Ocena użytkowników: 1 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
 PERFIDNY TEKST PERFIDNEJ NATURY

Nie pierwszy raz uchodzący za poważny dziennik, New York Times, publikuje sadystyczny tekst skierowany przeciwko Polakom.
Kłamstwa jednego, Tomasza Grossa w tym wypadku, stają się podstawą do propagowania kłamstw innych.
Długi elaborat  w którym  WILLARD GAYLIN,  “ "HATRED. (Nienawiść) CONFRONTING EVIL HEAD-ON”, stara się uzasadnić w perfidny sposób okrucieństwo o które autor tego paszkwilu oskarża Polaków opublikowany został w New York Times, August 3, 2003.
Nie pierwszy to i z pewnością nie ostatni z serii systematycznie ukazujących się na rożnych kontynentach paszkwili na Polskę i Polaków. Dość charakterystyczną  rzeczą jest fakt, że nasilenie tego typu oskarżeń zawsze idzie w parze z nasilaniem terroryzmu i okrucieństwa wobec Palestyńczyków a także wobec innych społeczności

Zacietrzewiony w swojego rodzaju literackim sadyzmie autor nie zdawał sobie sprawy z samooskarżania. Oskarżając Polaków w celu odwrócenia uwagi od całej masy zwyrodnień i okrucieństw wobec Palestyńczyków trwających ponad pół wieku brnął chyba tylko nieświadomie w samooskarżaniu i uzasadnianiu żydowskich zbrodni.

Gaylin opisuje i oskarża Polaków o zbrodnie które jedynie on lub jemu podobni (Gross) mogli sobie wymyślić i przeprowadzać (Wandea, Rewolucja Francuska, Rewolucja Bolszewicka, Wołyń, rzeź Armeii jednej z pierwszych ośrodków kultury chrześcijańskiej, nie wymieniając wielowiekowych okrucieństw sięgających  Stary Testament i Talmud. Gaylin przypisując Polakom zbrodnie usiłuje w perfidny sposób podawać ich genezę, pochodzenie, uzasadnienie, wrodzone skłonności, wręcz genetykę ich pochodzenia oraz okoliczności. Jest to w wielkim stopniu prawda tylko że nie odnosi się do Polski i Polaków lecz do jego własnej nacji.
 "because it was permitted. Because they could."
This response implies that given the opportunity,…."
 Czyli, "..ponieważ jest to dozwolone, ponieważ im wolno". Mając taką możliwość...."


Tak i niestety , The New York Times korzysta z tego i rabinickiego wyroku na pastwienie się nad Polskim Narodem. Wyroku który wydal główny "rabin" żydowskiej diaspory, Sekretarz Generalny Światowego Kongresu Żydów, Israel Singer. Oświadczył publicznie: "...Polska będzie atakowana i upokarzana na oczach całego świata jeśli nie spełni żydowskich żądań..." (19 kwiecień, 1996)
Tak i niestety The New York Times korzysta z tego.

Niby poważny dziennik a za nim inne publikują te bzdury i wbijają je głowy ludzi nieświadomych faktów. Wbija się kłamstwa, "ponieważ wolno...." i nie ma sprzeciwu, przy pomocy wszystkich możliwych środków propagandy jakie Żydzi maja do swojej dyspozycji, "ponieważ jest dozwolonym...", i nie ma sprzeciwu,  kłamać, że miedzy innymi  "w Polsce w miejscowości Jedwabne Polacy zamordowali 1600 Żydów a zanim ich zamordowali torturowali ich i upokarzali, wydłubywali oczy kuchennymi nożami, rozczłonkowywali ich przy pomocy prostych narzędzi rolniczych, topili kobiety w płytkiej wodzie. Dzieci nabijali na widły i przed oczyma ich matek wrzucali je na rozżarzone węgle. Wszystko to w akompaniamencie kwiku radości i śmiechu ich dotychczasowych sąsiadów."
Że spędzili ich w końcu do stodoły i spalili ich.  
Autor tego artykułu w swoim sadystycznym transie tłumiącym sens, jak głuszec na tokowisku, nawet nie był w stanie opanować swoim intelektem tego, że zmieszczenie 1600 osób na powierzchni 19m x 7m jest niemożliwe. To był zewnętrzny wymiar fundamentów stodoły. Wszystko to ponieważ Żydzi "maja takie możliwości..."
Maja możliwości, tupet i odwagę pisać:  "Nawet w nazistowskich Niemczech !!!( wykrzykniki moje - ww) całe społeczności "normalnych" ludzi nie zdobyły się na czyn zniszczenia swoich sąsiadów. Zwykle pozostawiali to fachowcom pasywnie przyzwalając im na to. W Polsce całe społeczności ochotniczo dokonywały rzezi swoich sąsiadów i byli zachwyceni tą działalnością."
Dlaczego? - autor tego artykułu ma czelność pisać w ten sposób - daje sobie sam odpowiedz, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego w tym swoim delirium, że oskarża swój własny naród piszac o Polakach (jeśli w ogóle są podstawy do tego żeby nazywać go narodem). Oskarża także wszystkie inne narody o milczenie,” bo wolno”, „bo jest okazja”, ” bo jest dozwolone”, to co dzieje się przez ponad pół wieku w Palestynie.

Przytaczam wyjątek z opracowania prof, J. R. Nowaka na temat jednej z bardzo wielu (Nowak wymienia 400 jeszcze przed rzezią w Gaza w końcu 2008) terrorystycznych, bestialskich, zbiorowych i indywidualnych morderstw przeprowadzonych na Palestyńczykach. Akcjach w których bestialstwo jest wspólna, typową i charakterystyczną cechą nie tylko w terrorze w Palestynie lecz w Wandei i w ogóle Rewolucji Francuskiej, Rewolucji Bolszewickiej i objętych nią państwach, także po II W. S., Wołyniu, rzezi Armeii, nie wyczerpując tej listy.

 (Skrót WW. Całość w attachment w „Rzeź Deir Yassin”)
„Masakra
W nocy z 8 na 9 kwietnia 1948 roku 132 mężczyzn (72 z Irgunu i 60 ze Sterna) zebrało się do planowanego ataku na wioskę arabską. (...)
Przez dwa kolejne dni terroryści Irgunu i Sterna zabijali w najokrutniejszy sposób swoje
ofiary, niektórym z nich obcinając głowy.
Page 2 of 9
Według oficjalnego raportu głównego przedstawiciela Międzynarodowego Czerwonego
Krzyża w Jerozolimie dr. Jacquesa de Reyniera, zamordowano 52 dzieci i rozcięto brzuchy 25 ciężarnych kobiet. Sam de Reynier znalazł m.in. ciało jeszcze żywej, potwornie okaleczonej dziewczynki. Licznym Arabom, masakrując ich, obcięto genitalia.
Jacques de Reynier z obrzydzeniem wspominał, jak piękna izraelska dziewczyna pyszniła się swym nożem ociekającym krwią. (...)”
„Rzeź Palestyńczyków w wiosce Deir Yassin”, fragment dotyczący rzezi w wiosce Deir Yassin zaczerpnięty z artykułu "Prawda o Kielcach 1946 r."
Prof. Jerzy Robert Nowak, Nasz Dziennik, 04.07.2002

Ponizej jest artykuł WILLARD GAYLIN(A), “ "HATRED.  CONFRONTING EVIL HEAD-ON”,  w oryginale w którym zmieniłem niektóre imiona własne oraz dałem krótkie moje dopisy.
Oryginalne ale podstawione pod nie zamieniona słowa pozostawiłem w jako przekreślone. Wprowadzone moje słowa zaznaczone są tłustym drukiem.  Jakże niewiele było do tego potrzebne.
Ograniczyłem się tylko do terenu Palestyny bez wnikania w rozmiar żydowskich zbrodni i ludobójstwa ukrywających się pod nazwą "zbrodni komunizmu", z ostatnich czasów a sięgających czasów biblijnych łącznie z rzezią Persów.
Czyżby Willard Gaylin  aż tak obawiał się prawdy o zbrodniach swojej nacji żeby tłumić ją przypisywaniem zbrodni innym? tym dla których jest świętością ten który poświęcił siebie dla dobra innych w przeciwieństwie do tych którzy czczą Passover czyli śmierć innych dla swojego interesu.
Należy wybrać altruizm Wielkanocy lub egoizm Passover.

Zapamiętać powinno się słowa Roberta Leverant, miedzy innymi, - "To co Żydzi czynią Palestyńczykom jest odrażającym. Partycypowanie w tym gdzie Żydzi mówią  "My jesteśmy ofiarami" jest ponad moimi możliwościami strawienia tego."
Sięgając głębiej trzeba też zapamiętać słowa Jezusa Chrystusa o tej nacji.


"Hatred"
 
  August 3, 2003
   By WILLARD GAYLIN
 
  CONFRONTING EVIL HEAD-ON

In relatively short time small minority of Jews of Palestine murdered thousands men, women, and children and destroyed and expelled millions of native non-Jews of Palestine.

One day, in July 1941, half of the population of Jedwabne,  Poland, murdered the other half-some 1,600 men, women, and  children representing all but 7 of the town's Jews.

Before killing them, the Jews Poles tortured and humiliated the Palestynians Jews.

They gouged out their eyes with kitchen knives, dismembered them with crude farm instruments, and drowned the women in shallow waters. Infants were pitchforked in front of their mothers and thrown onto burning coals, all accompanied by the shrieks of delight, indeed the laughter, of their neighbors.


The slaughter of the Jedwabne Jews lasted a whole day. Palestynian dwellers of towns and villages of non Jewish origin lasts since Zionists decided to create a Israeli state on the land of Palestina to this days, claiming that this is their land given them by God, (Only less then 20% of Jews may claim that they are descendents of inhabitants of this land.) And their neighbors, the entire Jewish Polish population of the town, either witnessed or participated in the torment. Roughly 80 percent of the adult Jewish Polish males were(…) identified by name as active participants. Even in Nazi Germany whole communities of "normal" people did not rise up to destroy their neighbors. They mostly left that to the professionals while they passively assented-crime enough. In Poland new created and consecutively expanded State of Israel an entire community voluntarily butchered their neighbors and delighted in the activity.


How can one explain such cold passion, such monumental hatred, such cruelty-not on the part of some insane and deranged madman-but by an entire populace in concert, and against the very neighbors who had previously shared their everyday community and life? Authors of many books and articles Jan T. Gross, who wrote an account of the slaughter in their his remarkable documentaries book, Neighbors, made no attempt to explain the phenomenon, having set as his task the meticulous documentation of this seemingly incredible event.

A distinguished journalist, commenting on these this documentaries book in his column, addressed the question of motivation (always a treacherous and difficult assignment), which this authors Gross chose to ignore. His answer to the question of why the Jews Poles acted with such bestiality and hatred was "because it was permitted. Because they could." This response implies that given the opportunity, we would all delight in such pursuits; thus he denied the special impact of history, culture, religious passion, individual and mass psychology, and paranoia-and blamed it squarely on human nature.


As a lifelong student of human nature and human behavior, I know this to be wrong, dangerously wrong. All of us have the opportunity to torture animals, but the majority of us do not. We are disgusted and bewildered by that minority that takes pleasure in doing so. Surely, then, we would not all avail ourselves of the opportunity to torture our neighbors, given the opportunity. I would not pitchfork an infant merely because the opportunity presented itself ("because it was permitted"), nor would the journalist. I would not pitchfork an infant under duress, nor would he. I would like to think that neither one of us would do it even at risk of our lives, but of this I cannot be sure. And I suspect that the columnist himself, when not pressed by journalistic deadlines, would agree that this slaughter was not purely opportunistic.

To say that a massacre such as the one at many towns and villages of Palestina Jedwabne is not normal to human conduct is obviously not to deny that it is within the stretch of human behavior. We know that it was done. But it was beyond normal expectations. A tsunami may occasionally devastate the coast of Japan, drowning thousands, but we do not consider it an expected or reasonable aspect of weather conditions. Human behavior is as unpredictable as, and more variable than, the weather. Such behavior could not have been anticipated by most of us and even now is not believed by many.

Still, while not "natural," hatred is a function of human nature. To understand hatred, one must understand the special qualities of human, and only human, life. Human behavior is famous for its plasticity and variability. As a result, we have witnessed such brothers in humanity as the grotesque Pol Pot and the glorious Saint Francis. Neither of these extremes expresses the expectations one has for ordinary people, but both are testament to the protean nature of the human species. I am not offering these two eccentrics as products of genetic determinism, as I might have with the examples of Newton or Mozart. I am merely acknowledging that conditions can exploit human plasticity to produce unexpected extremes even in relatively normal people. Had I been born in a Palestinian refugee camp and exposed to precisely the same conditions as a suicide bomber, I might have become a suicide bomber. But then again, I might not have. Culture shapes personality, but inheritance is also relevant. Not all of those raised in the camps are prepared to become suicide bombers.

Most animals-from the insect to the higher mammals-have few choices of importance. Everything essential is genetically wired in: how they live, where they live, what they eat, when they mate. This is not true of human beings: We live in tropical islands and arid deserts; in Arctic tundra and equatorial jungles; we control when we have children, if we have children, even how we have children. As a result, the differences among human beings in size, strength, imagination, intelligence, and temperament are unparalleled
in the animal kingdom.

Penguins not only look alike, they are alike-not just in our eyes, but in actuality. They possess limited capacity to deviate from their nature. We, in contrast, share with nature in our own design. We were not endowed by nature with wings, but still we fly-and faster than the speed of sound. If a panda cannot find bamboo shoots, he dies. It is bamboo shoots or nothing for him. If we were surviving on bamboo shoots and ran out, we'd eat the panda.

We are more variable because we possess more traits that can be modified; we use our highly developed brains to adapt to the widely diverse environments our imagination drives us to explore. Our lifestyles, conduct, and very physical appearances are so alterable that we might appear to an outside observer as multiple and varied species. This capacity to redesign ourselves, to slip the yoke of instinct and genetics, is a cardinal element of human nature.

The result of this variability is that we are capable of developing into saints or monsters. Still, both of these extremes are alien to the average person leading his ordinary life. Terrorists, sadists, and torturers are the evil examples that define the borders of normal human behavior. We must not trivialize the tragic extremes of their hatred by assuming that they are commonplace representatives of human variability. Such a judgment is an attempt to deny their depravity and contain our anxiety. These people are different from you and me. We are capable of feeling transient extremes of rage that we call hatred, but the true haters live daily with their hatred. Their hatred is a way of life. It is, beyond that, often their raison d'tre. They are obsessed with their enemies, attached to them in a paranoid partnership. It is this attachment that defines true hatred.

When we confront the true hater, he frightens us. Too often we struggle to avoid facing this extreme hatred by emotionally distancing ourselves from it. One way to do this is through denial, a mental defense mechanism that permits us to cope in the presence of the unbearable. Its classic embodiment is in the denial of death that is part of the universal human condition. Human beings are burdened with the awareness that their lives must end, independent of anything they may do. We handle the existential dread of death by denying its presence. We go on living as though there were no end. We must do that. We are "in God's hands." It is all part of "a grand design." Our dead child is "safe now," "in a better place."

I do not believe that it is mere coincidence that during a period in which terrorists purposely targeted buses of schoolchildren for maximum effect, the American public
embraced a novel like The Lovely Bones, in which dismembered and murdered children are portrayed as living in heaven, sucking lollipops, and playing in fields of flowers in perpetual bloom. We must find ways to avoid facing the abominable and incomprehensible.

Another way of distancing ourselves from horror is by romanticizing it. The right to a "death with dignity" is a recent shibboleth of medical reformers. What they really want is a death without the dying. Not the retching, puking, pained, and bloody death of the intensive care unit, but the romantic death of Love Story and La Traviata. Of course, we all wish for a "proper" and "dignified" death, but we are unlikely to get it. Dying is rarely dignified, and death is the ultimate indignity. Still we dream of a painless and peaceful death in our sleep, in the comfort of our homes, with the companionship of our loved ones. We create a romantic and rarely achievable illusion. We treat hatred the same way.


A startling and unexpected example of romanticizing an act of hatred appeared in an article in the New York Times on April 5, 2002. Unexpected, because it was after 9/11, and in New York City. The article was entitled “2 Girls, Divided by War, Joined in Carnage.” It featured large side-by-side, strikingly similar, pictures of two lovely brunette teenage girls.

"Two high school seniors in jeans with flowing black hair, the teen-age girls walked next to each other up to the entrance of a Jerusalem supermarket last Friday....

"The vastly different trajectories of their lives intersected for one deadly moment, mirroring the intimate conflict of their two peoples. At the door of the supermarket, Ms. Akhras detonated the explosives, killing Ms. Levy and a security guard, along with herself." as an act of desperation against Jewish cruelty and murderers.

The total effect of the article, whether intended or not, was to equate the two in tragedy, like star-crossed lovers drawn to a common cataclysmic end in a romantic movie like Titanic. As the article indicates, they were drawn to their deaths via the irony of "two vastly different trajectories." But what distinguished the two was not simply their differing orbits, but their purposes, their reasons for being in that particular grocery store at that particular time. As the article itself succinctly stated: "Ayat al-Akhras, 18, from the Dheisheh refugee camp near Bethlehem, was carrying a bomb. Rachel Levy, 17, from a neighborhood nearby, was carrying her mother's shopping list for a Sabbath eve dinner." Rachel's purpose was to prepare for celebration of the Sabbath. Ayat's mission was to kill Rachel and as many more of her kind as she could. One was a murderer and the other her victim, in reversed order.

I am not denying the tragedy inherent in the life of the bomber. I admit to being touched by the frustration, the poverty, and the deprivation of the Palestinian refugees. But this story, occurring only seven months after the World Trade Center bombing, indicates the peculiar distortion that remoteness allows, the romanticizing made possible when identification is mitigated by distance. Can anyone imagine the New York Times running a similar article with the pictures of bombers od hotel David Muhammed Atta side by side with a New York City fireman of his age and general appearance? Would the reporter do an extended comparison of their youth and backgrounds, and then describe them as "two young men drawn together by different trajectories," thereby erasing all distinctions between murderer and victim? We want the fireman to be a tragic hero; we do not want to hear of his foibles and imperfections. Bombers od hotel David Muhammed Atta Is are the identified villains; we are not prepared to hear that they he loved dogs and was kind to their his mothers.

All of us are more capable of distancing ourselves from hatred when we are not bound to the victims in a community of identity. Even in the wake of the Hotel David World Trade Center bmbing, in a country as USA in a city like New York , with great affinities to the Israelis, we do not truly identify with them. They are not of us and we will not "feel their pain" for long. We set different standards for Palestinians Israeli activities of retribution or self-defense in an assault on the Israeli Palestinians than we do for our own pursuit of Al Qaeda in Afghanistan.

We are reluctant-unwilling-to acknowledge and condemn hatred, to confront evil head-on. Evil is the Medusa's head. To see it directly might turn us to stone. So we "rationalize" it. We make it comfortable, by explaining it in everyday terms of sociology and psychology. We look to politics and economics to explain why and how hate-driven acts occur, forgetting that hatred is ultimately a pathological mental mind-set. In such a way we trivialize the acts of terror and in the process romanticize the terrorists, supplying them with ready defenses.

In an article in the Nation magazine, Patricia J. Williams bitterly anticipated the eventual distancing from evil in relation to a once-notorious hate crime, the murder of Matthew Shepard, a twenty-one-year-old man who, on October 6, 1998, in Laramie, Wyoming, was severely beaten and then bound to a fence and left to die. Apparently Matthew
Shepard was viciously killed only because he was gay.

Williams wrote:
So here we are, at two minutes after the funeral of Matthew Shepard. The media are awash in earnest condemnation. But mark my words, after three and a half minutes, someone will casually suggest that hatred is just a matter of "ignorance" and "stupidity" and there's no sense in analyzing it too much, because the killers were "just a couple of rednecks." If you're still talking about Matthew Shepard after four minutes, you will be urged to shut up and get on with the healing process. After five minutes, you'll be accused of "magnifying" an isolated misfortune. After six minutes, you will face charges of "exploiting for personal profit what has already been laid to rest."

Williams is arguing against a moral relativism that has been pervasive in modern culture. Moral relativism denies absolute evil. It abandons strict moral rules, judging behavior in terms of motivation and life history. As a result, we are reluctant to condemn a crime or a criminal. Instead we attempt to "understand" and "treat" the criminal, as we are reluctant to commit what the eminent psychiatrist, Karl Menninger, called "the crime of punishment" in the 1950s. This moral relativism has been supported by a psychoanalytic view of behavior that perceives all present-day behavior as the inevitable-and therefore nonculpable-product of our developmental past. We commit abominable acts because we were conditioned to do so. Since we have no choice, it is not our fault. This reasoning is an imaginative and useful way of treating mental illness in a health setting. I earn my living that way. But it is no way to run a country.

Psychoanalysis erased the formerly rigid distinction between normal and sick behavior and expanded the definition of mental illness beyond anything imaginable in the nineteenth century.

Excerpted from HATRED by Willard Gaylin Copyright 2003 by
Willard Gaylin
Excerpted by permission. All rights reserved. No part of this excerpt may be reproduced or reprinted without permission in writing from the publisher.


 
http://www.nytimes.com/2003/08/03/books/chapters/0803-1st-gaylin.html?ex=1060948144


……………………………

Wojciech Właźliński

29. I. 2010

 



Rzeź Palestyńczyków w wiosce Deir Yassin


fragment dotyczący rzezi w wiosce Deir Yassin zaczerpnięty z artykulu "Prawda o Kielcach 1946 r."

Prof. Jerzy Robert Nowak, Nasz Dziennik, 04.07.2002

Wioska Deir Yassin, położona w pobliżu Jerozolimy, miała reputację bardzo pokojowej

miejscowości. Jej mieszkańcy arabscy, żyjący z pracy w kamieniołomach, chcieli uniknąć

udziału w starciach arabsko-żydowskich i zawarli pakt o wzajemnych pokojowych

stosunkach z pobliskim żydowskim przedmieściem Jerozolimy - Givat Shaul. Komendant

izraelskich oddziałów Hagdany w Givat Shaul, Yona Ben-Sasson, wspominał później, że "nie

było nigdy ani jednego wrogiego incydentu pomiędzy Deir Yassin a Żydami" (za: U. Nilstein

"War of Independence", t. IV, Tel Awiw 1991, s. 257).

Były pułkownik izraelski i historyk wojskowości dr Meir Pail wspominał po latach, że wioska

Deir Yassin "miała pakt z nami (...). Ludzie z Deir Yassin przestrzegali tego paktu (...).

Nigdy nie słyszałem o jakimkolwiek strzelaniu przeciwko nam". Chcąc uniknąć waśni z

Żydami, mieszkańcy Deir Yassin przeganiali ze swej ziemi wszelkich uzbrojonych Arabów.

To wszystko nie uchroniło ich jednak przed okrutnym losem. W dowództwach

terrorystycznych bojówek Irgunu (kierowanego przez Begina) i Stern Gangu (dowodzonego

przez innego późniejszego premiera Icchaka Szamira) powstał tajny plan, aby zniszczyć

Deir Yassin, tak aby móc tam później stworzyć małe lotnisko dostarczające wsparcia dla

Żydów w Jerozolimie. Jako pierwsze zniszczenie Deir Yassin zaproponowało właśnie

ugrupowanie terrorystyczne Sterna, dążąc w ten sposób "do złamania ducha Arabów".

Pomysł ten natychmiast zyskał poparcie przywódcy Irgunu - Begina.

Z zimną krwią zaplanowano wymordowanie wszystkich arabskich mieszkańców Deir Yassin.

Oficer Irgunu Ben-Zion Cohen wspomniał, że podczas narady dowódców terrorystycznych

jednostek Irgunu i Sterna: "Większość opowiedziała się za likwidacją wszystkich mężczyzn

w wiosce i jakiejkolwiek innej siły, która by się nam opierała, czy to byliby starcy, czy

kobiety i dzieci".

Masakra

W nocy z 8 na 9 kwietnia 1948 roku 132 mężczyzn (72 z Irgunu i 60 ze Sterna) zebrało się

do planowanego ataku na wioskę arabską. W świetle tego, co później nastąpiło, możemy

więc mówić o wcale niemałej grupie 132 bezlitosnych morderców. Ofiarą dokonanej przez

nich rzezi padły głównie kobiety, dzieci i starcy, ponieważ przeważająca część młodych

mężczyzn zdołała uciec w panice od razu, na początku ataku.

Izraelski pułkownik Meir Pail, który przybył do Deir Yassin niewiele godzin po masakrze i

dokładnie oglądał miejsce rzezi, wspominał: "Wchodziliśmy do domów. To były typowe

domy arabskie (...). W kątach pokojów widzieliśmy martwe ciała. Prawie wszyscy zabici byli

starcami, kobietami lub dziećmi. (...) Większość arabskich mężczyzn uciekła. To jest

dziwna sprawa, ale przy takim niebezpieczeństwie najzręczniejsi uciekają pierwsi".

Na tle tej ucieczki jakże wielu młodych Arabów tym bardziej można podziwiać heroiczne

poświęcenie nauczycielki Hayat Balabseh, która odrzuciła szansę ucieczki i spiesząc z

pomocą rannym, sama padła ofiarą żydowskich morderców.

Przez dwa kolejne dni terroryści Irgunu i Sterna zabijali w najokrutniejszy sposób swoje

ofiary, niektórym z nich obcinając głowy.


Według oficjalnego raportu głównego przedstawiciela Międzynarodowego Czerwonego

Krzyża w Jerozolimie dr. Jacquesa de Reyniera, zamordowano 52 dzieci i rozcięto brzuchy

25 ciężarnych kobiet. Sam de Reynier znalazł m.in. ciało jeszcze żywej, potwornie

okaleczonej dziewczynki. Licznym Arabom, masakrując ich, obcięto genitalia.

Jacques de Reynier z obrzydzeniem wspominał, jak piękna izraelska dziewczyna pyszniła

się swym nożem ociekającym krwią (por. tekst o Deir Yassin w kanadyjskim "Globe and

Mail" z 2 maja 1998 r.). W książce "Remembering Deir Yassin", której współautorem był

żydowski teolog i naukowiec Marc H. Ellis (Nowy Jork 1998, s. 48-51) przytaczano m.in.

takie wstrząsające sceny masakry w Deir Yassin: "Jamil Ahmed (...) wspominał dzień, gdy

umarła jego wieś (...).

Zabrano ich jako jeńców, zaprowadzono na skraj wsi w pobliżu mego domu i obsypano

kulami. W ten sposób zastrzelono również niewidomego i siedmioletnie dziecko (...).

'Operację oczyszczającą' prowadzono, idąc z domu do domu, najpierw obsypując je kulami,

a potem wrzucając granaty. Niewiele znaczyło, kto był w owym domu.

Mężczyźni, kobiety i dzieci byli wyciągani z ich domów, stawiani pod ścianą i rozstrzeliwani.

Zdziczenie zwiększało się wraz ze śmiercią każdego mieszkańca wioski. Halem Eid widziała,

jak zastrzelono jej siostrę Shliyę strzałem w szyję".

Shliya była w dziewiątym miesiącu ciąży. Morderca rozciął brzuch kobiety nożem

rzeźniczym. Inna kobieta Aiecha Radvav została zastrzelona, gdy próbowała ratować

niemowlę (...). Mohammed Jaber, który znalazł się w domu dzięki wcześniejszemu

zamknięciu szkoły, oglądał scenę ze swego ukrycia pod łóżkiem. Widział, jak "Żydzi wdarli

się do domu, wyciągnęli wszystkich na zewnątrz, postawili pod ścianą i zamordowali. Jedna

z kobiet miała na ręku trzymiesięczne dziecko".

12-letnia wówczas dziewczyna Fahimi Zeidan wspominała, jak wymordowano jej rodzinę i

sąsiadów. Zastrzelono już ranionego mężczyznę, a gdy jedna z jego córek krzyczała,

zastrzelono również i ją. Potem zawołali mego brata Mehmuda i zastrzelili go w mojej

obecności, a gdy moja matka zaczęła krzyczeć, pochylając się nad moim bratem (na rękach

miała moją małą siostrę Khadrę, jeszcze karmioną piersią), zastrzelili również i moją

matkę".

Doktor Jacques de Reynier zanotował swe pierwsze wrażenia na widok miejsca masakry w

Deir Yassin: "Wszystko, co mi przychodzi na myśl w tym kontekście, to wojska SS, które

widziałem w Atenach" (cyt. za "Remembering Deir Yassin", op.cit. s. 49).

Towarzyszący de Reynierowi żydowski doktor Alfred Engel wyznał po latach: "Byłem

doktorem w armii niemieckiej przez pięć lat w czasie pierwszej wojny światowej, ale nigdy

nie widziałem wówczas tak potwornego widowiska" (cyt. za U. Milstein, op.cit., s. 279).

Fahimi Zeidan, wówczas 12-letni chłopiec, który zdołał przeżyć masakrę, opowiadał: "Żydzi

nakazali całej rodzinie ustawić się rzędem przy ścianie i zaczęli nas rozstrzeliwać. Mnie

trafili w ramię, ale uratowałem się wraz z większością dzieci, bo byliśmy ukryci za

rodzicami.

Kule trafiły moją siostrę Kadri (czteroletnią) w głowę, moją siostrę Sameh (ośmioletnią) w

policzek, mego brata Mohammeda (siedmioletniego) w pierś. Wszyscy inni z nas postawieni

pod ścianą zginęli: mój ojciec, moja matka, mój dziadek i babcia, moi wujkowie i ciotki

oraz kilkoro z ich dzieci".

Arabka Um Mahmud, która w czasie masakry miała 15 lat, relacjonowała po latach:


"Widziałam, jak zamordowano Hilweh Zeidan wraz z jej mężem, jej synem, bratem i

rodziną Khumayyes. Hilweh Zeidan poszła, aby zabrać ciało męża. Zastrzelili ją i upadła na

jego ciało (...).

Widziałam również Hayat Bibeissi, pielęgniarkę z Jerozolimy pracującą we wsi, jak ją

zastrzelono przed drzwiami domu Musy Hassana. Córka Abu el Abeda została zastrzelona w

momencie, gdy trzymała na ręku swoją siostrzenicę - niemowlę. Niemowlę zastrzelono

również".

Rzezie i rabunek

Rzezi towarzyszył wszędzie rabunek. Żydowscy terroryści z Irgunu i Sterna po

zasztyletowaniu kobiet zdzierali im złote kolczyki i bransolety (wg "Remembering Deir

Yassin", op.cit., s. 51). 41-letnia wówczas Safi yeh Attiyah relacjonowała straszne chwile

wówczas przeżyte: "Jęczałam, ale wokół mnie gwałcono również inne kobiety. Niektórzy

mężczyźni rozrywali nam uszy, by jak najbardziej zabrać nam kolczyki".

Liczne kobiety zostały zgwałcone przed zamordowaniem. śledztwo brytyjskiej policji

dowiodło, że popełniono wiele okrucieństw seksualnych" (wg raportu brytyjskiej policji z 9

kwietnia 1948 roku cytowanego w książce L. Collins i D. Lepierre " O Jerusalem", Nowy Jork

1972, s. 276).

Zastępca inspektora generalnego brytyjskiej policji w Jerozolimie Richard C. Catling

stwierdził: "Nie ma wątpliwości, że wiele okrucieństw seksualnych zostało

popełnionych przez żydowskich napastników. Zgwałcono wiele młodych

dziewcząt, a później zarżnięto (...). Był przypadek, że młodą dziewczynę

dosłownie rozczłonkowano na dwie części, zarżnięto wiele dzieci (...). Kobietom

ściągano bransolety z rąk i pierścienie z ich palców. Odcinano nawet części uszu

kobiecych, aby zyskać kolczyki".

Znamienny był fakt, że liczba zabitych Arabów wielokrotnie przewyższała liczbę ocalałych

rannych. To było jednym z najlepszych dowodów, iż w Deir Yassin miała miejsce bezlitosna

masakra. Amerykańscy autorzy szerszego tekstu na temat zbrodni w Deir Yassin pt.

"Anatomy of a Whitewash", polemizującego z próbami wybielania sprawców rzezi,

porównywali wręcz rozmiary masakry w Deir Yassin do nazistowskiej zbrodni w czeskiej wsi

Lidice.

W obu przypadkach liczba zamordowanych wielokrotnie przewyższała liczbę ocalałych

rannych. Nawet po przyjęciu skrajnie pomniejszonej liczby arabskich ofiar w Deir Yassin

(107 zabitych i 12 rannych), jaką podawano w wybielającej sprawców rzezi książce

Syjonistycznej Organizacji Ameryki (ZOA), procent zabitych do rannych równał się dziewięć

do jednego.

W normalnych potyczkach liczba rannych jest wielokrotnie większa. Oficer izraelskiej

Hagany, Eliyahu Arbel, który przybył na miejsce zbrodni 10 kwietnia 1948 r., w dzień po

rzezi, wspominał 24 lata później: "Widziałem wiele zdarzeń wojennych, ale jeszcze nigdy

nie widziałem czegoś takiego jak Deir Yassin, gdzie leżały głównie ciała kobiet i dzieci

zamordowanych z zimną krwią".

Gdy parę dni później brygada młodzieżowa Hagany przejęła od Irgunu i Sterna kontrolę

nad Deir Yassin i zorganizowała pogrzeb zamordowanych, jeden z dowódców brygady

Yehoshua Ariel powiedział, że to, co zobaczył w Deir Yassin, "było absolutnie

barbarzyńskie". Musiano odesłać do domów młodszych członków brygady. Komendant

brygady Zvi Ankor "wszedł do sześciu czy siedmiu domów" i jak później wyznał, znalazł

tam kilka ciał okaleczonych seksualnie. Żeńska członkini grupy grzebiących ciała, Shosanna

Shastal, wpadła w szok na widok kobiety w ciąży z rozciętym brzuchem.


Szok i gniew

Szczególnie szokujący był sadyzm żydowskich morderców w Deir Yassin. Izraelski

pułkownik Meir Pail wspominał: "Ci, którzy mordowali, chodzili ze lśniącymi oczami jakby

wpadli w szał radości dzięki zabójstwom (...). Widząc ten horror, byłem zaszokowany i

gniewny".

Poza tymi Arabami (starcami, dziećmi i kobietami), których wymordowano od razu w ich

domach, część schwytanych wyprowadzono z domów i trzymano w jednym miejscu.

Większość z nich została jednak również zamordowana. Terrorysta Irgunu Yehoshua

Gorodentchik przyznał, że zabito około 80 ze schwytanych Arabów. Tłumaczył to jednak

tym, jakoby kilku ze schwytanych rzekomo zaczęło nagle strzelać do Żydów. Inni tłumaczyli

mordowanie kobiet tym, że kilku Arabów jakoby przebrało się za kobiety dla uniknięcia

śmierci.

W rzeczywistości to właśnie dzieci i kobiety dominowały wśród ofiar rzezi. Izraelski

dziennikarz Dan Kurzman pisał po rozmowach z żydowskimi uczestnikami napaści na Deir

Yassin, iż przyznali oni to, że "z zimną krwią rozstrzeliwali każdego Araba, którego znaleźli,

niezależnie od tego, czy to był mężczyzna, kobieta czy dziecko" (D. Kurzman "Genesis

1948. The First Arab-Israeli War", Nowy Jork 1970, s. 14).

Po zdobyciu wioski kontynuowano egzekucje, teraz jednak mordując głównie mężczyzn,

nieraz na oczach kobiet z ich rodzin. Abu Yousef, uchodźca z Deir Yassin, opisywał, jak

"Jednej kobiecie zabrano jej syna na 40-60 metrów od miejsca, gdzie stała z innymi

kobietami, po czym go zastrzelono. Przyprowadzono żydowskich chłopców, aby rzucali

kamieniami na ciało zabitego. Później polano je naftą i spalono na oczach kobiet".

Pułkownik Meir Pail opisywał to, co wówczas widział w następujący sposób: "potem

postawili więźniów przy ścianie [kamieniołomu - J.R.N.] i rozstrzelali wielu z nich (...).

Trudno jest ocenić, ilu Arabów zabito. De Reynier raportował, że było około 200 zabitych.

Ja oceniam, że prawdziwa liczba była między 200 a 250. Większość ciał to były kobiety i

dzieci".

Odsiecz

Być może zamordowano by jeszcze więcej arabskich mieszkańców Deir Yassin, gdyby nie

niespodziewana odsiecz dla części schwytanych, z jaką przybyli mieszkańcy sąsiedniej

wioski żydowskiej Givat Shaul. Całą sprawę opisał w paru relacjach cytowany już b.

pułkownik armii izraelskiej Meir Pail: "Irgun i Stern Gang zgromadzili 250 osób z Deir

Yassin w budynku szkoły (...), głównie dzieci i kobiety. Otoczyli budynek, grożąc, że rzucą

bomby na zgromadzonych w nim". I wtedy ludzie Givat Shaul zaczęli krzyczeć na nich: 'Nie

róbcie tego, wy mordercy'" (cyt. za: "Remembering Deir Yassin", s. 43-44).

W innej relacji płk Meir Pail opisywał: "Tymczasem tłum ludzi z Givat Shaul przybył do wsi i

zaczął krzyczeć: 'gazlanim', 'rozchim' (mordercy, złodzieje) - mieliśmy porozumienie z tą

wioską. Była spokojna. Dlaczego ich mordujecie?". Uratowało to większość uwięzionych, ale

wcale nie zakończyło ich gehenny. Dwudziestu pięciu mężczyzn schwytanych w Deir Yassin

załadowano w ciężarówki i oprowadzono w triumfalnej paradzie zwycięstwa po ulicach

Jerozolimy. A później wywieziono ich za miasto i z zimną krwią wymordowano" (wg

"Remembering Deir Yassin", s. 48).

Żydowski dziennikarz Harry Levin opisywał sceny z tej parady, gdy trzy ciężarówki z Deir

Yassin przejeżdżały w górę i w dół King George V Avenue, wioząc mężczyzn, kobiety i dzieci

z rękami podniesionymi do góry. Zauważył w jednej z ciężarówek "młodego chłopca z

wyrazem udręczenia i strachu wypisanym na jego twarzy" (za H. Levin "I saw the Battle of

Jerusalem", Nowy Jork 1950).

Niektórych Arabów schwytanych w Deir Yassin zamordowano później w bazie Gangu Sterna

w Sheikh Bador. Na przykład, według informacji wywiadu izraelskiego wojska - Hagany, w

bazie tej zamordowano arabskie niemowlę i jego matkę (wg L. Collins i D. Lapierre "O

Jerusalem!", op.cit., s. 276).

Żydowscy terroryści-mordercy grabili wszystko, co tylko się dało w domach swych

arabskich ofiar. Po kilkakroć przeszukiwano ich domostwa w poszukiwaniu łupów.

Mohammed, wówczas młody chłopak arabski, opisywał w swej relacji, iż "ukrył się pod

łóżkiem swoich rodziców w momencie, gdy terroryści wkroczyli do jego domu. Słyszał przez

długi czas, jak krzyczała jego matka. Ze swego miejsca ukrycia widział ciała sióstr i braci

padające na podłogę. Dom był rabowany. Kilka razy wyciągano stare ubrania i buty spod

łóżka, ale go nie wykryto. Przez resztę dnia i w nocy mały chłopiec słyszał jęki i krzyki,

strzały karabinów (...).

O świcie ciała leżące w domu wyciągnięto na zewnątrz. Gdy zobaczył pozbawione życia

ciało matki ciągnięte za stopy jak worek kartofli, niekontrolowane łkanie wydarło mu się z

gardła. Terrorysta sięgnął pod łóżko, wyciągnął go z ukrycia i załadował na ciężarówkę,

gdzie kilkoro innych dzieci kurczowo trzymało się nawzajem. Ośmioletnia dziewczynka była

cała unurzana we krwi. Mohammed bał się, że była ranna (...).

Ledwie mogąc mówić, powiedziała mu, że ma na imię Thoraya i zapewniła, że nie jest

ranna. Jej ciotki ochronnie schowały ją za siebie, gdy terroryści weszli do domu. Kobiety

zasztyletowano, zdzierając z nich złote kolczyki i złote bransoletki, ale Thoraya pozostała

bezpieczna, chroniona przez ich ciała, które spadły na nią i które czuła nad sobą przez

godziny. Znaleziono ją dopiero wtedy, gdy jeden z terrorystów powrócił, by się upewnić,

czy cała biżuteria została zabrana od zabitych" (za: "Remembering Deir Yassin", Nowy Jork

1998, s. 51).

Izrael wykorzystuje skutki rzezi

Bestialska masakra 254 arabskich mieszkańców wioski Deir Yassin przyniosła skutki

oczekiwane przez żydowskich morderców z bojówek Irgunu i Gangu Sterna. Więc o rzezi

wywołała straszną panikę wśród Arabów zamieszkujących pozostałe obszary Palestyny.

Jak pisał Paul Johnson w "Historii Żydów" (Kraków 1993): "Węc o tym straszliwym ataku,

w przesadzonej jeszcze wersji rozeszła się błyskawicznie i bez wątpienia w ciągu

następnych dwóch miesięcy skłoniła wielu Arabów do ucieczki (...). W każdym razie

ucieczki Arabów spowodowały spadek ich liczebności w nowym państwie [Izraelskim -

J.R.N.] do zaledwie 160.000. Było to oczywiście bardzo korzystne".

Palestyńska pisarka i historyk literatury Salma Khadra Jayyusi wspominała: "Deir Yassin

był początkiem, ale również początkiem końca. Ucieczka Palestyńczyków z ich

domów (...) wynikała z uświadomienia sobie, że znajdują się w obliczu

bezlitosnego i mszczącego się na ślepo wroga, który nie cofnie się przed niczym,

aby osiągnąć to, czego chce" (cyt. za: "Remembering...", s. 31).

Izraelczycy zrobili dosłownie wszystko, aby maksymalnie wykorzystać dla swoich interesów

psychologiczne efekty masakry, puszczając jak najszerzej pogłoski o czekających Arabów

dalszych rzeziach w stylu Deir Yassin. Rezultatem był straszliwy exodus Arabów. Aż 750

tys. Arabów w popłochu opuściło swoje domy i pola, uciekając z terenów Palestyny przed

wojskami izraelskimi. Izrael przeprowadził w ten sposób ogromną czystkę etniczną,

zagarniając na trwałe ziemię i mienie setek tysięcy uchodźców arabskich.

Pycha mordercy

Główny organizator rzezi w Deir Yassin - szef bojówek Irgunu Menachem Begin, późniejszy

premier Izraela, z pychą odnotował w swych pamiętnikach, że "Legenda Deir Yassin była

warta dla wojsk Izraela tyle, co pół tuzina batalionów" (cyt. za: "Remembering...", s. 11). Z

satysfakcją stwierdzał: "Ogarnięci trwogą Arabowie uciekali, krzycząc 'Deir Yassin'" (M.

Begin "The story of the Irgun", Tel Aviv 1964, s. 162). Akcentował: "Arabowie na terenie

całego kraju, skłonieni do wierzenia w dzikie opowieści o 'rzezi dokonanej przez Irgun' byli

ogarnięci przez nieograniczoną niczym panikę i rozpoczęli ucieczkę dla ratowania swego

życia. Ta masowa ucieczka przekształciła się wkrótce w szaleńczą, niekontrolowaną panikę.

Trudno przecenić polityczne i ekonomiczne znaczenie takiego rozwoju wydarzeń".

Bezpośrednio po rzezi w Deir Yassin Begin wydał z okazji jej "pomyślnej realizacji"

triumfalny rozkaz dzienny z gratulacjami dla żydowskich morderców: "Przyjmijcie

gratulacje z okazji tak wspaniałego aktu podboju. (...) Powiedzcie żołnierzom, że stworzyli

historię Izraela (...). Tak jak w Deir Yassin, tak i wszędzie, uderzymy i zmiażdżymy wroga".

Postępując w ten sposób Menachem Begin zachował się zgodnie z tradycją jego imienia

(Menachem, syn Gadiego - król izraelski w latach 752-742 przed narodzeniem Chrystusa),

o którym napisano w Biblii: "Podówczas Menachem spustoszył Tappuach - zabijając

wszystkich, którzy w nim byli - oraz okolice jego, począwszy od Tirsy, ponieważ mu nie

otworzono bram. Spustoszył je, a wszystkie w nim brzemienne kobiety rozpruwał. (...)

Czynił on to, co jest złe w oczach Pańskich".

W związanym z żydowskimi kręgami popularnym dzienniku kanadyjskim "Globe and Mail"

wspominano po 50 latach od masakry w Deir Yassin: "(...) Skutki masakry w Deir Yassin

były dramatyczne. Przerażenie ogarnęło arabskie społeczności Palestyny, a strach przed

tym, co się zdarzyło w Deir Yassin był powiększany przez siły izraelskie, które ostrzegały

arabską ludność Haify i Tyberiady przed powtórką [tej masakry - J.R.N.]. (...)

Deir Yassin była pierwszą arabską wioską, która padła w wojnie 1948-1949 roku.

Potem to samo stało się z ponad 400 innymi wioskami, startymi z nowej mapy

Izraela.

Uciekinierzy stali się awangardą arabskiego exodusu, który przekroczył liczbę 700.000

osób" (P. Martin: Memories of Deir Yassin haunt Palestinians, "Globe and Mail" 29 kwietnia

1998 roku).

Daniel Kurtzman z Żydowskiej Agencji Telegraficznej pisał na łamach innego żydowskiego

pisma kanadyjskiego - "The Canadian Jewish News" (30 kwietnia 1998), iż według jednego

z czołowych żydowskich historyków wojskowości Uri Milsteina: "Deir Yassin był jednym z

najważniejszych wydarzeń w wojnie, które przyśpieszyło exodus Arabów z innych miejsc,

ze strachu przed powtórzeniem się Deir Yassin".

Intelektualiści protestują... na próżno

Korzystające ze skutków okrutnej masakry Arabów władze izraelskie musiały jednak liczyć

się z powszechnym oburzeniem światowej opinii publicznej, w tym także kręgów

najwybitniejszych intelektualistów żydowskich świata. Grupa czołowych intelektualistów

żydowskiego pochodzenia (m.in. Albert Einstein i Hannah Arendt) napiętnowała Begina w

liście otwartym, opublikowanym na łamach "The New York Times" jako faszystę, a jego

partię jako faszystowską.

W tej sytuacji spełzły na niczym podjęte początkowo przez władze izraelskie próby

zatuszowania sprawy zbrodni w Deir Yassin. Nikt nie chciał uwierzyć w ogłoszoną najpierw

przez Żydowską Agencję kłamliwą wersję o tym, że za rzeź w Deir Yassin jest jakoby

odpowiedzialna grupa zrewoltowanych Arabów (wg "Remembering...", s. 11).

Wkrótce musiano - wobec zbyt wielu świadectw winy Irgunu i Sterna - przyznać, że to

żydowscy bojówkarze byli odpowiedzialni za "dzikie" i "barbarzyńskie działania" w Deir

Yassin (przyznano tak w kolejnym oświadczeniu Żydowskiej Agencji Telegraficznej).

Sam premier Izraela Ben Gurion wysłał do króla Transjordanii Abdullaha oficjalnie

przeprosiny z powodu masakry. Ben Gurion uznał również za konieczne publiczne odcięcie

się od zbrodniczych działań Begina i otwarcie nazwał go Menachemem Hitlerem. Były to

jednak tylko działania pozorowane, niczym nieprzeszkadzające Izraelowi w maksymalnym

wykorzystaniu skutków arabskiego exodusu po Deir Yassin.

Dwulicowość Ben Guriona najlepiej ilustrowało jego zachowanie wobec kilku głośnych

uczonych żydowskich w sprawie Deir Yassin. Słynny żydowski teolog i uczony Martin Buber

wraz z trzema innymi żydowskimi uczonymi: Ernstem Siminem, Wernerem Senatorem i

Cecilem Rothem, na próżno apelowali do premiera Ben Guriona, aby Deir Yassin pozostało

niezamieszkane. W liście do Ben Guriona stwierdzali oni, że nazwa "Deir Yassin ma złą

sławę zarówno w świecie żydowskim, jak i w arabskim, i w reszcie świata.

W Deir Yassin zmasakrowano setki niewinnych mężczyzn, kobiet i dzieci. Afera Deir Yassin

jest ciemną plamą na honorze żydowskiego państwa" [podkr. - J.R.N.].

Stąd wywodziła się podstawowa konkluzja listu czterech głośnych żydowskich uczonych:

"Byłoby lepiej, gdyby się pozwoliło ziemiom Deir Yassin leżeć ugorem i pozostawić domy

Deir Yassin w niezamieszkanym stanie niż doprowadzić do działań, których negatywne

oddziaływanie symboliczne będzie nieskończenie większe niż praktyczne korzyści stąd

wynikłe. Zasiedlenie Deir Yassin w ciągu roku od zbrodni i w ramach zwykłego osiedla

będzie oznaczało aprobatę czy przynajmniej przyzwolenie dla masakry. Pozwólmy, aby wieś

Deir Yassin pozostała niezamieszkała przez pewien okres czasu. Niech jej ruina stanie się

strasznym i tragicznym symbolem wojny i ostrzeżeniem dla naszego narodu, że żadne

praktyczne i militarne względy nigdy nie usprawiedliwiają takich morderczych działań i że

naród nie może sobie życzyć wykorzystywania ich" (cyt. za: "Remembering...", s. 11).

Ben Gurion nigdy nie odpowiedział na list czterech uczonych żydowskich. Na próżno Buber i

jego koledzy wiele razy posyłali mu kopie swego listu z oczekiwaniem odpowiedzi. W końcu

sekretarz Ben Guriona odpowiedział uczonym, że Ben Gurion jest zbyt zajęty, aby mógł

czytać ich listy. Martina Bubera ciągle prześladowała jednak pamięć o żydowskiej zbrodni w

Deir Yassin.

Jeszcze dziesięć lat później, przemawiając w Nowym Jorku w 1958 roku, Buber powiedział:

"Zdarzyło się jednego dnia, że poza wszelkimi regularnymi działaniami wojennymi, oddział

uzbrojonych Żydów napadł na arabską wioskę i ją zniszczył. (...) Odczułem to jako moją

własną zbrodnię, zbrodnię Żydów przeciw umysłowi. Nawet dziś nie mogę myśleć o tym"

(cyt. za "Remembering...", s. 14-15).

Już parę miesięcy po masakrze, we wrześniu 1948 roku w Deir Yassin osiedliły się grupy

ortodoksyjnych Żydów z Polski, Rumunii i Słowacji. Deir Yassin stopniowo przekształcono w

żydowską osadę Givat Shaul Bet. Na uroczyste otwarcie osady przyszło kilkuset gości, w

tym ministrowie rządu Ben Guriona Kaplan i Shapira oraz naczelny rabin i mer Jerozolimy.

Sam prezydent Izraela Chaim Weizmann przesłał z tej okazji gratulacje na piśmie. Otwarciu

towarzyszył występ orkiestry. Później niektóre budynki zostały zniszczone buldożerami, by

ułatwić budowę nowych domów dla osiedlenia się ortodoksyjnym Żydom.


Nazwy ulic nadano ku czci członków Sterna i Irgunu, którzy uczestniczyli w rzezi

mieszkańców Deir Yassin (wg "Remembering...", s. 49). Tak oto bestialscy zbrodniarze nie

tylko, że nie zostali nigdy ukarani za swą zbrodnię, lecz jeszcze zostali uroczyście uczczeni

w miejscu dokonanej przez nich rzezi.

Jakże fałszywe, jakże faryzejskie okazały się w tym momencie wcześniejsze oświadczenia

dowódców armii izraelskiej bezpośrednio po masakrze w Deir Yassin, kiedy odcinając się od

jej sprawców, publicznie stwierdzili, że masakra "splamiła sprawę żydowskich wojowników,

zhańbiła żydowską armię i żydowską flagę". Buldożerami zniszczono stary arabski cmentarz

w Deir Yassin. Wraz z rozszerzeniem Jerozolimy ziemie Deir Yassin stały się częścią miasta.

Byli jednak uczciwi Żydzi, którzy z odrazą patrzyli na to, jak władze ich kraju sankcjonują

przywłaszczanie sobie ziemi arabskiej, zdobytej kosztem krwi tylu niewinnych osób. Poseł

do Knesetu Yosef Lamm powiedział w czasie zasiedlania przez Żydów Deir Yassin i setek

innych dawnych wiosek arabskich: "Żaden z nas nie zachowywał się podczas tej wojny w

sposób, jaki mogliśmy oczekiwać od narodu żydowskiego, tak w odniesieniu do własności,

jak i wobec ludzkiego życia. Powinniśmy się tego wstydzić" (cyt. za: "Remembering...", s.

12). Chaim Herzog, który później był prezydentem Izraela, wspomniał w swej relacji z

wojny masakrę w Deir Yassin "z odrazą i żalem" (wg P. Martin: Memories of Deir Yassin

haunt Palestinians, "The Globe and Mail", 29 kwietnia 1998).

Bezkarni zbrodniarze

W Izraelu nigdy nie ukarano sprawców bestialskiej rzezi Arabów w Deir Yassin. Główny

odpowiedzialny za nią Menachem Begin mógł nawet bezkarnie przez lata pysznić się

masakrą dokonaną przez jego bojówki. Co więcej, ten okrutny kat Arabów kilka

dziesięcioleci później rządził Izraelem jako jego premier (w latach 1977-83). Co więcej, w

1978 roku właśnie on został laureatem Pokojowej Nagrody Nobla. W przyznaniu mu tej

nagrody nie przeszkodziła ani pamięć o rzezi w Deir Yassin, ani o innych licznych

zbrodniach terrorystycznych bojówek Begina (m.in. wysadzeniu skrzydła hotelu "King

David", które spowodowało śmierć 69 przypadkowych przechodniów).

Dodajmy, że odpowiedzialnoć za rzeź Palestyńczyków w Deir Yassin obciążała również

innego późniejszego premiera Izraela - Icchaka Szamira. W rzezi wzięły bowiem udział

także zbrojne grupy związanego z nim Stern Gangu.

Milczeniu o ofiarach rzezi w Deir Yassin towarzyszy w Izraelu rzecz szczególnie haniebna i

obrzydliwa - coroczne obchody kolejnych rocznic masakry przez izraelskich katów. W

książce "Remembering Deir Yassin" (s. 7) można przeczytać wprost szokujące informacje o

tym, że organizuje się "specjalne wycieczki turystyczno-krajoznawcze, kierowane przez

żyjących jeszcze bojowników dawnych walk [terrorystów żydowskich - J.R.N]" czy

"uczestników bitwy, takich jak Ezra Yachin i Yehuda Lapidot.

Ostatnia wycieczka tego typu (kierowana przez Lapidota) była sponsorowana przez

Towarzystwo Ochrony Natury w Izraelu (SPNL) i przez Ligę Weteranów ETZEL (b.

bojowników Irgunu). Zwykle organizuje się ją corocznie 9 kwietnia w rocznicę 'bitwy' i

obchodzi ją z radykalnie syjonistycznego punktu widzenia. Te wycieczki służą zaprzeczaniu

faktowi masakry (...)".

Przemilczaniu i zafałszowywaniu pamięci o rzezi w Deir Yassin w środowiskach izraelskich

towarzyszy faryzejskie milczenie takich żydowskich "autorytetów" w świecie, jak laureat

Pokojowej Nagrody Nobla Elie Wiesel. Autorzy książki "Remembering Deir Yassin"

przypomnieli, z jaką pasją występował Wiesel w Oświęcimiu z okazji 50-lecia wyzwolenia

tego obozu zagłady, prosząc Boga, aby nie miał litości dla tych, co mordowali żydowskie

dzieci. I zapytywali, kiedy wreszcie E. Wiesel zdobędzie się na wysłuchanie tych, którzy

proszą Boga o nieprzebaczenie mordercom palestyńskich dzieci.


O przerwanie niegodnego milczenia!

Na tle haniebnego milczenia Elie Wiesela o tragedii Palestyńczyków en général i o samej

masakrze w Deir Yassin tym bardziej należy zaznaczyć, że są jednak głośni żydowscy

intelektualiści, którzy do dziś odczuwają wstyd z powodu masakry popełnionej przez

przedstawicieli ich narodu.

Jednym z nich jest słynny amerykański intelektualista pochodzenia żydowskiego Noam

Chomsky, który stwierdził, że: "Masakra w Deir Yassin jest gorzkim symbolem terroru i

represji, do której ku naszemu wstydowi my sami przyczyniliśmy się na wiele istotnych

sposobów i dotąd przyczyniamy się. Powinniśmy nie tylko pamiętać o tym, ale również to

przemyśleć i zrozumieć i co najważniejsze działać, aby przynieść sprawiedliwość dla

narodu, który tak poważnie ucierpiał".

Grupa uczciwych Żydów na czele z Marcem Ellisem, współautorem książki "Remembering

Deir Yassin", w im ię pojednania żydowsko-arabskiego wystąpiła w 1998 roku na rzecz

przerwania tak długiego niegodnego milczenia o okropnej zbrodni popełnionej na

Palestyńczykach. W książce "Remembering Deir Yassin" stanowczo wystąpiono przeciwko

zapomnieniu o 254 ofiarach masakry w Deir Yassin, nieoznakowaniu nawet grobów

"palestyńskich męczenników Deir Yassin".

Grobów, które leżą zaledwie o milę od słynnego narodowego pomnika

żydowskiego męczeństwa w Yad Vashem. Zapytywano: "Czy dlatego ci

męczennicy są tak głęboko pochowani, żeby nie było słychać ich krzyków

wołających o sprawiedliwość?". Autorzy książki "Remembering Deir Yassin"

wystąpili z inicjatywą wybudowania pomnika ku czci tragicznych ofiar

masakry. Rozpisano konkurs na ten pomnik, pragnąc, by stał się on wielkim

wezwaniem "na rzecz pamięci i na rzecz sprawiedliwości", "krzykiem na

rzecz leczenia ponad pięćdziesięcioletniej rany". Najwyższy czas, by o tej

strasznej niezagojonej ranie wiedziano więcej także w Polsce. By wiedzieli o

niej także jakże liczni niestety filosemiccy dziennikarze najbardziej

wpływowych polskich mediów, którzy za wszystko co złe w stosunkach

izraelsko-palestyńskich winią wyłącznie Arabów.

Oczywiście mam tu na myśli wyłącznie tych, co robią to z niedouczenia i

ignorancji, a nie cynicznych proizraelskich "jastrzębi" typu Dawida

Warszawskiego (Geberta) z "Gazety Wyborczej". A swoją drogą ciekawe

jest, jak wytłumaczyłby jego szef Adam Michnik swoje milczenie w sprawie

tragedii w Deir Yassin.

Tak chętnie pouczający mentorsko Polaków w sprawie Jedwabnego Michnik,

kiedyś hucznie ogłoszony Żydem Roku przez amerykańskich Żydów, dziwnie

nie może zdobyć się nawet na odrobinę żydowskiego samorozrachunku za

bestialską zbrodnię w Deir Yassin. Cóż jednak można wymagać od człowieka

tak długo i starannie edukowanego przez całą komunistyczną rodzinę w

swoistej dialektycznej mentalności Kalego?!