Już u początków istnienia ludzkości Pan Bóg przepowiedział los jaki czeka szatana. Zdołał on wprawdzie uwieść człowieka, zrodził weń sprzeciw wobec Stwórcy, ale nastąpi jego nędzny koniec. „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie i niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę” (Rdz 3,15). Skowyt złego ducha jaki towarzyszył „Różańcowi do Granic” pokazuje, że do zwycięstwa potrzeba jeszcze więcej modlitwy.
Ponad milion Polaków stojących na granicach naszego kraju i odmawiających Różaniec nie mógł pozostać nie zauważony przez środowiska wrogie katolikom. Oto spełnił się ich czarny koszmar – i to dosłownie czarny, gdyż kilka dni wcześniej te same media, które dziś atakują inicjatywę „Różaniec do Granic”, z zachwytem donosiły o „czarnych protestach”, czyli wiecach zwolenników mordowania bezbronnych, nienarodzonych dzieci w imię fałszywie pojmowanej wolności.
Teraz to nie postępowcy pojawili się w przestrzeni publicznej. To katolicy – i to w liczbie znacząco przewyższającej frekwencyjnie imprezy feministycznych fanatyczek – wyszli ze swych domów i świątyń. A przecież powinni, zgodnie z rewolucyjną doktryną w wersji „light”, która nie morduje wierzących, ale pragnie wyrugować ich z życia państwa na zasadzie „módl się w domu po kryjomu”, zamknąć drzwi i modlić się w ukryciu przed światem, skoro już nie da się im tego wybić z głów.
Tymczasem głowy lewaków, ateistów, agnostyków i im pokrewnych zagotowały knując, jak by tu rozbroić różańcową „bombę”. Kąsano z każdej strony i chwytano się wszelkich możliwych metod, by tylko zdyskredytować modlących się Polaków, co było zresztą dla postępowców nie lada zadaniem – wszak w pobożnej inicjatywie dostrzec coś nagannego nie jest łatwo.
A to próbowano zniechęcić wiernych do modlitwy sugerując, że jest ona wymierzona „przeciwko”. Komu? Imigrantom, osobom szukającym ostoi w Polsce. Próbowano przekonać, że modlitwa na granicach to zły pomysł, bo przecież miłość granic nie posiada. Zatem „Różaniec do Granic” to przejaw zaściankowości, zamknięcia się na innych… Że to „kontrowersyjna modlitwa”, a do tego jeszcze wspierana przez „pisowców”.
Takie argumenty przekonać nie mogły nikogo prócz zwolenników tej narracji, którzy raczej i tak na „Różaniec do Granic” się nie wybierali.
Sięgnięto więc po inne metody – oczerniania wszystkiego co z Różańcem związane. Tak na tapetę trafiły np. spółki skarbu państwa, które włączyły się w akcję. Dostało się kolejowemu przewoźnikowi, który w ramach promocji oferował wyjazdy „na granicę” za symboliczną złotówkę. Jednak wrogów publicznej modlitwy stać było jedynie na niskich lotów złośliwości i pytania o to, czy konduktorzy prócz biletów sprawdzać będą także różańce.
Dostało się też ambasadorom akcji, którzy zachęcali do udziału w „Różańcu do Granic”. Próbowano ich oskarżać o obłudę, zaściankowość, praktykowanie zabobonów i obnoszenie się ze swą wiarą. Bo przecież wiadomo, że w imię równości i tolerancji katolikowi tego czynić nie wolno. Jakież było rozczarowanie, gdy z ust atakowanych nie padały w odwecie słowa złości.
Swoją drogą warto zapytać postępowych redaktorów o ich formy protestu wobec publicznych modłów muzułmanów w Europie Zachodniej. Czy są równie butni jak w przypadku katolickiej inicjatywy „Różaniec do Granic”? A może perspektywa uzyskania tytułu katolikofoba nie jest na salonach tak straszna, jak miano islamofoba?
Postępowcy uderzali także w nutę wstydu. Toż to w samym centrum Europy, w XXI wieku istnieje takie państwo jak Polska, w którym żyją zacofani ludzie modlący się na Różańcu. Z pomocą przyszła oczywiście zagraniczna prasa, która szyderczo opisała aktywność Polaków. Można było więc rzec: „po co nam to było”. Ale i tym razem atak okazał się niecelny, gdyż do naszego kraju na publiczną modlitwę przybyli również… obcokrajowcy! Wraz z Polakami w Zgorzelcu modlili się pielgrzymi z Niemiec. Nasi sąsiedzi pojawili się na modlitwie także na granicy ze Słowacją oraz Czechami.
W końcu padło: „kto ma różaniec, ten ma władzę”. Tym razem zagrzmiał „Newsweek” chcąc napiętnować organizacyjną sprawność inicjatorów modlitewnej akcji. Choć autorzy tej tezy mieli co innego na myśli, to nie wypada się z nią nie zgodzić.
Tak! Miliony Polaków gorliwie modlących się na Różańcu, wypełniając prośby Matki Bożej, która sto lat temu ukazała się trójce dzieci w Fatimie, odprawiających nabożeństwo pierwszych sobót i podejmujących pokutę, mogą zmieniać świat na lepszy. Mogą go ocalić przed złem, a swe dusze przed piekłem za pośrednictwem Najświętszej Maryi Panny. Kto bowiem modli się na Różańcu, ten korzysta ze zdroju łask, dzięki którym jest wolny od zniewolenia grzechu i ma władzę nad swoim życiem.
Matka Boża zapowiedziała w Fatimie: „Na koniec jednak moje Niepokalane Serce zatryumfuje”. Skowyt złego i niemoc w działaniu jego sług, jakie towarzyszyły modlitwie różańcowej Polaków, były niczym konwulsje biblijnego węża, którego miażdżona czaszka wkrótce pęknie. Potrzeba tylko jeszcze więcej modlitwy! Niech zatem Różaniec będzie nam orężem i tarczą. Zawsze!
Marcin Austyn, Michał Wałach
http://www.pch24.pl/zwyciestwo-przez-maryje,55224,i.html#ixzz4v5JpsE4V
Za: http://dakowski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=21147&Itemid=46