Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Przypominamy 11 Listopada 1918 r.

po trzech rozbiorach, ponad dwustu latach niewoli

(licząc od 1709, kiedy to rozpoczęła się rosyjska ekspansja i coraz znaczniejsze ograniczanie suwerenności państwa polskiego)

Odrodzenie Niepodległego Państwa Polskiego
 
RZECZYPOSPOLITEJ POLSKI

Niepodległa Polska odrodziła się w listopadzie 1918 roku w ciągu zaledwie trzech tygodni.

To niezwykłe tempo zaskoczyło ówczesnych obserwatorów wydarzeń politycznych w Polsce i Europie. Dzień 11 listopada był oficjalnym Świętem Narodowym Polski w latach 1937-1939. Po wojnie... dopiero w 1989 roku wrócił do kalendarza oficjalnych świąt państwowych.

Oto kronika tamtych dni:
5 listopada 1916 - wydanie aktu gwarantującego powstanie Królestwa Polskiego, w bliżej nieokreślonych jeszcze granicach.

14 stycznia 1917 - rozpoczęcie działalności przez Tymczasową Radę Stanu.

12 listopada 1917 - przejęcie obowiązków głowy państwa przez Radę Regencyjną.

7 października 1918 - ogłoszenie niepodległości Polski przez Radę Regencyjną.

25 października 1918 - powołanie rządu Józefa Świeżyńskiego.

30 października 1918 - Polska Komisja Likwidacyjna w Krakowie przejęła władzę w Galicji Zachodniej.

1 listopada 1918 - wybuchły polsko-ukraińskie walki we Lwowie - Bój o Lwów.

3 listopada 1918 - nastąpiła kapitulacja Austro-Węgier.

z 6 na 7 listopada 1918 – powstał w Lublinie Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej z Ignacym Daszyńskim na czele.

9 listopada - po abdykacji cesarza Wilhelma II proklamowano w Niemczech republikę.

10 listopada - powrócił do Warszawy z internowania w Magdeburgu Józef Piłsudski.

11 listopada - w Compiegne we Francji podpisano zawieszenie broni będące kapitulacją Niemiec i kończące I wojnę światową.

"Rada Regencyjna natychmiast, tj. w dniu 11 listopada, przekazała w ręce Józefa Piłsudskiego - jako tymczasowego naczelnika państwa - całą władzę cywilną i wojskową, a następnie rozwiązała się. Tym sposobem władza polska w Warszawie nie wyłoniła się z porozumienia polskich stronnictw, jak to się prowizorycznie stało poprzednio w Galicji i jak to próbował w Warszawie przeprowadzić Głabiński. Nie wyłoniła się nawet z jednostronnego, lecz bądź co bądź samowładnego zamachu, jak rząd lubelski: powstała ona pośrednio, ale w prostej linii - z nominacji niemieckiej." (prof. Michał Bobrzyński "Dzieje Narodu Polskiego" str. 270)

11 listopada na ulicach wszystkich miast panowała euforia z powodu rodzącej się niepodległości.

"Niepodobna oddać tego upojenia, tego szału radości, jaki ludność polską w tym momencie ogarnął. (...) Kto tych krótkich dni nie przeżył, kto nie szalał z radości w tym czasie wraz z całym narodem, ten nie dozna w swym życiu największej radości. Cztery pokolenia czekały, piąte się doczekało. Od rana do wieczora gromadziły się tłumy na rynkach miast; robotnik, urzędnik porzucał pracę, chłop porzucał rolę i leciał do miasta, na rynek, dowiedzieć się, przekonać się, zobaczyć wojsko polskie, polskie napisy, orły na urzędach, rozczulano się na widok kolejarzy, ba, na widok polskich policjantów i żandarmów." ("Powstawanie II Rzeczypospolitej. Wybór dokumentów"

Podobna atmosfera panowała w stolicy.

"Warszawa żyła w tych dniach na ulicach. (...) Gdy 11 listopada, w historycznym daniu zawieszenia broni, wyszedłem rano na miasto, ulica miała wygląd jakiś zupełnie inny niż zwykle: ludzie poruszali się szybko, każdy patrzył z ciekawością naokoło, każdy czegoś wyczekiwał, zawiązywały się rozmowy między ludźmi nieznajomymi. Niemców spotykało się niewielu i nie mieli już tak butnych min jak poprzednio, większość z nich miała już na mundurach czerwone rewolucyjne kokardki, dyscyplina rozluźniła się, widziało się i czuło się już zupełną dezorganizację tej karnej armii. Ludność samorzutnie zaczęła rozbrajać żołnierzy, którzy podawali się temu przeważnie bez protestu." (M. Jankowski, "11 listopada 1918 r." [w:] Warszawa w pamiętnikach pierwszej wojny światowej, Warszawa 1971).

1918 listopad 11, Warszawa - Dekret Rady Regencyjnej do narodu polskiego o przekazaniu władzy wojskowej Józefowi Piłsudskiemu
Wobec grożącego niebezpieczeństwa zewnętrznego i wewnętrznego, dla ujednostajnienia wszelkich zarządzeń wojskowych i utrzymania porządku w kraju, Rada Regencyjna przekazuje władzę wojskową i naczelne dowództwo wojsk polskich, jej podległych, Brygadierowi Józefowi Piłsudskiemu.

Po utworzeniu Rządu Narodowego, w którego ręce Rada Regencyjna, zgodnie ze swymi poprzednimi oświadczeniami, zwierzchnią władzę państwową złoży, Brygadier Józef Piłsudski władzę wojskową, będącą częścią zwierzchniej władzy państwowej, temuż Rządowi Narodowemu zobowiązuje się złożyć, co stwierdza podpisaniem tej odezwy.

Dan w Warszawie, dnia 11 listopada 1918 roku.
Aleksander Kakowski
Józef Ostrowski
Zdzisław Lubomirski
Józef Piłsudski

"Dziennik Praw Państwa Polskiego" 1918, nr 17, poz. 38

1918 listopad, Warszawa - Pismo Rady Regencyjnej do Naczelnego Dowódcy Wojsk Polskich Józefa Piłsudskiego składającego w jego ręce władzę państwową
Do Naczelnego Dowódcy Wojsk Polskich Józefa Piłsudskiego.

Stan przejściowy podziału zwierzchniej władzy państwowej, ustanowiony odezwą z dnia 11 listopada 1918 roku, nie może trwać bez szkody dla powstającego Państwa Polskiego.

Władza ta powinna być jednolita.

Wobec tego, kierując się dobrem Ojczyzny, postanawiamy Radę Regencyjną rozwiązać, a od tej chwili obowiązki nasze i odpowiedzialność względem narodu polskiego w Twoje ręce, panie Naczelny Dowódco, składamy do przekazania Rządowi Narodowemu.

Dan w Warszawie, dnia 14 listopada 1918 roku.
Aleksander Kakowski
Zdzisław Lubomirski
Józef Ostrowski

"Dziennik Praw Państwa Polskiego" 1918, nr 17, poz. 39

14 listopada 1918 - nowym dekretem Rada Regencyjna postanowiła się rozwiązać i całą władze w państwie przekazała Józefowi Piłsudskiemu, ustanawiając urząd naczelnika państwa.

15 listopada - papież Benedykt XV w liście do arcybiskupa Aleksandra Kakowskiego dał wyraz pragnieniu, "by Polska jak najszybciej odrodzona znowu w zupełnej niepodległości zajęła na nowo miejsce w gronie państw i kontynuowała swą historię".

16 listopada - wysłano podpisaną przez Piłsudskiego depeszę: "Jako Wódz Naczelny Armii Polskiej, pragnę notyfikować rządom i narodom wojującym i neutralnym istnienie Państwa Polskiego Niepodległego, obejmującego wszystkie ziemie zjednoczonej Polski".

18 listopada - Piłsudski podpisał oficjalną nominację rządu skrajnie lewicowego utworzonego przez Jędrzeja Moraczewskiego.

..."urzędowemu orłowi polskiemu zdjęto koronę z głowy, a na gmachach państwowych wywieszono czerwone sztandary socjalistyczne"

19 listopada - zakończyła się ewakuacja okupacyjnych oddziałów niemieckich z terenu Polski.

22 listopada - Rada Ministrów uchwaliła dekret o podstawach ustrojowych państwa polskiego

27 grudnia 1918 - wybuch powstania wielkopolskiego w Poznaniu.



Odzyskiwanie przez Polskę niepodległości było procesem stopniowym i wybór 11 listopada jest dość arbitralny.

Dzień 11 listopada ustanowiono świętem narodowym dopiero ustawą z kwietnia 1937 roku, czyli prawie 20 lat po odzyskaniu niepodległości.

Do czasu wybuchu II wojny światowej święto obchodzono tylko dwa razy - w roku 1937 i 1938.

Niestety tylko na niecale 21 lat, w 1939 roku Polska ponownie utracila niepodleglosc, 1 wrzesnia bez wypowiedzenia wojny zaatakowana przez Niemcy hitlerowsko-nazistowskie, a 17 wrzesnia zdradziecko napadnieta przez zydobolszewickie sowiety.

W latach 1939-1944 - podczas okupacji hitlerowskiej oficjalne lub jawne świętowanie, podobnie jak i każde inne przejawy polskości, było niemożliwe.

W roku 1945 władze komunistyczne świętem państwowym uczyniły dzień 22 lipca - datę podpisania Manifestu PKWN, jako Narodowe Święto Odrodzenia Polski.

W czasach komunizmu 1945-89 wielokrotnie organizowane w całym kraju przez opozycję manifestacje patriotyczne były tego dnia brutalnie tłumione przez oddziały ZOMO, a ich uczestnicy bici i aresztowani przez Służbę Bezpieczeństwa.


Narodowe Święto Niepodległości obchodzone 11 listopada przywrócono, ustawą Sejmu (jeszcze PRL), w 1989.

Dzień ten jest dniem wolnym od pracy. Główne obchody, z udziałem najwyższych władz państwowych, odbywają się w Warszawie na placu Józefa Piłsudskiego, przed Grobem Nieznanego Żołnierza.

Roman Dmowski (ur. 9 sierpnia 1864 w Warszawie - zm. 2 stycznia 1939 w Drozdowie), wybitny polski polityk i mąż stanu. Główny ideolog i współzałożyciel Narodowej Demokracji.

Pochodził z rodziny pieczętującej się kiedyś herbem Pobóg. W czasach studenckich rozpoczął działalność w Związku Młodzieży Polskiej Zet. Był organizatorem studenckiej manifestacji ulicznej w setną rocznicę Konstytucji 3 Maja. Został za to osadzony na pół roku w Cytadeli i zesłany w głąb Rosji, do Mitawy. Uciekł stamtąd w 1895 i osiadł we Lwowie, gdzie od lipca tego roku przejął redakcję Przeglądu Wszechpolskiego, głównego ideowego pisma ruchu narodowego. Później stanął na czele Ligi Narodowej.

W 1897 roku był współzałożycielem Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego. W latach 1898-1900 przebywał we Francji i Anglii. Z powodu rosnącego zagrożenia ze strony Niemiec opowiedział się za taktyczną współpracą z caratem i spowodował podobny zwrot w działalności całej organizacji (frakcja przeciwna nowej polityce dokonała rozłamu). W 1901 wrócił do kraju i zamieszkał w Krakowie, a w roku 1905 przeniósł się do Warszawy. Był posłem do II i III Dumy rosyjskiej (1907-1909) oraz prezesem Koła Polskiego w Dumie.

W roku 1915 udał się na Zachód i rozpoczął akcję na rzecz Polski w stolicach państw koalicyjnych, 1917 utworzył w Paryżu Komitet Narodowy, którego zadaniem było odbudowanie państwa polskiego. W 1917 roku stanął na czele Komitetu Narodowego Polskiego w Paryżu. Był polskim delegatem na konferencję paryską i sygnatariuszem traktatu wersalskiego.

Miał znaczący wpływ na pozytywny dla Polski charakter ostatecznych decyzji Wersalskich.

To dzięki jego zabiegom dyplomatycznym Polska odzyskała Pomorze i w dużej mierze również Wielkopolskę i część Górnego Śląska.

Był przeciwnikiem politycznym Józefa Piłsudskiego. Opowiadał się za państwem narodowym, gdzie większość obywateli będzie mówiła po polsku i wyznawała katolicyzm. Byl zwolennikiem inkorporacyjnej koncepcji wschodniej granicy Polski, pozostającej w opozycji do federacyjnych planów Piłsudskiego. Oskarżany o antysemityzm, chociaż cytuje się jego stwierdzenie, że "Polska bez Żydów, byłaby jak zupa bez pieprzu: bez smaku".

Był posłem na Sejm w 1919 roku, członkiem Rady Obrony Państwa w 1920 roku i ministrem spraw zagranicznych w okresie od października do grudnia 1923 roku.


W 1926 roku założył Obóz Wielkiej Polski, a następnie Stronnictwo Narodowe (1928).

Był publicystą politycznym i twórcą podstaw ideologii nacjonalistycznej w Polsce. Jego książki to m.in.: "Myśli nowoczesnego Polaka" (1903), "Niemcy, Rosja i kwestia polska" (1908), "Polityka polska i odbudowanie państwa" (1925), "Przewrót" (1934).

Zmarł w Drozdowie pod Łomżą, gdzie spędził kilka ostatnich lat swojego życia. Do końca pozostawał niekwestionowanym liderem Narodowej Demokracji

 

Norman Davies "Boże Igrzysko" (fragmenty)


Niepodległość - dwadzieścia lat niepodległej (1918-1939)


Molotow nazwał ją "potwornym bękartem traktatu wersalskiego".

Stalin mówił o niej jako o "przepraszam za wyrażenie, państwie".

Dla J. M. Keynesa, teoretyka współczesnego kapitalizmu, była "ekonomiczną niemożliwością, której jedynym przemysłem jest żydożerstwo".

Lewis Namier uważał, że jest "patologiczna".

E. H. Carr nazwał ją "farsą".

David Lloyd George mówił o "defekcie historii", twierdząc, że "zdobyła sobie wolność nie własnym wysiłkiem, ale ludzką krwią" i że jest krajem, który "narzucił innym narodom tę sama tyranię", jaką sam przez lata znosił. "Polska", powiedział, jest pijana młodym winem wolności, które jej podali alianci", i "uważa się za nieodparcie uroczą kochankę środkowej Europy". W 1919 roku Lloyd George miał podobno powiedzieć, że prędzej oddałby "małpie zegarek" niż Polsce Górny Śląsk. W 1939 roku oświadczył, że Polska "zasłużyła na swój los".

Adolf Hitler nazywał ją "państwem, które wyrosło z krwi niezliczonych niemieckich pułków", "państwem zbudowanym na sile i rządzonym przez pałki policjantów i żołnierzy", "śmiesznym państwem, w którym (...) sadystyczne bestie dają upust swoim perwersyjnym instynktom", "sztucznie poczętym państwem", "ulubionym pokojowym pieskiem zachodnich demokracji, którego w ogóle nie można uznać za kulturalny naród", "tak zwanym państwem, pozbawionym wszelkich podstaw narodowych, historycznych, kulturowych czy moralnych".

Zbieżność tych uczuć, a także sposobów ich wyrażania, jest oczywista.

Rzadko - jeśli w ogóle kiedyś - kraj, który właśnie uzyskał niepodleglość, bywał przedmiotem równie krasomówczych i równie nieuzasadnionych zniewag. Rzadko - jeśli w ogóle kiedyś - brytyjscy liberałowie bywali równie beztroscy w formułowaniu opinii lub dobieraniu sobie towarzystwa.

Rzeczpospolita Polska została powołana do istnienia w listopadzie 1918 roku w wyniku procesu, który biolodzy mogliby nazwać partenogenezą. Stworzyła się sama w próżni, jaka pozostała po upadku trzech mocarstw rozbiorowych. Mimo oświadczeń Molotowa nie została stworzona przez traktat wersalski, który jedynie potwierdził to, co już istniało: określenie warunków terytorialnych ograniczyło się jedynie do ustalenia granicy z samymi Niemcami. Nie była państwem funkcjonującym pod obcym protektoratem, do którego utworzenia rządy państw alianckich szykowały się w latach 1917-18 we współpracy z Komitetem Narodowym Dmowskiego w Paryżu.

Nie była też państwem, jakie bolszewicy mieli nadzieję stworzyć jako czerwony most wiodący do rewolucyjnych Niemiec. I nie była to także marionetkowa Polska, której rozmaite wizje Rosja, Niemcy i Austria wysuwały w latach Wielkiej Wojny.

Swego poczęcia nie zawdzięczała nikomu, nawet samym Polakom, którzy - wyróżniając się w walkach toczonych przez wszystkie ścierające się ze sobą armie - z konieczności zmierzali do wzajemnej neutralizacji własnych sił politycznych.

Załamanie się wszelkiego ustalonego ładu w Europie Wschodniej i Środkowej skazało nowo narodzoną Rzeczpospolitą na szereg dziecinnych awantur.

W latach 1918-21 toczyło się równocześnie sześć wojen.

Wojna ukraińska, która rozpoczęła się we Lwowie w listopadzie 1918 roku i zakończyła się upadkiem Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej w lipcu 1919 roku, ustanowiła władzę Polski na ziemiach Galicji Wschodniej aż po rzekę Zbrucz.

Problem wojny w Wielkopolsce, która wybuchła 27 grudnia 1918 roku, został 28 czerwca 1919 roku rozwiązany przez traktat wersalski;

natomiast wojna na Śląsku, prowadzona z przerwami jako seria trzech powstań w dniach od 16 do 24 sierpnia 1919, od 19 do 25 sierpnia 1920 i od 2 maja do 5 lipca 1921 - zakończyła się dopiero po podpisaniu w Genewie w 1922 roku konwencji w sprawie Śląska.

Wojna litewska, która toczyła się o Wilno, zaczęła się w lipcu 1919 roku i trwała praktycznie do chwili zawarcia pokoju w październiku 1920 roku; teoretycznie natomiast - wobec braku oficjalnego traktatu pokojowego - ciągnęła się przez cały okres międzywojenny.

Wojna czechosłowacka, rozpoczęta 26 stycznia 1919 roku zajęciem Cieszyna przez Czechów, którzy nie przyjęli lokalnego porozumienia zakończyła się 28 lipca 1920 roku arbitrażem państw sprzymierzonych.

Drobne konflikty na Spiszu i w innych rejonach Karpat trwały aż do roku 1925.

Najpoważniejsza była jednak wojna polsko-sowiecka - jedyna, która zagrażała istnieniu Rzeczypospolitej.

Była próbą ognia, która pozostawiła po sobie niezatarte ślady.

* * *

(fragmenty) "Dzieje Narodu Polskiego" - rozdział "Usunięcie zaborców i początki Niepodległości" prof. Michał Bobrzyński

USUNIĘCIE ZABORCÓW I POCZĄTKI NIEPODLEGŁOŚCI

Nastąpiła chwila, gdy naród polski mógł na swej ziemi ująć władzę w swoje ręce.

Zrozumieli to wszyscy. Nawet mianowana przez Niemców Rada Regencyjna udzieliła dymisji dotychczasowemu, wiernie Niemcom służącemu rządowi, ogłosiła, że staje na gruncie programu Polski zjednoczonej z dostępem do morza, oraz postanowiła powołać rząd, będący wyrazem programu Wielkiej Polski. Dnia 23 października 1918 r. utworzony został w Warszawie rząd pod prezesurą p. Świeżyńskiego, w którego skład weszli przedstawiciele różnych stronnictrw, a m.in. też i narodowcy. (Tekę ministra spraw wojskowych zarezerwowano dla Piłsudskiego). Główny przedstawiciel narodowców w tym rządzie, prof. St. Głąbiński oświadczył, że nominacji tego rządu z ramienia rady regencyjnej nie uznaje, bo rada ta utworzona została przez Niemców - że natomiast uważa rząd ten za powstały siłą faktu. Rząd ten - zgodnie z powyższym stanowiskiem - nie złożył przysięgi na ręce rady regencyjnej.

Rząd ten zawarł umowy z władzami okupacyjnymi w Kongresówce (niemieckimi i austriackimi) co do przekazania mu władzy. Okupanci bez oporu pogodzili się z koniecznością swej ewakuacji. Dnia 31 października komisarz tego rządu przejął władzę cywilną w generał-gubernatorstwie Lubelskim (zajętej przez Austriaków południowej Kongresówce). Tworzeniem siły wojskowej oraz opanowaniem uwolnionych obszarów kierował z energią, umiejętnością i poświęceniem kierownik spraw wojskowych z ramienia nowego polskiego rządu, gen. Rozwadowski. Wojska austrjackie opuściły obszar okupacji, wzgl. uległy rozbrojeniu - władzę nad nim objęły utworzone na poczekaniu polskie oddziały ochotnicze, oraz te oddziały austrjackie, które się składały z Polaków (przekształcono je na oddziały wojska polskiego i zaprzysiężono na rzecz polskiego rządu). Rozpoczęto przygotowania do podobnego przejęcia władzy w okupacji niemieckiej w Kongresówce (generał-gubernatorstwo warszawskie). Wojska niemieckie szykowały się do ewakuacji. Polskie związki bojowe, zarówno narodowe (organizacje b. żołnierzy korpusu Dowbora i in.), jak i lewicowe (POW) gotowe były do wytworzenia siły zbrojnej. Istniejące w Kongresówce, utworzone jeszcze dawniej przez Niemców i polskie oddziały wojskowe (6 bataljonów piechoty) podporządkowane zostały władzom polskim, a gen. Rozwadowski dokonywał ich planowego rozmieszczenia w punktach strategicznych.


Równocześnie dokonywało się objęcie przez Polaków władzy w zachodniej Galicji. Dnia 28 października powstała tam „Komisja Likwidacyjna", wyłoniona przez galicyjskie przedstawicielstwo parlamentarne, która odegrała rolę dzielnicowego, galicyjskiego rządu. Dnia 30 października Polacy objęli bez przelewu krwi władzę w Krakowie, natychmiast potem na prowincji, a także na Śląsku Cieszyńskim, oraz na Spiżu i Orawie. Przejmowaniem władzy kierował narodowiec, energiczny dr. Aleksander Skarbek. Niemałą pomocą była grupa wojskowych z armji austrjackiej - Polaków. Główną siłą wojskową polską (tak samo, jak w gen. gub. lubelskiem) wytworzyły tu „Polskie Kadry Wojskowe" (PKW), ściśle tajna organizacja polskich narodowców wewnątrz armji austrjackiej. Obok tego powstały tam oddziały ochotnicze, złożone z członków POW. (Polskiej Organizacji Wojskowej, mniej starannie zakonspirowanej i dlatego o wiele lepiej znanej szerokiemu ogółowi organizacji zwolenników Piłsudskiego).

Na marginesie zamieszczam ustęp z listu Piłsudskiego do ks. Lubomirskiego (Pisma, t. IV, str. 202-204), który rzuca ciekawy snop światła na stosunek Piłsudskiego do P.O.W. i do okupantów

Przechodzę do samego artykułu w „Warschauer Zeitung". Przedewszystkm samo określenie Polskiej Organizacji Wojskowej. Artykuł określa ją, jako geheime polnische Heeresorganisation i wyciąga z tego, naturalnie, ujemne dla organizacji i dla mnie konsekwencje. Tymczasem określenie samo jest najzupełniej niesłuszne. Nie można organizacji nazwać tajną, gdy ta tajemnica jest tajemnicą poliszynela, gdy wszyscy o niej wiedzą i sama organizacja wcale się ze swem istnieniem nie kryje. Duża część dyskusji, toczonej w sprawach wojskowych w Radzie Stanu wobec komisarzy obu państw okupacyjnych, tyczyła się POW, jej usposobienia względem sprawy wojskowej i Rady Stanu, liczby członków, rodzaju ćwiczeń, jej potrzeb finansowych i temu podobnych szczegółów. Dalej, ja sam miałem zaszczyt na ćwiczeniach warszawskiej organizacji widzieć, w postaci dwóch oficerów, przedstawicieli warszawskiej Feldpolizei, którzy byli tak grzeczni, że odwieźli mnie z ćwiczeń do Warszawy swoim automobilem. Ćwiczenia tej „tajnej" organizacji nietylko w Wrszawie, ale i na prowincji odbywały się za pozwoleniem władz i mnie osobiście w Radzie Stanu nieraz przypominali panowie komisarze, bym polecał organizacjom lokalnym o takie pozwolenie się starać. W każdym razie była to oryginalna tajność. Organizacja, prawda, nie była zalegalizowaną, ale i ten grzech P.O.W. dzieliła prawie ze wszystkiemi organizacjami ówczesnemi w Polsce, które szukały legalizacji swojej w Radzie Stanu. Punkt drugi oskarżenia czyni mnie odpowiedzialnym za wydanie instrukcji, nakazującej zaostrzoną i zupełną konspirację dla P.O.W. Zarzut akurat sprzeczny z rzeczywistością. Instrukcji takiej nietylko nigdy nie wydawałem, lecz odwrotnie, moje nie instrukcje, lecz rady, dawane organizacji, szły akurat w przeciwnym kierunku.

Pisma, mowy, rozkazy Piłsudskiego podają tekst dwóch jego publicznych przemówień w Warszawie pod władzą okupacyjną, poświeconych swobodnemu roztrząsaniu spraw, dotyczących P.O.W. Są to przemówienie na zjeździe pomocniczych komitetów wojskowych o poddaniu się WOP Radzie Stanu (t. IV, str. 83-84), oraz przemówienie na posiedzeniu Rady Stanu dnia 25 V 1917 (t. IV, str. 122-123).


Podobne jest brzmienie niektórych ustępów broszury P.O.W. a Niemcy, wydanej w sierpniu 1917 r. nakładem wydawnictwa „Rząd i Wojsko". (Cytuję za Jana Lipeckiego Legendą Piłsudskiego, str. 163-164):

Autorzy imieniem POW konstatują z żalem, że to nie POW wobec Niemców, ale Niemcy wobec POW zmienili front. Od niedawnego czasu jesteśmy świadkami zmiany kursu: aresztowania, więzienia, wreszcie internowanie Piłsudskiego i Sosnkowskiego. Cóż to się zmieniło? Czy w naszym obozie, czy u Niemców? Niedawno wszakże POW otrzymała na mocy uchwały plenum Rady Stanu 10.000 marek jako rekompensatę za likwidację Polskiego Skarbu Wojskowego przy P.O.W. Komisarz niemiecki nie protestował. Również niedawno major niemiecki z ramienia „Abteilung Polnische Wehrmacht" asystował urzędowo na ćwiczeniach dwóch bataljonów organizacji P.O.W., wyrażając zdziwienie, że patrzał nie na rekrutów, lecz na wyszkolonych żołnierzy. Widocznie wówczas jeszcze P.O.W. „nie zmieniło frontu". „Deutsce Warschauer Zeitung" mija się z prawdą twierdząc, że Piłsudski spowodował zmianę stanowiska POW, która jakoby grozi już obecnie tyłom armji sprzymierzonych. To twierdzenie jest... lichym tylko pretekstem... Zmiana frontu jest fikcją, wyssaną z palca.


We wschodniej jednak Galicji objęcie władzy przez Polaków napotkało na wielką i trudną przeszkodę: na zamach ruski.
Niemcy widząc, że powstanie niepodległej Polski jest rzeczą nieuchronną, chcieli przynajmniej tę Polskę możliwie osłabić. Jednym ze sposobów osłabienia Polski było utworzenie na wschód od Polski nowych państw, wrogich Polsce, któreby możliwie jak najwięcej ziemi Polsce odebrały. To było główną przyczyną utworzenia przez Niemców niepodległej Litwy (o czym będziemy jeszcze mówić później). Z tego samego również powodu spowodowali Niemcy utworzenie państewka „ukraińskiego" we wschodniej Małopolsce.

Władze austriackie w porozumieniu z Niemcami, zgromadziły stopniowo we wschodniej Małopolsce, a zwłaszcza we Lwowie, szereg pułków austriackich, złożonych w całości z Rusinów. Wycofały również stamtąd pułki, w których służyli Polacy. Dostarczyły wreszcie znaczną liczbę niemieckich doradców wojskowych i cywilnych.

W nocy z dnia 31 października na 1 listopada 1918 roku austrjacki komendant we Lwowie, generał Pfeffer, Niemiec, oddał koszary, broń i zapasy Rusinom, którzy pozatym obsadzili cytadelę i wszystkie najważniejsze budynki w mieście. Pułki austriackie przemianowano na wojsko „ukraińskie".

Ogłoszono powstanie „Republiki Zachodnioukraińskiej", która objęła władzę nad całą Galicją Wschodnią.

Na ten zamach ruski organizacje polskie natychmiast odpowiedziały przeciwzamachem. Zorganizowane siły polskie we Lwowie składały się ze z górą 500 członków PKW (narodowych Polskich Kadr Wojskowych) oraz blisko 300 członków legionowego POW, nie licząc kilku ugrupowań drobniejszych. Dnia 31 października obie te organizacje porozumiały się ze sobą - na czele wspólnej akcji stanął komendant PKW, kpt. Mączyński. (Bardzo ciekawy, szczegółowy opis wypadków lwowskich stanowi jego dwutomowa książka: Czesław Mączyński: Boje lwowskie, Warszawa 1923). Niestety, obie organizacje były prawie całkowicie pozbawione broni. Mimo to, nie zwlekając ani godziny, rozpoczęto akcję.

Obsadzono szereg punktów strategicznych w części miasta, przylegającej do dworca kolejowego (punkt początkowy: szkoła Sienkiewicza), zdobyto na mniejszych patrolach Ukraińców pewien zasób broni, następnie zawładnięto niektóremi składami broni, pozostałemi po Austriakach, uzupełniono własne siły drogą nowego, obfitego zaciągu ochotniczego z pomiędzy ludności - czyniąc to wszystko w ogniu nieustannej walki z Rusinami - aż wreszcie, posuwając się wciąż naprzód, formując, ćwicząc i uzbrajając coraz to nowe oddziały, opanowano i umocniono dużą część miasta, skąd prowadzono następnie przewlekłą walkę wzdłuż przecinającego miasto, regularnego frontu.

Gdy 1 listopada siły polskie rozporządzały tylko 64 karabinami, to 2 listopada rano posiadały już ich 176, a tegoż dnia około południa - z górą 600. Według raportu porannego z dnia 20 listopada posiadano już 329 oficerów i 2067 żołnierzy w stanie bojowym, a 622 oficerów, 4646 żołnierzy i 288 sił kobiecych na wyżywieniu (tj. razem z rannymi w szpitalach, sztabami, warsztatami, służbą sanitarną, wyżywienia, łączności itd.).

Według tegoż raportu, posiadano wówczas 5 dział polowych, 2 działka piechoty, miotacze min, 25 karabinów maszynowych, 4744 karabinów ręcznych, 288 rewolwerów, znaczną liczbę amunicji, aut, koni, wozów, kuchni polowych i telefonów. Wkrótce po rozpoczęciu walk posiadano już nawet samoloty (ogółem było ich 13), z których niektóre (rzecz nieprawdopodobna!) własnemi siłami w zaimprowizowanych warsztatach zbudowano.

Całe to wojsko składało się z żołnierza niewyćwiczonego, bo większość wojskowych Polaków Austrjacy zdążyli ze Lwowa usunąć - to też zaciąg sił lwowskich oprzeć się musiał na materjale ludzkim, nie objętym przez wiek poborowy. Wśród żołnierzy w oddziałach walczących o Lwów roiło się od ochotników niedorosłych - nierzadko dwuanasto- i trzynastoletnich - owych słynnych „dzieci lwowskich", których bohaterstwo i wytrzymałość w boju jest faktem bezprzykładnym w dziejach.

Wojsko to - wciąż w drodze iskrowej wzywając pomocy z innych stron Polski, a nawet wysyłając do Polski samoloty z dokładnemi meldunkami - skazane było przez zgórą trzy tygodnie na własne wyłącznie siły. Z wielokrotnie przeważającemi siłami regularnych wojsk „ukraińskich" (b. pułków austriackich, złożonych z Rusinów i Niemców), z wojskami liczącymi już 1 listopada w samym Lwowie ponad 10.000 ludzi, a potem wielokrotnie zwiększonemi przez posiłki z prowincji, walczyły te słabe, ochotnicze, w znacznej części z dzieci złożone oddziały bez żadnej pomocy z zewnątrz i w warunkach uciążliwego oblężenia aż do nocy z 20 na 21 listopada, gdy przedarła się do Lwowa od strony Przemyśla pierwsza garść odsieczy, prowadzona przez ppłk. Tokarzewskiego1. (Odsiecz ta, wraz z którą przybył przedstawiciel galicyjskiej Komisji Likwidacyjnej, dr. Skarbek, składała się z pociągu pancernego, 140 oficerów, 1228 żołnierzy, 8 armat, 79 wozów, 507 koni, przyczem wchodził w jej skład w znacznej części żywioł ochotniczy, a zwłaszcza uczniowie gimnazjalni ze szkół od Przemyśla aż po Żywiec, a pozatym nieco b. wojskowych austriackich, jak Legia oficerska z Krakowa itp.).

Była to odsiecz wysoce niewystarczająca, a na dalszą odsiecz jeszcze długo trzeba było czekać. Ale i ona stanowiła już dla Lwowa znaczną ulgę. - Co do owych pierwszych trzech tygodni powstańczego Lwowa - najlepszym dowodem, jak wielki był jego wysiłek, jest wykaz jego strat: w ciągu pierwszych dni nie prowadzono wprawdzie statystyki strat - ale w okresie końcowym, aż do nadejścia pierwszej garści odsieczy, stwierdzono 210 zabitych żołnierzy polskich, oraz 752 ciężej rannych. Obrona Lwowa w r. 1918 jest jednym z najwspanialszych w dziejach porywów polskiego patriotyzmu - i chyba tylko z obroną Częstochowy przed Szwedami da się pod tym względem porównać. W obronie tej, będącej wynikiem porywu narodowego całej ludności, brała udział obok narodowców również i spora liczba ludzi odmiennych przekonań, którymi panujący we Lwowie nastrój patriotyczny i zapał całkowicie owładnął. Zwłaszcza garść byłych legionów i członków POW odegrała tam rolę bardzo zaszczytną. Niestety - nie da się to powiedzieć o ludziach obozu Piłsudskiego poza samym Lwowem.

Ze strony obozu późniejszej sanacji uczyniono w r. 1919 próbę odebrania głównej zasługi w dziele obrony Lwowa brygadjerowi Mączynskiemu i narodowcom. Uczyniono to przy pomocy broszury podporucznika dr. Adama Próchnika2 Obrona Lwowa (Zamość, październik 1919), w której postawiono Mączyńskiemu szereg zarzutów, z których najważniejszym jest ten, że Mączyński nie przewidział zamachu ruskiego - i zamiast samemu zamachu dokonać, dopuścił do zajęcia miasta przez Rusinów, których trzeba było dopiero wypierać przeciwzamachem. Jak wynika z książki Mączyńskiego, zamach ruski był przez Mączyńskiego przewidziany i poczynione zostały odpowiednie przygotowania na jego odparcie.


1. Michał Tokarzewski Karaszewicz (1892-1964). Do masonerii przyjęty przed 1924 r. Członek loży „Tomasz Zan". W 1925 r. przeszedł do loży „Le Droit Humain" w Warszawie. W latach 1926-38 członek wielu lóż. Jeden z najbardziej eksponowanych wolnomularzy. Zob.: L. Hass, op. cłt., s. 505. Przyp. H.P.

2. A. Próchnik (1892-1942), czł. POW, zdeklarowany socjalista, poseł (1928-30), redaktor lewicowych pism m.in. „Lewy Tor", zwolennik rewolucji francuskiej. Pośmiertnie (1958) komuniści wydali jego: Stronnictwa Polityczne Wielkiej Rewolucji Francuskiej. W PRL jego nazwisko patronowało wielu ulicom i fabrykom.

Mączyński zupełnie celowo wybrał dla swej operacji mającej charakter nietylko wojskowy, ale i polityczny, formę nie zamachu, lecz przeciwzamachu. Przy tych słabych siłach, jakimi dysponowano, zamach, mający przeciw sobie inercję legalnego porządku, nie miał szans powodzenia. Nawet sam Próchnik opisuje (str. 27), jak to Polak, dowódca baterii w Rzęśnie Polskiej pod Lwowem, nie wiedzący nic o zamachu ruskim, groził 1 listopada aresztowaniem emisarjuszom polskim ze Lwowa, którzy przybyli do baterji, by z jej zapasów zarekwirować broń. Tymczasem po zamachu ruskim, względy legalizmu przestały krępować niezorganizowane polityczne żywioły polskie, dzięki czemu żywioły te mogły masowo poprzeć zamach polski. Również i zamieszanie w mieście, wywołane ruskim zamachem, stwarzało dla wystąpienia polskiego (które przedsięwzięte zostało w parę godzin po rozpoczęciu akcji ruskiej) moment dogodniejszy od poprzedniego ładu i ciszy. Wreszcie za doczekaniem się zamachu ruskiego i nadaniem własnemu wystąpieniu cech odpowiedzi nań, przemawiał wzgląd na skutki ewentualnego niepowodzenia. Polski zamach nieudany uczyniłby wrażenie, jak pisze Mączyński (I, 52), że Polacy chcieli opanować terytorium i kraj ruski; ludność miejscowa nie pozwoliła się jednak gwałcić i sprawiła im lanie, jak się patrzy. Tymczasem nawet nieudany kontr-zamach polski miałby wartość polityczną dodatnią: miałby charakter samorzutnego, zdławionego militarnie protestu miejscowej ludności. W erze szczytowej roli Wilsona w Europie nie można było tych względów lekceważyć. Jak pisze Mączyński, za tę decyzję pełną odpowiedzialność ponieść muszę i spokojnie ją przyjmuję (I, 53). - Widać decyzja ta nie była zła, skoro kontr-zamach Mączyńskiego się udał.

Również i inne zarzuty, stawiane przez Próchnika, rozwiewają się jak mgła, gdy je skonfrontować z faktami. Broszura jego jest niezwykle bałamutna i oparta na błędnych i niesprawdzonych przesłankach. (Np. posiedzenia porozumiewawcze PKW i POW, opisane przez Próchnika na zasadzie wiadomości z drugiej ręki, bo Próchnik sam przyznaje, że w posiedzeniach tych nie brał udziału, są niezgodne nie tylko z ich opisem, dokonanym przez Mączyńskiego, będącego ich jednym z głównych uczestników, ale i z dołączonymi do książki Mączyńskiego protokółami. Różnice dotyczą zarówno mnóstwa szczegółów drugorzędnych, jak i faktów tak zasadniczych, jak np. to, czy Mączyński objął naczelną komendę przed zamachem ruskim, czy po nim).

Książka jest niesmaczną próbą odebrania za wszelką cenę obozowi narodowemu zasługi wybitnego udziału w obronie Lwowa. Nie chcemy wpadać w tendencyjność przeciwną i odmawiać zasług naszym przeciwnikom, takim jak kpt. Pieracki i inni. Ale któż zaprzeczy, że komendę naczelną obrony Lwowa sprawował dawny, przedwojenny członek Ligi Narodowej z powojenny, aż po śmierć w 1935 r., członek zarządu dzielnicowego Stronnictwa Narodowego, kpt. Mączyński! Że dowódcą II odcinka Obrony Lwowa był obecny sekretarz zarządu dzielnicowego Stronnictwa Narod., por. Świeżawski. Że wybitną rolę w akcji obrony Lwowa odegrał obecny prezes Stronnictwa Nar. na okręg Zamojski, por. Bobek-Barski, poległy później członek PKW, przywódca skautów lwowskich ś.p. Jerzy Grodyński i tylu innych. I że w wiążącej się z akcją wojskową we Lwowie akcji politycznej odegrali rolę naczelną narodowcy Cieński, Próchnicki, hr. Skarbek, Stahl (ojciec), Dubanowicz, Kasznica i inni.

Jeśli idzie o dalsze losy Mączyńskiego - dowodził on przez czas dłuższy brygadą lwowską, a następnie 2 brygadą litewsko-białoruską. W roku 1920 stanął on na czele Małopolskich Oddziałów Armji Ochotniczej - i stoczył piękną, słynną bitwę pod Zadwórzem (z Budiennym). Po wojnie został dowódcą piechoty dywizyjnej w 2 dywizji piechoty. W r. 1922 obrany został do sejmu (z listy narodowej) i został przewodniczącym sejmowej komisji wojskowej. W tym charakterze opracował szereg podstawowych ustaw, dotyczących organizacji armji. W roku 1927, po wygaśnięciu mandatu poselskiego, zgłosił się ponownie do wojska - i mianowany został komendantem P.K.U. w Wołkowysku. Wkrótce potem - w pełni sił i zdrowia - został ze służby czynnej usunięty. Zmarł w r. 1935.

A tymczasem, gdy Lwów krwawił się w walkach, w reszcie Polski rozpoczęły się intrygi i czynne wystąpienia ludzi, pragnących władzy wyłącznie dla siebie.

Dnia 4 listopada 1918 roku Rada Regencyjna w Warszawie niespodziewanie udzieliła dymisji rządowi. Większość ministrów - z wyjątkiem trzech - nieuznając samej Rady Regencyjnej, jako mianowanej przez Niemców, nie uznała również i owej dymisji. Mimo to nie zdołali oni w praktyce przeszkodzić odsunięciu ich od urzędów.

Rada Regencyjna nie zdołała jednak wyłonić nowego rządu. Wyręczyła ją natomiast grupa piłsudczyków, socjalistów i ludowców, która się zebrała w Lublinie. W nocy z 6 na 7 listopada miał w Lublinie miejsce zamach stanu: powstały tam „robotniczo-chłopski rząd republiki ludowej" z Ignacym Daszyńskim, Jędrzejem Moraczewskim i generałem Rydzem-Śmigłym na czele. Rząd ten ogłaszał, że działa w imieniu Piłsudskiego. Rada Regencyjna natychmiast uznała ten rząd.

Akurat w owej chwili znajdował się chwilowo w Lublinie batalion regularnego wojska, t.zw. „polskiej siły zbrojnej" (byłej „Polnische Wehrmacht") w sile 800 ludzi, wysłany z Warszawy przez generała Rozwadowskiego na odsiecz Lwowa. Oddział ten został przez rząd lubelski zatrzymany. Ponieważ dowódca jego nie chciał się podporządkować rządowi lubelskiemu, lecz powodował się rozkazami, które otrzymał od swej przełożonej władzy w Warszawie, aresztowano go, gdy przybył do miasta, a przeciw pozbawionemu dowódcy batalionowi wysłano miejscowe P.O.W. z karabinami maszynowymi oraz silny, uzbrojony oddział socjalistycznych robotników. Obie strony rozsypały się naprzeciw siebie w tyraljery, szykując się do natychmiastowej walki. Nie doszło do niej wskutek tego, że zdołano tymczasem przekonać aresztowanego dowódcę o dymisji rządu w Warszawie i legalności rządu lubelskiego.
Batalion wspomniany złożył przysięgę rządowi lubelskiemu, pozostając odtąd pod jego rozkazami - i pozostał w Lublinie, tym samym będąc zmuszonym do zrezygnowania z zamiaru dotarcia do Lwowa.

Równocześnie - dzięki zarządzeniom spiskowym POW - również i różne inne tworzące się w różnych miastach b. okupacji austriackiej oddziały wojskowe zaczęły składać przysięgę na wierność rządowi lubelskiemu, co z jednej strony wywołało zamieszanie wobec istnienia drugiego ośrodka rządowego w Warszawie, z drugiej strony powodowało zniechęcenie ochotników i społeczeństwa z uwagi na jednostronnie lewicowy charakter rządu lubelskiego. Odbijało się to w sposób niepomyślny na przebiegu organizacji wojska, zarówno jak i władz.

Wtem dnia 10 listopada przybył do Warszawy Piłsudski, którego władze niemieckie uznały za stosowne wypuścić na wolność i umożliwić mu przyjazd w tym gorącym dla Niemiec czasie do Warszawy. Jak pisze sam Piłsudski (Praca p.t. Pierwsze dni Rzplitej Polskiej, Pisma, mowy, rozkazy, t. VIII, str. 167-168), został uwolniony i dostawiony do Warszawy bynajmniej nie przez będące już u władzy niemieckie rządy rewolucyjne, lecz właśnie przez rządy dawne, które w tym kierunku resztkę swych sił użyły, by jeszcze tę sprawę załatwić. Jest to tembardziej zadziwiające, że bezpośrednio przedtem kanclerz Rzeszy, Maksymiljan książę Badeński, oświadczył, iż mógłby Piłsudskiego zwolnić tylko w wypadku, gdyby z całą szczerością stał na gruncie przestrzegania obustronnych (a więc i niemieckich!) interesów państwowych. (Tamże, str. 153-154).

Jak się Piłsudski czuł wobec zadania udziału w pracach nad odbudową Polski, świadczą jego słowa: Chciałem - wyznam - najbardziej tchórzliwie uciec z Warszawy1.. (Tamże, str. 158). Rada Regencyjna natychmiast, tj. w dniu 11 listopada, przekazała w jego ręce - jako tymczasowego naczelnika państwa - całą władzę cywilną i wojskową, a następnie rozwiązała się. Tym sposobem władza polska w Warszawie nie wyłoniła się z porozumienia polskich stronnictw, jak to się prowizorycznie stało poprzednio w Galicji i jak to próbował w Warszawie przeprowadzić Głąbiński. Nie wyłoniła się nawet z jednostronnego, lecz bądź co bądź samowładnego zamachu, jak rząd lubelski: powstała ona pośrednio, ale w prostej linii - z nominacji niemieckiej.

Zostały nawiązane stosunki dyplomatyczne z Rzeszą Niemiecką; obowiązki posła polskiego w Berlinie objął p. Niemojewski - w Warszawie osiadł poseł niemiecki Kessler. W czasie, gdy Komitet Narodowy w Paryżu z trudem wywalczał dla Polski stanowisko państwa, przynależnego do zwycięskiej koalicji przeciwniemieckiej, Warszawa pospiesznie nawiązywała pokojowe i to „jak najbardziej serdeczne" (urzędowo użyte słowa ministra Leona Wasilewskiego, mianowanego przez Piłsudskiego), stosunki z Rzeszą Niemiecką, jakby chcąc podkreślić, że bynajmniej nie czuje się sojuszniczką koalicji, lecz że właśnie sprzymierzona jest z Niemcami, a w każdym razie nie znajduje się z nimi w wojnie.

1. Ucieknie po raz drugi - z frontu warszawskiego 1920 roku. Przyp. H.P. 270

To nawiązanie przyjacielskich stosunków dyplomatycznych z Niemcami i wywołało jednak takie oburzenie w społeczeństwie, a nawet fermenty w samym obozie piłsudczyków, że ostatecznie musiało być zaniechane. W połowie grudnia (dopiero wówczas!) stosunki te zostały zerwane.

A tymczasem ewakuacja wojsk niemieckich z północnej Kongresówki (gen. gub. warszawskiego) - zgodnie z zawartą poprzednio z rządem warszawskim umową, a przedewszystkiem zgodnie z niemieckiemi koniecznościami wojskowemi - posuwała się bezustannie naprzód. Piłsudski zawarł z władzami niemieckiemi dodatkową umowę co do ewakuacji. Umowa ta została wykonana i w ciągu tygodnia ostatnie resztki wojsk niemieckich dobrowolnie i bez oporu opuściły Kongresówkę. W Warszawie i paru jeszcze punktach rozentuzjazmowana młodzież w dniu 11 listopada rozbroiła niektóre oddziały niemieckie, co jednak było jedynie manifestacją bez wojskowego znaczenia, bowiem dokonało się bez jakiegokolwiek istotnego oporu.

Dnia 12 listopada ogłosił Piłsudski, że porozumiał się z „Tymczasowym Rządem Ludowym Republiki Ludowej w Lublinie"1, oraz wezwał jego premjera Daszyńskiego do Warszawy. Zjechała się tam znaczna liczba przedstawicieli całego społeczeństwa polskiego, a między innemi i liczna grupa posłów - Polaków (posłów do parlamentu niemieckiego) ze znajdującego się jeszcze pod władzą zaborczą zaboru pruskiego. Dążeniem powszechnem było utworzyć rząd jedności narodowej, w którego skład weszliby przedstawiciele wszystkich kierunków politycznych i wszystkich dzielnic. Co do objęcia władzy zwierzchniej przez Piłsudskiego - wszyscy przyjęli ten fakt do wiadomości bez szemrania, powszechnem bowiem przekonaniem było, że mimo wielu minusów, jakie Piłsudski przedstawiał (a przedewszystkiem mimo sympatii dla Niemców), nie pora jest na wszczynanie sporów i walk politycznych. To też autorytet i władza Piłsudskiego uznane były przez cały wolny naonczas obszar ziem polskich, a więc zarówno przez obie części Kongresówki, jak i przez uwolnioną już część Galicji (która przybrała wówczas urzędowo tradycyjną nazwę Małopolski).

Piłsudski nie spełnił jednak pragnień społeczeństwa. Dnia 18 listopada zamianował rząd skrajnie lewicowy, z uczestnikiem rządu lubelskiego, Jędrzejem Moraczewskim na czele.
Rząd ten zaczął prowadzić skrajnie lewicową, a przytem przyjazną Niemcom politykę.
Cały szereg zarządzeń tego rządu, poprostu prowokacyjnych wobec społeczeństwa, budził w tym ostatnim coraz większą opozycję.


1. Zaczynało to pachnieć jakąś „Socjalistyczną Republiką Ludową". Uw. H.P

Nawet przywiązanie narodu do jego tradycyjnych symboli nie zostało uszanowane: urzędowemu orłowi polskiemu zdjęto koronę z głowy, a na gmachach państwowych wywieszono czerwone sztandary socjalistyczne. Rząd popierał agitację o podłożu socjalistycznym, podniecał walkę klas - nietylko, że nie starał się sparaliżować możliwych podmuchów rewolucyjnych, idących od strony Rosji, lecz budził fermenty rewolucyjne w spokojnym i patriotycznie usposobionym polskim ludzie świadomie i celowo - z pobudek socjalistycznej doktryny. Bardzo wiele pierwiastków rozprzężenia społecznego po dziś dzień dających się w życiu polskim odczuć, wzięło z okresu rządów Moraczewskiego swój początek.

Lecz najbardziej dziwna była ówczesna polityka wojskowa, którą prócz rządu zawiadywał Piłsudski. W okresie, gdy Lwów od długiego już czasu krwawił się w bohaterskiej, rozpaczliwej walce, gdy cały zabór pruski, oraz większa część kresów znajdowała się w rękach Niemców, gdy nawet od strony czeskiej granica nie była bezpieczna - pierwszym i najbardziej podstawowym zadaniem władz rządowych było: tworzyć wojsko - jaknajwięcej wojska. Wprawdzie niemałą trudnością w tworzeniu wojska były braki w zaopatrzeniu i uzbrojeniu, ale nawet mimo tych braków dokonać można było bardzo wiele. Tymbardziej, że zapał do tworzenia wojska i do zaciągania się w jego szeregi był powszechny, a ponadto istniał olbrzymi zapas niewyzyskanego materiału rekruckiego w Kongresówce, skąd Rosja przed czterema laty zaledwie drobną cześć tego materiału wybrała. Istniały zresztą możliwości zaradzenia tym brakom.

Tak np. 21 listopada 1918 r. znana, olbrzymia fabryka broni, Sp. Akc. Skoda w Czechach, pozbawiona zarobków przez upadek Austrji, zwróciła się do polski z propozycją przeniesienia się na bardzo dogodnych dla rządu polskiego warunkach w całości na terytorjum Polski, oraz zaspokojenia w ciągu 6 tygodni (czas potrzebny na transport) całego polskiego zapotrzebowania na broń i amunicję z posiadanych jeszcze, niewyczerpanych zapasów. Mimo gorącego poparcia tej propozycji przez gen. Rozwadowskiego, została ona przez rząd Moraczewskiego odrzucona. W parę miesięcy później trzeba było nabywać broń i amunicję na zachodzie na wielokrotnie gorszych warunkach, a dzisiaj fabryka Skoda, której byt w republice Czechosłowackiej utrwalił się, zakłada w Polsce na wielokrotnie mniej dla Polski dogodnych warunkach swoje filje, podczas gdy można tu było przenieść jej główne zakłady, (p. Generał Rozwadowski, praca zbiorowa, Kraków 1929, str. 49-51).

Ale władze państwowe nie paliły się do tworzenia wielkiej armji. Odrzuciły one projekt przeprowadzenia powszechnego poboru (choćby jednego rocznika). Doktryna socjalistyczna nakazywała „pacyfizm" i rozbrojenie1. Równocześnie partyjnictwo ludzi stojących u steru rządów wyciskało swoje piętno na sprawach tworzącej się armii.


1. Aby nie przeszkadzać i nie zagrażać żydobolszewickiej rewolucji na wschodzie. Uw H.P.

Niechętnym okiem patrzono się ze strony grupy rządzącej na swobodny zaciąg ochotniczy. Niechętnie widziano w szeregach byłych dowborczyków. Tworzono natomiast wojsko z żywiołów całkowicie Piłsudskiemu oddanych: b. legionistów, oraz członków POW. M.in. sformowane zostały osobne pułki POW w Warszawie, Łodzi, Włocławku, Kaliszu i Łowiczu.

Nie koniec na tym. Utworzona została osobna formacja zbrojna - doskonale uzbrojona, oraz, jak na ówczesne warunki poprostu zbytkownie zaopatrzona, to znaczy zabierająca znaczną ilość zapasów wojskowych, któreby się przydały na froncie - stworzona wyłącznie w celu wzmocnienia stanowiska rządu nawewnątrz. Formacja ta, nosząca nazwę „Milicji Ludowej"1, skoszarowana sposobem wojskowym, lecz podporządkowana ministerstwu spraw wewnętrznych, zrekrutowana została z członków bojówek socjalistycznych, oraz z mętów społecznych2 - i stanowiła przeciwwagę dla narodowo usposobionej, tymczasowej milicji (policji).

Członkowie tej formacji, nie będącej niczem innem jak bojówką partyjną, wsławiali się częstem urządzaniem awantur, zaczepkami wobec spokojnej ludności, wobec przeciwników politycznych, oraz wobec t.zw. przez socjalistów „burżuazji", a nawet wobec wojska - stanowili w kraju element stałego rewolucyjnego, lub poprostu występnego fermentu, tern groźniejszy, że uzbrojony i czujący się uprzywilejowanym. Np. słynny był napad batalionu Milicji Ludowej na batalion 25 pułku piechoty w Radomiu w nocy z 6 na 7 stycznia 1919 roku, czyli w okresie gorących walk o Lwów. Wynikiem tego napadu była parogodzinna krwawa bitwa pociągająca za sobą sporo zabitych i rannych, a zakończona z trudem wywalczonem zwycięstwem regularnego wojska. Milicja Ludowa została rozwiązana dopiero po kilku miesiącach.

Gdy porównać stan ówczesnej Polski z tym co się w tym samym czasie działo w Czechach, w Jugosławii, nawet w owej „republice zachodnio-ukraińskiej", która wprawdzie przy pomocy Niemców, lecz i przy niemałym wysiłku własnym potrafiła w krótkim czasie na swoim szczupłym obszarze o paromiljonowej ludności wystawić armię blisko stutysięczną - rumieniec wstydu zalewa twarz Polaka. Anarchia rewolucyjna, popierana i hodowana przez rząd, bezprzykładne zachowanie się władz, nie myślących o tworzeniu wojska i o walce z sąsiadami, lecz tylko o umocnieniu swoich własnych rządów w Polsce, rozpaczliwe szamotanie się społeczeństwa, które było wprawdzie pełne patriotyzmu i gotowości do ofiar, ale wbrew woli rządu, coraz mocniej ujmującego władzę w ręce, nic zdziałać nie mogło - wszystko to składało się na obraz ponury i źle napozór o Polsce świadczący.
1. Powojennemu pokoleniu Polaków podobnie nazywana formacja terrorystyczna mocno dała się we znaki. Uw. H.P.

2. „Z mętów społecznych" - dokładnie z takich mętów formowano ową milicję i UB. Uw. H.P.

Mógłby wówczas zwątpić o narodzie polskim ten, kto nie zdawał sobie z tego sprawy, że to nie naród polski okazywał się niezdolnym do rządzenia samym sobą, lecz że to zły rząd paraliżował od wewnątrz jego siły. Tam, gdzie ster władzy był w rękach narodowców - we Lwowie - i wkrótce po ten w Poznańskiem - naród polski potrafił się zdobyć na czyny wspaniałe i pełne blasku, co jest dowodem tego, że nie było mu brak sił żywotnych, tylko, że nie wszędzie mógł siły te należycie rozwinąć.

A tymczasem Poznańskie szykowało się do powstania. Istniały tam tajne polskie komitety polityczne, poufnemi nićmi (przez Szwajcarję) połączone z Komitetem Narodowym w Paryżu, oraz istniała narodowa kadra siły fizycznej: organizacja sokola. Sokoli polscy pod zaborem pruskim, po nierealnych pomysłach dywersyjnych na początku wojny, oraz po dłuższym okresie przymusowej, względnej bezczynności, od połowy lata 1918 roku prowadzili przygotowawcze prace i ćwiczenia związane z zamiarem urządzenia zbrojnego powstania. Pewien sanator, z którym o sprawie powstania wielkopolskiego dyskutowałem, odpowiedział mi, że to „bujda", iż istniała jakaś tajna akcja Obozu Narodowego w Poznańskiem w czasie wojny. Uprzedzając ten sam zarzut u czytelnika, odsyłam go do licznych informacji u Seydy1 (Polska na przełomie dziejów) o działalności Ligi Narodowej w Wielkopolsce, która m.in. kierowała przygotowaniami powstańczemi w „Sokole", o tajnym Komitecie Międzypartyjnym w Poznaniu i również tajnym „Komitecie Obywatelskim", który się następnie ujawnił i zamienił na „Radę Ludową m. Poznania".

Jeśli idzie o drogi kontaktu tajnego ośrodka polskiego w Poznaniu z Komitetem Narodowym w Paryżu, wskażę na źródło niemieckie, oparte na danych dawnej niemieckiej policji poznańskiej, mianowicie na artykuł poświęcony najwybitniejszej z kurierek, cyrkulujących między Poznaniem i Szwajcarją późniejszej posłance, ś.p. Zofii Sokolnickiej, w berlińskim dzienniku „Germania" (Nr. 21 z dn. 25 stycznia 1931), podpisany inicjałem B. i zatytułowany: Die polnische Mata-Hari. Ein Spionage-kapitel aus dem Weltkrieg. Artykuł ten usiłuje określić akcję ś.p. Sokolnickiej i jej poznańskich mocodawców jako zwykłą aferę szpiegowską na rzecz koalicji; w toku opowiadania ujawnia jednak niedwuznacznie, że chodziło tylko o polityczny kontakt organizacji poznańskiej z polską Agencją Lozańską (zarzut policyjny: „soli im Dienste der Agence polonaise stehen"). Autor zachwyca się sprawnością polskiego aparatu organizacyjnego („wie ausgezeichne polnische Spionage war") i zdaje sobie dobrze sprawę z tego, że ten aparat poznański był częścią ogólnego aparatu organizacyjnego, stworzonego przez polski Obóz Narodowy. (Sokolnicka: gehorte schon vor dem Kriege zum Lager Roman Dmowski).
1. Władysław Seyda (1863-1939), jeden z organizatorów i przywódców Narodowej Demokracji; 1920-28 prezes Sądu Najwyższego; 1919-22 poseł na sejm. Przyp. H.P

Gdy wybuchła w Niemczech rewolucja, organizacje narodowe polskie natychmiast pochwyciły okazję, by niespostrzeżenie ująć w zaborze pruskim jaknajwięcej władzy w swoje ręce. Do potworzonych we wszystkich garnizonach niemieckich rewolucyjnych rad żołnierskich, wszelkimi drogami podostawali się Polacy i zręcznie posługując się hasłami rewolucyjnemi i socjalistycznemi, oraz unikając przedwczesnego ujawniania swych istotnych celów, zdobyli sobie w nich mocne stanowisko. W utworzonych oddziałach utrzymujących w kraju porządek, t.zw „strażach ludowych", Polacy, (których główną kadrą byli sokoli), zdobyli sobie stanowczą przewagę.

Rozmaitymi sposobami gromadzili Polacy zapasy broni, formowali coraz to nowe oddziały zbrojne, rzekomo służące sprawie rewolucji niemieckiej, a w istocie służące Polsce, obejmowali w swoje ręce coraz to nowe dziedziny władzy i obsadzali swoimi ludźmi coraz to nowe urzędy. Coraz to większą rolę zaczął odgrywać w Poznaniu tajny do niedawna, polski Komitet Obywatelski (dopasowany do nomenklatury rewolucyjnej przez przemianowanie na Radę Ludową m. Poznania) - coraz to bardziej odsuwane były w cień „rady żołnierskie", w których zasiadała pewna liczba Niemców. Ewolucyjną drogą Poznańskie przechodziło stopniowo z rąk niemieckich w ręce polskie.

Wreszcie - Berlin się spostrzegł. Zaczęły napływać do Wielkopolski nowe oddziały wojskowe, niezarażone duchem rewolucyjnym, złożone z rodowitych Niemów. O ile Kongresówkę Niemcy porzucili bez prób oporu, o tyle Poznańskiego, które zdążyli już zacząć uważać za część swojej ojczyzny, nie mieli najmniejszego zamiaru dać i gotowi byli zacięcie go bronić.

Zbliżała się chwila rozstrzygającego starcia. Trzeba było przygotować się do walki.

Delegacja działaczy poznańskich (Trąmpczyński, ks. Adamski) udała się do Warszawy, by się dowiedzieć od Piłsudskiego, czy można liczyć na jakąkolwiek pomoc z Kongresówki. Piłsudski oświadczył, że żadnej pomocy nie udzieli. (Nowa delegacja z Poznańskiego udała się do Piłsudskiego dn. 14 stycznia, z prośbą o pomoc dla zaczętego już powstania. Piłsudski odpowiedział: Nad Poznańskiem istnieje ciągle władza Niemiec. Tern postanowieniem (postanowienie rozejmu między koalicją a Niemcami, że kongres zdecyduje o losach Poznańskiego) Warszawa jest skrępowana. Patrz Pisma, mowy, rozkazy, t. V, str. 40. Jeśli chodzi o zasadnicze ustosunkowanie się Piłsudskiego do sprawy odzyskania Poznańskiego, scharakteryzował je najlepiej on sam w swojej mowie krakowskiej dn. 5 sierpnia 1922 r.: Braci Wielkopolan musiałem odrazu wykreślić ze swego rachunku.

Dnia 28 grudnia 1918 roku wybuchło w Poznaniu powstanie. Dzisiaj szerzone są przy pomocy hałaśliwej reklamy najrozmaitsze legendy o roli POW w tej akcji. W istocie zaś POW wielkopolskie było organizacją słabiutką, a w dodatku w lwiej części złożoną z narodowców i tylko przez kilka osób, bez wiedzy reszty, skontaktowaną z Piłsudskim. Rola POW w Wielkopolsce była minimalna.

Jeden z nielicznych (obok Wierzejewskiego, Palucha i bodaj nikogo pozatym) przywódców wielkopolskiego P.O.W. (właściwie P.O.W. Z.P., tj. P.O.W. Zaboru Pruskiego), stojących w kontakcie z P.O.W. w Królestwie, mianowicie Hulewicz, przyznaje, że całą organzację (P.O.W.Z.R, nawias Hulewicza) zaskoczyły zajścia 27 grudnia, (Bohdan Hulewicz, Powstanie wielkopolskie, przyczynek do dziejów przewrotu z listopada i grudnia 1918 roku, str. 25 cytuję za Seydą, II, 529), z czego wynika, że fałszem jest szerzona dziś legenda, iż P.O.W. zdobyło się na decyzję dania impulsu do wybucha powstania, na którą to decyzję „endecy" rzekomo zdobyć się nie umieli.

Powstanie wybuchło wcześniej niż było zamierzone - wyłoniło się przypadkowo, z rozruchu ulicznego, który nastąpił w związku z przyjazdem Ignacego Paderewskiego do Poznania. Mimo jego przedwczesności, powstanie udało się wyśmienicie. Błyskawicznie zmobilizowały się wszystkie miejscowe organizacje bojowe polskie w sile 2000 ludzi - zdobyły szereg budynków państwowych, główną komendę policji, prochownię, zbrojownie i forty. Oddziały polskie szybko narastały, dzięki masowemu napływowi ochotnika. Mimo zaciętego oporu Niemców (walki trwały w bezpośredniej okolicy Poznania do początków stycznia), Polacy w krótkim czasie zapanowali nad położeniem. W ciągu kilku dni walki przerzuciły się na prowincję - po tygodniu wojska powstańcze miały już w swym ręku całą Wielkopolskę, aż po Noteć na północy, Zbąszyń na zachodzie i pas sięgający prawie po Wschowę, Leszno i Rawicz na południu.

Wytworzyły się trzy fronty: północny, zachodni i południowy. Na frontach tych toczyły się przez szereg miesięcy regularne walki o wielkiem natężeniu. Tak, jak powstanie wielkopolskie jest w dziejach narodu polskiego jedynym wielkim, zbojnym powstaniem, które się udało, tak walki polsko-niemieckie, które się w jego wyniku wyłoniły, były jedyną w ostatnich czasach prawdziwą, regularną wojną Polski z Niemcami1. Zwłaszcza bitwy pod Szubinem, Łabiszynem, Żninem, Rynarzewem, Chodzieżą, Babimostem pozostaną w historji jako pamiętne karty. W ogniu tej wojny zdołała się naprędce, lecz skutecznie zorganizować silna, regularna armja powstańcza o ogromnej wartości. Armja ta zwycięsko odparła wszystkie ataki i zdołała własnemi siłami utrzymać zdobyty terytorialnie stan posiadania w długich walkach pozycyjnych, aż do końca września 1919 roku., tj. do chwili gdy odrębność tej armji została zniesiona wskutek zakończenia działań wojennych polsko-niemieckich.

Armia ta rozważała nawet możliwość uderzenia na Pomorze, w kierunku na Bydgoszcz, Toruń, Gdańsk - co się jednak okazało niemożliwe z uwagi na wielkie masy wojsk niemieckich z Litwy i Białorusi, przesuwające się w drodze powrotnej do Niemiec przez polskie Pomorze. Było to tymbardziej niemożliwe, że nie można było liczyć na najmniejszą pomoc z Kongresówki, która byłaby nieodzowna dla akcji na obszarach tak geograficznie położonych jak Toruń i Gdańsk.


1. Niestety, jedyna na wielką skalę wojna Polski z Niemcami dopiero się zbliżała! Przyp. H.P. 276

Oddziałek piechoty z Włocławka, który po wybuchu powstania samorzutnie ruszył do Inowrocławia, został na zlecenie Piłsudskiego natychmiast cofnięty do Włocławka. Jedynie z Kalisza - za zezwoleniem gen. Szeptyckiego - udała się w Poznańskie garść ochotników. Tylko małą akcję partyzancką udało się na Pomorzu przeprowadzić. Również nie udało się wzniecić powstania na Śląsku - tymbardziej, że Kongresówka, która musiałaby tu geograficznie odegrać rolę bazy, nie okazała żadnej inicjatywy w tym kierunku.

W chwili wybuchu powstania w Poznańskiem, kierunek polityki Piłsudskiego był już tak jasny, że kierownicy akcji wielkopolskiej nie czuli się w możności podporządkować się Piłsudskiemu. Bolejąc nad rozbiciem politycznym Polski - lecz z drugiej strony nie mogąc oddać Poznania pod wpływ warszawskiej anarchii i politycznej destrukcji, zmuszeni byli zorganizować się jako władza odrębna. Przez dłuższy czas Poznańskie było jakby odrębnym państewkiem, z własnym rządem podporządkowanym Komitetowi Narodowemu w Paryżu. Naczelną władzę w Poznańskiem sprawowała t.zw. Naczelna Rada Ludowa, ciało przedstawicielskie, złożone z członków różnych stronnictw i powstałe z wyborów. Taki jej skład, choć osłabiał nieco sprawność jej działania, dawał jej pozycję władzy niesamozwańczej, lecz będącej wyrazem woli ludności, co miało duże znaczenie z uwagi na rokowania kongresowe w Paryżu 1.

A tymczasem Lwów krwawił się wciąż w walkach. Szczupła odsiecz, która nadeszła 20 listopada 1918 r., dopomogła obrońcom Lwowa do wyparcia wojsk ruskich poza obręb miasta, oraz umożliwiła nawiązanie nikłej łączności Lwowa z resztą Polski wzdłuż linji kolejowej do Przemyśla - ale była rzecz prosta, zbyt słaba, aby opór Rusinów całkowicie złamać. Cały pozostały obszar Małopolski Wschodniej znajdował się w dalszym ciągu w ręku ruskim, a Lwów, znajdujący się pod obstrzałem ruskich armat, wciąż był zagrożony ponownym najazdem.

1. Można ułożyć potężny tom z propagandowej wojny obozu piłsudczykowskiego z Narodową Demokracją - tysięcy artykułów i setek książek. Był to istny festiwal kłamstw i pomówień ze strony zwycięskiej „sanacji". Ton nadawli masoni. Oto przykład Wojciecha Stpiczyńskiego (1886-1936) - masona Wielkiej Loży Narodowej Polski (Zob.: L. Hass, s. 474), czołowego publicysty radykalnego skrzydła piłsudczyków, doradcy Rydza-Śmigłego. W 1930 wydal on broszurę: Młodzieży - ciebie bałamucą. Rzeczywiście - tytuł arcytrafny! Oto kilka cytatów z ostatnich stronic tego pszkwilu: W roku 1905 Piłsudski kieruje ruchem rewolucyjnym przeciwko caratowi (faktycznie - za cenę życia setek robotników polskich - H.R), a p. Dmowski stoi po drugiej stronie barykady (...). Po rewolucji Piłsudski pogrąża się w zawrotnej pracy organizowania „armii ludowej" (...) Dmowski w tym czasie prowadzi politykę niezaostrzania konfliktów z caratem (...). W 1914, 15 i 16-tym r. Piłsudski walczy na czele Legionów z Rosją i o ich silę moralną z Austrią i Niemcami. P. Dmowski wyrzeka się w Petersburgu imieniem narodu dążeń do niepodległości (...). W roku 1922 obóz p. Dmowskiego morduje prezydenta Rzeczypospolitej (...). Przyp. H.P.

Aby opisać położenie sprawy Lwowa, musimy powrócić do sprawy odsieczy w pierwszych trzech tygodniach walk.
Wiadomość o zamachu „ukraińskim" we Lwowie i o porywie polskiej ludności Lwowa przeciw Ukraińcom dotarła do Warszawy, (w której stały jeszcze wojska niemieckie), w pierwszych dniach listopada. Na żądanie prof. Głąbińskiego1, przedstawiciela narodowców w ówczesnym rządzie warszawskim, wyłonionym przez różne stronnictwa, natychmiast zwołana została rada ministrów. Uchwaliła ona natychmiastową odsiecz.

Sprawami wojskowymi kierował wówczas w rządzie gen. Rozwadowski. (Był on od 29 października - szefem sztabu; miejsce ministra spraw wojskowych zarezerwowano w rządzie dla nieobecnego Piłsudskiego - Rozwadowski zastępował go). - Powziął on plan uderzenia na Rusinów z dwóch stron: od północy (od Lublina) przez Rawę Ruską i Sokal, oraz od zachodu (od Krakowa), przez Przemyśl i Sambor. Wysłano natychmiast z Warszawy na Lublin pierwszą partję wojska w postaci bataljonu t.zn. „Wehrmachtu" w sile 800 ludzi, który łącznie z miejscowemi formacjami lubelskimi miał utworzyć brygadę atakującą Rusinów od północy, a gen. Rozwadowski udał się osobiście do Krakowa, by przygotować uderzenie grupy zachodniej.

Ale zaszły tymczasem nowe wypadki polityczne. Rząd warszawski został obalony, w Lublinie miał miejsce zamach stanu, Piłsudski przyjechał do Warszawy i objął władzę w Warszawie i w całej Polsce. Jak pisze organizator obrony Lwowa i dowódca sił obrończych, ówczesny kapitan, późniejszy dowódca brygady Mączyński - Wielkie plany z odsieczą i pomocą poszły w kąt daleki. (Czesław Mączyński, Boje Lwowskie, tom I, str. 293).

Sam Piłsudski pisze o tym dość podobnie:

Przyjechałem do Warszawy 11 listopada, to znaczy, w związku z wypadkami Iwowskiemi, w dziesięć dni po rozpoczęciu we Lwowie starć czy bojów. Historja zatem tych dziesięciu dni wraz z wszystkiemi perypetjami nie należy w żadnym wypadku do mnie i w żadnym związku ze mną nie była. (Obrona Lwowa, Pisma, mowy, rozkazy, tom VI, str. 140). Minęło w ten sposób dla mnie kilka dni, w czasie których główną moją pracą było nie zajmowanie się Lwowem, lecz uregulowanie w jakiś sposób swego osobistego stosunku do zjawisk, których nie zbadałem dotąd, do których nie byłem przygotowany i które wielkim olbrzymim pochodem toczyły się na mnie. (str. 141).


Ów batalion „Wehrmachtu", jak to już opisaliśmy wyżej, został 8 listopada zatrzymany przy użyciu karabinów maszynowych w Lublinie przez tamtejszy zamachowy rząd. Akcja gen. Rozwadowskiego, którego rząd lubelski polecił aresztować, została zahamowana w Krakowie. Rozkaz aresztowania gen. Rozwadowskiego otrzymał z Lublina gen. Roja2 w Krakowie, lecz rozkazu tego nie wykonał.


1. Stanisław Głąbiński (1862-1943), jeden z czołowych przywódców Narodowej Demokracji, ekonomista. Członek Centralnego Komitetu Narodowego (1915-17); w rzadziej. Świeżyńskiego minister spraw zagr.; w rządzie W. Witosa min. wyznań rei. i ośw. publicznego i wicepremier. Przyp. H.P.

2. Gen. Bolesław Roja (1879-1940); 1918 kierował rozbrajaniem Austriaków w Krakowie.

Istniały próby aresztowania gen. Rozwadowskiego w podróży, lecz próby te nie udały się wobec tego, że generał jechał w towarzystwie oddziału wojskowego, który mu zapewnił ochronę. Aresztować miała zamiar POW w Piotrkowie, oraz milicja ludowa w Ząbkowicach (ta ostatnia została przez oddział gen. Rozwadowskiego rozbrojona). Istniały dane o zamierzonym zamachu na pociąg generała w Zagłębiu Dąbrowskiem, wobec czego pociąg ten posuwał się z ostrożnościami, jak w kraju nieprzyjacielskim. (P. praca zbiorowa Generał Rozwadowski, Kraków 1929 rok, str. 45-46, oraz str. 134).

Grupie, która ujęła w Polsce władzę, nie w smak była akcja przeciw Rusinom we Lwowie. Nietylko, że nie wysłano do Lwowa odsieczy, ale hamowano czynione w tym kierunku samorzutne wysiłki. Warto tu przytoczyć urywek z rozdziału p.t. Odsiecz wyżej wymienionej książki brygadjera Mączynskiego (t. I, str. 291), traktujący o trudnościach w przełamaniu oporu w sprawie grup odsieczy w Krakowie ze strony pewnych czynników mających wpływ w kołach, rządzących naonczas w tym mieście:

Nie brakło i takich stronnictw, które już przed wojną światową twierdziły - wbrew rozsądkowi, wykrywanym faktom, itd. - że spór polsko-ukraiński jest z winy pewnych stronnictw polskich, ogólnem mianem stronnictw narodowych określanych. Szczególnie namiętnie zwracano się tu przeciw stronnictwu narodowo-demokratycznemu, jako ponoszącemu wyłącznie niemal w tej mierze winę.

Nie mam zamiaru ubierać się w togę obrońcy podkreślam jeno fakty, konieczne do dalszego, należytego objaśnienia listopadowych wypadków.
Czyż można się dziwić, że z chwilą dojścia wiadomości do zachodnich dzielnic Polski o zamachu ukraińskim we Lwowie, stanowisko różnych partyj politycznych było różne?
Były takie, które przyznawały i uznawały, że to kraj ruski, że nie wolno walczyć Polakom ani w nim, ani o niego.
Były inne, wierzące, że ugodą da się uzyskać zabezpieczenie praw polskich dla całego kraju, lub ludności polskiej, w tym kraju zamieszkałej.
Były wreszcie i takie, które uważały, że całą tę walkę wywołały znowu pewne stronnictwa polskie i rozpisywały się długo i szeroko o bojówkach Czytelni Akademickiej, itd.

Niewiele stronnictw politycznych stanęło od pierwszej wiadomości o walkach lwowskich na stanowisku, że tam toczy się wojna polska, o jedną z bardzo ważnych dzielnic polskich.
Podkreślam, że mówię tu o przedstawicielach pozalwowskich.

Szczególnie jaskrawe było pod tym względem postępowanie Piłsudskiego. Doszło nawet do tego, że jak pisze Mączyński, (Tom I, str. 299):

Nie widząc żadnych poczynań w tym kierunku, szef sztabu generalnego, generał Rozwadowski, wystosował 14 listopada pismo do Naczelnego Wodza (tj. Piłsudskiego) z żądaniem wydania rozkazów wojskowych na odsiecz Lwowa, pozwolenia na zaciąg itd. Zagroził w tym liście dymisją swoją w razie odmowy i publicznym podaniem powodów dymisji w dziennikach.

Na szczęście, byli w Polsce inni jeszcze ludzie poza Piłsudskim. Był między innymi Aleksander Skarbek1. Dr. Skarbek, którego możność działania w Krakowie całkowicie sparaliżowano, wyjechał do Przemyśla i stamtąd - korzystając z tego, że miał formalne stanowisko kierownika spraw wojskowych w Komisji Likwidacyjnej - na własną rękę wydawał do Komend Powiatowych telegraficzne rozkazy przysyłania wszystkich zbywających sił do Przemyśla. Rezultatem tej jego akcji było właśnie sformowanie pierwszej grupy odsieczy, która 20 listopada do Lwowa dotarła. Grupa ta działała na własną rękę i bez rozkazu - korzystając tylko z tego, że nie otrzymała wyraźnego zakazu (liczyła się z możliwością otrzymania takiego zakazu ze strony Piłsudskiego jeszcze w dniu 17 listopada). Dodać trzeba, że w dniu 17 listopada 1918 roku podpułkownik Tokarzewski w Przemyślu otrzymał od gen. Roji z Krakowa rozkaz, w którym zawarty był m.in. punkt następujący: Hrabia Skarbek jest reprezentantem Komisji Likwidacyjnej. Gdyby się w dalszym ciągu mieszał do spraw wojskowych, co jedynie chaos i szkodę wywołuje, internować, albo pod eskortą do Krakowa odesłać. (Legendy i fakty, str. 131). - Ppułk. Tokarzewski rozkazu tego nie wykonał.

Również i inne grupy odsieczy przygotowane były w sposób mniej lub więcej nielegalny, tj. bez wiedzy lub wbrew woli Piłsudskiego. Tak np. wysłany ze Lwowa emisarjusz por. Eustachiewicz zorganizował w Lubelszczyźnie zaciąg ochotniczy sposobem tajnym.

Z zaciągu tego wyłoniła się następnie t.zw. grupa majora Wieczorkiewicza w sile 500 bagnetów, 1 szwadronu jazdy, 3 działek piechoty i 11 karabinów maszynowych, która dopiero 23 listopada, w wyniku uzyskanego zezwolenia mogła wyruszyć w kierunku Lwowa. W Warszawie ppłk. Modelski poprostu zdezerterował z miejscowych oddziałów wojskowych wraz z kilkuset ludźmi i wyjechał z nimi do Lwowa, siłą po drodze wymuszając transportowanie swoich wagonów (grupa ta dotarła do Lwowa w grudniu).

Przeszkody w formowaniu oddziałów odsieczy sprawiły, że wielu ludzi, chcących walczyć o Lwów, a nie mających się gdzie na ochotnika zgłosić, wyjeżdżało do Lwowa na własną rękę i zgłaszało się do oddziałów, walczących na miejscu. Jeszcze w czasie pierwszych trzech tygodni walk (przed nadejściem odsieczy) dotarło w ten sposób sposób do Lwowa około 150 ochotników, którzy zdołali się przedostać przez pierścień wojsk ruskich. Wielu innych, którzy zostali w drodze pochwyceni przez Rusinów, uległo rozstrzelaniu.


1. Hrabia A. Skarbek (1874-1921), jeden z przywódców Narodowej Demokracji, 1919-21 poseł na sejm. Przyp. H.P.

Lwów kilkakrotnie wysyłał do Krakowa i Warszawy drogą lotniczą emisarjuszy zarówno cywilnych, jak wojskowych (pierwszy wyleciał dn. 8 listopada por. Stec wraz z prof. St. Strońskim). Delegaci ci mieli za zadanie poinformować rząd i społeczeństwo o rozpaczliwej walce Lwowa i o potrzebie natychmiastowej pomocy. W całej Polsce, a przedewszystkim w usposobionej wysoce patriotycznie Warszawie, dochodziło do burzliwych manifastacji. Ludność domagała się powszechnego poboru, a choćby tylko umożliwienia ochotniczego zaciągu - i wysłania wojsk pod Lwów. Piłsudski był jednak nieugięty. Nie przyjmował delegatów, lub przyjąwszy ich, zbywał ich niczem, oraz prawił im impertynencje i wojsk do Lwowa nie wysłał. Irytował się tylko nastrojami społeczeństwa, które domagało się walki o Lwów. Charakterystyczne próbki tej irytacji zawarte są w raporcie por. Eustachiewicza, który jeździł ze Lwowa do Warszawy i z Piłsudskim osobiście rozmawiał. Raport ten przedrukowany jest w przypisach do książki Mączyńskiego, tom II, str.244-245.

Inną taką próbkę podał sam Piłsudski w swoim odczycie Obrona Lwowa:

Razu pewnego w Belwederze, gdy z codziennym rannym raportem wchodził do mnie adjutant by mi zameldować o audjencjach powszechnych, znalazł mnie w niebywałej dotąd postawie. Przy boku leżał pistolet i powiedziałem adjutantowi, patrząc mu w oczy i grożąc, słowa: „Lwów, a strzelam!"1 Adjutant przerażony wyszedł i skreślił wszystkie audiencje w sprawie Lwowa. (Pisma, mowy, rozkazy tom VI, str. 154).

Postawa społeczeństwa była jednak tak stanowcza, że odsiecz Lwowa dokonywała się wbrew Piłsudskiemu - wyrastała mu niejako nad głową. Poza pierwszą grupą z Przemyśla, coraz to nowe oddziały ruszały pod Lwów. Tworzył się tam stopniowo front regularnej wojny polsko-ruskiej. Jak się Piłsudski zapatrywał na sprawę odsieczy, a zwłaszcza na jej cel, dowodzi najlepiej następujący urywek z listu Piłsudskiego do gen. Roji z dn. 18 listopada 1918 r. (cyt. Legendy i fakty, str. 138).

Skoncentrowanie większej siły w Przemyślu ma na celu nacisk na stan rzeczy we Lwowie i przygotowania w celu jego obsady. Wiadomości otrzymane są bardzo sprzeczne, stąd wynika obowiązek częstego informowania. Poglądy polityczne na sprawę są również sprzeczne, stąd wynika nieokreśloność politycznej instrukcji, którą dać Wam mogę. Brzmi ona, że my nie przesądzamy wcale, jak ostatecznie się ułoży rozgraniczenie pomiędzy Rusią, a Polską, nie możemy jednak dopuścić, by nas wykurzano i rabowano. Jeśli położenie Wasze będzie pozwalało, to musicie sami decydować.

A więc, jak wynika z tych słów, Piłsudski uważał za rzecz sporną, czy Lwów ma należeć do Polski... (W Pismach, mowach i rozkazach Piłsudskiego, t.V, str. 13, w liście tym zamiast „wykurzano", drukowano „wyrzynano". Należy dodać, że w dniu datowania listu grupa przemyska już była skoncentrowana w wyniku zarządzeń gen. Rozwadowskiego i dr. Skarbka.

1. Oto cały Piłsudski: najpierw to: Lwów, a strzelam!, a wkrótce polem idiotyczna wyprawa na Kijów zakończona na przedpolach Warszawy w 1920 roku! Przyp. H.P

Lwów był zagrożony jeszcze przez czas dłuższy. Jeszcze przez szereg miesięcy waliły w miasto pociski ruskich dział. Ale front obrony krzepł coraz wyraźniej.
Groźne dni wróciły jeszcze dla Lwowa w połowie marca 1919 roku. Rusini rozpoczęli wówczas przygotowywaną od dłuższego czasu ofensywę.

Przed rozpoczęciem się tej ofensywy czynniki lwowskie, zarówno cywilne jak wojskowe, zwracały się usilnie do Piłsudskiego z prośbą o dostarczenie większej ilości wojsk. Między innemi udała się do Piłsudskiego delegacja posłów wschodniomałopolskich (Skarbek, E. Adam, Gall i inni). (Patrz list prof. Głąbińskiego w „Gazecie Warszawskiej", Nr. 126 z dn. 27 kwietnia 1933 r.). Piłsudski oświadczył w odpowiedzi, że wojsk nie ma i nie da. Wskutek tego Skarbek udał się o pomoc do Poznania - dokąd zresztą w tej samej sprawie telegrafował przez radio paryski Komitet Narodowy.

I stało się tak, że Lwów uzyskał pomoc od dzielnicy, która uwolniła się od zaborcy o dwa miesiące później niż inne, która miała najtrudniejsze początki, bo nie miała takich zawiązków wojska, jak „Wehrmacht" itp., która była dzielnicą niewielką, a dobrze już ogołoconą z materiału żołnierskiego, a wreszcie - rzecz najważniejsza - która toczyła właśnie, własnymi wyłącznie siłami, poważną i trudną wojnę z Niemcami. Silna grupa wojsk wielkopolskich wysłana została do Lwowa, dokąd Warszawa, nie prowadząca z nikim poważniejszych walk, a mająca już wiele czasu za sobą na zorganizowanie wojska, poważniejszej odsieczy wysłać nie chciała. Wojska wielkopolskie rozstrzygnęły pod Lwowem sprawę - ofensywę ruską odparto1.

Jeszcze przez kilka miesięcy trzymali się Rusini w reszcie Małopolski, założywszy sobie tymczasową stolicę w Tarnopolu, aż dopiero nadejście armii błękitnej do Polski i rozpoczęcie ofensywy, w której wzięła udział ta armia, położyło kres ich panowaniu i resztę Małopolski do Polski włączyło. Główna zasługa zwycięskiego rozegrania wojny z Rusinami należy się gen. Rozwadowskiemu.

Obóz piłsudczyków długi czas nie mógł się z takim obrotem sprawy pogodzić. Jeszcze 20 marca 1919 r. Leon Wasilewski, delegat Piłsudskiego, kooptowany do Komitetu Narodowego w Paryżu, oświadczył się na posiedzeniu tego komitetu za przyłączeniem wprawdzie do Polski Lwowa, Borysławia i Kałusza, ale za przeznaczeniem całej reszty Małopolski Wschodniej „na przetargi i wymiany" z państwem ukraińskim, a to w obawie nieprzeciążania życia państwowego elemantami niepolskimi. (Cytat dosłowny z protokołu). Ale życie przeszło do porządku dziennego nad temi dążeniami zwolenników Małej Polski - i sprawiło, że zarówno Lwów, jak Tarnopol, Stanisławów i Kołomyja należą dzisiaj do Polski2.

1. Kiedy masoneria z Piłsudskim na czele zorganizowała zamach majowy 1926 r., Poznań wysłał wojsko z odsieczą, ale skomunizowani kolejarze zablokowali transport, ratując zamachowców. U w. H.P.

2. Miały należeć jeszcze tylko przez pięć lat od napisania tych słów. Przyp. H.P.

Na marginesie sprawy jeszcze jeden charakterystyczny szczegół. W styczniu 1919 r. znajdowała się w Rumunii dywizja dowodzona przez gen. Żeligowskiego, a wchodząca w skład armji błękitnej. Z uwagi na znajdowanie się jej blisko granic Polski, miała ona wielką wartość z punktu widzenia wojny z Rusinami. Aby ją ściągnąć do Polski, wysłany został okrężną drogą do Rumunji delegat rządu polskiego (był to już rząd Paderewskiego), którym był wymieniany już wyżej prof. Głąbiński (narodowiec). Przeprowadzał on tam konieczne pertraktacje z rządem rumuńskim, w wyniku których to pertraktacji dywizja ta istotnie została przepuszczona do Polski i brała udział w walkach z Rusinami. Otóż w pertraktacjach tych poważną przeszkodą było to, że pełnomocnictwa delegata były niedostateczne: nie położył na nich swojego podpisu Naczelnik Państwa Piłsudski. (Patrz zacytowany wyżej list prof. Głąbińskiego w „Gazecie Warszawskiej").

W tym samym czasie, w którym na dwóch frontach: wielkopolskim oraz wschodniomałopolskim toczyły się regularne wojny, w którym dokonywały się przelotne starcia zbrojne z Czechami, oraz w którym zaczynały się już gromadzić chmury od strony rosyjskiej - wewnątrz kraju toczyły się zmagania polityczne, których przedmiotem było sprawowanie władzy.

Obóz Narodowy dążył do rządów ogólnonarodowych, opartych na zasadzie zgodnego porozumienia wszystkich stronnictw i kierunków, oraz stawiających sobie - w obliczu wielkich, grożących Polsce niebezpieczeństw zewnętrznych - jedynie dobro ogólne za cel. Piłsudski, oraz popierająca go lewica trzymali się zasady wyłącznego sprawowania rządów przez siebie, oraz (tak samo jak później po roku 1926) prowadzili politykę ciasnej wyłączności i jednostronnego uprzywilejowania swojej grupy.

Piłsudski zdawał sobie dobrze sprawę z tego, że w nieuporządkowanych stosunkach rodzącego się dopiero państwa utrzymanie się przy władzy rządów tak jednostronnych nie byłoby długo możliwe, zawczasu dążył więc do tego, by wynaleźć jakiś bardziej trwały sposób zapewnienia sobie i swoim ludziom politycznej przewagi. Sposobem tym miało się stać zwołanie sejmu, obranego na zasadzie skrajnie lewicowej ordynacji wyborczej.

Dnia 28 listopada 1918 r. ukazał się dekret naczelnika państwa o wyborach do sejmu. Wybory te odbyć się miały według recepty socjalistycznej: sposobem pięcioprzymiotnikowym. Do udziału w wyborach tych zostały dopuszczone nawet żywioły zupełnie politycznie niewyrobione, nieuświadomione i niedojrzałe: nawet analfabeci. Najciemniejsze grupy ludności na wschodzie uzyskały ten sam głos co patriotyczne, kulturalne i oświecone żywioły w dzielnicach zachodnich. Ustalona została ścisła proporcjonalność wyborów, powodująca rozrost partyjnictwa i polityczne rozproszkowanie społeczeństwa. Zostało uczynione wszystko, co tylko było możliwe, by wprowadzić do przyszłego sejmu jak najwięcej żywiołów niedoświadczonych politycznie, oraz niezdolnych do wzniesienia się na poziom polityki ogólnonarodowej, lecz skłonnych do kierowania się przyziemnemi interesami klasowymi, partyjnymi i osobistymi.

Sejm ten miał skupić w swojem ręku całą władzę w Polsce. Została więc na Polskę sprowadzona mająca trwać następnie lat siedem klęska samowładztwa sejmu, skłóconego wewnętrznie i złożonego z niedojrzałych politycznie żywiołów. Ten sam człowiek, który w roku 1926 dokonał zamachu stanu pod hasłem obalenia sejmowładztwa, był, o czym się dziś często zapomina, istotnym tego sejmowładztwa twórcą. Ustanowione to sejmowładztwo zostało w tej niewątpliwie nadziei, że przez wydobycie się na wierzch życia politycznego w Polsce na najbardziej ciemnych i warcholskich pierwiastków, jakie tylko w społeczeństwie polskim tkwią, zostanie trwale odsunięty od władzy Obóz Narodowy, oraz zapewnione będzie, przy pomocy demagogii „demokratycznej" i socjalistycznej, oraz wszelkiego rodzaju intryg, dogodne oparcie dla samowładnych rządów tego obozu, który dziś nazywany „sanacją".

Wybory naznaczone zostały na dzień 26 stycznia 1919 roku. A tymczasem niczym nie skrępowane rządy sprawował w Polsce mianowany przez Radę Regencyjną Naczelnik Państwa Piłsudski, oraz mianowany przez tego ostatniego socjalistyczny rząd Moraczewskiego.

Obóz Narodowy robił uporczywe wysiłki, by mimo wszystko doprowadzić do ogólnonarodowego porozumienia. Porozumienie to było właściwie osiągnięte; nie obejmowało tylko skrajnej lewicy, która się od niego uchylała (socjalistów, „Wyzwolenia" i paru grupek mniejszych, oraz samego Piłsudskiego). Tak np. 20 grudnia 1918 r. wszystkie stronnictwa wszystkich trzech zaborów z wyjątkiem wymienionej, skrajnej lewicy wydały wspólne oświadczenie programowe, będące wyrazem zupełnego politycznego zjednoczenia przytłaczającej większości narodu. Do Polski przyjechał delegat Komitetu Narodowego, prof. St. Grabski, b. socjalista (naonczas należący już od długiego czasu do Obozu Narodowego), mający dawne stosunki z Piłsudskim, a więc mający łatwiejszą możność pertraktowania z nim - który miał za zadanie doprowadzić do uzgodnienia polityki komitetu Narodowego z Piłsudskim i zawrzeć z nim porozumienia. Misja ta, mimo najdalej posuniętej ustępliwości narodowców, spełzła na niczym.

Wszystko to doprowadziło społeczeństwo polskie do takiego zniecierpliwienia, że grupa działaczy warszawskich, zarówno narodowców jak i osób najdalej od obozu narodowego stojących (legionista pułk. Januszajtis, konserwatysta ks. E. Sapieha, chadecy dr. Dymowski i L. Czerniewski, oraz narodowiec J. Zdziechowski) - pokusiła się o odebranie Piłsudskiemu władzy drogą zamachu. Zamach ten dokonany był wbrew wyraźnej woli kierowniczych kół Obozu Narodowego, a w szczególności Komitetu Narodowego w Paryżu, który łudził się jeszcze co do możliwości osiągnięcia zgody narodowej, a więc nie chciał zaostrzać konfliktów wewnętrznych przez tak ostre wystąpienie. Zamach ten, zupełnie bezkrwawy, wybuchł w nocy z 4 na 5 stycznia 1919 roku, lecz został bez trudu przez gen. Szeptyckiego stłumiony.

A tymczasem przybył do kraju nowy delegat Komitetu Narodowego w Paryżu - Ignacy Paderewski - mając podjąć nową próbę zjednania Piłsudskiego dla idei zgody narodowej. Piłsudski czując, że duch opozycyjny w społeczeństwie wyrósł już do rozmiarów dla niego wprost groźnych (czego wyrazem był chociażby niedawny zamach), tym razem zgodził się na kompromis. Uczynił to tym łatwiej, że zbliżał się termin wyborów do sejmu, które w. przekonaniu Piłsudskiego powinny były ponownie oddać wyłączną władzę w ręce lewicy.

Na 10 dni przed wyborami, 16 stycznia, nastąpiła zmiana rządu. Utworzony został rząd międzypartyjny pod przewodnictwem Paderewskiego.
W rządzie tym Obóz Narodowy posiadał jedynie bardzo słabe wpływy. Prezesem ministrów i ministrem spraw zagranicznych był Paderewski, będący człowiekiem bezpartyjnym. Ignacy Paderewski jest dość powszechnie uważany za członka Obozu Narodowego. Jednak niesłusznie. Nie był on nigdy z Obozem Narodowym związany żadnemi nićmi organizacyjnemi, oraz różni się od niego w poglądach na cały szereg spraw. Między innymi nie podziela narodowego poglądu na sprawę żydowską. Najważniejsze dwa działy: sprawy wewnętrzne (minister Stanisław Wojciechowski1, ludowiec i b. socjalista) i wojska (w bezpośredniem zawiadywaniu Naczelnika Państwa), znajdowały się nadal w ręku obozu piłsudczyków i lewicy. Dotrzymując ze swej strony warunków porozumienia, narodowcy ustąpili piłsudczykom część swego politycznego stanu posiadania na innych polach. Siedmiu ludzi wyznaczonych przez Piłsudskiego, kooptowanych zostało przez Komitet Narodowy w Paryżu. Stopniowo rozpoczęto również podporządkowywanie Warszawie odrębnych dotychczas, narodowych władz poznańskich. Piłsudski nie wiele więc na tej zmianie rządu stracił. Mimo to, zmiana ta przyniosła już dla Polski poważną poprawę położenia.

Dnia 26 stycznia odbyły się wybory. Jak było do przewidzenia, wyszedł z nich sejm rozproszkowany i politycznie niedojrzały. Składał się on prócz 7 bezpartyjnych i 12 żydów i Niemców - ze 103 przedstawicieli lewicy (socjaliści, ludowcy-wyzwoleńcy, ludowcy-stapińczycy), 119 przedstawicieli centrum (ludowcy-piastowcy, narodowa partia robotnicza, zjednoczenie ludowe, „demokraci") i 110 przedstawicieli prawicy (narodowa demokracja, chrześcijańska demokracja, zjednoczenie narodowe). Klucz położenia był więc w ręku grup centrowych, które - pozyskiwane skrajną demagogją - łączyły się najczęściej z lewicą. Narodowcy stanowili grupę wprawdzie liczną, lecz do większości było im bardzo daleko. W dodatku nawet w grupie narodowej wiele było żywiołów mniej wyrobionych: z natury rzeczy, z wyborów powszechnych, opartych na socjalistycznej ordynacji wyborczej, wychodzą zwycięsko nie ci, co są najmądrzejsi, lecz ci, co potrafią najbardziej podobać się tłumom.

1. Latem 2002 sprofanowano tablicę pamiątkową (na kamieniu-pomniku) St. Wojciechowskiego w „Ursusie". W tym samym czasie jak grzyby po deszczu wyrastają pomniki J. Piłsudskiego, jak np. na Placu Litewskim w Lublinie - czy z wdzięczności za lewacki „lubelski Rząd Tymczasowy"? Przyp. H.P.

Ale tylko napozór. Nawet w tym rozagitowanym, zacietrzewionym partyjnie i niedostatecznie oświeconym tłumie ludzi, który się w sejmie znalazł, instykt narodowy i duch miłości Ojczyzny okazał się silniejszy, niż można było przypuszczać.

Sejm nie obalił rządu Paderewskiego, lecz go uznał. Zasada zgody narodowej, mimo wszelkich intryg i demagogicznej agitacji lewicowej, utrwaliła się w umysłach. Pierwszy sejm polski, przy wszystkich swoich wadach, umiał w szeregu najważniejszych spraw politycznych zdobyć się na stanowisko patriotyczne i uczciwe. Jedną z pierwszych rzeczy, jakie sejm - w myśl dążeń narodowych uchwalił, było ustanowienie przymusowego poboru do wojska, czego Naczelnik Państwa dotąd nie uczynił. Sprawę pierwszego w Polsce poboru rekruta wyjaśnia list otwarty prof. Stanisława Grabińskiego, wybitnego uczestnika wydarzeń 1918-19 roku, z dnia 3 marca 1936 r., ogłoszony w „Warszawskim Dzienniku Narodowym" z dnia 7 marca.

Jak się okazuje, sprawą przymusowego poboru zajmował się już rząd Świeżyńskiego, stworzony w Warszawie jeszcze przed usunięciem okupantów, a silnie obsadzony przez narodowców (zasiadał w nim m.in. prof. Grabiński). W gabinecie tym przystąpiła Rada Ministrów natychmiast do obrad nad organizacją armji narodowej i nad ustawą o powszechnym obowiązku służby wojskowej. Ustawa ta na podstawie wniosków ówczesnego szefa sztabu, Tadeusza Rozwadowskiego, została już w dniu 28 października 1918 roku uchwalona i następnie w „Dzienniku Praw" ogłoszona.

Gabinet Jędrzeja Moraczewskiego (późniejszego ministra pomajowego - przyp. mój) nie chciał ustawy tej w życie wprowadzić, wskutek czego po zebraniu się Sejmu ustawodawczego, związek Ludowo-Narodowy (narodowcy, przyp. mój) już w dniu 22 lutego 1919 r. ogłosił nagły wniosek (A. Skarbka i tow.) o zarządzenie poboru sześciu roczników (urodź, w okresie 1891 do 1897), celem utworzenia armji, zdolnej do obrony kraju. Przeciwko temu wnioskowi wystąpiła lewica socjalistyczna, a mówca jej, Jędrzej Moraczewski, zbijając w Sejmie moje argumenty, wywodził, że militaryzm już się przeżył, że walki jakie się rozgrywają, uważa za dopalenie się niedopałków po wielkim pożarze, że Polsce zapewnią bezpieczeństwo tylko „reformy społeczne" i milicja ludowa...

Za naszym wnioskiem oświadczyli się jednak chłopi z wszystkich stronnictw i dzięki temu wniosek został uchwalony w komisji, a w dniu 7 marca w Sejmie. Dopiero przy trzeciem czytaniu lewica wycofała się ze swej opozycji, widząc, że nawet radykalni chłopi ją opuścili.

Polska weszła na drogę stopniowej konsolidacji.

(fragmenty) "Dzieje Narodu Polskiego" - rozdział "Usunięcie zaborców i początki Niepodległości" prof. Michał Bobrzyński

 

fragmenty za: polonica.net