Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Świat się kończy i tylko ci się uratują, którzy dużo piją – twierdził pewien przedwojenny autor. Jak zwykle przesadzał, ale teraz przestroga o końcu świata nabiera niepokojącej aktualności. Co prawda zarządzenie o końcu świata wyznaczonym na 22 grudnia 2012 roku zostało szczęśliwie odwołane i świat istnieje sobie dalej, jak gdyby nigdy nic, ale to mogą być tylko takie pozory. Czesław Miłosz twierdził bowiem, że początek końca świata przejdzie nie zauważony i dopiero kiedy proces będzie już zaawansowany, ludzie zorientują się, co naprawdę się dzieje, ale wtedy będzie już oczywiście za późno. Dlatego taka ważna jest analiza rozmaitych symptomów, bo nigdy nie wiadomo, który z nich jest tym właściwym.

Tymczasem na świecie pojawia się tyle symptomów, że doprawdy nie wiadomo, w co najpierw włożyć ręce. Weźmy na przykład Stany Zjednoczone, w których niedawno odbyły się wybory prezydenckie. Wygrał je Donald Trump, chociaż „Gazeta Wyborcza” jeszcze przez kilka dni przekonywała swoich mikrocefali, ze wcale nie, że tak naprawdę wygrała Hilaria Clintonowa, bo dostała więcej głosów niż znienawidzony Trump. Co Żydzi mają z tego, że tak się nastawili na zwycięstwo Hilarii Clintonowej, co sobie po tym obiecywali, to jedna sprawa, ale właśnie się okazało, że w co najmniej trzech stanach zarządzono ponowne przeliczenie głosów. Jak rachmistrze dokładnie policzą, potem wyciągną pierwiastek kwadratowy i odejmą od niego roczna produkcję parasoli, to może się okazać się Donald Trump wcale nie wygrał, że – jak to w Ameryce - znowu racje mieli Żydzi. No i co wtedy? A tymczasem wszystko to przewidział już dawno wybitny klasyk demokracji Józef Stalin, wypowiadając spiżową sentencję, że nie tyle ważne jest, kto głosuje, tylko to, kto liczy głosy. Sprawdza się to co do joty na naszych oczach i to nawet nie w Rosji, gdzie mają najlepszych rachmistrzów i nawet nasza Państwowa Komisja Wyborcza jeździła tam pobierać nauki w zakresie czterech działań arytmetycznych – tylko właśnie w Ameryce! W Ameryce spełniają się przepowiednie Józefa Stalina – czy to nie jest aby symptom końca świata?


Jakby tego było mało, na Kubie umarł Fidel Castro. Jeśli wierzyć oficjalnym komunikatom, na Kubie zapanował nastrój niczym przed końcem świata, ale czy można wierzyć jakimkolwiek oficjalnym komunikatom? W końcu jeszcze przed wojna Konstanty Ildefons Gałczyński w słynnym poemacie „Tatuś” napisał, że „każdy kraj ma gestapo” - a cóż dopiero Kuba, gdzie nie można nawet splunąć, żeby nie trafić w jakiegoś gestapowca? Podobne sceny rozpaczy mogliśmy zobaczyć w telewizji po śmierci Czcigodnego i Umiłowanego Przywódcy Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej Kim Dzong Ila, ale kto by tam traktował to serio, skoro nawet pan wicepremier Gliński właśnie ujawnił, że telewizja kłamie? To wiedzieliśmy już od czasów pierwszej „Solidarności” - ale żeby i teraz, kiedy nastała tam „dobra zmiana”? Jak za pierwszej komuny mawiali milicjanci - „to się w pale nie mieści”, chyba, żeby znowu ryba psuła się od głowy i pan prezes Kaczyński, widząc się otoczonym przez fałsz i zdradę, znowu doprowadził do dymisji rządu i przedterminowych wyborów, jak w roku 2007? Ale jakże to tak, kiedy właśnie przed sejmową komisję mającą ambicję wyjaśnienia sprawy Amber Gold ma być wezwany nie tylko sam Donald Tusk, ale w dodatku – w towarzystwie syna? Jak wiadomo, wytarzanie Donalda Tuska w smole i pierzu było do niedawna jednym z trzech priorytetów nie tylko rządu, ale w ogóle – całego państwa, no a teraz, gdyby tak rząd podał się do dymisji, również komisja nikogo w smole i pierzu nie wytarza. To można było wyczuć już od początku, a konkretnie – od momentu gdy ogłoszona została lista osób, które komisja pani Małgorzaty Wassermann na przesłuchać w charakterze świadków. Nie zauważyłem wśród nich ani jednego generała, ani nawet jednego pułkownika z WSI, a skoro tak, to wiadomo, że komisja nie tylko niczego nie wyjaśni, ale nawet – że nie ma w ogóle takiego zamiaru. No a teraz pan wicepremier Gliński ze swoją recenzją „dobrej zmiany” w rządowej telewizji... Czy to nie jest kolejny symptom końca świata?

Zresztą nie musimy odwoływać się koniecznie do wydarzeń z dni ostatnich (czyżby rzeczywiście nadchodziły zapowiadane „dni ostatnie”?), bo pamiętam, jak w roku 1972 wpadło mi w ręce pismo „Strażnica”, gdzie artykuł wstępny zaczynał się od zdania: „Świat nasz zmierza ku katastrofie – jak powiedział pewien Murzyn z Atlanty”. Skoro Murzyn z Atlanty już w 1972 roku zauważył, dokąd zmierza świat, to czyż możemy się dziwować, że teraz, to znaczy u schyłku roku 2016, zauważamy tyle symptomów początku końca świata? Dziwować się temu nie wypada, a jeśli coś wypada, to już raczej zastanowić się, gdzie ten koniec świata – kiedy już przyjdzie – się rozpocznie. W przedwojennym tygodniku „Na Szerokim Świecie” humorysta Bogdan Brzeziński utrzymywał, że koniec świata rozpocznie się pod Rogowem, bo tam jest najwięcej katastrof, no a jakże ma się objawić początek końca świata, jeśli nie w postaci jakiejś spektakularnej katastrofy? A właśnie mieliśmy taką widowiskową katastrofę, nawet z dwoma osobami rannymi, jaka przydarzyła się pani premier Beacie Szydło podczas niedawnej pielgrzymki ad limina do Izraela. Gdyby nie ta katastrofa, nic byśmy o tej pielgrzymce nie wiedzieli, podobnie jak oficjalnie nic nie wiemy o treści i przebiegu rozmowy pana prezydenta Andrzeja Dudy z przedstawicielami żydowskich organizacji przemysłu holokaustu w konsulacie RP w Nowym Jorku. Jeśli chodzi o tę rozmowę, to wiadomości o niej pochodzą z wypowiedzi szefa żydowskiej Ligi Antydefamacyjnej Abrahama Foxmana dla jednej z nowojorskich gazet, że pan prezydent obiecał wzmóc walkę z antysemityzmem w Polsce i nawet zapowiedział jakąś „legislację”, a poza tym - że rozmawiano też o o roszczeniach majątkowych, jakie żydowskie organizacje wiadomego przemysłu wysuwają pod adresem Polski. Toteż bez zaskoczenia przyjęliśmy meldunek złożony przez panią premier Beatę Szydło izraelskiemu premieru Beniaminu Netanjahu o wzmożeniu walki z antysemityzmem. Warto zwrócić uwagę, że o tym, co jest, a co nie jest antysemityzmem, nie decyduje rząd polski, tylko izraelski, w porozumieniu z żydowskimi organizacjami wiadomego przemysłu, co oznacza, że pani premier zobowiązała się prześladować obywateli polskich wskazanych albo przez rząd izraelski, albo przez organizacje wiadomego przemysłu, albo wreszcie – przez pozostających na ich usługach przedstawicieli piątej kolumny w kraju, zgrupowanych w tak zwanych „organizacjach pozarządowych”. To też wygląda mi na symptom końca świata, dla niepoznaki zakamuflowanego określeniem „dobra zmiana”.

Stanisław Michalkiewicz


Felieton • serwis „Prawy.pl” (prawy.pl) • 30 listopada 2016

Za: http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3798