Ryszard Mozgol
Sola haeresis, czyli marny żywot Marcina Lutra
Cesarz Maksymilian I do generała augustianów Gabriela z Wenecji (1518 r.)
Spośród wielu postaci historii chrześcijaństwa wzbudzających kontrowersje, Luter należy do najważniejszych. Gdybyśmy przejrzeli potężną literaturę poświęconą augustiańskiemu mnichowi, którego poglądy wstrząsnęły Kościołem w XVI w. i podzieliły Europę, to zauważylibyśmy, że w zależności od potrzeby chwili jego bezkrytyczni zwolennicy robili z niego coraz to nową osobistość. Dla rodzącego się w XVII w. protestanckiego „mistycyzmu” Luter był ascetycznym, pełnym gorącej wiary i poświęcenia religijnym przewodnikiem ludu, lepszym nawet od Mojżesza lub Eliasza. Z kolei dla oświeceniowych myślicieli niemieckich, takich jak Goethe, Herder, Wieland czy Walch, dalekich od obyczajowego purytanizmu, Luter stał się wybitnym humanistą i wolnomyślicielem, źródłem nowożytnej kultury, religijnym oswobodzicielem z pęt narzuconych przez obmierzłe papiestwo. Dla pokolenia Bismarcka objawił się jako największy Niemiec, zwiastun potęgi i chwały, taki „żelazny polityk Luter”. Aktualnie widzimy nowe wcielenie „wittemberskiego mistrza”, który stał się prekursorem odnowy religijnej, ożywczego powiewu swobody religijnej, emanacją specyficznej niemieckiej religijności – ot, sympatyczna postać pragmatycznie myślącego mnicha, który rozpoczął niemiecką inkulturację i dostosowywanie Kościoła do panującego ducha czasów. Jeśli jednak podejmiemy trud odrzucenia całej tej propagandowej protestanckiej gloryfikacji, przesłodzonego słowotoku modernistów i legend stworzonych przez nazbyt gorliwych polemistów, znajdziemy obraz diametralnie różny od powszechnie przedstawianego. Kim zatem był ten, o którym pobłażliwie napisał G. K. Chesterton jako o „jednym z tych wielkich żywiołowych barbarzyńców, którym zaiste dano zmienić świat”?
Wielkie nadzieje
Marcin Luter przyszedł na świat 10 XI 1483 r. w leżącym w Górnej Saksonii Eisleben, podczas chwilowego pobytu rodziców w tej miejscowości. Rodzice Marcina, Jan i Małgorzata z Lindemannów, byli z dziada pradziada wieśniakami związanymi ze wsią Möra. Jako że rodzina była liczna, a przez to trudna do utrzymania z niewielkiego kawałka ziemi, przenieśli się do miasteczka Mansfeld, gdzie ojciec Lutra znalazł pracę górnika. Dom Lutrów należał do domów ubogich, w którym trudności materialne były na porządku dziennym. Pomimo tego zadbano o wykształcenie syna, który nie tylko odznaczał się wśród rodzeństwa zaletami umysłu, ale również podejmował liczne wysiłki, by zdobyć środki potrzebne do rozpoczęcia kształcenia. Wielu biografów podkreślało pobożność rodziców Marcina, chociaż umyka im fakt, iż decyzja o wstąpieniu do nowicjatu zakonnego podjęta przez syna wywołała raczej sprzeciw ojca, który chciał z syna uczynić prawnika. Trudno jednak odkryć wszystkie pobudki kierujące jego motywami. Kształcenie dorastającego młodzieńca możliwe stało się dzięki wsparciu udzielonemu, jak to często miało miejsce w tamtych czasach, przez bogate osoby spośród stanu mieszczańskiego oraz arystokracji. Finansowego oparcia udzieliła młodzieńcowi przepełniona miłosierdziem wdowa von Cotta, u której Luter przez jakiś czas zamieszkał i dzięki której miał dużo czasu na poświęcenie się nauce. Szła mu ona wyjątkowo dobrze i w Eisenach, i w Erfurcie, gdzie zakończył naukę z najlepszymi lokatami, otrzymując „godność mistrza sztuk”. Głowa młodego Marcina przepełniona była ambitnymi planami, cele jego działania były dalekosiężne, górnolotne i nabrzmiałe od wiary we własne siły. Należało piąć się w górę! W takim razie, jakie były powody wstąpienia do zakonu augustianów?
Nie powołany, ale porwany...
Powołanie jest łaską Boga, z którą współdziała wola człowieka. Rodzi się we wnętrzu ludzkiego serca, ale kształtu nabiera poprzez działanie rozumu. Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na postawione pytanie. Biografowie niemalże jednogłośnie zapewniają, w oparciu o słowa samego Marcina Lutra („...non tam tractus, quam raptus...” – „nie tyle pociągnięty, co porwany”), że decyzja o wstąpieniu do zakonu była związana z chwilowym impulsem spowodowanym w 1505 r. gwałtowną śmiercią jego przyjaciela Aleksego, zabitego w pojedynku, oraz burzą, która dopadła idącego młodzieńca. W czasie nawałnicy, bojąc się o swoje życie, miał podobno wzywać opieki św. Anny i złożyć przyrzeczenie wstąpienia do klasztoru. Argumentacja dość pokrętna, chociaż należy podkreślić, że Luter był człowiekiem niezwykle impulsywnym, całkowicie pozbawionym cnoty roztropności, podejmującym decyzje nagle, bez rozwagi. Ludzie, którzy go znali, często byli świadkami przejawów jego cholerycznego usposobienia, przez co był uważany za niezrównoważonego, a przez niektórych nawet za opętanego. Jego choleryczna natura w połączeniu z chorobliwą ambicją była zdaniem J. Maritaina wzorcowym przykładem posuniętego do samodestrukcji egoizmu. Maritain tak pisał o charakterze Lutra:
Ten gwałtownik miał w sobie wiele dobroci, szlachetności, miękkości. Przy tym niepohamowaną pychę i bezgraniczną próżność. Rozum nie odgrywał u niego wielkiej roli. Jeśli pod nazwą inteligencji należy rozumieć zdolność chwytania tego, co ogólne, rozróżniania istoty rzeczy, posłusznego zdążania wzdłuż subtelnych szlaków rzeczywistości – Luter inteligentny nie był, raczej ograniczony, przede wszystkim uparty. Lecz w niezwykłym stopniu posiadał zmysł konkretności, inteligencję praktyczną, przebiegłość oraz spryt, zdolność spostrzegania zła u innych, sztukę wynajdywania tysiąca sposobów wyjścia z kłopotliwej sytuacji i druzgotania przeciwnika.
Autor historii Kościoła ks. Rivaux pisał: „był to człowiek ognisty i gwałtowny”.
Luter powziął swoją decyzję nieodwołalnie, wbrew ojcu i radom licznych przyjaciół. Jego zdanie było najważniejsze, bardziej chciał postawić na swoim niż pójść za głosem powołania. Nie można również całkowicie odrzucić hipotezy, że wstąpienie do zakonu było buntem Marcina Lutra przeciw władzy ojca, lub drugiej, upatrującej w dziwnym powołaniu marzeń o łatwej karierze naukowej dla chłopskiego syna, którą zapewnić miał Kościół. Nie sposób jednak znaleźć dostatecznych dowodów na poparcie żadnej z tych hipotez.
Pycha w habicie
Syn ubogich wieśniaków z takim samym zapałem, z jakim pochłaniał traktaty filozoficzne, rzucił się w wir życia zakonnego, które pochłonęło go do reszty. Luter starał się być lepszy od innych zakonników, tak jakby mury klasztorne nie różniły się od murów uczonego uniwersytetu. Zaczął osiągać godności dzięki przychylnemu nastawieniu swojego przełożonego. Pisał o sobie w 1516 r.:
Potrzeba by mi właściwie dwóch sekretarzy, cały dzień jestem prawie wyłącznie zajęty pisaniem listów... Jestem kaznodzieją w klasztorze i refektarzu: co dzień wołają mnie do parafii, abym tam kazał; jestem regentem studiów, wikarym okręgu, a więc jedenastokrotnym przeorem; jestem kwestarzem ryb w Leitzkau, mandatariuszem w Torgau w procesie parafialnego kościoła Herzbergu; jestem lektorem św. Pawła, zbieram notatki o Psałterzu. Rzadko kiedy pozostaje mi pełny czas potrzebny do odmówienia pacierzy i odprawienia Mszy.
„Jestem... jestem... jestem...”. Te wszystkie obowiązki pochłaniały Lutra do tego stopnia, że jego chorobliwe ambicje egotyka pchnęły go na podobne tory życia duchowego. Pisał:
Jeśli św. Augustyn wszedł do nieba przez mury opactwa, to i ja na to zasługuję. Wszyscy moi bracia oddadzą mi słuszne świadectwo; pościłem, czuwałem po nocach, posuwałem często umartwienie aż do nadwątlenia mego zdrowia.
To prawda, ojciec Marcin starał się być znacznie lepszy od swoich współbraci w postach, czuwaniach, modlitwach. Wielu zakonników nie darzyło Lutra sympatią, zauważając, że mechanizmem jego życia duchowego była pycha. F. Kuhn, biograf Lutra pisał:
Bracia nic nie rozumieli z tych jego smutków, myśleli, że chciał im imponować swoją oryginalnością albo że był opętany przez szatana.
Luter swoim neurotycznym zachowaniem ugruntowywał ich w tym przekonaniu. W czasie czytania Ewangelii o opętanym niemym człowieku, przerażony zakonnik zaczął krzyczeć „Ha! Non sum! Non sum!”, po czym padł na posadzkę „jakby rażony piorunem”. W duszy tego człowieka w istocie toczyła się walka; pokusy nie omijały go, podobnie jak każdego innego zakonnika. Ale Luter pragnął być bezgrzesznym, czystym, idealnym, doskonałym w dosłownym tego słowa znaczeniu! Chciał swój cel osiągnąć sam, bez pomocy łaski Bożej i bez walki duchowej, której się bardzo obawiał, bo ta ostatnia za każdym razem niweczyła jego wysiłki. W ogniu takiej batalii rodziła się luterańska koncepcja zbawienia człowieka przez wiarę, na tej linii frontu kształtowały się teoretyczne filary reformacji. Luter konfrontowany z cielesnością, z ułomnościami natury ludzkiej, której nie chciał zaakceptować jako części natury człowieka, doszedł do wniosku, że są one nie wynikiem grzechu pierworodnego, ale – samym grzechem pierworodnym. Nabrał przekonania w oparciu o swoje doświadczenia duchowe, że żaden człowiek nie jest w stanie zachować przykazań Bożych, że czynić może tylko źle i nawet jego pragnienia są złe, bo ustawicznie podlegają pożądliwości1. Z tego wynika, że człowiek nie posiada wolnej woli, bo czyż może być wolną wolą permanentna grzeszność?... Dobre uczynki należało zdaniem Lutra spełniać, bo tak nakazał Jezus, ale absolutnie nie mają one żadnego znaczenia w dziele zbawienia ludzi. Usprawiedliwienie człowiek otrzymuje jedynie przez wiarę, przez którą zbawcza i odkupiająca śmierć Chrystusa na krzyżu grzechy niszczy2. Jak zauważyło szereg poważnych badaczy działalności Marcina Lutra, takich jak o. Denifle OP, ks. H. von Grisar SI, K. Holl czy A. Jundt, poglądy te głosił w kazaniach już w 1515 r. Turmerlebnis ('przeżycia w wieży‘ – moment olśnienia Lutra, w którym „zrozumiał” zasadę usprawiedliwienia) opierało się na egoizmie, na pragnieniu świętości przy jednoczesnej rezygnacji z walki duchowej, na utożsamieniu swojego przypadku osobistego z powszechną prawdą teologiczną. Rację miał Maritain, cytując za protestanckim badaczem Hollem, że Luter pragnął uczynić z siebie człowieka uniwersalnego, nieświadomie zastąpić Chrystusa swoją osobą jako przykładem do naśladowania. Konsekwencje tego myślenia miały okazać się opłakane w skutkach.
(...) możnaby powiedzieć, że olbrzymia katastrofa, jaką Reformacja protestancka stała się dla ludzkości, jest tylko wynikiem wewnętrznej próby, która przybrała zły obrót w duszy zakonnika nie mającego pokory
– pisał Maritain w pracy Trzej reformatorzy.
Do pamiętnego roku 1517, w którym otwarcie wypowiedział część swoich poglądów, życie Lutra upływało na pracy naukowej (pisał, komentował, opracowywał), głoszeniu kazań i ciągłym popadaniu z euforii i pełnej pychy pewności siebie w stany melancholii, zniechęcenia i rozpaczy, której wielokrotnym świadkiem i powiernikiem był prowincjał augustianów Staupitz. Pomimo zainteresowania Wycklifem i Husem, pomimo głoszenia coraz śmielszych teorii, Luter starał się pozostać wiernym katolikiem. Jak zwykle popadając w przesadę, jego pragnienie prawowierności przekształcało się w tępy fanatyzm. Pisał o sobie, że zabiłby każdego, kto neguje władzę papieską, ubolewał, w czasie swojej podróży do Rzymu (1510 r.), że jego rodzice jeszcze żyją i cieszą się zdrowiem, bo mógłby odprawić za nich uroczystą Mszę św... Przy jednoczesnym fanatyzmie, postulowanym zaostrzeniu reguł życia zakonnego w klasztorze, które m.in. przez Lutra przekształci się później w otwarty konflikt, został przez Staupitza zwolniony ze zwykłych obowiązków mnicha. Unikał odprawiania Mszy św., modlitwy powodowały jego rozdrażnienie, brewiarz odmawiał niedbale i „hurtem” za cały tydzień z góry. W jego duszy nie było już powołania, nie było wiary, nie było przede wszystkim pokory i nadziei. „Gdybym nie był doktorem, diabeł mógłby mię nieraz zabić tym argumentem: nie masz misji do spełnienia” – pisał Luter.
Jeszcze raz należy podkreślić, że u podwalin reformacji leżał dramat duchowy człowieka, który będąc małym i słabym, był przekonany o swojej wielkości i sile3.
W związku z powyższymi rozważaniami należy zastanowić się, czy dramat jednostki, czyli rozterki duchowe mnicha augustiańskiego z Wittenbergi, mógł spowodować rozdarcie religijne i polityczne XVI–XVII w. Czy możemy powiedzieć, że jednostka, nawet jeśli uznamy ją za nieprzeciętną, potrafi doprowadzić do wielkich przemian, narzucić epoce swoją wolę? Jest to problem nierozstrzygalny dla historyków od wielu lat. Przypuszczalnie gdyby nie zaistniały warunki do uzewnętrznienia się przemyśleń zamkniętych w mniszej głowie, dramat zakończyłby się fatalnie jedynie dla niego samego. Gdyby z kolei nie zaistniały warunki polityczne, prawdopodobnie Luter bądź odwołałby swoje herezje, bądź skończyłby marnie jak Hus. Stało się jednak inaczej. Warto zanalizować sytuację sprzyjającą wystąpieniu herezjarchy w 1517 r., przyjrzeć się szerszym przyczynom reformacji, które budzą nie mniejsze kontrowersje wśród historyków, niż postać samego jej sprawcy.
Przyczyny destrukcji
Zawsze przy okazji omawiania przyczyn reformacji w nowszej historiografii wraz z przedstawieniem „afery odpustowej” pisze się o niebywałym rozkładzie życia religijnego w Niemczech i zepsuciu panującym wśród duchowieństwa. Prawdą jest, że XV-wieczne epidemie dżumy wpłynęły nie tylko na zmniejszenie populacji Europejczyków, ale również na obniżenie poziomu moralnego i intelektualnego. Niemniej tak jednoznacznie negatywna opinia na temat duchowieństwa przełomu XV i XVI w. opiera się na daleko idących uproszczeniach. Jako przykład podaje się abpa Moguncji i Magdeburga, znanego z symonii 23-letniego Albrechta brandenburskiego, który co prawda nie był odosobnionym przypadkiem, ale nie może również uchodzić za reprezentanta całego duchowieństwa. F. Nietzsche w jednym ze swoich pamfletów filozoficznych wyśmiewał te powtarzane do dziś opinie, zwracając uwagę, że wystąpienie Lutra i uwaga, jaką mu poświęcano, świadczyła o zdrowiu i normalności Kościoła w Niemczech. Oburzenie Lutra na obyczaje duchowieństwa, które pisarstwo protestanckie z taką lubością eksploatowało, wskazując na nie jako na jako powód utraty wiary w Kościół i papieża, nie nastąpiło w czasie wycieczek po Rzeszy, ale podczas wizyty Lutra w Rzymie. Stolica chrześcijaństwa, stolica cywilizowanego świata ukazała prowincjonalnemu mnichowi szokujące dla niego oblicze, barwnie opisane na kartach prac K. Chłędowskiego. Rzym w tym okresie był daleki od świętości; jednak Luter chyba nie był aż tak mocno zbulwersowany, jak później sam utrzymywał, ponieważ po powrocie do klasztoru zrezygnował z walki po stronie obserwantów o zaostrzenie reguły, przyłączając się do „liberałów” Staupitza. Tam, gdzie następowała prawdziwa degeneracja, próżnię religijną nie wypełniał protestantyzm, ale agnostycyzm i humanizm. Starcie pomiędzy katolicyzmem a rodzącym się protestantyzmem na terenie Rzeszy wyniknęło ze splotu okoliczności natury politycznej i żarliwej wiary walczących stron.
Pod koniec średniowiecza stało się jasne, że Kościół przegrał walkę z władzą świecką o obsadzanie stanowisk kościelnych. Rody książęce i królewskie traktowały godności kościelne jak lenna dożywotnie do obsadzenia. Stawały się one łupem młodszych synów arystokracji, dla których nie przewidziano praw do ojcowizny. W rękach niektórych takich hierarchów bez powołania znajdowało się kilka diecezji, nierzadko zdobytych dzięki symonii lub protekcji władcy. Z drugiej strony narastała na terenie Rzeszy niechęć stanu rycerskiego do hierarchii kościelnej, wynikająca z przywilejów duchowieństwa, ale przede wszystkim z zawiści spowodowanej brakiem ziemi dla zbyt licznego i pozbawionego zajęcia stanu rycerskiego. Rycerze nie mogli wybaczyć przeforsowanie na terenie Rzeszy przez Kościół wespół z cesarzem pokoju Bożego w Wormacji (1495 r.), zakazującego walk feudałom i grabieży, czyli powiększania swoich domen kosztem słabszych, kosztem miast lub własności kościelnej. Rycerzem, który jako pierwszy zauważył potencjalne korzyści wypływające z poparcia udzielonego buntowniczemu mnichowi, był Franz von Sickingen. Warto nadmienić, że uczynił to wyłącznie z wyrachowania, bo do końca swojego awanturniczego życia pozostał katolikiem. Podobnie postępowały nieliczne, ale wpływowe antykatolickie środowiska niemieckich humanistów na czele z von Huttenem, Pirkheimerem i Cranachem, którzy wyczuli szansę przeforsowania swojego programu niejako za plecami Lutra. Również książęta Rzeszy, z najwybitniejszym ich reprezentantem Filipem Heskim, zauważyli możliwość ograniczenia władzy cesarskiej w Rzeszy i wzmocnienia swojej pozycji względem zadeklarowanych po stronie papieża Habsburgów, pogrążonych w konflikcie z Francją i powstrzymujących napór Turków na Węgrzech. To właśnie ich poparcie, udzielone Lutrowi w toku konfliktu, spowodowało reformację. Bez nich bunt Lutra i spór o odpusty przekształciłby się w nic nie znaczący epizod historii Kościoła. Siłą napędową reformacji były walki polityczne prowadzone przez książąt przeciw władzy cesarskiej i wynikająca z nich potrzeba mobilizacji mas, dla których nowinki religijne Lutra stały się najlepszą ideologią polityczną, o czym pisał przed wojną A. Trzaska-Chrząszczewski.
Złe odpusty?
Bezpośrednią przyczyną wystąpienia Marcina Lutra była kwestia odpustów. Jeszcze za pontyfikatu papieża Juliusza II rozpoczęto budowę bazyliki św. Piotra w Rzymie, która miała się stać najpiękniejszą świątynią chrześcijaństwa po utracie Hagia Sophia w Konstantynopolu, zajętym przez Turków. Niestety, nagła śmierć wojowniczego papieża w 1513 r. przerwała realizację jego ambitnych planów zakończenia budowy świątyni i zahamowania ekspansji tureckiej w Europie. Bazylika św. Piotra, nad którą pracował m.in. Michał Anioł, stała niedokończona, podobnie jak formowana w tym czasie armia papieska. Brakowało funduszy na te zamierzenia. Nowy papież z rodziny Medyceuszy – Leon X – kontynuował działania swojego poprzednika, chociaż nie posiadał jego talentu organizacyjnego i szerokich horyzontów politycznych. Aby zakończyć plany Juliusza II, Leon X przywiązał znaczne odpusty do ofiar składanych na budowę bazyliki lub uzbrojenie i utrzymanie armii przeciw Turkom (1516 r.). Zadanie głoszenia kazań i rozdawania odpustów powierzono na terenie całej Rzeszy dominikanom, chociaż taki przywilej od dawna posiadali augustianie. Pomiędzy zakonami wybuchł na nowo od dawna tlący się spór (tym razem o odpusty), w którym aktywny udział wziął przełożony Lutra Johann Staupitz4. Kiedy do Leona X doszły wieści o wystąpieniu Lutra, papież podsumował je stwierdzeniem, że jest to „jakaś sprzeczka mnichów”. I wtedy miał jeszcze rację, chociaż jego brak zdecydowania w pierwszym okresie formowania się obozu Marcina Lutra przyczyniło się w dużym stopniu do początkowego zwycięstwa protestantyzmu w Rzeszy. Nadkomisarzem do zbierania jałmużny na terenie części Rzeszy został mianowany, dzięki protekcji wpływowych kół politycznych, abp Moguncji i Magdeburga Albrecht Hohenzollern. Ten znany z symonii hierarcha postanowił zbić na odpustach interes, taki sam jak część książąt niemieckich, o których historiografia protestancka milczy. Część jałmużny miała wpłynąć do jego prywatnej szkatuły, na poczet spłaty olbrzymiego długu za kupione diecezje, których wierzycielami była bankierska rodzina Fuggerów. Głoszenie kazań powierzono dominikaninowi Johanowi Tetzlowi, z którego uczyniono głównego winowajcę w tej całej tragedii. Kiedy Tetzl pojawił się w Wittenberdze, Luter popierany przez Staupitza wystąpił przeciw niemu, a 31 X 1517 r. ogłosił swoje sławne 95 tez, najprawdopodobniej odczytując je przed kościołem Wszystkich świętych5. Tezy Lutra były przemieszaniem zdań zgodnych z nauczaniem Kościoła z takimi, które pod pozorem prawowierności zawierały poglądy sprzeczne z ortodoksją. Z jednej strony czytamy „Kto prawdzie odpustów papieskich zaprzecza, niech przeklęty będzie” (teza 71.), zaś gdzie indziej:
Ci, którzy przez odpusty zbawienia wiecznego pewnymi być mniemają, wpadną razem z mistrzami swoimi w paszczę szatana (teza 32.);
Każdy prawdziwy chrześcijanin, czy to żyjący jeszcze, czy już umarły, jest uczestnikiem wszelkiej łaski Chrystusa i Kościoła, którą i bez nabycia odpustowego listu daruje mu Bóg (teza 37.);
Powinniśmy nauczać lud chrześcijański, że nie jest to umysłem ani zdaniem papieża, jakoby kupowanie odpustów miało się równać jakiemukolwiek uczynkowi miłosierdzia (teza 42.);
Trzeba nauczać chrześcijan, że gdyby papież wiedział, jakich okrucieństw się ci dopuszczają, co odpusty sprzedają, to wolałby kościół św. Piotra widzieć zamieniony w popioły, aniżeli budować go kosztem skóry, ciała i kości swoich owieczek (teza 50.).
Tezy błyskawicznie rozpowszechniły się w Niemczech i poza nimi; grono zwolenników Lutra powiększało się. Wśród nich znalazł się m.in. na pewien czas Erazm z Rotterdamu oraz wielu dobrych katolików, którzy nie rozumieli jeszcze powagi sytuacji i charakteru buntu.
Pierwsze starcia
Rozpoczęła się zażarta polemika, trwająca ponad rok. Na 95 tez Marcina Lutra zareagował Konrad Wimpina, profesor z Frankfurtu nad Odrą, publikując w duchu katolickiego nauczania 95 tez przeciw opiniom Lutra. Nie milczał również Tetzl, odpowiadając ostro nie tyle na tezy, co wcześniejsze, pełne kalumnii kazania augustianina. Oliwy do ognia dolali dominikanie, wśród których magister pałacu apostolskiego z Rzymu Sylwester Prierias i Jakub Hoogstraten z Kolonii zasłynęli zaciętością przeciw Lutrowi, która mało miała jednak do czynienia z rzeczową polemiką. Jednak to oni jako pierwsi zauważyli związek działań Lutra z zamiarami niemieckich humanistów. Rzeczowej krytyce poglądy Lutra poddał w 1518 r. wicekanclerz uniwersytetu w Ingolstadt Jan Eck, który w swojej pracy Obelisci wykazał związki myślenia Lutra z tezami Jana Husa. Wrażenie było piorunujące, bowiem husyci tkwili mocno w pamięci poddanych cesarza ze względu na prowadzone wojny – powszechnie ich nienawidzono. Analiza działań zakonnika z Wittenbergi również ujawnia wiele podobieństw z działaniami Husa. Luter odpowiadał z pasją, nie pozostając dłużnym ani dominikanom, ani rzeczowemu Eckowi. Do Hoogstratena napisał:
Idź tedy precz, ty głupi, krwi żądny morderco! Ty, który krwią chrześcijańskich braci nasycić się nie możesz. Idź, badaj i szukaj robaków w gnoju, dopóki się nie nauczysz, co to jest błąd, co grzech i kacerstwo. Nie widziałem jeszcze dotąd większego od ciebie osła, choć chwalisz się, że przez wiele lat uczyłeś się dialektyki.
Uniwersytet paryski i lowański, które zgłosiły zastrzeżenia do tez Lutra i jego późniejszych pism nazwał „szkołą kretów, śmierdzącą kałużą”, a profesorów „epikurejskimi świniami, diabelską synagogą”. Luter był trudnym polemistą, o czym mieli się przekonać również jego protestanccy oponenci, tacy jak Karlstadt, Münzer lub Zwingli, obrzucani inwektywami w rodzaju „sekciarzy”, „entuzjastów”, „fanatyków”, „sług diabła” czy „bandytów”.
W tym samym czasie, kiedy poddani cesarza z uwagą śledzili zawiłą dysputę pomiędzy uczonymi, Luter rozpoczął akcję w Rzymie (maj 1518 r.), wysyłając pokorne listy. Papież, nie mając dobrego rozeznania w sytuacji, był przekonany, że wystąpienie jest tylko przejawem konfliktu między zakonami i braku dyscypliny w zakonie augustianów. Starając się zażegnać spór, wyznaczył zakonnikowi dwa miesiące na stawienie się w Rzymie, zamienione później na przesłuchanie podczas sejmu w Augsburgu, o które zabiegali elektorzy. Na sejmie miała odbyć się również publiczna dyskusja z legatem papieskim, kardynałem Kajetanem. Jednak Luter ani myślał przychylać się do nakazów papieskich; posiadał już wtedy możnego protektora w postaci księcia-elektora saskiego Fryderyka III Mądrego, który oświadczył legatowi, że dysputa i roztrząsanie tych kwestii jest niepotrzebne, bo Luter nie występuje przeciw Pismu św., Ojcom Kościoła i dekretom papieża, oraz zażądał rozpatrzenia problemu przez cztery uniwersytety. Sam Marcin Luter po kilku jeszcze odwołaniach do papieża zażądał rozpatrzenia swojej sprawy przez sobór powszechny. Pisał do papieża:
posunąłem się zbyt daleko przeciw Kościołowi Rzymskiemu, ściągając tak natarczywie bezużytecznych rozprawiaczy. Czyniłem to dlatego, żeby oszczędzić naszej Matce, Kościołowi Rzymskiemu, hańby skalania się chciwością, która jest mu obca i żeby lud nie wpadł w błędy przez fałszywą naukę o odpustach.
Jednocześnie pisał w liście do swojego przyjaciela Spalatina, kaznodziei elektora saskiego: „Naprawdę nie wiem, czy papież jest antychrystem, czy jego poprzednikiem”.
Groch o ścianę
W końcu przeciwnicy tez Lutra o odpustach doprowadzili do publicznej dyskusji, która pod opieką księcia Jerzego saskiego odbyła się na przełomie czerwca i lipca 1519 r. (27 VI – 15 VII: pełnych 16 dni dyskusji!) w Lipsku. Luter wspierany przez Karlstadta bronił swych tez o odpustach i poglądów zawartych w polemikach, dotyczących wolnej woli, stanu łaski, grzechu, pokuty, zwierzchnictwa Kościoła. Profesor Eck, przewyższający wiedzą i erudycją oponentów, bez najmniejszych kłopotów pokonał Lutra i wykazał po raz kolejny niezwykłe powinowactwo jego koncepcji z poglądami Husa, co spowodowało przerwanie dysputy przez przestraszonego obrotem sprawy księcia saskiego. Jedynym pożytkiem, jaki wyniósł Kościół z publicznej dyskusji, było udowodnienie zatwardziałości heretyka, który przyparty do muru negował nawet autorytet soborów, które zresztą stawiał w dyskusjach ponad papieżem. Natomiast luteranizm po dyspucie lipskiej urósł w siłę poprzez przyłączenie się do niego profesora greki na uniwersytecie wittenberskim, niepewnego, skłóconego z samym sobą Filipa Melanchtona, który mimo rozdarcia stanie się jednym z najważniejszych twórców religii luterańskiej. Parę miesięcy później, w październiku 1520 r., pokonany i już ekskomunikowany Luter wysłał Leonowi X przy okazji opublikowania swojego traktatu O wolności chrześcijańskiej list pełen obelg:
Dałby Bóg, ażebyś złożywszy dostojeństwo papieskie ograniczył się do prostego beneficjum albo pozostał na dziedzictwie swoich przodków. W istocie, tylko Judasz i ci, którzy są mu podobni i których Bóg odrzucił, mogliby przyjmować cześć, którą ciebie otaczają.
Jednocześnie uprzedzając działania Leona X rozpowszechnił drukiem swoje Kazanie o klątwie, negujące ważność sankcji papieskich. Luter czuł się pewnie, posiadał spore grono sojuszników, za plecami czuł potęgę elektora saskiego i wielu książąt Rzeszy, wspierali go niemieccy humaniści, von Sickingen wraz z rycerstwem ofiarował mu na usługi swój miecz i zamek. Pomimo jednoznacznie katolickiej postawy Maksymiliana I i negatywnego stanowiska względem Lutra jego następcy Karola V, heretyk niczego się nie obawiał.
Doktryna upadku
Wybitny badacz reformacji i biograf Lutra ks. von Grisar SI wyróżnił w tworzeniu się koncepcji religijnych Lutra dwie fazy. Pierwsza faza kończyła się na roku 1517, kiedy ostatecznie wykrystalizowały się jego poglądy dotyczące odkupienia grzechów przez wiarę, wolnej woli i braku wewnętrznej łaski uświęcającej oraz zupełnie skażonej przez grzech pierworodny naturze ludzkiej. Natomiast najważniejsze lata drugiej fazy przypadały na lata 1517–1518 r., kiedy Luter poświęcił się polemikom i dalszym pracom nad listami św. Pawła i psalmami. W 1518 r. Luter jest już całkowicie pewny, że „credo me esse salvum” („wiara moja jest moim zbawieniem”). Następne lata będą jedynie brnięciem w dalsze błędy spowodowane uporem – oraz poszukiwaniem kolejnych protektorów. Anarchia, jaką spowodowały jego poglądy wśród wolnomyślnych zwolenników wittenbergczyka, zmusiła Lutra do rezygnacji z „niewidzialnego kościoła” i stworzenia widzialnego „porządku kościelnego” oraz zastąpienia demokratycznego pojęcia gminy chrześcijańskiej absolutystycznym „kościołem państwowym”. Przeciwstawienie się władzy papieża spowodowało nieuchronne wypełnienie próżni politycznej przez omnipotencję ówczesnego państwa, które według koncepcji samego Lutra miało niejako obowiązek przejąć wcześniejsze uprawnienia Kościoła. Tezy te zawarł m.in. w piśmie Do szlachty niemieckiej o poprawie stanu chrześcijańskiego, nawołując do zlikwidowania państwa papieskiego i zaprzeczając władzy doczesnej Kościoła.
W końcu Leon X zdecydował się na obłożenie heretyka karami kościelnymi. 15 VI 1520 r. bullą Exsurge Domine papież potępił 41 zdań Lutra jako niezgodnych z nauczaniem Kościoła świętego, grożąc zwolennikom buntownika ekskomuniką. Luter miał w przeciągu 60 dni udać się do Rzymu w celu odwołania heretyckich poglądów. Ogłoszenie bulli wywołało w Rzeszy falę rozruchów wywołanych przez szlachtę i stronników Lutra. Natomiast heretyk opublikował pamflet przeciw papieżowi Przeciwko bulli antychrysta, a po jej otrzymaniu dokonał publicznego jej spalenia na stosie wraz z prawem kanonicznym, wypowiadając przy tym słowa: „Zasmuciłeś świętego Pańskiego, niech cię zasmuci ogień wieczny”. W działaniach wymierzonych w autorytet Kościoła wiernie sekundowali Lutrowi humaniści tacy jak von Hutten i Cranach, rozpowszechniając bluźniercze pamflety i karykatury. Po upływie przewidzianego bullą czasu Leon X obłożył herezjarchę i jego stronników ekskomuniką, wyłączając ich ze społeczności Kościoła katolickiego (3 I 1521 r.).
Wartburskie noce i dnie
Energiczne działania na wieść o ekskomunice podjął również nowy cesarz Karol V Habsburg, wzywając Lutra przed sejm Rzeszy w celu złożenia wyjaśnień i ewentualnego zastosowania względem heretyka praw państwowych, traktujących herezję jako groźne wykroczenie przeciwko pokojowi publicznemu. Lutrowi dano list żelazny; herezjarcha przekonany o swojej bezkarności wśród poklasku przyjechał do Wormacji. Tam, widząc poparcie wśród niektórych senatorów Rzeszy, odmówił odwołania heretyckich zdań, żądając dowodów z Pisma św. i rozumu, które pokazałyby, że błądzi. Dyskusje zakończyły się fiaskiem, ponieważ Luter uznawał jedynie swój „spreparowany” przekład Pisma św. Cesarz, widząc opór obwinionego, zakazał Lutrowi głoszenia kazań i nakazał opuszczenie Wormacji. Elektor Saksonii Fryderyk, obawiając się o życie cennego dla jego sprawy politycznej Lutra, zorganizował porwanie buntownika. Na uprzedzonego Lutra w okolicach Eisenach napadła uzbrojona, zamaskowana grupa rycerzy elektora, która „uprowadziła” go do dobrze bronionego zamku w Wartburgu. Dobrze strzeżony na zamku, Luter ukrywał się w przebraniu rycerza jako Jörg. Tymczasem sejm Rzeszy po upływie terminu obowiązywania immunitetu, wynikającego z listu żelaznego, wydał wyrok banicji i rozkaz publicznego spalenia jego pism na stosie. Działania cesarza wymierzone w Lutra pokryły się z innymi wydarzeniami świadczącymi, że początkowe sukcesy i poklask zdobyty przez buntownika były iluzoryczne i przedwczesne. Król Anglii Henryk VIII, późniejszy odstępca, opublikował traktat polemiczny z głównymi tezami heretyka, uniwersytet w Kolonii i Lowanium publicznie spalił pisma Lutra, a paryska Sorbona wykazała liczne błędy teologiczne i filozoficzne tkwiące w jego pracach. Po zmarłym niespodziewanie w 1521 r. Leonie X, konklawe wybrało nowym papieżem energicznego flandryjczyka, jasno widzącego sprawy religijne i polityczne tamtych czasów, Hadriana VI. Papież zauważył słabe strony reformatorów, tkwiące w powierzchownych, politycznych pobudkach popierających go możnych. Remedium było proste, należało odrodzić dawne, oparte na surowych zasadach życie religijne, zlikwidować wszelkie nadużycia w karności kościelnej, rozpocząć na nowo walkę z symonią i nepotyzmem. Niestety, szeroko zakrojone działania Hadriana VI, wspierającego swojego dawnego ucznia Karola V, zostały przerwane przez niespodziewaną śmierć papieża w 1523 r.
Tymczasem przebywający w Wartburgu Luter vel Jörg oddawał się przyjemnościom życia łowieckiego i pracował nad przekładem Pisma św. na język niemiecki (ukończonym w 1534 r.), który dla wszystkich ignorantów po dziś dzień stał się milowym krokiem w dziedzinie kultury niemieckiej6. Z tekstu Starego i Nowego Testamentu usunięto wszelkie fragmenty podważające nauki Lutra, wiele z wersetów przetłumaczono mylnie lub zmieniono celowo, aby udowodnić oparcie w Piśmie św. „wygibasów intelektualnych” heretyka7. Mojżesz dla Lutra był „katem wszystkich”, a dziesięć przykazań oryginalny tłumacz skomentował tak: „prawo to jest stosowne dla żydów, ale nas wcale nie obowiązuje”. O Księdze Eklezjasty Luter miał równie niepochlebne zdanie: „Ta księga potrzebuje być zupełniejszą; ona jest obciosana, nie ma butów ani ostróg; harcuje w trepkach jak ja, gdy byłem mnichem”. Druga Księga Machabejska i Księga Estery „za wiele judaizują i za dużo w nich pogańskich śmieci”. List św. Jakuba przeczący zbawieniu wyłącznie przez wiarę zdaniem Lutra jest „listem słomianym”; podobnie w Liście do Hebrajczyków Luter znajduje jeno „drzewo, słomę i siano razem pomieszane”. Księga Tobiasza chyba herezjarsze się spodobała, bo „jest komedią, w której wiele mówią o kobietach i która zawiera wiele śmieszności i niedorzeczności”. Podobnie wolnomyślicielsko Luter podszedł do Ewangelii, z których prawdziwą jest jedynie napisana przez św. Jana, „przeto należy ją przedkładać nad inne”. Wreszcie o Apokalipsie św. Jana:
Nie znajduję nic apostolskiego ani prorockiego w tej księdze. Apostołowie bowiem nie zwykli przemawiać przenośniami; prorokują w słowach jasnych i zrozumiałych. Niech każdy myśli o tym, co mu doradza jego rozum; co do mnie, mój rozum czuje wstręt do tego i to jest dla mnie dostateczne do odrzucenia.
Oczywiście wielu uczonych w Piśmie wyraziło sprzeciw wobec tych cenzorskich praktyk wittemberskiego geniusza, które Luter skwitował słowami:
Jeżeli wam jaki papista będzie robił korowody z powodu wyrazu „jedynie», „tylko»8, to powiedzcie mu tak od ręki: doktor Marcin Luter chce, aby tak było, i dodajcie jeszcze: papista i osioł jedno są; sic volo, sic iubeo, sit pro ratione voluntas. Bo nie myślimy być papistów uczniami i słuchaczami, ale ich mistrzami i sędziami; i my też chcemy trochę popysznić się i pospierać z oślimi głowami, i jak kiedyś św. Paweł chwalił się do swoich głupich świętych, tak i ja też chcę się chwalić wobec moich osłów.
W przerwach między tłumaczeniem „słomy”, „siana”, „drewna” i „trepków”, czynionych dla zbawienia „osłów”, Luter przeżywał liczne stany ekstazy, miał widzenia – jak twierdzili protestanccy mistycy z XIX w. – a także rozmawiał chwilami z diabłem. Pokazywano na zamku Wartburg pokój w wieży, gdzie rozeźlony na biesa mistrz cisnął w niego kałamarzem pełnym atramentu. Dowód pozostał w postaci sporego kleksa. Po cóż Lutrowi kałamarz, do cyrografu atrament niepotrzebny...
„Oto początek długiej walki”
Tymi słowami podsumował wyrok banicji i zakończenie obrad sejmu w Wormacji (maj 1521 r.) hiszpański obserwator Alfons Valdez. Protestantyzm rozszerzał się w Rzeszy niczym pożar lasu w suche lato. Pod nieobecność mistrza Lutra zaczął przeradzać się w coraz radykalniejszą negację zastanego porządku, występując już nie tylko przeciw autorytetowi Kościoła katolickiego, ale również przeciw władzy książąt i szlachty, która przecież licznie popierała działania głosiciela „nowej ewangelii”. Karlstadt na czele uzbrojonych band w okolicach Wittenbergi rozpoczął wprowadzanie nowego porządku religijnego, polegającego na demolowaniu świątyń, znoszeniu spowiedzi, komunikowaniu pod dwiema postaciami. Działania te nasiliły się zwłaszcza po przyłączeniu do Karlstadta anabaptystów (T. Münzer i M. Storch), tzw. „nowochrzczeńców”, wyrzuconych przez magistrat miasta Zwickau. Zapragnęli oni właśnie w Wittenberdze – ku przerażeniu Melanchtona – zbudować „nowe królestwo Chrystusowe”, oparte na zasadach egalitaryzmu i pełnej wspólności dóbr. „Wandalizm i głupota nowych apostołów doszły do tego stopnia, że bezradny Melanchton zawezwał Lutra, aby położył koniec radykalizmowi religijnemu” – pisał ks. W. Krynicki. Wezwany w marcu 1522 r. Luter przybył do swojego miasta (nazywano go „papieżem wittenberskim”), by zrobić porządek. Wydarzenia, które miały miejsce w Wittenberdze, uzmysłowiły Lutrowi potrzebę oparcia swoich koncepcji na jakimś ładzie. Heretyk błądzący w chmurach został sprowadzony na ziemię. Odtąd, występując przeciw radykalnym burzycielom, Luter będzie opierać się na książętach; z drugiej strony w celu rozładowania radykalizmu mas zaakceptuje „radykalne” formy zewnętrzne, znosząc m.in. katolickie formy liturgiczne czy brukając celibat.
Poślubienie Katarzyny von Bora (w czerwcu 1525 r.), jednej z ośmiu zsekularyzowanych cysterek z rozwiązanego klasztoru w Nimpschen, było szokiem dla najbliższych współpracowników Lutra. Heretyk tłumaczył się, że „chciał gębę zatkać tym, którzy źle gadali o jego stosunkach z Borą”. W kazaniach przedstawiał swoją decyzję jako czyn wynikający z natchnienia Bożego, ale odpowiadając na ostre słowa Schurfa, zbulwersowanego jak inni tym posunięciem i wyborem nieodpowiedniego czasu na amory (trwała już wojna chłopska), napisał, że „światu i diabłu wyrządził figla, a ojcu swemu sprawił przyjemność”9. Maritain i o. Denifle widzą w działaniu Lutra konsekwencję rozpętanej przez niego kilka lat wcześniej fali porwań zakonnic z klasztorów. Po porwaniu zakonnic w Wielką Sobotę 1523 r., Luter pisał do „błogosławionego złodzieja”(sic!) Bernharda Koppe, dzięki któremu poznał Katarzynę von Bora:
Tak jak Chrystus wyciągnąłeś te biedne dusze z więzienia ludzkiej tyranii; uczyniłeś to w okresie naznaczonym przez Opatrzność, w tym momencie Wielkanocy, kiedy Chrystus zniszczył więzienie swoich bliźnich.
Często zgwałcone zakonnice, sprzedawane przez „wyzwolicieli”, stawały się żonami „Bożych dzieci” Lutra. Taki sposób postępowania, traktowania kobiety jak przedmiotu, związany był z głoszonymi przez Lutra poglądami, które najpełniejszy obraz ukazują nam w cytowanym przez o. Denifle Kazaniu o małżeństwie: „Dzieło i słowo Boże mówią nam jasno, że kobiety winny służyć małżeństwu lub prostytucji”; „Jeśli kobiety męczą się i umierają po licznych porodach, nic w tym złego; niech umierają, byle tylko rodziły: na to są”. Skutkiem reformacji w całej Europie było zdziczenie i upadek obyczajów, o którym pisało ze zgrozą wielu reformatorów, a które przedstawiał barwnie m.in. Jan Brenz w 1532 r.
Tymczasem doszło na terenie Rzeszy do poważnych zaburzeń społecznych, za które nieliczni zwolennicy reformacji zrzucali odpowiedzialność na nawołujące do nienawiści i przemocy pisma Lutra. Wojna chłopska (1525–1526), na czele której stanął później Münzer, znalazła swoje natchnienie w Upomnieniach do pokoju mistrza Marcina, których wpływ widoczny jest w Dwunastu artykułach, będących manifestem rewolucji. Reakcja reformatora była bezwzględna. W piśmie napisanym już w trakcie walk pt. Przeciwko morderczym i zbójeckim bandom chłopskim Luter zalecał książętom
zabijać chłopów jak wściekłe psy (...) bo teraz nie chodzi o cierpliwość i miłosierdzie, lecz jest czas miecza i gniewu, i każdy powinien bić, kłuć i zabijać, i książę może teraz przelewem krwi lepiej na niebo zasłużyć niż inni modlitwą.
Oddziały chłopskie siejące zniszczenie w Rzeszy zostały wybite do nogi przez równie bezlitosne wojska książęce. Powstanie utopiono w morzu krwi.
Następne lata również nie należały do spokojnych. Pogłębiający się konflikt nowego papieża Klemensa VII (mającego wiele dobrych chęci, ale pozbawionego talentu politycznego) z cesarzem Karolem V zakończył się opłakanym w następstwa marszem na Rzym (1527 r. – tzw. sacco di Roma). Król Francji Franciszek I cynicznie wspierał z jednej strony papieża, z drugiej – niemieckich zwolenników Lutra. Z ogólnego zamieszania korzystali zwolennicy reformacji, stopniowo rozszerzając swoje panowanie. Zaniepokojone stany katolickie Rzeszy zwróciły się z prośbą do papieża i cesarza o przeciwdziałanie agresywnym krokom luterańskiego „związku torgawskiego”. Postanowienia, z woli cesarza, sejmu spirskiego z 1529 r. uspokajały sytuację, odwlekając spór religijny do czasów zwołania przyszłego soboru, jednocześnie sankcjonując tymczasowo zdobycze buntowników. Ci nie zgodzili się na pojednawcze postulaty sejmu, składając uroczysty protest, od czego wzięła się nazwa „protestantów”. Cesarz odrzucił veto protestantów, zwołując na rok następny (1530) sejm do Augsburga, gdzie miano ustalić teologiczny kompromis pomiędzy walczącymi stronami. Zwolennikiem kompromisu był m.in. umiarkowany Melanchton. Skutek był odwrotny, podburzeni przez Lutra książęta sprzeciwili się Melanchtonowi, który ustąpił, spisując ich postulaty religijne – tzw. credo augsburskie. Był to oficjalnie wrogi krok przeciw powadze Karola V. Następnym było założenie militarnego związku szmalkaldzkiego, wszczynając szereg wojen, doprowadzając do konfiskaty dóbr kościelnych i prześladując katolików10. „Tolerować u siebie katolickie nabożeństwo znaczyłoby tyle, co brać na swe sumienie odpowiedzialność za nadużycia i bluźnierstwa” – głosił program szmalkaldczyków z 1537 r., których Luter zagrzewał zawołaniem „Niech Bóg was napełnia nienawiścią do Papieża!”. Cesarz próbował ratować pokój, ale wszelkie jego działania (1545 r. – zaproszenie protestantów na sobór do Trydentu, 1546 r. – zaproszenie na debatę do Ratyzbony) spotykały się z drwinami lub zostały zignorowane przez zwolenników Lutra. Sięgnięto po środki militarne, które okazały się pewniejsze.
Nie ustępować!
Poglądy Lutra dotyczące Mszy św. ulegały również ewolucji, jak i inne części jego doktryny. O ile początkowo, przy całej jego niechęci do tej formy „aktywności” duchowieństwa zakonnego, nie poruszał tej sprawy, skupiając się na bardziej interesujących go problemach, to wraz z brnięciem w herezję zaczął negować nauczanie Kościoła dotyczące Najświętszej Ofiary11. Korzenie koncepcji Lutra dotyczącej Mszy, które ostatecznie sprecyzowane zostały dopiero pod koniec lat dwudziestych XVI w., leżą w opisanych już luterańskich „dogmatach” filozoficznych. Po pierwsze, człowiek jest grzeszny, jego natura jest całkowicie skażona grzechem pierworodnym. Po drugie, Chrystus dokonał jedynej, niepowtarzalnej Ofiary, oddając swoje życie na krzyżu za ludzkie grzechy. Wniosek pierwszy – ze względu na naturę człowieka, nie może on być doskonały, nie może nawet dążyć do doskonałości, więc nie może niczego ofiarować Bogu – ba, nie może nawet chcieć! Nie może ofiarować ani dobrych uczynków, bo wg herezjarchy nie mogły one być dobre, ani Mszy św., która jest Najdoskonalszą Ofiarą, powtórzeniem męczeńskiej śmierci Jezusa Chrystusa, dokonującej się na ołtarzu zdaniem katolików. Dla Lutra takie myślenie było samo w sobie bluźnierstwem. Ofiara?... Powtórzenie śmierci?... Doskonała?... W skrajnie pesymistycznej duszy heretyka, poddającej się zwątpieniu i rozpaczy, nie było miejsca dla wiary w tak bezgraniczną miłość Boga do swojego stworzenia, wiary w takie zaufanie do czegoś tak bardzo małego i ograniczonego. Luter nie rozumiał związku Bóg-człowiek jako relacji Ojciec-dziecko. Wniosek drugi – Msza św. nie może być Ofiarą, ponieważ ta – jednorazowo za wszystkie czasy, za wszystkich ludzi – już została dokonana przez Chrystusa. W 1523 r. Luter napisał Formula missae et communionis, mające na celu nie tyle zniszczenie Mszy, co wyczyszczenie jej z „najbardziej odrażających dodatków”, nadających Jej charakter ofiarny – Kanon. Dwa lata później w „Mszy niemieckiej” Luter zaaprobował wprowadzenie do liturgii języka narodowego, komunii pod dwiema postaciami, udzielanymi bez potrzeby spowiedzi usznej oraz uczynił z kazania najważniejszą część nabożeństwa. Poza tym liturgia wyglądała tak samo jak Msza katolicka. Był to ukłon (1525 r. – wojna chłopska!) w stronę radykalnego odłamu heretyckich reformatorów. Melanchton ubolewał, że „świat był tak bardzo przywiązany do Mszy, iż wydawało się, że nic nie zdoła jej wyrwać z serc ludzkich”. Luter był sprytny; mając świadomość, że radykalne, jednorazowe zmiany spowodują opór, a nawet odrzucenie ze strony ludzi, postanowił działania rozłożyć w czasie i stopniować je. Maritain pisał:
Za pomocą szeregu zręcznie obliczonych posunięć stopniowano nowinki w doktrynie i obrzędach tak, aby były niewyczuwalne; odłączono lud od wspólnoty Kościoła, w taki sposób, że sam się nie spostrzegł.
Metodę tą zastosowano również po Soborze Watykańskim II. Okazała się ponownie skuteczna. Saksonię właśnie takimi metodami uczyniono bastionem luteranizmu. Na rok przed śmiercią Luter pisał:
Ponieważ wtedy [po odstępstwie] nasza nauka była nowa i na całym świecie gorszyła masy, musiałem postępować naprzód ostrożnie i, ze względu na słabych, pozostawić wiele punktów na boku, czego już później nie robiłem.
W kolejnych formularzach mszalnych dla Saksonii (1527, 1528) zachowano zewnętrzne formy liturgiczne, tak że na pierwszy rzut oka nie uległa ona żadnym przemianom. Tymczasem skasowano zupełnie Kanon, zachowując podniesienie hostii i kielicha.
Kapłan może doskonale urządzić się w ten sposób, że człowiek z ludu nigdy nie będzie wiedział o dokonanej zmianie i będzie mógł być na mszy, nie gorsząc się wcale...
– tłumaczył Luter. Do kapłanów pisał: „Kapłani znają powody, dla których mają obowiązek skasować Kanon”. W swoich koncepcjach Luter nigdy nie doszedł do logicznego końca, pozostał przeciwnikiem idących dalej sakramentarzy Zwinglego, którzy nb. mieli „zadiablone, przediablone, naddiablone, zbrodnicze serce i pysk kłamliwy”. Niemniej konsekwencją odrzucenia katolickiego pojęcia Przeistoczenia (transsubstancjacji)11 była negacja kapłaństwa, pojmowanego w duchu znienawidzonego przez Lutra judaizmu, a księży poczęto postrzegać jako starszych w wierze, koordynatorów życia religijnego, rzeczoznawców praw religijnych i doradców gminy – na wzór rabinów. Luter uczynił pod koniec lat dwudziestych ze swojej koncepcji Mszy, obok toczącego się sporu z Erazmem o wolną wolę człowieka i zasady usprawiedliwienia, trzon swoich poglądów. Gromiąc ustępliwość Melanchtona w czasie sejmu augsburskiego, pisał w liście do protestujących książąt:
Nic nie należy ustępować; jeżeli tylko zgodzimy się na Kanon, albo na Mszę cichą, już to wystarczy, aby cała nasza nauka upadła, a ich się utwierdziła.
Trzeba przyznać, że Luter miał pełne zrozumienie dla nadzwyczajnego charakteru dawnej Mszy św., którego brakuje wielu dzisiejszym katolikom.
Zgryzota
Reformator liczył na szybki i efektowny upadek Kościoła, ale nadzieje te pozostały płonne. Koniec jego smutnego, trawionego na popadaniu od stanów pełnej ascezy, po opilstwo i obżarstwo życia („Żrę jak Czech i chleję jak Niemiec” – pisał w liście z 2 VII 1540 r. do Katarzyny v. Bora), znamionowało stopniowe odradzanie się życia religijnego w Europie i zwieranie szeregów katolickich. Papież Paweł III wraz z cesarzem Karolem V zapowiedzieli zwołanie soboru powszechnego. W południowych częściach Rzeszy katoliccy książęta na czele z Karolem V odnosili pierwsze sukcesy militarne nad szmalkaldczykami, w Rzeczypospolitej Zygmunt Stary wprowadził szereg ustaw przeciw „nowinkarzom”, we Francji król pomimo swojej antycesarskiej polityki zwalczał działania zwolenników protestantyzmu, habsburska Hiszpania pozostała wierna Kościołowi, zwalczając nielicznych zwolenników Lutra. On sam był pełen rezygnacji. Były marzenia, była sława, były pochlebstwa... Pozostały puste słowa... Z zawziętą wściekłością atakował osieroconych po śmierci Zwinglego, w walce z katolikami, szwajcarskich sakramentarzy. W Krótkim wyznaniu o sakramencie przeciwko marzycielom (1544 r.) uniemożliwił zawarcie z nimi, nawet tylko doraźnego, sojuszu. W pismach Schrift wider die 32 Artikel der Theologisten zu Löwen i Das Papsthum zu Rom von Teufel gestiftet obrzucił papieża i katolików inwektywami, nie siląc się na jakiekolwiek wyżyny intelektualne. Jeden z XIX-wiecznych apologetów historii Kościoła podsumował je słowami:
nie można inaczej sobie wytłumaczyć, jak tylko że Luter napisał je rozgrzany napojami spirytusowymi. Jeżeli zaś przy pisaniu tej ramoty był rzeczywiście trzeźwym, to uniósł się on aż do owego stopnia zapamiętałego gniewu, w którym duch, tracąc wszelkie nad sobą panowanie, dochodzi do rzeczywistego obłąkania.
Zdaniem Lutra papież jest wcieleniem szatana siedzącego w Rzymie, a samo papiestwo jest uosobieniem przepowiedzianej w Piśmie św. wszetecznicy babilońskiej. Język „mistrza” już od dawna dość niewybredny, uległ straszliwemu zaostrzeniu i zgorzknieniu, odwołując się do rynsztokowych dowcipów, niedwuznacznych aluzji i przekleństw. Fragment ostatniego jego kazania o rozumie z Wittenbergi (1546 r.) oddaje stan jego duszy:
Rozum to jest największa k... diabelska; z natury swojej i sposobu bycia jest szkodliwą k...; jest prostytutką, prawdziwą k.... diabelską, k... zeżartą przez świerzb i trąd, którą powinno się zdeptać nogami i zniszczyć ją i jej mądrość... Rzuć jej w twarz plugastwo, aby ją oszpecić. Rozum jest utopiony i powinien być utopiony w Chrzcie... Zasługiwałby na to, ohydny, aby go wyrzucono w najbrudniejszy kąt domu, do wychodka.
Rozpacz trzymająca się kurczowo resztek wiary podsycanej nienawiścią... A nienawiść ta dosięgała wszystkich, którzy otaczali herezjarchę. Luter nie potrafił kochać, był nieuleczalnie pozbawiony tego uczucia, które często utożsamiał bądź ze strachem, bądź z cielesnością człowieka. Atakował z całą bezwzględnością swojego bliskiego przyjaciela Arykolę, jak również Melanchtona, coraz ciężej znoszącego kaprysy wodza. Cruciger pisał do Veita Dietricha: „Przyjdzie do tego, że nikt nie zdoła uniknąć niechęci Lutra; każdego będzie publicznie chłostał”. W piśmie Vom Schem Hamphoras Luter wzywał swoich wiernych do palenia synagog i niszczenia żydowskich ksiąg świętych oraz karania śmiercią żydów, którzy nie przyłączą się do protestantów. Z drugiej strony żydzi byli dla Lutra młodymi diabłami, stworzonymi po to, by jak najszybciej wrócić do piekła. Trudna do zrozumienia logika, ale biorąc pod uwagę jego stosunek do rozumu, możliwa do wytłumaczenia. Pisma antyżydowskie Lutra stanowią dziś wstydliwie ukrywany fragment biografii, skrzętnie eliminowany przez postępowych piewców jego dokonań – na próżno szukać ich w nowszych biografiach, pełnych utyskiwań na katolicki obskurantyzm!
W ostatnim roku życia Luter popadł w rozpacz i zwątpienie. Wittenbergę, wzorcowe miasto oparte na ideałach reformacji, nazywał Sodomą, groził, że je opuści, by poszukać innego miejsca. Widząc swoje dzieło prosił o rychłą śmierć. Ta nastąpiła jednak niespodziewanie (18 II 1546 r.) w trakcie podróży do Eisleben, przerywając polemikę z „paryskimi i loweńskimi osłami”. śmierć nie była łatwa, ostatnimi słowami było napomnienie:
Módlcie się za naszego pana, aby mu szło dobrze, bo sobór trydencki i nędzny papież mocno się nań złoszczą.
Luteranizm przetrwał śmierć swojego założyciela. Skutecznie wgryzł się w Europę. Zniszczył jedność cywilizacyjną kontynentu w stopniu większym, niż bolesne wydarzenia roku 1054. Był w istocie odruchem buntu, do tej pory niespotykanym w swoich rozmiarach, przy którym późniejsze rewolucje zdają się niewielkimi rozruchami. Wyzwolił wszelkie negatywne zjawiska społeczne, które obserwujemy w naszej obumierającej, postoświeceniowej cywilizacji europejskiej, jak twierdził Maritain. Luter był twórcą dzisiejszego indywidualizmu, czyniącego z każdego „papieżem dla samego siebie”.
Nie godzę się, aby nauka moja mogła podlegać czyjemukolwiek osądowi, nawet anielskiemu. Kto nie przyjmuje mojej nauki, nie może dojść do zbawienia.
To zdanie w zmodyfikowanej, laickiej, liberalno-demokratycznej formie panuje w dzisiejszym świecie. I chociaż Luter nie może być odpowiedzialny jednostkowo za całe zło reformacji, spada na niego spora część winy za rozłam religijny XVI w. Pomyśleć, że wszystkie te wydarzenia były skutkiem jeno źle przeprowadzonego toku myślowego w mniszej głowie!... A jednak może jesteśmy w stanie odpowiedzieć na nurtujące od wieków pytanie historyków o rolę jednostki w dziejach?... Ω
Omówienie literatury wykorzystanej w artykule
Literatura poświęcona postaci Marcina Lutra jest imponująca. Do licznych bardzo dobrych dzieł, które wniosły do nauki zrozumienie wielu zawiłych problemów, należą: H. von Grisar SI, Luther, t. I–III, Freiburg 1912; o. Denifle OP, Luther und Luthertum in der ersten Entwicklung, t. I–IV, Mainz 1904; należy ubolewać, że do dziś nie zostały przetłumaczone na język polski. Grisar jako pierwszy podjął się analizy psychologicznej Lutra. Praca o. Deniflego jest głównie rozbiorem krytycznym pism Lutra, scharakteryzowaniem wpływów filozoficznych i duchowości heretyka. Konieczne wiadomości można uzyskać z licznych historii Kościoła, takich jak: J. Alzog, Historia powszechna Kościoła, t. III, Petersburg-Mohylew 1856 (interesujący fragment dotyczący przekłamań w tłumaczeniu Pisma św.); ks. Rivaux, Opowiadanie dziejów Kościoła Rzymsko-katolickiego, t. III, Kraków 1879; hasło „Marcin Luter” w Encyklopedii Kościelnej pod red. ks. M. Nowodworskiego, t. XII, Warszawa 1879, ss. 433-458; Historya Kościoła świętego Rzymsko-katolickiego, t. III, Poznań 1889; J. Marx, Lehrbuch der Kirchengeschichte, Trewir 1913 (dokładne omówienie przyczyn reformacji oraz podrozdział poświęcony zwątpieniom, w jakie popadał Luter pod koniec życia i fałszerstwom w tłumaczeniu Pisma św.); ks. W. Krynicki, Dzieje Kościoła Powszechnego, Włocławek 1914; ks. J. Umiński, Historia Kościoła, t. II, Opole 1960. Przedstawienie głównych wydarzeń reformacji oraz polemikę z tezami Lutra zawiera broszura F. Słotwińskiego, Dzieje powszechnego Soboru Trydentskiego, Kraków 1857. Niezwykle interesująco przedstawia się praca J. Maritaina, Trzej reformatorzy. Luter-Descartes-Rousseau, Warszawa b.r.w., zawierająca analizę filozoficzno-teologiczną głównych błędów Lutra oraz interesującą uwagę autora o korzeniach dzisiejszego kryzysu cywilizacyjnego, tkwiącego w myśli augustianina. Omówienie historiografii brytyjskiej i amerykańskiej zawiera praca J. M. Todda, Marcin Luter. Studium biograficzne, Warszawa 1970. Książka pisana z pozycji ekumenicznych, skażona pewnymi poglądami modernistycznymi, niemniej warta przeczytania. Poglądy otwarcie antykatolickie zawierają prace znanego apostaty J. Wierusza-Kowalskiego: Reformatorzy chrześcijaństwa, Warszawa 1970; Chrześcijaństwo nowożytne, t. III, Warszawa 1985. Protestancki punkt widzenia prezentuje stosunkowo łatwo dostępne opracowanie (reprint) J. H. Merle d’Aubigne’a Historya reformacyi szesnastego wieku, t. I–III, Cieszyn 1886. Na temat luterańskich poglądów dotyczących Mszy św. m.in.: ks. J. Domaszewicz, Eucharystia, czyli Przenajświętszy Sakrament, Warszawa 1900; sporo miejsca temu zagadnieniu poświęca M. Davies, Cranmer’s Godly Order. Liturgical Revolution, t. I. Ft. Collins 1995; różnice zdań i polemiki w łonie przywódców reformacji zawiera biografia Zwinglego: G. R. Potter, Zwingli, Warszawa 1994. Dobrze nastroje tamtych czasów i życie papiestwa XVI w. oddaje monografia K. Chłędowskiego Rzym. Ludzie odrodzenia, Lwów 1933. W wielu wypadkach z surowym osądem papiestwa tamtych czasów zgadza się F. K. Seppelt, K. Löffler, Dzieje papieży od początków Kościoła do czasów dzisiejszych, t. I, Warszawa 1995 (reprint).
Ryszard Mozgol
Przypisy:
- Luter wyciągnął z tego wniosek, że kult świętych jest w istocie kłamstwem, jest oddawaniem czci grzesznikom. Głosił w jednym ze swoich kazań, już po odstępstwie: „Wszyscy jesteśmy święci. (...) Papiści umieszczają w niebie ludzi, którzy potrafili tylko pełnić jedne po drugich uczynki; między tylu legendami nie ma ani jednej, która by nam ukazała prawdziwego świętego, człowieka, któryby posiadł prawdziwą świętość chrześcijańską, świętość przez wiarę. Cała ich świętość polega na tym, że dużo się modlili, dużo pościli, dużo pracowali, umartwiali się, mieli podłe łóżka i bardzo ostre ubrania. Ten rodzaj świętości może być nawet przez psy i świnie praktykowany mniej więcej co dnia”.
- Zob. Dekret o usprawiedliwieniu. Sesja VI Soboru Trydenckiego [w:] Breviarium Fidei. Wybór doktrynalnych wypowiedzi Kościoła. Poznań 1998; bł. bp. J. Pelczar, Usprawiedliwienie [w:] Zawsze wierni nr 26, I–II 1999, s. 118–121; J. Vennari, Papież Jan Paweł II popiera porozumienie luterańsko-katolickie [w:] Zawsze wierni nr 27, III–IV 1999, ss. 62–77.
- Skrupulatne badania o. Denfle OP wykazały, ze Luter rozpisujący się o surowości życia w klasztorze mocno wyolbrzymiał. Reguła zakonu w Wittenberdze należała do umiarkowanych. Raczej sam Luter przesadzał z umartwieniami, ale i te wydają się mocno przejaskrawione. W pracy protestanckiego badacza J. H. Merle d’Aubigne, poświęconej reformacji, możemy przeczytać: „Młody zakonnik tak pilnie i gorliwie zagłębił się w te studia, iż często przez całe tygodnie zaniedbał modłów zakonnych. Potem znowu przerażony myślą, iż reguły klasztornej nie dotrzymał, zamykał się Luter w swej komórce, usiłując się poprawić popełniony błąd. Powtarzał wtenczas sumiennie wszystkie modliwty, które zmówić omieszkał, nie pamiętając już ani o pokarmie ani o napoju. Pewnego razu pozbawił się tym sposobem przez całych siedem tygodni snu i odpoczynku”. Praca roi się od takich zabawnych absurdów. O. H. von Grisar SI zwrócił uwagę, że Luter o swoim pobycie w klasztorze pisał pozytywnie dopiero po 1525 r., kiedy chciał go przedstawić w jak najlepszym świetle.
- Przyczyną wcześniejszych sporów pomiedzy dominikanami a augustianami były kwestie filozoficzne. Dominikanie byli propagatorami filozofii scholastycznej, zwolennikami św. Tomasza z Akwinu, natomiast augustianie bronili filozofii św. Augustyna, która w XV w. uległa bardzo mocnemu skażeniu filozofią nominalistyczną.
- W starszych pracach można przeczytać, że 95 tez Lutra zostało przybitych na drzwiach kościoła, jednak nowsze badania negują tę legendę, przychylając się do opinii, że zostały one przeczytane zgromadzonym i przekazane Tetzlowi wezwanemu do publicznej dyskusji. Nie można wykluczyć rozpowszechnienia ich w mieście w postaci druków ulotnych.
- Luter po wydaniu tłumaczenia Nowego Testamentu pysznił się, że jako pierwszy „wydobył Biblię spod ławy szkolnej”. U. Zwingli, reformator szwajcarski, pisał do Lutra: „Jesteś niesprawiedliwy chwaląc się podobnie, gdyż zapominasz o tych którzy nam dali poznać Pismo św. przez swoje tłumaczenie; jak o Erazmie, za naszych czasów, Valla przed kilku laty i pobożnym Reuchlinie i Pelikanie, bez których ani ty ani inni, niewiele dokazać by mogli. Oszczędzam ciebie drogi Lutrze, gdyż zasługiwałbyś na surowsze napomnienia za wszystkie przechwałki zawarte w twoich książkach, listach i mowach. Wiadomo ci dobrze, ale się tak chełpisz, że przed tobą było wielu uczonych i folozofów zdolniejszych w wielu względach od ciebie”.
- Porównaj Pismo św. w tłumaczeniu ks. J. Wujka z tzw. Biblią gdańską (Rz 3, 25–26; Dz 13, 38–39). W tłumaczeniu Lutra zamieniono termin ‘Kościół’ (ecclesia) na pojęcie ‘gmina’ (die Gemeinde), a ‘Kapłani’ (presbyteri) słowem ‘starsi’ (die Älteste).
- Wypowiedź Lutra dotyczy tłumaczenia wersu Listu do Rzymian (Rz 3, 28), do którego dołożył sformułowanie „allein durch” (‘tylko przez’), co zmieniło znaczenie całego fragmentu. Brzmienie fragmentu w wersji Lutra: „Przetoż mamy za to, że człowiek bywa usprawiedliwiony wiarą bez uczynków zakonu” (za tzw. Biblią gdańską – pierwsze protestanckie tłumaczenie Starego i Nowego Testamentu na język polski).
- Luter wmieszny był również w bigamiczne małżeństwo landgrafa heskiego Filipa, dla którego znajdował uzasadnienie w życiu starotestamentowych patriarchów. Luter pisał przy okazji tego czynu: „Kłamstwo konieczne, kłamstwo pomocne, żadne z tych kłamstw nie jest skierowane przeciw Bogu... Jakaż z tego może być szkoda, jeśli dla większego dobra i mając na uwadze kościół chrześcijański popełni się poczciwe, grube kłamstwo?”. Melanchton nie był tak pewny siebie – „Jego książęca mość, przez wdzięczność na indult na drugą żonę, pamiętać powinien o lepszym opatrzeniu ewangelickich proboszczów i sług szkolnych i wstrzymać się teraz od cudzołóstwa, nieczystości i innej rozpusty, a indult ten w zupełnym trzymać sekrecie”. Nie bez przyczyny Erazm z Rotterdamu pisał: „Niektórzy nazywają reformację tragedią, ja zaś nazywam ją komedią, gdyż wszystko jak w komedii kończy się małżeństwem”. Luter odgryzł się Erazmowi, nazywając go „niedowiarkiem, który nosi w sobie maciorę z trzody Epikura”.
- W 1532 r. Karol V musiał skierować całą swoją uwagę na wschodnie rubieże cesarstwa, zagrożone atakiem tureckim. W tym czasie protestanci opanowali elektorstwo brandenburskie (1535 r.), księstwo wirtemberskie, oraz dwa księstwa pomorskie (1536 r.), saskie (1539 r.), Brunszwik (1543 r.) i Palatynat (1546 r.). W tym czasie luteranizm przyjęło z podszeptu Zygmunta Starego sekularyzowane państwo krzyżackie oraz państwa skandynawskie.
- Luter jako zakonnik nie kwapił się do sprawowania Najświętszej Ofiary Mszy. Pierwsza Msza młodego zakonnika zakończyła się niemiłym incydentem. Otóż Luter odprawiający Mszę, dochodząc do poczatku Kanonu, przy odmawianiu „Te igitur clementissime Pater” przerwał przerażony i chciał uciec od ołtarza, nie dokończywszy Mszy. Został powstrzymany jednak przez starszych mnichów.
- Na zjeździe w Marburgu (1529) Luter wyjaśniał swoją naukę o przeistoczeniu. Jego zdaniem ciało jest w chlebie, podobnie jak miecz w pochwie; ten, kto mówi o mieczu, ma na myśli również pochwę, w której miecz spoczywa. W ten sposób, w duchu konssubstancjacji, luteranie rozumieją przeistoczenie.