszcze:
"Podwójne dno" tajemnicy smoleńskiej.
Władze PiS-u same zablokowały dostęp do wiedzy na temat katastrofy w Smoleńsku.
Smoleńska zmowa milczenia - wersja PEŁNA
"gońcem"
Z Leszkiem Misiakiem - ekspertem w sprawie katastrofy smoleńskiej i współautorem książki „Musieli zginąć” rozmawia dr Leszek Pietrzak – były analityk Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
- Powołując podkomisję do zbadania od nowa przyczyn katastrofy smoleńskiej na początku 2016 r. Antoni Macierewicz powiedział: „Mija sześć lat od momentu, który nazwano największą tragedią po drugiej wojnie światowej. Była to największa tragedia lotnicza w dziejach lotnictwa światowego”. Dziś okazuje się, że wokół tej największej tragedii było krótkie ożywienie i znowu zapanowała cisza. Czy to nie dziwne?
- To nie jest cisza, to zmowa milczenia. Pomijam pojawiające się deklaracje, że NATO powinno pomóc, że będziemy walczyli o zwrot wraku itd. Nikt nie pyta obecnej władzy, dlaczego nie prowadzi transparentnego śledztwa. Nikt nie pyta Antoniego Macierewicza, dlaczego podległe mu służby, zwłaszcza Służba Kontrwywiadu Wojskowego, od półtora roku ukrywają kluczowe dowody w sprawie katastrofy, m.in. zapis monitoringu lotu Tu-154M 101, zapisy depesz systemu ACARS, czyli tzw. wirtualnej czarnej skrzynki, zapisy radarowe lotów z 10 kwietnia 2010 r.
- Nikt nie upomina się o bieżące informacje o przebiegu i stanie śledztwa prokuratury, która także posiada zapisy radarowe, wiedzę o ACARS, zdjęcia satelitarne, otrzymane z USA. Nikt nie żąda odpowiedzi, dlaczego Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego 2 lutego 2010 r. a więc przed katastrofą, uzyskała dostęp do kontroli radarowej lotów z Okęcia i lotów nad całą Polską, choć nie ma w zakresie swoich ustawowych obowiązków monitorowania przestrzeni powietrznej. Zapanowała jakaś dziwna zmowa milczenia. Milczą również „niepokorni” dziennikarze, którzy przed dojściem do władzy PiS-u zarzucali administracji Tuska ukrywanie informacji na ten temat, a nawet kolaborację z Rosją.
- Może zastój w śledztwie, także dziennikarskim, jest spowodowany tym, że temat katastrofy nie jest już gorącym tematem debat politycznych.
- Jeśli interes polityczny przesądza, czy wyjaśnia się przyczyny takiej tragedii, czy nie, wystawia to straszne świadectwo politykom, nie mówiąc o dziennikarzach.
- W kwietniu i grudniu ub.r. wskazaliśmy na łamach „Warszawskiej gazety” co naszym zdaniem powinna zrobić prokuratura, czego dotąd nie zrobiła, co ukrywa SKW i jakie informacje powinien upublicznić Antoni Macierewicz oraz prowadząca to śledztwo prokuratura. Nikt nie zakwestionował tych bardzo poważnych zarzutów i pytań i nikt się do nich nie odniósł. Wciąż słyszymy, że katastrofa powinna być wyjaśniona. Jednak gdy zadajemy konkretne pytania w tej sprawie, napotykamy na prawdziwy mur milczenia. Jak to można wytłumaczyć?
- Dla tysięcy Polaków, którzy zapalali po katastrofie znicze pod Pałacem Prezydenckim, jak również dla tych, którzy śledzili te wydarzenia, a teraz obserwują kolejne smoleńskie miesięcznice oraz organizowane w całej Polsce rocznicowe marsze pamięci, jest to całkowicie niezrozumiałe, a nawet wręcz szokujące. Nie tak bowiem wyobrażali sobie „dobrą zmianę”. Byli przekonani, że po dojściu PiS-u do władzy poznamy całą prawdę na temat katastrofy w Smoleńsku, gdyż tak obiecywano. A jednak po prawie półtora roku rządów PiS-u prawdy tej nie znamy.
- Co Pana najbardziej dziwi w działaniach służb obecnej administracji państwowej w aspekcie wyjaśniania katastrofy?
- Ukrywanie kluczowych dowodów. Jednak najbardziej zdumiewa mnie milczenie samego Jarosława Kaczyńskiego, dopuszczanie przez niego do całkowitego zastoju w śledztwie smoleńskim i nieinformowanie w tej sprawie społeczeństwa. Sądzę, że bez przyzwolenia Kaczyńskiego, czy tolerowania przez niego takiej sytuacji, nie mogłoby to mieć miejsca, i to aż półtora roku. Zastanawiam się, jakie racje spowodowały, że człowiek, który tak boleśnie został doświadczony przez tragedię smoleńską, w której, przypomnijmy, stracił brata-bliźniaka, milczy? Mam na myśli przede wszystkim całkowity brak reakcji Kaczyńskiego na ukrywanie dowodów, jak również zaniechanie wielu działań, jakie mogłyby zostać w tej sprawie podjęte. Ten dystans Jarosława Kaczyńskiego jest naprawdę zdumiewający.Tak jakby poznał już prawdę o katastrofie smoleńskiej i ta prawda na tyle go przeraziła, że całkowicie zamknęła mu usta. Jak straszna musiała być ta prawda? Na pewno tą prawdą nie było poznanie szczegółów, w jaki sposób ludzie Putina dokonali zamachu na polską delegację, lecącą do Smoleńska. Bo wówczas mówiłby o tym głośno na cały świat. Tą prawdą nie były również związane z katastrofa zaniechania i zaniedbania ekipy Donalda Tuska. Bo gdyby tak było Jarosław Kaczyński od razu obwieściłby to opinii publicznej.
- Powstaje więc pytanie, co tak naprawdę jest powodem spuszczenia zasłony milczenia nad Smoleńskiem? Dlaczego katastrofa smoleńska stała się dzisiaj dla PiS-u przysłowiowym „gorącym kartoflem”?
- Jarosław Kaczyński przez cały czas jednoznacznie wypowiadał się, że sprawa katastrofy musi zostać wyjaśniona. W jednym z wywiadów powiedział, musimy bez żadnych wątpliwości ustalić, czy doszło do zamachu. W cywilizowanym świecie nie było takiego wydarzenia, jak likwidacja całego przywództwa jakiegoś państwa. Jednak do zbadania tego konieczne jest uchwalenie odrębnej ustawy”. Jarosław Kaczyński zawsze krytykował PO za sposób prowadzenia śledztwa w sprawie katastrofy w Smoleńsku.
- Ale dziś władzę ma Jarosław Kaczyński, a nie PO. Jego ludzie uzyskali dostęp do wszelkiej wiedzy i dokumentacji, także tej najbardziej tajnej. Jednak specjalnej ustawy, którą zapowiadał Kaczyński, nie ma, a zamiast prawdziwego przełomu, śledztwo zostało de facto utajnione. Jest jasne, że milczenie i ukrywanie kluczowych informacji ze śledztwa oznacza po prostu osłanianie sprawców, zaniedbań, czy wręcz zamachowców, jeżeli oczywiście był to zamach, bo w śledztwie - co warto przypomnieć - nie odrzucono tej hipotezy. To jak można sądzić, daje czas tym sprawcom na zatarcie dowodów ich winy oraz na mataczenie. Czas to przecież ważny czynnik w każdym śledztwie.
- Ani prokuratura, ani MON nie upubliczniły nagrań monitoringu lotu z 10 kwietnia 2010 r. wykonanych przez służby wojskowe. Lot Tu-154 M 101 był lotem wojskowym, w jego planie było wyraźnie określone, że miał status HEAD, tj. z najważniejszymi osobami w państwie na pokładzie, a takie loty zawsze są monitorowane. Polskie służby specjalne wciąż ukrywają dokumentację prowadzonego przez nie monitoringu lotu Tu-154M 101?
- Tak rzeczywiście jest.
- Rodzi się zasadnicze pytanie: kogo w ten sposób polskie służby ochraniają? MON dawno zapowiadało upublicznienie nagrań z nasłuchu polskiego samolotu rządowego, uzyskanych z Łotwy i Szwecji, a tymczasem od półtora roku ukrywa własne nagrania. Przypomnijmy, że zgodnie z instrukcją służby wojskowe korzystają w lotach HEAD z tajnej stacji nasłuchowej, z radiostacji HF, która służy do prowadzenia korespondencji radiowej, co umożliwia łączność na bardzo dalekich zasięgach, przesyłanie danych, faksów, obrazów, szyfrowanie i transmitowanych danych. Radiostacje wojskowe VHF/UHF zapewniają bezpieczną łączność także z ośrodkami sojuszniczymi z NATO.
- Zapis tego monitoringu jest ukrywany, podobnie jak wiedza o systemie ACARS, który wysyłał do 36. SPLT (Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego) szczegółowe depesze o położeniu maszyny, stanie urządzeń, parametrach lotu, decyzjach załogi. ACARS bazuje na sieci przekaźników satelitarnych rozsianych po całym świecie, informacje są automatycznie przesyłane do bazy na ziemi co kilka minut. W 36.SPLT był dyżurny koordynator lotów (DKL), który, oprócz prowadzących samolot kontrolerów cywilnych, monitorował loty Tu-154, odbierał depesze ACARS. Informacje na ten temat są od półtora roku przez MON utajnione. Nie podano, że ACARS był zainstalowany w polskim samolocie, nawet po tym jak ujawniłem, że jest to przez MON ukrywane (!). Informacji o ACARS brak było też w raporcie Millera.
- Ale w anglojęzycznych raportach sporządzonych przez Universal Avionics System Corporation - amerykańskiego producenta awioniki zainstalowanej w Tu-154M 101, znaleźliśmy informacje, że ACARS był na jego pokładzie. Jeśli ten rejestrator przed tragicznym lotem do Smoleńska jakaś „niewidzialna ręka” wymontowała, tak jak odłączono radiostacje ratunkowe, czyli lokalizatory, świadczyłoby to o działaniu „wspólnym i w porozumieniu” w celu ukrycia, w jakim dokładnie miejscu i o jakiej dokładnie godzinie samolot zaginął.
- Prokuratura dotąd nie upubliczniła również informacji o logowaniach włączonych na terenie Rosji telefonów 23 ofiar, które pozwalają odtworzyć czas i miejsce urwania się łączy telefonicznych, a także informacje SMS, rozmów, nagrań poczt głosowych itp. Wszystkie one są nadal utajnione, podobnie jak wiedza dotycząca zapisów radarowych lotu Tu-154, począwszy od startu z Okęcia aż do momentu krytycznego, która jest w posiadaniu prokuratury, służb wojskowych oraz ABW.
- To są przecież bardzo ważne dowody na to, co naprawdę stało się w Smoleńsku. Przy dzisiejszym monitorowaniu lotów przez wiele rejestratorów (zwłaszcza w przypadku samolotów typu Air Force One) wrak nie jest niezbędny do ustalenia tego, co stało się w dniu 10 kwietnia 2010 r.
- Prokuratura nie informuje nas na bieżąco o postępach prowadzonego śledztwa w sprawie katastrofy w Smoleńsku. Jedna ogólnikowa konferencja to zdecydowanie za mało. Nic nie wiemy o przesłuchaniach kluczowych świadków, o tym, czy dokonano np. aresztowań „punktowych”, które po nitce do kłębka mogłyby doprowadzić do głównych winowajców, a więc np. osób odpowiedzialnych za wymontowanie lokalizatorów ratunkowych w Tu-154 przed 10 kwietnia 2010 r., osób odpowiedzialnych za ACARS, za nasłuch, za monitoring samolotu prezydenckiego, za nadzór nad tymi ludźmi, a także innych ważnych świadków.
- Polacy powinni wiedzieć, kto i o co jest podejrzewany w tej sprawie. Słowem, mamy brak konkretów i ciągle tylko same ogólniki. Wyjaśnienie tragedii smoleńskiej jest sprawą publiczną, powinno toczyć się przy otwartej kurtynie. Niedawna informacja, że SKW złożyło zawiadomienia do prokuratury w sprawie przetargu na remont Tu-154 w Samarze to odwracanie uwagi od wyjaśnienia momentu samej katastrofy. To tak, jakby po śmierci pacjenta, zamiast najpierw przeprowadzić sekcję zwłok, zajmowano się zapaleniem migdałków, które przechodził w młodości.
- Nie mamy komunikatów o stanie śledztwa podkomisji, prokuratury, nie została ujawniona wiedza, jaką w tej sprawie dysponuje SKW. Za to pojawiają się kolejne deklaracje, obietnice, które bardzo szybko podchwytują media i komentują. Nikt nie sprawdza, czy ma to pokrycie w rzeczywistości, albo istotne znacznie w całej sprawie.
- Właśnie tak to wygląda. Opinia publiczna dostaje w ten sposób fałszywy obraz, wskazujący, że w sprawie katastrofy smoleńskiej rzeczywiście „coś się dzieje”. Gdyby dotyczyło to innego wydarzenia, można byłoby to zignorować. Ale w tym wypadku chodzi o tragedię oficjalnej polskiej delegacji z Prezydentem RP na czele. Wyjaśnienie jej winno zatem być absolutnym priorytetem polskiego państwa. Takie były zresztą zapowiedzi polityków PiS-u, gdy partia ta była jeszcze w opozycji.
- Wypowiedzi Macierewicza, że „najwyższy czas, by NATO włączyło się w wyjaśnianie katastrofy smoleńskiej”, a potem kontra szefa MSZ Witolda Waszczykowskiego, że takich instrumentów, aby udzielić Polsce pomocy w tym śledztwie, „Kwatera Główna NATO nie ma”, czy też wypowiedź szefa MSZ, że jest przygotowywana skarga do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze w sprawie zwrotu Polsce wraku, która zostanie wniesiona, o ile (sic!) będzie decyzja polityczna rządu, tylko potwierdzają tezę o grze pozorów. Oświadczenie rzecznika rządu Rafała Bochenka20 lutego 2017 r., że sprawa katastrofy smoleńskiej powinna zostać wyjaśniona, „bo to, co zrobili nasi poprzednicy, woła o pomstę do nieba” i jego stwierdzenie, że raporty komisji Millera zostały stworzone pod „dyktando Rosjan” również wpisują się w tę trwającą od półtora roku smoleńską propagandę sukcesu, jaką karmi Polaków rząd PiS-u. Obecna władza, zamiast wyjaśnić przyczyny katastrofy w Smoleńsku, „zastępczo” koncentruje emocje i uwagę Polaków w sprawie Smoleńska, budując pomniki ofiar, upamiętniając ich nazwiskami ulice i skwery oraz organizując miesięcznice, rocznice i apele poległych, tak jakby ci ludzie zginęli na froncie walki. A jednocześnie ta sama władza pozostawia wyjaśnienie przyczyn ich śmierci jako sprawę wciąż otwartą. To już nawet nie kabaret, to jest tragifarsa.
- Opinia publiczna oczekiwała, że Antoni Macierewicz opublikuje białą księgę, w której zamieściłby tę wiedzę, którą, co wiele razy publicznie zaznaczał, ukrywała ekipa Donalda Tuska. Jak pamiętamy, będąc jeszcze w opozycji, Macierewicz publikował raporty zespołu parlamentarnego, nawet te cząstkowe. Ale nie słychać o publikacji.
- Skoro wiedza jest ukrywana, trudno oczekiwać na książkowe publikacje nowych faktów. Powołana przez Macierewicza podkomisja jak dotąd nie przedstawiła żadnych ważnych ustaleń, a kosztowała w 2016 r. podatników ponad 3,5 mln zł (jej członkowie zarabiają miesięcznie od 2 do 8 tys. zł.). A przecież odziedziczyła gotowe, kilkuletnie ustalenia Zespołu Parlamentarnego. Są zapowiedzi ministra, że niebawem podkomisja przedstawi zbiór dawnych ustaleń plus nowe, nieujawniane dotąd informacje, ale biorąc pod uwagę półtoraroczne milczenie i ciągłe obietnice, powstrzymałbym apetyty do czasu poznania wymiernych, a nie propagandowych, efektów.
- Zespół Parlamentarny Antoniego Macierewicza za rządów PO miał być przeciwwagą dla stronniczej prokuratury, powielającej rosyjskie tezy i ustalenia. Ale dziś w prokuraturze rządzi PiS. Po co tak naprawdę jest ta podkomisja?
- Obawiam się, że została ona utworzona raczej dla efektów wizerunkowo-propagandowych. Bo jeśli mnożenie bytów miałoby zwiększać szanse na wyjaśnienie katastrofy, to dlaczego PiS storpedował utworzenie sejmowej komisji śledczej ds. katastrofy? W komisji sejmowej trudniej pozorować działania z uwagi na starcia posłów z różnych opcji. Wymusza to zresztą publiczny przekaz TVP – bo taki być powinien, jak w komisji Rywina. Tworzy się sejmową komisję ds. wyjaśnienia afery Amber Gold, a odmawia się utworzenia sejmowej komisji śledczej ds. wyjaśnienia największej tragedii od czasu drugiej wojny światowej, tragedii 96 Polaków, w tym nomen omen parlamentarzystów. Cóż za paradoks? Brak zgody Jarosława Kaczyńskiego na powołanie sejmowej komisji śledczej w sprawie Smoleńska demaskuje Kaczyńskiego. Dlaczego Jarosław Kaczyński nie chciał, by publicznie, tak jak było w aferze Rywina, „przyciśnięto do muru” dziesiątki, a nawet setki polskich świadków, w tym ludzi rządu Tuska, których sam obwiniał w sprawie katastrofy? Jeśli nie wierzy w skuteczność komisji sejmowej, dlaczego zgodził się na komisję ds. Amber Gold? Tylko sejmowa komisja śledcza, której obrady byłyby na żywo transmitowane, przesłuchując na oczach milionów Polaków wszystkich świadków, mogłaby po nitce do kłębka obnażyć tę mroczną tajemnicę. Niepowołanie jej tak naprawdę obnaża prawdziwe intencje PiS-u.
- Nie powołano sejmowej komisji śledczej, ale jednak obecna prokuratura podjęła decyzję o przeprowadzeniu ekshumacji wszystkich zwłok ofiar, poza tymi, które zostały skremowane. Już są tego pierwsze efekty – stwierdzono kolejny przypadek zamiany ciał.
- Ekshumacje są potrzebne, bo musimy wiedzieć, czy we wszystkich trumnach spoczywają właściwe zwłoki i wykorzystać wszelkie możliwości uzyskania informacji o przyczynach ich śmierci. Jednak po 7 latach, jak powiedziała w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Ewa Klonowski, światowej sławy antropolog sądowy, ekshumacje te mogą odpowiedzieć wyłącznie na pytanie, czy ciała ofiar złożone zostały we właściwych grobach. W trumnach znajdują się już niemal wyłącznie kości, co, w jej ocenie, uniemożliwia znalezienie śladów materiałów wybuchowych, bo w kościach takich śladów już nie będzie. Jej zdaniem nawet doświadczony medyk sądowy po tak długim czasie może nie być w stanie na podstawie szczątków określić właściwej przyczyny śmierci. Obawiam się, że ekshumacje, które mogą potrwać wiele miesięcy, może kilka lat, jeśli nie będą połączone z innymi wymiernymi działaniami prokuratury, mogą być wykorzystywane propagandowo jako dowód aktywności w wyjaśnianiu prawdy o katastrofie. Zastanawia mnie również to, dlaczego w starannie dobranym przez prokuratura krajowego Marka Pasionka 14-osobowym międzynarodowym zespole biegłych medyków sądowych, którzy uczestniczą w badaniach ekshumowanych szczątków ofiar, nie ma ani jednego profesora z Polski, jest natomiast aż czterech profesorów z zagranicy, choć mamy w naszym kraju prawdziwe sławy profesorskie w tej dziedzinie?
- Za czasów rządów PO temat katastrofy nie schodził z łamów „Gazety Polskiej” i pozostałych mediów. Tak naprawdę katastrofa smoleńska była przewodnim tematem większości polskich mediów, zwłaszcza tych tzw. niepokornych. Czy ten temat dla mediów już „się wypalił”?
- Nie, w tej sprawie nie ma mowy o wypaleniu, zbyt ważna to sprawa. To znamienne, że „niepokorni” dziś ucichli, nie licząc nagłośnienia wypowiedzi MON, że resort liczy na pomoc NATO itp. Prawdziwe oblicze „partyzanta prawdy” Tomasza Sakiewicza i innych „niepokornych”, także w sprawie Smoleńska, opisałem w mojej książce Prawicowe dzieci, czyli blef IV RP. Obywatelskie śledztwo smoleńskie w sprawie katastrofy zeszło de facto do podziemia, toczy się już tylko w blogosferze. Ale i tu zostało w dużej mierze rozproszone, albowiem portal Salon24, gdzie odbywały się ważne dyskusje blogerów prowadzących własne śledztwa w sprawie Smoleńska, ograniczył dostęp do komentarzy. To ucięło wiele tych dyskusji, ponieważ dla części blogerów takie potraktowanie było nie do zaakceptowania, więc zrezygnowali z pisania na tym portalu. Dzisiaj jednak to nie dziennikarze, lecz właśnie blogerzy, tacy jak FYM (Free Your Mind) i skupiona wokół niego grupa, MAREK TOMASZ, STAN35, Albatros z lotu ptaka, TEODOR49, NASZ WOJTEK, Rolex, Kisiel, KIZAK i wielu innych, których nie wymieniłem, próbują przebić tę skorupę milczenia wokół katastrofy w Smoleńsku.
- To wszystko, o czym mówimy, nieuchronnie prowadzi nas do pytania, o co chodzi z ukrywaniem wiedzy, pozorowaniem działań, ciszą medialną wokół smoleńskiej katastrofy.
- Samolot rządowy państwa-członka NATO z generalicją NATO i prezydentem tego państwa nie znika przecież bez śladu. Przyczyny jego tragedii są monitorowane poprzez rozmaite rejestratory w wielu ośrodkach, także tych, które są usytuowane w krajach sojuszniczych. Te przyczyny są znane służbom wielu krajów, ale, jak widać, one je ukrywają. Gdyby chodziło o delegację prezydenta USA czy Rosji, wówczas dawno znalibyśmy odpowiedź, bo jej brak ośmieszałby potęgę każdego z mocarstw. Śmierć delegacji prezydenta małego kraju można przemilczeć w imię tzw. interesów geopolitycznych. Ale dlaczego w to przemilczanie wpisują się działania elity politycznej PiS-u? Jak wytłumaczą oni Polakom, że przez półtora roku ukrywają prawdę, osłaniając własnym milczeniem cynizm tych, których obarczają winą?
- Jak tę sytuację oceniać w kontekście ustaleń rosyjskiej komisji MAK i wniosków zawartych w amerykańskich raportach TAWS i FMS?
- W ustaleniach dotyczących ostatnich chwil lotu do Smoleńska, ale nie tylko, wersje rosyjsko-polska i amerykańska są sprzeczne, i jest w nich wiele niejasności, swoistych „furtek”. W raporcie Millera nie ma nic na temat systemu ACARS, z kolei w ustaleniach Amerykanów jest wymienione, że oprogramowanie ACARS zainstalowano w Tu-154M 101, w dniu 28 października 2008 r. Amerykanie nie napisali jednak, co wynika z tych zapisów, a to jest przecież najważniejsze, bo tam jest zawarta prawda, co rzeczywiście stało się z polskim samolotem. Szczegóły te mogą być w części nieodszyfrowanej przez amerykańskiego producenta, której Polska prawdopodobnie nie ma. Czy nie zwróciła się o to, czy też amerykański producent odmówił jej wydania, czy je po prostu zniszczono tego nie wiemy. Ani Antoni Macierewicz, ani członkowie podkomisji MON ze Stanów Zjednoczonych, mający znakomite kontakty w sferach lotniczych USA, ani obecna polska prokuratura krajowa jak dotąd nie wyjaśnili tego Polakom.
Kolejna sprzeczność ustaleń rosyjskich i amerykańskich polega na tym, że w raporcie amerykańskim czytamy, iż według zapisów TAWS nie było komendy załogi o odejściu na drugi krąg. Tymczasem według zapisów rozmów z kokpitu, które znamy z raportu Millera, nawet dwukrotnie padła taka komenda. Następna sprzeczność jest taka, że w wersji amerykańskiej zapis z czujnika na podwoziu samolotu „on ground” w raporcie FMS oznacza, że podwozie dotknęło podłoża. Natomiast według raportów MAK i komisji Millera samolot dachował.
Autorzy amerykańskiego raportu FMS umieścili w nim zapis nawigacji Tu-154 dopiero od granic Białorusi. Na to niedopatrzenie mogłyby rzucić światło zapisy radarowe lotu, które są w posiadaniu polskiej prokuratury, SKW i ABW. Pokazałyby bowiem, którędy samolot, począwszy od startu na Okęciu leciał i gdzie rzeczywiście „zniknął” z monitorów i nasłuchu. Dopóki ich nie poznamy, nie wolno lekceważyć żadnej hipotezy, także inscenizacji katastrofy w Smoleńsku, choć może wydawać się to teorią z gatunku science fiction.
Niestety, strona internetowa z materiałami komisji Millera, wraz załącznikami amerykańskich raportów została przez rząd PiS-u zlikwidowana, i to zaraz po przejęciu władzy. Pytana o to premier Beata Szydło na konferencji prasowej odpowiedziała Ta strona została zamknięta i będzie zamknięta po prostu. Myślę, że to jest ta odpowiedź jedyna, którą mogę w tej chwili udzielić. W raporcie rosyjskim są też inne szokujące ustalenia, których dotąd nie wyjaśniono, np. na stronie 149 raportu MAK poinformowano: Na miejscu zdarzenia lotniczego był odnaleziony certyfikat zdatności do lotu samolotu nr 101, którego ważność wygasła 20 maja 2009 r., a także aktualny certyfikat zdatności do lotu innego statku powietrznego (nr 102), który w momencie zdarzenia lotniczego [katastrofy w Smoleńsku –przyp. LP] przechodził kapitalny remont. Zaświadczenie o zdatności do lotu jest obowiązkowym dokumentem, który powinien znajdować się na pokładzie samolotu. Czy odnalezienie certyfikatu samolotu nr 102 oznaczać może, że nie był on w tym czasie w remoncie w Samarze, lecz… leżał w Smoleńsku? A może ktoś certyfikat sto dwójki wykradł z Samary i podrzucił na wrakowisko w Smoleńsku? Jeśli tak, to po co to zrobił, w jakim celu? Powyższe sformułowania w raporcie MAK brzmią jak publiczne postawienie pytania przez rosyjską komisję właścicielowi rosyjskich zakładów remontowych w Samarze. Pytanie, - dlaczego postawiono je publicznie, a nie wyjaśniono tego przed publikacją raportu?
- Dlaczego dzisiaj, kiedy świat zachodni toczy z Rosją wojnę informacyjną nie tylko w aspekcie Ukrainy, ale także Syrii, nie wykorzystuje się wiedzy na temat katastrofy w Smoleńsku w tej wojnie?
- Mamy nawet sytuację odwrotną, Smoleńsk, zamiast stać się kartą przetargową w rozgrywce Zachodu z Rosją, stał się prawdziwym tematem tabu. Nie chodzi oczywiście o wydawanie komunikatów rządowych wyjaśniających wydarzenia z 10 kwietnia 2010 r. Mogą na przykład pojawić się tzw. przecieki do mediów.
- Może jest zatem tak, że w przypadku smoleńskiej katastrofy prawda jest znacznie bardziej skomplikowana niż sądzimy? Dlaczego zachodni świat milczy w tej sprawie, choć wie z całą pewnością, co wówczas faktycznie się stało? Jakie siły na Zachodzie mają taką moc, aby tak skutecznie wymusić ponadpaństwową zmowę milczenia na ten temat?
- Jeżeli mówimy o milczeniu, które, jak Pan zaznaczył, jest równoznaczne z ukrywaniem prawdy, to co w takim razie stało się w Smoleńsku?
- Co dokładnie stało się w Smoleńsku, nie wiem. Jednak każdy ze specjalistów od płatowców, z którymi rozmawiałem, twierdził, że nie ma możliwości, aby taki samolot, lecąc z tak małą prędkością, na tak małym pułapie, nie pikując w dół z dużej wysokości, mógł ulec tak olbrzymiemu rozdrobnieniu bez ingerencji człowieka. W ocenie tych osób wielu pasażerów samolotu powinno przeżyć jego upadek. Uznając ich racje, stajemy przed logiką zasadniczego wyboru: jeśli nie był to wypadek losowy, to musiał nastąpić wybuch, a jeżeli nie było wybuchu, to znaczy, że była to wyrafinowana inscenizacja wypadku. To z kolei stawia pytania o przebieg, finał tego lotu, los ludzi itp. Zajmując się katastrofą smoleńską od początku, będąc współautorem około 350 artykułów śledczych na ten temat, a także książki, nie potrafię przesądzić jednoznacznie, jaki był przebieg wypadków 10 kwietnia 2010 r., jednak wiedza, jaką mam, wskazuje, że nie był to wypadek losowy.
- Jeżeli rozważamy, że mógł to nie być wypadek losowy, trzeba zadać zasadnicze pytanie, kto miałby interes, by dokonać tak okrutnej eliminacji ludzi ze szczytu naszego państwa i to niemal przy otwartej kurtynie?
- Rzecz w tym, że ja nie widzę takich sił, które miałyby interes w tym, by likwidować prezydenta Kaczyńskiego czy inne osoby z jego delegacji i w dodatku zrobić to w tak okrutny sposób, na oczach całego świata, podejmując jednocześnie tak ogromne ryzyko, że to wszystko wcześniej czy później wyjdzie na jaw. Lech Kaczyński nie miał aż takiego wpływu na światową politykę, by jakieś siły chciały go z niej wyeliminować jako największe dla niej zagrożenie. Wystąpienie antyrosyjskie Lecha Kaczyńskiego na wiecu w Tbilisi 12 sierpnia 2008 r. nie mogło stać się tego powodem. Do takiej retoryki, jaką zaprezentował wówczas Kaczyński, światowe mocarstwa są przyzwyczajone. Zaś porozumienie z USA w sprawie rozmieszczenia w Polsce elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej, której Rosja była przeciwna, w sierpniu 2008 r. finalnie podpisał przecież już rząd Donalda Tuska.
- Jeżeli to był zamach i jeżeli przyjmiemy, że stała za nim Rosja i Putin, musiał zatem istnieć dla nich strategiczny polityczny cel, by wciągnąć w pułapkę i brutalnie zamordować na swoim terenie prezydenta RP i towarzyszącą mu delegację.
- Taki zamach, gdyby został udowodniony, sprzymierzyłby całą opinię międzynarodową przeciw Rosji, ale i personalnie przeciw samemu Putinowi. Jeśli Rosja miałaby już wtedy w planie aneksję Krymu, wywołanie tak wrogiego wokół niej klimatu politycznego wydaje się politycznie irracjonalnym celem. A nawet jeśli przyjąć, że stała za tym Rosja i Putin, to bomba w polskim samolocie mogłaby przecież wybuchnąć wcześniej, np. podczas lotu Kaczyńskiego do Pragi lub w innym miejscu, a cel zostałby i tak osiągnięty, jednak wówczas podejrzenia zostałyby odsunięte od Putina. Taki plan można określić samobójczym, choć w polityce wszystko jest możliwe. W każdym razie nie ma w tym logiki, chyba że zamach ten byłby elementem rozgrywki pomiędzy GRU i FSB, do jakiej mogło dojść przed wyborami prezydenckimi w Rosji.
- Zamach na terenie Rosji bez udziału rosyjskich służb miałby wątpliwe szanse powodzenia, a jeśliby nawet do niego doszło, Rosja natychmiast oddałaby Polsce wrak, czarne skrzynki i śledztwo, by odsunąć od siebie jakiekolwiek podejrzenia. Z kolei udział rosyjskich służb w zamachu na samolot z polskim prezydentem musiałby być „legitymizowany” przez jakiś ośrodek w Rosji, bo spec-służby nie działają przecież w zupełnym oderwaniu od rosyjskiego państwa. Określone służby w Rosji, co powszechnie wiadomo, są powiązane z różnymi ośrodkami władzy, nie tylko z obozem prezydenckim, premiera, ale też, co należy podkreślić, z posiadającymi ogromne wpływy oligarchami. Na pewno zamach mógłby mieć duży, kto wie czy nie decydujący, wpływ na wynik wyborów prezydenckich w Rosji w 2012 r., jeśli nie odrzucono by natychmiast hipotezy zamachu jako jednej z możliwych wersji.
- Według mnie określenie faktycznych sygnatariuszy tego przemilczenia jest punktem wyjścia tego co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 r. Działa przecież globalny nasłuch elektroniczny Echelon, są satelity wywiadowcze, jest wreszcie Wikileaks. To świadczy jak bardzo silne musiałoby być przekonanie tych sygnatariuszy, że są w stanie wymusić tak szczelną zasłonę milczenia. Jeśli jakaś zmowa milczenia w tej sprawie byłaby możliwa, to tylko sił ponadpaństwowych, które usiłują wpływać na politykę rządów i narodów wszelkimi możliwymi sposobami, wymuszając na nich określone działania polityczne, także zbrojne, w kierunku pożądanym przez te siły. Zamachy na głowy państw, przewroty rewolucyjne jak najbardziej mieściłyby się w tych działaniach. Przyjmując taką hipotezę, trzeba mieć świadomość, że jest również wysoce prawdopodobne wykorzystanie przez te właśnie ponadpaństwowe siły ich związków z ludźmi określonych służb specjalnych, także w Rosji, oraz posłużenie się lokalnymi urzędnikami, również tymi w Polsce, do przeprowadzenia operacji zamachu na polskiego prezydenta. To oczywiście snucie trudnej do wyobrażenia dla przeciętnego śmiertelnika „spiskowej teorii”, i to w sytuacji, gdy władze PiS-u same zablokowały dostęp do wiedzy na temat katastrofy w Smoleńsku.
- Rozważając tą hipotezę, musimy zadać pytanie, jaki cel chciałyby osiągnąć służby, przeprowadzając zamach na polskiego prezydenta, który leciał do Katynia, aby tam, na miejscu uczcić pamięć polskich ofiar katyńskiej, która na opinię publiczną w Polsce oddziałuje przecież niezwykle silnie?
- Być może w grę wchodziła kalkulacja, że zamach taki wywołała nastroje antyrosyjskie w Polsce, ale to jakby efekt dodatkowy. Być może liczono na wywołanie w ten sposób określonych skutków międzynarodowych. Wówczas, jak pamiętamy, miała miejsce polityka tzw. resetu pomiędzy USA a Rosją. Prezydent Obama wycofał się z zamiaru budowy w Polsce tarczy antyrakietowej. W zamian Rosja poczyniła ustępstwa, ułatwiając zaopatrywanie wojsk USA i NATO w Afganistanie z baz na terenie republik poradzieckich oraz odstąpiła od dostawy systemów antyrakietowych do Iranu, co dla USA miało ważne znaczenie w kontekście rozbudowy programu nuklearnego Iranu. Ten plan administracji Obamy mógł się nie podobać, z przyczyn zarówno światopoglądowych, jak i z powodu nakręcania intratnej dla tych sił ponadpaństwowych spirali zbrojeniowej, obliczonej na zaostrzenie sytuacji na Bliskim Wschodzie. Zamach na terytorium Rosji, w oczywisty sposób dowodzący nie tylko antydemokratycznego nastawienia, ale wręcz „zdziczenia”, mógł spowodować wycofanie się już wówczas z polityki resetu i zmiany polityczne w Rosji i USA. Rosja jednak „zaanektowała” śledztwo, czarne skrzynki, wrak, od razu przyjęto wersję wypadku losowego i winy polskich pilotów, mimo ewidentnych wskazań, że mogło to być celowe działanie. Nawet późniejszy zastanawiający „przeciek” o trotylu i jego nagłośnienie nie zdołało zmienić przyjętej przez Putina narracji wypadkowej. To uniemożliwiło oficjalne oskarżenie Rosji o udział w zamachu. Reset trwał nadal. Skończył się dopiero wówczas, gdy Putin stanął po stronie prezydenta Syrii Assada i gdy nie udał się inspirowany przez ww siły przewrót rewolucyjny na Majdanie, gdyż Putin zajął Krym.
- Fakt, że po tych zdarzeniach nie wykorzystano argumentu Smoleńska przeciw Rosji, nie wyciągnięto na światło dziennie dowodów winy, wskazuje, że może istnieć jakieś „podwójne dno” tajemnicy smoleńskiej.
- Jest to wręcz symptomatyczne. Wrak i czarne skrzynki polskiego samolotu, które mogłyby pomóc w rozwikłaniu zagadki czy i kto w Rosji mógł za tym stać są do dziś przetrzymywane przez Putina (pomijam tu inne dowody, dostępne tylko dla spec służb, nie tylko Rosji, czyli zapis nasłuchu, monitoringu, wiedzę z satelitów wywiadowczych). Przetrzymywanie ich siłą rzeczy obciąża Putina i stawia otwarte pytanie, jaki naprawdę jest tego powód. Może jest to „as w talii” przed wyborami prezydenckimi w Rosji w 2018r.?
- Dopóki tego nie poznamy, dopuszczalne są różne scenariusze. Ujawnienie z kolei wiedzy tajnej spec służb mogłoby obciążyć te siły ponadpaństwowe, które stoją za zmową milczenia. Mamy więc hipotetyczną sytuację, w której wszyscy, ukrywający mroczną prawdę o Smoleńsku mogli stać się zakładnikami niepisanej zmowy milczenia, każdy z innych powodów. Być może właśnie dlatego dotąd nie poznaliśmy prawdy o tym co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku.
Za: http://dakowski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=19967&Itemid=100
Żyjemy w niedemokratycznym państwie bezprawia. (Komentarz polityczny) ... Udało się z tragedią smoleńską, udało się ze śmiercią Andrzeja Leppera, Sławomira Petelickiego i wielu innych. Wyrok, że było to zawsze samobójstwo jest nieodwołalny i niepodważalny. Ten, kto myśli ...
Utworzone: 19 lipiec 2012
Nasza strona nie jest wymierzona przeciw komukolwiek, a jedynie należy ją traktować jako wolny głos w bardzo ważnej ogólnonarodowej debacie
Redakcja wsercupolska.org nie zawsze zgadza się z wieloma poglądami i tezami, ale publikujemy teksty, które uważamy za ważne lub ciekawe.
W Sercu Polska - dla tych, którym nie jest obca nasza sprawa - Polska
AlexSailor said