Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 
Sytuacja na Ukrainie powoli przeistacza się w wojnę zastępczą między USA a Rosją. Od uzbrojenia Kijowa w amerykańską broń pozostanie tylko jeden "klik" do "prawdziwego" konfliktu. W młodych latach słuchałem kabaretu Mijalowego Radia Tirana (Mówi Tiranna, słuchacie Tiranny…). W retoryce tego prześmiesznego ośrodka propagandowego polityka opisywana była przy pomocy szablonu zmagań "imperialistów amerykańskich" i "soc-imperialistów radzieckich". Słowo daję, że tamten śmiech zastyga mi dzisiaj na ustach…

Wygląda na to, że naszą wydmuchaną przez kredyt gospodarkę sprowadzi na ziemię konflikt, co pozwoli wytłumaczyć, dlaczego musi być tak, jak jest. Tymczasem jednak na naszym "wolnym" rynku, rzutem na taśmę przeprowadza się kolejną operację "luzowania" finansowego, czyli wpuszczania w obieg kolejnych miliardów kredytowego pieniądza. Co ciekawe, owo poluzowanie ma miejsce po obu stronach Atlantyku.

Pieniądz kredytowy jest jednym z najciekawszych wynalazków współczesnej cywilizacji. Fascynująca jest też jego ewolucja na przestrzeni wieków. To zaś, jak on funkcjonuje, to wypadkowa uzgodnień dość wąskiej grupy. Większość z nas nie tylko nie ma pojęcia o tym, jaka to grupa, ale również traktuje pieniądz jak coś, czym od dawna przestał być.

Tak czy owak pieniądz jest obecnie wyłącznie informacją służącą do kontroli procesów ekonomicznych, a za ich pośrednictwem całej populacji.


Weźmy przykład funkcjonowania pieniądza kredytowego w takiej Kanadzie, gdzie właśnie mimo "braku przesłanek" ekonomicznych bank centralny obniżył stopę procentową, zwiększając tym samym podaż kredytu. Mimo wypływania na rynek kolejnych miliardów wziętego z powietrza pieniądza, nie rośnie indeks cen, inflacja jest pod kontrolą (także za sprawą niższej ceny ropy obniżonej przez USA – via Arabia Saudyjska – z przyczyn politycznych).

Gdyby w dawnych czasach uruchomiono maszyny drukarskie, wypuszczając w obieg tony nowych banknotów, natychmiast powindowałyby ceny, więc byłaby inflacja. Dlaczego w dzisiejszej kanadyjskiej sytuacji można sobie pozwolić na "drukowanie" pieniądza bez tej przypadłości?

Mechanizm jest prosty. Trzeba stworzyć rezerwuary, gdzie pieniądz mógłby się "gromadzić" bez wpływania na wysokość wskaźnika inflacyjnego.

Takim zbiornikiem są ceny domów. Inflacja w rzeczywistości jest, i to bardzo duża, ale ograniczona do dóbr niezaliczonych do tego wskaźnika; rosną bowiem właśnie ceny… domów. A posiadanie domu wykreowano jako główny cel ekonomiczny każdego obywatela.

Gdybyśmy wzrost cen domów, podobnie jak np. wzrost cen samochodów, wliczali do indeksu wzrostu cen, mielibyśmy wzrost inflacji, co z kolei powinno by było skłaniać bank centralny do jej ograniczania poprzez zmniejszanie wypływu pieniądza kredytowego czyli podnoszenie oprocentowania kredytów hipotecznych. Teoretycznie tak to działa. Ceny domów nie są jednak wliczane do koszyka inflacyjnego – liczy się jedynie "koszt utrzymania domu", w czym lwią część stanowi koszt obsługi kredytu hipotecznego. Im więc oprocentowanie tego kredytu niższe, tym koszt utrzymania domu niższy, a więc – mamy tutaj zamknięte kółko regulacyjne.

Co wynika z niskiego i ostatnio obniżanego jeszcze bardziej oprocentowania kredytu hipotecznego? – Wynika wzrost popytu na domy, kolejne grupy ludzi decydują się wejść na rynek nieruchomości, co za tym idzie domy drożeją, powiększając rezerwuar owego dodatkowego "inflacyjnego" pieniądza.

Wartość domów dla wielu stanowi jedyną skarbonkę z oszczędnościami. Drogie domy mają kilka korzystnych skutków systemowych.

Po pierwsze, rośnie kwota podatków wpłacanych przez właścicieli nieruchomości – a to za sprawą podatku katastralnego – którego wysokość jest uzależniona od wyceny domu.

Po drugie, następuje wtórna "emisja" pieniądza kredytowego, a to za sprawą bardzo nisko oprocentowanych pożyczek konsumpcyjnych HELOC (Home Equity Line of Credit) zabezpieczonych na hipotece domów i amortyzowanych podobnie jak kredyt hipoteczny – na wiele długich lat. Kupiliśmy dom wart 300 tys. dol., biorąc pożyczkę hipoteczną 200 tys. Wartość domu wzrosła do 600 tys. i bank proponuje nam HELOC na 100 tys. ( przez co nasza pożyczka rośnie do 300 tys., ale płatności miesięczne prawie wcale). Bierzemy więc stówkę i wpuszczamy w rynek kupując sobie nowy samochód i inne fanty. Podtrzymywana w ten sposób, a nawet zwiększana konsumpcja wpływa dodatnio na koniunkturę i ogólny bilans.

Dzieje się tak bez realnych przesłanek gospodarczych w rodzaju wzrostu zamówień produkcji przemysłowej. Jak gdyby stymuluje się w ten sposób wzrost. Na jak długą metę, nikt do końca nie wie. W każdym razie jest oczywiste, że wytworzone w ten sposób zadłużenie jest nie do spłacenia. Zlikwidowanie długu byłoby zresztą likwidacją całego systemu uzależnień polityczno-ekonomicznych, który sprowadza się właśnie do kontroli kredytu.

Nowy człowiek globalizmu kredytu nigdy nie może spłacić, nawet gdyby spłacił kredyt obciążający go indywidualnie, to ZAWSZE będzie spłacał kredyt publiczny. Kredyt jest bowiem metodą wytwarzania ekonomicznych zależności. I to o nie głównie chodzi; chodzi o to, kto pracuje na kogo i kto spija śmietankę z naszej pracy. Na tym polega ludzka piramida, której oko patrzy na nas z każdego dolara. Dlatego w dzisiejszym świecie nie jest możliwe pokojowe wyłamanie się z tego kołowrotu. Dlatego też mam dla kolegów liberałów smutną wiadomość – nie ma żadnej "niewidzialnej ręki" wolnego rynku, a na wajchach zwrotnic systemu spoczywają całkiem konkretne ludzkie łapska.

c.b.d.u.

Andrzej Kumor