Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Wojciech Mann - Terror FSB

Wojciech Mann

Spis Treści.
Zdrastwujtje w krainie terroru.
Od klapy zacznijmy: Riazań.
Terror FSB: rosyjski wrzesień 1999.
Inwazja na Dagestan.
Fałszywy terror w Czeczenii.
Szopki pierwszej wojny i siatka Łazowskiego.
Nord Ost, Biesłan, Kaspijsk ‘02 i Plac Puszkina ‘00.
Siatka FSB.
Podskoczysz? Kulka w łeb.
Don Putino, mafia FSB i śmierć Litwinienki.

26

 Copyright by Wojciech Mann 2010

Autor zaznacza, że fakt udostępnienia książki w Internecie nie oznacza, iż prawo autorskie przestało obowiązywać. Rozpowszechnianie i powielanie książki bez zgody autora jest zabronione, jednakże autor chętnie udzieli zgody na zamieszczenie jej obszernych fragmentów na stronach internetowych.

 Od klapy zacznijmy: Riazań.

W drugiej połowie 1999 do władzy w Rosji zbliżał się Władimir Putin. Władek w latach 1975-1990 był funkcjonariuszem KGB, a w latach 1998-1999 szefem Federalnej Służby Bezpieczeństwa (skąd my to znamy…). W 1999 roku został premierem oraz pełniącym obowiązki prezydenta Rosji po rezygnacji Jelcyna. Putin chciał zostać prezydentem, a raczej dyktatorem, ustanowić reżim swojej agencji FSB i dobrać się do czeczeńskiej ropy. Aby tego dokonać, musiał się wykreować na twardego, dzielnego i silnego męża stanu. Pomóc miała w tym agresja na Czeczenię. Tylko trzeba było czegoś, co by to usprawiedliwiało…

Nagle we wrześniu 1999 roku w Rosji następuje seria kilku zamachów terrorystycznych. 4 września ma miejsce zamach w Buknajsku w Dagestanie, 9 i 12 września mają miejsce zamachy w Moskwie, a 17 września dochodzi do zamachu w Wołgodońsku. Giną w nich setki ludzi. Ostatni zamach na szczęście nie powodzi się. Oficjalne media od razu znajdują winnych – czeczeńscy terroryści. Później sprawą zainteresowali się niezależni dziennikarze i eksperci. Wszystkie te śledztwa prowadzą do jednego źródła – rosyjskiej bezpieki i ówczesnego premiera Rosji Władimira Putina.

Przyjrzyjmy się historii tych zamachów – zacznijmy od ostatniego, gdyż da on nam dobre spojrzenie na przebieg wcześniejszych zamachów.

 Zamach który się nie powiódł miał mieć miejsce 22 września 1999 roku. Miał nastąpić w Riazaniu i miał być większy od poprzednich. O godzinie 21:15 Aleksiej Kartofielnikow, mieszkaniec bloku przy ulicy Nowosiołow 14/16 na osiedlu Daszkowo-Piesocznia, zauważa, że jacyś nieznani ludzie wnoszą do piwnicy jego bloku worki z cukrem. Worki wnosiło dwóch mężczyzn i jedna kobieta, którzy brali je ze swojego samochodu, białej Łady Żiguli z moskiewską rejestracją T534VT77RUS. Oto co wspominał o tym Kartofielnikow:

 „Zauważyłem żyguli model 7 kiedy szedłem z garażu do domu. Z zawodowego nawyku zwróciłem uwagę na tablicę rejestracyjną. Zauważyłem, że numer regionalny był zamaskowany kawałkiem papieru z riazańskim numerem seryjnym 62. Pobiegłem do domu, żeby zadzwonić na milicję. Wybrałem 02 i usłyszałem leniwą odpowiedź: <<wybierz numer taki a taki>>. Wybrałem, ale był zajęty. Próbowałem, ale był zajęty. Próbowałem przez dziesięć minut zanim, się dodzwoniłem. Terroryści mieli dość czasu, żeby znieść do piwnicy wszystkie worki i nastawić detonatory (…). Gdybym szybciej dodzwonił się na milicję, (…) zostaliby aresztowani jeszcze w samochodzie.”

 Milicja zachowała się bardzo opieszale, przez co przyjechała dopiero o godzinie 21:58, a w między czasie sprawcy zrobili swoje i odjechali. Milicjanci pod dowództwem chorążego Andrieja Czernyszowa znaleźli w bloku trzy pięćdziesięciokilogramowe worki od cukru.

Jak wspomina Czernyszow,

„poświeciliśmy do środka i zobaczyliśmy kilka worków po cukrze, jeden na drugim. Leżący na wierzchu był nacięty i wystawało z niego jakieś urządzenie elektroniczne: widzieliśmy kable obwinięte taśmą oraz zegar… Naturalnie byliśmy zszokowani. Wybiegliśmy z piwnicy. Ja stanąłem na straży przy drzwiach, a moi ludzie pobiegli ewakuować mieszkańców. Mniej więcej po piętnastu minutach dotarły posiłki.”

[w oryginale zdjęcie –zob.!]

W jednym z rozciętych worków znajdowały się urządzenia detonujące domowej roboty, złożone z trzech baterii, zegara elektronicznego oraz ładunku inicjującego. Milicjanci sekcji sapersko-technicznej rozbroili bombę w 11 minut. Detonator nastawiony był na 5:30 czasu moskiewskiego. Ekspertyza za pomocą najnowocześniejszych urządzeń wykazała obecność „oparów materiału wybuchowego z rodzaju heksogenu.”. Tego samego heksogenu, który był składnikiem ładunków w poprzednich zamachach i został wyprodukowany z paliwa lotniczego. Każdy z świadków, który widział zawartość worków, potwierdził, że zawierały one żółtawą, granulowaną substancję – a tak właśnie wygląda heksogen. Dzień po próbie zamachu oświadczenie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych mówiło, że „analiza wzmiankowanej substancji wykazała obecność oparów heksogenu”.

Tego samego dnia pracownica firmy telekomunikacyjnej Elektroswiaz Nadieżda Jukanowa przechwytuje dziwaczną rozmowę, w której padają słowa: „wyjeżdżajcie pojedynczo, bo wszędzie są patrole”. Numer, skąd padło to zdanie, to telefon moskiewskiego FSB. Nadieżda później została za to nagrodzona

 

Początkowo FSB twierdziło, że był to udaremniony zamach mający związek z poprzednimi aktami terroru. Po analizie wszystkich dowodów i faktów obciążających, FSB nagle zmienia zdanie twierdząc, że były to ćwiczenia Moskiewskiej FSB, a ładunki w piwnicy były niegroźne. Co moskiewskie FSB robiło w Riazaniu poza swoją jurysdykcją? Dziwne, bo nawet dzień później, 23 września, wszyscy, od zwykłego funkcjonariusza po premiera Putina mówili, że był to udaremniony akt terroru. Oto, co dokładnie mówił Putin:

„Jeśli chodzi o wydarzenia w Riazaniu, to nie wydaje mi się, by doszło tam do błędu. Skoro worki, w których jak się okazało, znajdowały się materiały wybuchowe, zostały zauważone, to należy spojrzeć na pozytywne strony tego zdarzenia, choćby na to, że obywatele właściwie reagują na to, co dzieje się dziś w naszym kraju”.

Mer Moskwy Jurij Łużkow przekonany był, iż był to zamach i kazał przeszukać całą Moskwę. Władimir Ruszajło, minister spraw wewnętrznych stojący na czele komisji do zwalczania terroryzmu nie wiedział kompletnie nic o rzekomych ćwiczeniach. O tym, że był to zamach, mówił jeszcze 24 września na zjeździe Pierwszej Ogólnorosyjskiej Konferencji na temat Walki z Przestępczością Zorganizowaną.

Najlepiej opisała to gazeta Moskowskij Komsomolec:

„24 września 1999 roku szef FSB, Nikołąj Patruszew, wygłosił sensacyjne oświadczenie, w którym ujawnił, że zamach bombowy w Riazaniu wcale nie był zamachem, tylko ćwiczeniami (…). Tego samego dnia minister spraw wewnętrznych Władimir Ruszajło pogratulował jego ludziom ocalenia bloku mieszkalnego w Riazaniu od pewnej zagłady.”

 

FSB od razu powiedziałaby, że to były ćwiczenia! Niemożliwe byłoby, aby czekano z tym kilka dni! Putin wiedziałby o ćwiczeniach jako były szef FSB! I wiedział, ale o nieudanym zamachu FSB, który miał znaleźć się na koncie czeczeńskich „terrorystów”.

„Wyobraźmy sobie na chwilę, że w Riazaniu rzeczywiście trwały ćwiczenia – piszą Litwinienko i Felsztinski – Czy moglibyśmy spodziewać się milczenia FSB przez cały 23 września, kiedy światowe media prześcigały się w doniesieniach o udaremnionym ataku terrorystycznym? To niemożliwe. A czy można sobie wyobrazić, by premier Federacji Rosyjskiej i były szef FSB, którego łączyła z Patruszewem bliska znajomość nie został poinformowany o takich „ćwiczeniach”? Nie, nawet w najgłupszych snach. Byłby to jawny dowód nielojalności Patruszewa wobec Putina; po czymś takim jeden z nich musiałby zniknąć z areny politycznej. To, że 23 września o 19 Putin nie wspomniał ani słowem o ćwiczeniach prowadzonych w Riazaniu, jest więc decydującym argumentem na potwierdzenie tezy, iż w rzeczywistości ów budynek mieszkalny próbowali wysadzić ludzie FSB.”

 Również Riazańskie FSB nic nie wiedziało, a jej wypowiedzi szybko przycichły. Ucierpieli też sami mieszkańcy tego budynku, którzy przez długi czas wierzyli, że byli celem zamachu. Nikt nie przeprowadza ćwiczeń na niewtajemniczonych cywilach! Straty psychiczne, przez które wielu mieszkańców tego budynku musiało skorzystać z pomocy specjalistów, stały się podmiotem pozwu przeciw FSB. Warto zacytować tu jedną z mieszkanek tego bloku:

„Potraktowali nas jak szumowiny (…). Gdyby chociaż powiedzieli nam wczesnym rankiem, że to ćwiczenia, ale nie, musiały minąć dwa dni (…). My nie wierzymy, że to były ćwiczenia.”

 W sprawie ćwiczeń ruszyło specjalne śledztwo, którym zajęła się… FSB.

„Według Zdanowicza FSB prowadzi teraz postępowanie karne w sprawie wrześniowych wydarzeń w Riazaniu – pisał o tym riazański dziennikarz Aleksander Badanow – Taki absurd jest możliwy chyba tylko w Rosji: FSB prowadzi postępowanie karne w sprawie ćwiczeń, które sama prowadziła! Lecz przecież śledztwo można wszcząć tylko wtedy, gdy doszło do przestępstwa.”

 Najciekawszą opinię na temat ćwiczeń miał Oleg Morozow przewodniczący grupy roboczej rosyjskiej Dumy „Rosyjskie Regiony”.

„Morozow powiedział też, że może dałoby się wybaczyć FSB tę akcję, gdyby szefowie tej służby zapewnili, że więcej takich aktów terrorystycznych nie będzie. W zasadzie była to najważniejsza myśl zawarta w jego wypowiedzi: należy ratować Rosjan przed terrorem FSB. Subtelny dyplomata, w zasadzie zaproponował terroryście Patruszewowi układ: nie ukarzemy was i przymkniemy oczy na wszystkie zamachy, których dokonano w Rosji, a wy wstrzymacie wszelkie działania w kraju, wskutek których domy wylatują w powietrze. Pastruszew zrozumiał i eksplozje ustały” – pisali Litwinienko i Felsztynski.

 Przepchnięcie bajeczki o ćwiczeniach wymagało czasu. Efesbecy wiedzieli, że po tak długim czasie milczenia nie można od tak wyjść i skłamać o ćwiczeniach. A bajeczka o ćwiczeniach ratowała na wypadek wyjścia prawdy o FSB i heksogenie. Początkowo zatem FSB wysłało szefa Centrum Kontaktów Publicznych FSB Aleksandra Zdanowicza do programu „Bohater dnia” stacji NTV. Zdanowicz skłamał, że nie było heksogenu (wszystkie dowody wskazują na heksogen!) ale było coś w stylu detonatorów. Oczywiście nie padło żadne słowo o ćwiczeniach. O tym mówiono dopiero dzień później. Gdyby ćwiczenia rzeczywiście miały miejsce, Zdanowicz z racji stanowiska wiedziałby o nich, oraz powiedziano by o nich od razu. Ogólnie rzecz biorąc, widać tu, że FSB kompletnie nie przygotowało się na wypadek fiaska i za bardzo nie wiedziało co robić. Najśmieszniejsze jest to, że po dywagacjach Zdanowicza podano informację, iż dalej prowadzone są poszukiwania białego żyguli.

Jak mówiłem, kłamstwo o ćwiczeniach wypuszczono dopiero 24 września. Akurat tego dnia worki znajdowały się już w siedzibie FSB w Moskwie, gdzie spokojnie je podmieniono. Następnie na fałszywych workach przeprowadzono nowe ekspertyzy, które wykazały cukier. FSB stwierdziło, że wcześniejsza ekspertyza była błędna ze względu na błędy przy jej wykonywaniu. Gdyby było tak naprawdę, podjęto by działania karne przeciwko przeprowadzającym te badania – a niczego takiego nie powzięto.

FSB twierdzi, że jej agenci sami kupili ten cukier na bazarze w dniu ”ćwiczeń”. Więc skoro sami go kupili, to po co wysyłali go w ogóle do swojego laboratorium na badania? Po co badali go raz u siebie, a raz w ministerstwie spraw wewnętrznych? Po co później powtarzano te badania? Dlaczego wzięto te trzy podmienione worki z cukrem na poligon i próbowano zdetonować, po czym triumfalnie ogłoszono że nie wybuchły, skoro wedle oficjalnej wersji sami Efesbecy kupili ten cukier?

„Można się zastanawiać jakim trzeba być idiotą, żeby próbować wysadzić w powietrze trzy worki zwykłego cukru na poligonie artyleryjskim” – pisała Wiersija.

I dlaczego to wszystko trwało kilka miesięcy? Powód tak naprawdę był jeden – odebranie heksogenu kolegom z Riazania.

 Potem w okolicach Riazania znaleziono worki z heksogenem. W magazynie 137 pułku wojsko powietrznodesantowych w bazie, gdzie szkolono pododdziały zwiadowczo-dywersyjne, składowano heksogen w dokładnie takich samych pięćdziesięciokilogramowych workach, jakie znaleziono w bloku w Riazaniu. Później, jeszcze w 1999 roku, do jednostki tej przybył szeregowy Aleksiej Piniajew. Pewnego dnia, gdy pełnił wartę przy „magazynie broni i amunicji”, postanowił wraz z kompanami wejść do środka. Tam on i inni żołnierze zobaczyli worki z napisem… „Cukier”. Żołnierze postanowili naciąć worki i ukraść trochę tego cukru. Gdy posłodzili nim herbatę, ta smakowała jakoś dziwnie. Żołnierze postanowili oddać cukier ekspertom od ładunków wybuchowych. Ci stwierdzili, że to nie jest żaden cukier, lecz heksogen. Złożono w tej sprawie raport, co wyciekło do prasy. Wojsko wszystkiemu zaprzeczyło a dowódca Piniajewa trafił do Czeczenii. On sam został oskarżony o kradzież mienia wojskowego. Stwierdzili też, że ujawnił tajemnicę państwową. Zatem miejsce składowania cukru jest tajemnicą państwową? Cukru nie, ale heksogenu używanego do mordowania własnych obywateli – jak najbardziej. Najlepsze jest to, że jednocześnie wojsko stwierdziło, że ktoś taki jak Piniajew nie istnieje. Skoro nie istnieje, to po co pozwali go do sądu? Do sądu trafiła też gazeta Nowaja Gazieta, która opublikowała wywiad z Piniajewem.

Na miejscu znaleziono detonator, co pokazuje na zdjęciu. Oficjalnie był to detonator ćwiczebny, ale doskonale wiemy, że był prawdziwy. Uważa tak też Władimir Fiedotkin, przewodniczący Dumy obwodu riazańskiego w wywiadzie z 24 września: „Był to jak najbardziej autentyczny detonator, żaden ćwiczebny”.

Białe żyguli którym przyjechali terroryści widniał na liście samochodów skradzionych. FSB wykorzystało ten samochód do zamachu. Jak nie trudno się domyśleć, kradzionych samochodów nigdy nie używa się do ćwiczeń.

 Mniej więcej w czasie szaleństwa z workami riazańskie FSB, które jak wiadomo nie było wtajemniczone, namierzyło dwóch z trójki terrorystów. Moskiewskie FSB kazało swoim terrorystom przeczekanie wszystkiego w Riazaniu, a dopiero potem ewakuowanie się. Riazańskie FSB już chciało ich zgarnąć, aż tu z Moskwy przyszedł rozkaz by tego nie robić. To, że Moskwa ich chroniła potwierdza tylko, iż byli to terroryści z FSB.

Jak podsumowali to Felsztinski i Litwinienko,

„terroryści rozproszyli się, szukając schronienia w „bezpiecznych domach”. Dopiero gdy dowództwo riazańskiej delegatury FSB zgodnie z procedurą zawiadomiło telefonicznie Patruszewa, że podejrzani mogą zostać zatrzymani, odpowiedział on zakazem aresztowania i oznajmił, że udaremniona akcja terrorystyczna w Riazaniu to tylko „ćwiczenia”. Możemy sobie tylko wyobrażać, jaką minę miał oficer prowadzący sprawę – zapewne sam generał Siergiejew – gdy w rozmowie ze swym przełożonym, Patruszewem, usłyszał, że ma zostawić terrorystów w spokoju”.

Mimo tego rozkazu riazańscy Efesbecy aresztowali terrorystów. To co znaleziono w ich domach, ich nazwiska etc., zostało utajnione. Następnie przyjechali ludzie z  Moskwy i zabrali tam terrorystów. Cała sprawa jest utajniona, ale w marcu 2000 roku jeden z tych terrorystów wystąpił w telewizji i opowiadał, jak to podkładam tam worki z cukrem.

A propos utajniania. Ludzie stojący za rozkazami w sprawie utajniania są przestępcami. Tak przynajmniej wynika z artykułu siódmego ustawy o tajemnicy państwowej Federacji Rosyjskiej z 21 lipca 2001 roku:

„informacje (…) dotyczące sytuacji nadzwyczajnych i katastrof zagrażających zdrowiu i bezpieczeństwu obywateli oraz ich konsekwencji, i (…) dotyczące przypadków łamania prawa przez organy władzy państwowej i ich przedstawicieli (…) nie będą objęte tajemnicą państwową.”

 

29 września jednocześnie trzy gazety, Czelabinskij Raboczij, Krasnojarskij Raboczij i Wołżskaja Komuna drukują identyczny artykuł:

„Dowiedzieliśmy się z dobrze poinformowanych źródeł w ministerstwie spraw wewnętrznych Federacji Rosyjskiej, że jeden z pracowników operacyjnych FSB i MWD [ministerstwo spraw wewnętrznych] w Riazaniu nie wierzy, by w mieście przeprowadzono „ćwiczenia” polegające na podkładaniu bomby (…). Zdaniem wysoko postawionych pracowników MWD budynek w Riazaniu został zaminowany przez nieznanych sprawców najprawdziwszymi materiałami wybuchowymi oraz detonatorem takiego samego typu jak te, których swego czasu użyto w Moskwie (…). Teorię tę pośrednio potwierdza to, że w Riazaniu po dziś dzień nie zakończono dochodzenia z „terrorystycznego” paragrafu. Co więcej, rezultaty pierwotnych analiz zawartości worków, przeprowadzone w pierwszej fazie operacji przez miejscowych ekspertów z MWD, zostały skonfiskowane przez personel FSB przybyły z Moskwy i natychmiast objęte klauzulą tajności. Milicjanci, którzy mieli kontakt ze swymi kolegami z kryminalistyki i którzy pierwsi zajmowali się tą sprawą, uparcie twierdzą, że worki zawierały heksogen i że nie ma mowy o żadnej pomyłce”.

Terrorysta, który wypowiedział się w marcu 2000 roku twierdził, że 22 września wyjechał z Moskwy do Riazania, kupili tam worki z cukrem, nabój w sklepie z bronią Kolczuga, znaleźli odpowiednią, otwartą piwnicę, przygotowali wszystko i wnieśli na miejsce.

 

Wielu rosyjskich parlamentarzystów uważa, że za zamachem stała FSB. Jako przykład może służyć deputowany do Dumy Władimir Wołkow:

„Lecz z jakiegoś powodu nie powiodła się akcja wysadzenia w powietrze budynku mieszkalnego w Riazaniu, którą dziś nazywa się ćwiczeniami. Jako wojskowy wiem, że nigdy nie prowadzi się ćwiczeń z użyciem prawdziwego materiału wybuchowego i że miejscowa milicja oraz FSB musiałyby wiedzieć o takich ćwiczeniach. Niestety, w Riazaniu wydarzyło się coś innego i prasa już otwarcie pisze, że „czeczeńskie” ataki terrorystyczne w rosyjskich miastach były dziełem służb specjalnych, które przygotowały „małą wojenkę” na użytek Putina. Szukanie odpowiedzi na te podejrzliwe sugestie jeszcze się nie zaczęło, ale już dziś wiadomo, że zamiast białego rumaka przyprowadzono mu wierzchowca czerwonego od krwi niewinnych ludzi.”

 Terror FSB: rosyjski wrzesień 1999.

Seria wrześniowych zamachów terrorystycznych rozciąga się od 4 września do klapy w Riazaniu 22 września, lecz już 31 sierpnia nastąpiło coś, co zapowiadało rządową falę terroru. W moskiewskim centrum handlowym Ochotnyj Riad nastąpił wybuch, jedna osoba zginęła, a 40 zostało rannych. Zamach ten zwrócił uwagę opinii publicznej na terroryzm. Władze od razu oskarżyły Czeczenów, a w kraju zaczęła płonąć nienawiść przeciwko temu kaukaskiemu narodowi. Lecz oskarżenie o zamach Czeczenów zakrawa o głupotę, albowiem to centrum handlowe należy do Umara Dżabraiłowa, znanego, cenionego i szanowanego Czeczena. Każdy ewentualny czeczeński terrorysta wybrałby inne miejsce, należące do jakiegoś Rosjanina, a nie jak w tym przypadku rodaka, obciążając go kosztami i złą opinią. Można wręcz powiedzieć, że rosyjska bezpieka FSB dokonując tego zamachu zrobiła dwie pieczenie na jednym ogniu – wrobili Czeczenów i dokonali na nich zamachu terrorystycznego.

O zamach oskarżono następnie niejakiego Ryżenkowa, który według FSB od 1996 podawał się za generała tej służby. Od razu przypięto mu łatkę jakichś powiązań z terrorystami. O tych związkach mówił Nikołaj Zielenko, szef wywiadu w ósmym korpusie armijnym pod dowództwem gen. Lwa Rochlina. Efesbekom nie spodobały się słowa Zielenki – został więc aresztowany, a jego dowódcę aresztowano. A Ryżenkow? Stąpał wolno po świecie. Śledztwami w sprawie Zielenki, zabójstwa Rochlina i wrześniowych zamachów zajął się ten sam człowiek i jak nie trudno się domyślić, człowiek FSB – N. P. Indiukow.

 Następny miał miejsce w mieście Buknajsk, w Dagestanie. 4 września 1999 nastąpiła tam eksplozja przed blokiem mieszkalnym, gdzie w większości mieszkali rosyjscy żołnierze. Ładunkami wybuchowymi miały być saletra amonowa i proszek aluminiowy, stwierdzono też domieszkę heksogenu i trotylu. Zginęły 64 osoby, a 146 zostało rannych.

Winę od razu zrzucono na Czeczenów i Szamila Basajewa, który w sierpniu tego roku wkroczył do Dagestanu.

Tego dnia miał być też kolejny zamach. Nie dopuścili do niego zwyczajni cywile, którzy obok szpitala wojskowego znaleźli samochód ZIŁ-130 z 2706 kilogramami ładunków wybuchowych w środku. Była to klapa FSB, nie pierwsza i nie ostatnia.

 

Ruiny budynku w Buknajsku. Terror.ru.

 

Kolejna akcja odbyła się w południowo-wschodniej Moskwie. Nocą, z 8 na 9 września ładunek wybuchowy zniszczył budynek przy ulicy Gurianowa 19 w Moskwie. Zginęły 94 osoby, 164 zostało rannych, a 108 mieszkań ulega zniszczeniu.

 

Ruiny budynku przy ulicy Gurianowa w Moskwie.  NTV/Terror.ru.

 

Początkowo myślano, że to wyciek gazu, ale okazało się, że wybuch spowodowało 350 kg kilogramów trotylu i heksogenu.

Niewtajemniczonych Rosjan zaskoczyła skala zamachu. Trzeba było tysięcy kilogramów ładunków wybuchowych i naprawę sporej grupy ludzi. Do przetransportowania setek kilogramów ładunków wybuchowych użytych w pierwszej, udanej części zamachu, potrzeba by wielu transportów. Rosjanie twierdzą, że zamach przeprowadzono w ramach konfliktu w Dagestanie. Jest to nie możliwe, ponieważ rozpoczęcie przygotowań do czegoś takiego musiało rozpocząć się mniej więcej pół roku wcześniej. W obliczeniach wzięto pod uwagę takie rzeczy, jak zlecenie, analiza techniczna budynku i jego wizytacja, ustalenie składu ładunków wybuchowych  i opracowanie planu budowy bomby, wszelkie poprawki, zdobycie składników, przechowywanie ich w wynajętym miejscu i tak dalej i tym podobne.

Już 13 września Moskowskij Komsomolec w artykule „Zagadka bombowego zamachu” twierdził, że atak z takimi skutkami mogli przeprowadzić tylko ludzie wyszkoleni przez rosyjskie służby.

Ruiny budynku przy ulicy Gurianowa w Moskwie. http://terror99.ru/photo.htm

 

11 marca 2000 nastąpiło coś bardzo dziwnego, ponieważ człowiek FSB Władimir Kondratiew wysłał elektroniczny list do czasopisma Freblance Bureau pt. „Wysadziłem Moskwę”, gdzie przyznaje się do współorganizowania zamachów z 8 września. Oto fragment:

 

„Tak to ja wysadziłem w powietrze budynek przy ulicy Gurianowa w Moskwie. Nie jestem ani Czeczenem, ani Arabem, ani Dagestańczykiem. Nazywam się Władimir Kondratiew, jestem rodowitym Rosjaninem i majorem FSB, a dokładniej pracownikiem ściśle tajnego oddziału K-20. Oddział ten powołano do życia wkrótce po podpisaniu porozumienia chasawjurckiego. Otrzymaliśmy zadanie planowania i wykonywania operacji dyskredytujących Republikę Czeczeńską, tak, aby nie dopuścić do jej międzynarodowego uznania. W tym celu przyznano nam rozległe uprawnienia oraz dostęp do praktycznie nieograniczonych środków technicznych i finansowych. Jedną z pierwszych operacji, które zaplanowaliśmy i wykonaliśmy, opatrzono kryptonimem Kowpak. Polegała ona na tym, że jeździliśmy po niemal wszystkich koloniach [karnych] w Rosji i rekrutowaliśmy przestępców (preferując osobników pochodzenia kaukaskiego). Organizowaliśmy ich w grupy, dawaliśmy broń i pieniądze, a następnie przewoziliśmy do Czeczenii, gdzie zwracano im wolność, nakazując realizowanie jednego zadania: mieli porywać ludzi, zwłaszcza obcokrajowców. (…) Najbardziej efektywnymi elementami tej akcji były porwania i morderstwa brytyjskich i holenderskich inżynierów, dokonane na nasz rozkaz.

W czerwcu ubiegłego roku nasz oddział otrzymał nowe zadanie: wzbudzać w Rosji nienawiść do Czeczenii i Czeczenów. Metodą burzy mózgów opracowaliśmy kilka sposobów. Podczas jednej z takich sesji wymyśliliśmy między innymi akcję rozprowadzenia w kraju ulotek z groźbami Czeczenów, morderstwo ulubionej przez Rosjan piosenkarki Ałły Pugaczowej, wysadzanie budynków mieszkalnych – za wszystko mieliśmy obwinić Czeczenów. Propozycje te przekazaliśmy dowództwu FSB, które wybrało ostatni pomysł jako najskuteczniejszy i dało nam zielone światło do jego realizacji.

Zaplanowaliśmy zamachy bombowe w Moskwie, Wołgodońsku, Riazaniu i Samarze, a także na terytorium Dagestanu i Inguszetii. Wybrane zostały konkretne budynki, odpowiedni materiał wybuchowy, obliczono też potrzebną masę. Operacja otrzymała kryptonim Hiroszima. Ja osobiście odpowiadałem za jej wdrożenie, jako, że byłem w naszym oddziale jedynym specjalistą od materiałów wybuchowych i miałem w tej dziedzinie spore doświadczenie. Choć w głębi serca nie zgadzałem się z pomysłem wysadzania w powietrze budynków mieszkalnych, nie mogłem odmówić wykonania rozkazu. Wszyscy członkowie grupy znaleźli się w tej samej sytuacji; wszyscy mieliśmy obowiązek go wykonać. Ten, kto by odmówił, zostałby uciszony na zawsze. I dlatego wykonałem rozkaz!

Dzień po eksplozji poszedłem na miejsce akcji, by ocenić i zanalizować jej rezultaty. Byłem wstrząśnięty tym, co tam zobaczyłem. Jak już wspominałem, miałem doświadczenie w wysadzaniu budynków, ale nigdy nie były to domy mieszkalne i nigdy nie znajdowały się w Rosji. A tu wysadziłem w powietrze rosyjski dom i zabiłem Rosjan, a rosyjskie kobiety pochylone nad ciałami rosyjskich ofiar przeklinały sprawcę w moim ojczystym języku. Stojąc wśród nich, fizycznie czułem, jak otaczają mnie ich klątwy, jak przenikają mój umysł i ciało, jak przepełniają każdą komórkę. Zrozumiałem, że jestem PRZEKLĘTY!

Wróciłem do oddziału i zamiast złożyć raport z wykonania zadania, spisałem oświadczenie, domagając się przeniesienia. Żądanie uzasadniłem wyczerpaniem psychicznym i fizycznym. Byłem w takim stanie, że czasowo odsunięto mnie od działalności operacyjnej i wykonanie drugiego zamachu, zaplanowanego na poniedziałek, powierzono mojemu koledze. Aby jednak mieć pewność, że nie będę próbował udaremnić ataku, szefowie postanowili mnie po prostu wyeliminować.

W sobotę chciałem być sam i zastanowić się nad tym, co powinienem zrobić. Wyjechałem z miasta na swoją daczę. W drodze poczułem, że w samochodzie zawodzą hamulce, o które przecież zawsze dbałem i nigdy jeszcze nie miałem z nimi kłopotów.

Zrozumiałem, że to oni postanowili się mnie pozbyć, używając klasycznej metody stosowanej w naszej organizacji. Ja zaś zrobiłem to, czego nas uczono na taką okoliczność: wjechałem w wodę, bo na swoje szczęście mijałem właśnie niewielką rzeczkę. Jeszcze tego samego dnia użyłem kanałów operacyjnych, żeby wydostać się z Rosji.

(…)

Wspominałem już o Samarze jako jednym z miejsc, w których miał nastąpić zamach bombowy. Ofiarami tej akcji mieli być mieszkańcy domu przy ulicy Nowowokzalnej. Choć sądzę, że po nieudanej akcji w Riazaniu nasz oddział mógł na dobre odstąpić od podobnych działań, czuję, że mam obowiązek ostrzec was przed możliwym zamachem.”

 

Cóż, Rosja jest w gorszym stanie niż państwa zachodnie, zamach przygotowano nienajlepiej, być może pośpiesznie, wykorzystując niezadowolonych agentów. Warto przypomnieć, że był to okres, kiedy agenci buntowali się czasem przeciw chorym gangsterskim metodom działania FSB, a w 1998 roku kilku z nich miało swoją konferencję prasową, o której będzie jeszcze mowa.

Primakow. BBC.

 

Wszystko działo się, gdy premierem był Putin, ale już tygodnie wcześniej prasa rosyjska donosiła, że Moskwa może użyć zamachów by powstrzymać zyskujących coraz więcej zwolenników mera Moskwy Jurija Łużkowa i byłego premiera Jewgienija Primakowa. To właśnie zniszczenie Łużkowa było jednym z wielu dodatkowych celów zamachu – poza dwoma głównymi, inwazją na Czeczenię i przejęciem władzy przez Putina.

Pozbycie się Łużkowa było założeniem wcześniejszego planu zamachów terrorystycznych w Moskwie. 2 lipca 1999 roku Aleksander Żylin, rosyjski dziennikarz otrzymał dokument z 29 czerwca tamtego roku, mówiący o planowanych operacjach fałszywej flagi. 22 lipca treść dokumentu znalazła się w gazecie Moskowskaja Prawda. Dokument dotyczył zdestabilizowania sytuacji w Moskwie celem zdyskredytowania Łużkowa. Przede wszystkim dokonano by spektakularnych ataków terrorystycznych na moskiewskie siedziby FSB, ministerstwa spraw wewnętrznych, Rady Federacji i innych ważnych urzędów. Do tego nastąpiła by fala porwań zarówno znanych, jak i zwykłych osób, co przypisano by „czeczeńskim terrorystom”. Miano też dokonać incydentów przy biurach ludzi popierających Łużkowa, w tym Kobzona czy firmy Russkoje Zołoto.  Dokument zawierał rozkaz spreparowania „materiałów operacyjnych” na takich ludzi, jak Kobzon, Gusiński, Dżabraiłow, Kuczanski, Tapiszczew, Tarancew, Ordżonikidze, Baturina (żona Łużkowa), Gromow, Jewtuszenkow czy Gusiew.

Plan zakładał również skłócenie moskiewskich organizacji przestępczych i wywołanie tym samym wojny gangów. Dzięki temu stworzono by pozory, iż Łużkow stracił kontrolę nad miastem. Prasa jako opiekuna przestępców miała wskazać pana Ordżonikidze, który miałby rzekomo utrzymywać kontakty z „czeczeńskimi bandytami”. Jednocześnie „patriotyczna” i „czerwona” prasa donosiłyby o przestępcach ludzi kaukaskiego pochodzenia. Prócz tego informowano by o „związkach Łużkowa z międzynarodowym ruchem syjonistycznym lub sektami”.

 

12 września moskiewska milicja odbiera kilka telefonów od mieszkańców domu nr 6/3 przy Szosie Kaszyryjskiej. Mieszkańcy mówią, że coś dziwnego dzieje się w piwnicy ich bloku.

Milicja wysyła do tego bloku patrol. Funkcjonariusze przed wejściem do piwnicy spotkali osobę, która według nich była pracownikiem REU, czyli administracji budynków. Zapewnił on milicjantów, że wszystko jest w porządku, a jego ludzie wykonują w piwnicy niezbędne prace, więc patrol milicji spokojnie odjechał.

Nazajutrz, o 3:00 nad ranem 8-piętrowy blok nr 6/3 wylatuje w powietrze. Jak mówił pracownik REU, wszystko poszło w porządku, a zamach się powiódł. Reporter gazety „Moskowskij Komsomolec” poszukiwał tego pracownika REU, ale na próżno. Wydobyto 119 ciał w tym 12 dzieci, oraz 13 fragmentów zwłok.

Ruiny bloku przy Szosie Kaszyryjskiej. AP/Terror99.ru.

 

Dzięki szybkiej akcji przeszukiwania budynków dokonanej przez niewtajemniczone służby, w budynku nr 16/2 przy ulicy Borisowskije Prudy znaleziono ukryty schron terrorystów. Mieli tam przygotowane bomby na następne zamachy – ładunki heksogenu, plastik służący jako detonator oraz sześć elektronicznych urządzeń zegarowych. Wykonane z zegarków Casio urządzenia były już zaprogramowane na konkretne dni i godziny – wystarczyło, aby terroryści wpadli do swojej kryjówki, wzięli gotową bombę i podrzucili do kolejnego celu. Ostatnia bomba, którą użyto by do zniszczenia kryjówki, nastawiona była na 4:00 21 września. Zastanówmy się nad jednym. Po takim znalezisku milicja powinna zostawić tam pułapki i czekać, aż przyjdą tam terroryści po kolejną bombę. Wtedy schwytano by ich wszystkich na gorącym uczynku. Posypały by się nagrody, awanse i medale. A przede wszystkim udaremniono by falę terroru. Ale jak to? Czy FSB miała pozwolić na złapanie swoich ludzi? Swoich agentów-terrorystów? Kryjówka FSB została zdekonspirowana, ale przecież trzeba było jak najszybciej ostrzec i chronić swoich agentów, by tam nie przyszli! Ostrzeżono ich szybką, ale i prostą metodą – o odkryciu kryjówki zwyczajnie poinformowano w telewizji. I wtedy zamiast łapać agentów FSB, uratowano ich, a ci przerwali akcję w Moskwie i skupili się na celu w innym mieście.

Po akcji znaleziono kolejne skrytki – w dzielnicy Lublino oraz w garażu w dzielnicy Kapotnia.

Badania wykazały, że materiały wybuchowe znalezione w schronach i te użyte w tym zamachu były takie same, jak w poprzednich. Wszystko byłoby po rządowej myśli, gdyby nie fakt, że do wyprodukowania takich ilości materiałów wybuchowych potrzeba nie jakiejś piwniczki czy domku, a całych hal czy magazynów. Później okazało się, że ze Niewinnomyskiego Kombinatu Chemicznego w Kraju Stawropolskim skradziono 6 ton heptylu, czyli paliwa rakietowego, którego składnikiem jest heksogen, którego użyto w tych zamachach. Ilość materiałów wybuchowych znalezionych w schronach sięgała 10 ton. 6 ton paliwa rakietowego nie da się przerobić na 10 ton materiału wybuchowego bez dużego przygotowania, zaplanowania i wielkiego miejsca, jak magazyny łatwo dostępne dla agentury FSB.

Podobnie tez z wielkim transportem takich ilości ładunków wybuchowych, który zostałby zauważony przez agenturę FSB, milicję czy inne służby. Tylko FSB mogłaby przerobić tyle ton Heptanu (paliwa rakietowego) na materiał wybuchowy, a potem to spokojnie przetransportować do celów zamachu.

Co najlepsze, heksogen trzymany był w workach na… cukier. Worki oznaczone były napisem „Czerkieskij Sacharnyj Zawod”, choć taka cukrownia zwyczajnie nie istnieje. Efesbecy najwidoczniej chcieli w razie przejęcia worków – a tak też się stało – skierować trop znajdującą się na Kaukazie Republikę Karaczajsko-Czerkieską.

Badacze tej sprawy szeroko zajęli się miejscem pochodzenie i transportem heksogenu. Jeszcze lepszym źródłem ładunków był moskiewski instytut naukowobadawczy Roskonwierswzrywcentr, którego dyrektor N. S. Czekulin był agentem FSB. Teoretycznie powinno się tam utylizować ładunki wybuchowe, ale w rzeczywistości ogromne partie ładunków sprzedawano wielu firmom, w tym wielkim państwowym konsorcjom. Można się tylko domyślać, że to tam FSB zakupiło Heksogen i w workach z cukrem przetrzymywało go w bazach wojskowych (przypomina się Riazań i szeregowy Piniajew), by przed zamachami przenosić go do skrytek swoich agentów-terrorystów.

Ważne było też uprzątnięcie śladów po heksogenie. Dlatego szczątki i gruzy pozostałe po wysadzonych domach uprzątnięto w trzy dni, co jak na Rosję jest cudem.

 

14 września FSB wydaje oświadczenie podsumowujące serię zamachów, począwszy od Buknajska a skończywszy na domu 6/3 przy Szosie Kaszyryjskiej w Moskwie, gdzie oczywiście oskarża za wszystko Czeczeńców. Ale już następnego dnia oświadczenie wydaje szef Głównego Urzędu Zwalczania Przestępczości Zorganizowanej. Mówi on, że zidentyfikowano kilka osób zamieszanych w zamachy. Nawet słowem nie wspomina o Czeczenach, a trop kieruje w stronę grupy terrorystów z Moskwy. Jak widać FSB panicznie kieruje ludzi na Czeczenów, mówiąc że to oni są winni. FSB najwidoczniej się nie postarało, skoro nawet inne służby kierują trop w zupełnie innym kierunku.

 

13 września w czasie posiedzenia Dumy, przewodniczący parlamentu Gennadiy Seleznyov mówi: “Otrzymałem właśnie raport. Zgodnie z informacjami z Rostowa nad Donem, ostatniej nocy wysadzono apartament w Wołgodońsku.” Skąd takie twierdzenia?

Tak czy owak, 16 września w Wołgodońsku wylatuje w powietrze 9-piętrowy blok. Ginie 17 osób. Gdy przywódca opozycji Władimir Żyrinowski żądał wyjaśnień od Seleznyova, ten wyłączył mu mikrofon.

Zniszczony budynek w Wołgodońsku. BBC.

 

Dzień później premier Putin przedstawił raport o zamachach Radzie Federacji, gdzie proponował … intensywne bombardowania i ostrzał terytorium Czeczenii, oraz utworzenie kordonu sanitarnego wzdłuż granicy. Putin zamiast prowadzić rzetelne śledztwa, powoływać komisje, analizować i przedstawiać społeczeństwu fakty i dowody, skazał na śmieć tysiące pierwszych lepszych czeczeńskich dzieci, kobiet i starców.

W odpowiedzi na dzikie i chore wojenne wypociny Putina nawołujące do trwającej po dziś dzień eksterminacji Czeczenów, prezydent Czeczenii Asłan Maschadow zaproponował zorganizowanie szczytu na którym spotkałby się z Putinem i innymi przywódcami północnego Kaukazu. Putin nie zgodził się, a FSB była na to przygotowana. Pojawiły się głosy o zbliżających się zamachach w Riazaniu, Samarze, Tule i Pskowie. Riazań na szczęście okazał się klapą, przez co zrezygnowano z reszty.

 Później, gdy Putin był coraz silniejszy a wojna w Czeczenii była w toku, jeden z rosyjskich publicystów pisał: „Nie trzeba będzie przeprowadzać kolejnej serii wybuchów w Moskwie i innych miastach, aby stworzyć warunki dla wprowadzenia stanu wyjątkowego”.

 

A co na to Efesbecy? Oto fragment artykułu Erika Kotlara z gazety Moskowskaja Prawda, który ukazał się 10 lutego 2000 roku:

„Ostatniej jesieni przydarzyło mi się spotkanie z funkcjonariuszem supertajnej służby (…). Oto, co mi powiedział:

- Tamtej nocy wróciłem późno do domu i nikogo w nim nie było. Żona, córka i teściowa wyjechały na daczę. Właśnie wbiłem kilka jajek na patelnię, gdy za oknem rozległ się ogłuszający huk. Do pokoju wpadły z impetem kawałki szkła wraz z chmurą dymu i pyłu! Wybiegłem szybko na półpiętro i zobaczyłem ogarniętych paniką sąsiadów. Z jakiegoś powodu próbowali wezwać windę. Krzyknąłem do nich: „Schodami, winda mogła się zerwać!” Popędziłem w dół, wyskoczyłem na ulicę i zobaczyłem, że ze środkowej części budynku naprzeciwko nie zostało prawie nic. Następnego dnia uzyskałem odpowiedzi na kilka pytań i podjąłem stanowczą decyzję: zabieram z Rosji rodzinę, życie tu stało się zbyt niebezpieczne, a mam przecież tylko jedną córkę!

- Ale przecież to Czeczeni podkładają w Moskwie bomby…

- Jacy tam k… Czeczeni – odparł, gniewnie machając ręką.”

 3 października 1999 roku na froncie czeczeńskim zaginęło czterech ludzi GRU, pułkownik Zuriko Iwanow, major Wiktor Pachomow, porucznik Aleksiej Gałkin, oraz agent czeczeńskiego pochodzenia Wiesami Abdułajew. 19 października Czeczenii poinformowali, że tych czterech agentów przeszło na stronę Czeczeni. Wacha Ibragimow, szef centrum prasowego sił zbrojnych Czeczeni poinformował, że agenci GRU chcą ujawnić prawdę na temat wrześniowych zamachów. Później znaleziono zabitego Iwanowa. W międzyczasie wyszła na jaw kaseta tureckiego dziennikarza Sedata Arala, na której Gałkin sypiąc nazwiskami oficerów GRU mówi prawdę na temat zamachów:

„Za wysadzenie budynków w Moskwie i Wołgodońsku odpowiedzialne są rosyjskie służby specjalne – FSB do spółki z GRU. Wysadzenie budynków w Buknajsku było dziełem ludzi z naszej grupy, która w tym czasie była odkomenderowana do Dagestanu. (…) Przyjechaliśmy do Dagestanu i Czeczenii, żeby przeprowadzić ataki terrorystyczne w Dagestanie i Czeczeńskiej Republice Iczkerii. (…) Zamachy bombowe były skierowane przeciwko spokojnym cywilom. (…) Wyruszyliśmy na mocy rozkazu Głównego Zarządu Wywiadowczego sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej. (…) Byli to szef GRU generał pułkownik Korabielnikow oraz szef XIV Zarządu GRU, generał porucznik Kostieczko.”

 Aral mówi, że spotkał tam szefa czeczeńskiego wywiadu Abu Mowsajewa. 22 maja 2000 roku grupa Czeczenów wpadła w pułapkę GRU. Jednym z zabitych Czeczenów był właśnie Mowsajew. Próbowano złapać go już wcześniej, ale ze względu na jego wiedzę o zamachach chroniło go FSB. W maju tamtego roku okoliczni mieszkańcy donieśli FSB, iż Mowsajew odwiedza rodzinę w Szali. Gdy GRU postanowiło go złapać, spotkało się ze sprzeciwem ze strony FSB. W końcu jednak go zabili.

 Ważna przy tym jest też rola ówczesnego szefa FSB Nikołąja Patruszewa. Jako ciekawostkę mogę podać, że w latach 90’ był on ministrem bezpieczeństwa Karelii. Wziął wtedy udział w aferze związanej z przemytem drogiego karelskiego drewna brzozowego. W ostatniej chwili uratowało go FSB i ściągnęło go do Moskwy.

 Powróćmy do września 99’. Za te efesbeckie zbrodnie zostają oskarżeni czeczeńscy „terroryści”. Już w dniu próby ataku na Riazań Putin wysłał bombowce nad Grozny. Następnie do Czeczenii wkraczają rosyjskie wojska, a zwycięstwo w Czeczenii zostaje wykorzystane przez Władimira Putina w kampanii prezydenckiej, którą wygrywa zostając prezydentem federacji. Czeczenia jest strategicznym punktem, przez który przebiegają ważne rurociągi. Gdyby uzyskała niepodległość, rosyjskie plany naftowe na tamtym terenie ległyby w gruzach.

Gdyby bardziej zagłębić się w to, czy w ogóle mogli za tym stać Czeczenii, dochodzimy do jasnego wniosku: niedorzeczność. Czeczeni mieli przed tym duże poparcie w walce o niepodległość zarówno za granicą jak i w samej Rosji. Czemu mieliby świadomie tracić je przez zamachy, które odebrały im niepodległość?

 Terroryzm w wykonaniu federalnej bezpieki miał jeszcze jeden cel – zmianę myślenia Rosjan. W czasie I Wojny Czeczeńskiej znaczna część społeczeństwa była przeciwna tej wojnie. Np. w październiku 1995 roku aż 64,9 % Rosjan było przeciw wojnie, a tylko 20,4 % ja popierało. Pod koniec 1999 sytuacja dzięki mediom i fałszywym operacjom była zupełnie inna. Nagle 66,4 % Rosjan popierało atak na Czeczenię, a przeciwnych było tylko 25,7 % społeczeństwa. Jednocześnie wedle innego sondażu z Ogólnorosyjskiego Centrum Badań Publicznych 64% Rosjan było za zmasowanymi bombardowaniami Czeczenii (chcesz wiedzieć co to oznacza to poczytaj rozdział o Czeczenii), a tyle samo było za deportacją wszystkich Czeczenów z Rosji.

Rosjanie zamiast żołnierzy walczących o niepodległość zaczęli widzieć terrorystów. Dokładnie ten sam proces miał miejsce po 9/11.

Można tu powiedzieć że w czasie pierwszej wojny również były zamachy, aczkolwiek były one nieporównywalnie mniej krwawe od tych z września 1999 roku.

 Zamachy były przygotowane przez rosyjską agenturę FSB, na co wskazują dowody i wydarzenia po zamachach. Największym badaczem i ekspertem w tej sprawie był były agent FSB Aleksander Litwinienko, który odszedł z FSB po tym, jak w listopadzie 1998 ujawnił, że wydawano mu rozkazy sprzeczne z prawem, jak rozkaz zabicia Borysa Abramowicza Bieriezowskiego, rosyjskiego wpływowego oligarchy i polityka silnie skłóconego z Władimirem Putinem. Bieriezowski powiedział w 2002 roku, że

„zamachy na domy mieszkalne były organizowane przez FSB, [która] zamierzała w ten sposób wywołać wojnę i przyczynić się do wzrostu popularności Putina”.

 Litwinienko wraz z Jurijem Felsztinskim napisał książkę „Wysadzić Rosję” (ang. FSB blows up Russia, ros. ФСБ взрывает Россию), w której udowadniają, że za zamachy odpowiedzialna była rosyjska agentura FSB. Sam korzystałem z tej genialnej książki. 1 listopada 2006 Litwinienko zachorował wskutek otrucia radioaktywnym polonem, a 23 listopada 2006 umiera. Aleksander przed śmiercią napisało do przyjaciela Aleksandra Goldfarba, oskarżając za otrucie Władimira Putina. Jest rzeczą pewną jak w banku, iż to FSB stoi za śmiercią Litwinienki. Litwinienko miał misję – zniszczyć chore powiązania przestępcze Putina i FSB. Głęboko wierzył w to co robi i przynosiło to wielkie skutki. Kreml nie wytrzymał i padł rozkaz zabicia go. Uważa tek też Andrei Niekrasow, przyjaciel Litwinienki i aktywista antyputinowski, twórca świetnego filmu „Bunt. Sprawa Litwinienki” (jeden z lepszych dokumentów jakie widziałem, gorąco polecam, z niego pochodzą zamieszczone tu wywiady z Litwinienką).

Zeznania Niekrasowa bardzo obciążają FSB i dają wiele informacji na temat reżimu Putina. Rosyjska bezpieka próbowała go nawet zastraszyć. Zdemolowano mu dom podrzucając przy okazji zdjęcie umierającego Litwinienki.

 Inwazja na Dagestan.

FSB przeprowadzało zamachy w czasie, gdy w sąsiadującym z Czeczenią Dagestanem (który zasługuje na niepodległość!) miało miejsce antyrosyjskie powstanie w którym od 7 sierpnia 1999 roku udział brali czeczeńscy bojownicy. Aby zrozumieć zamachy w kontekście tamtych wydarzeń cofnijmy się o dwa miesiące.

4 lipca 1999 roku rosyjski agent GRU działający we Francji, pułkownik Anton Surikow zorganizował spotkanie Aleksandra Wołoszyna, szefa administracji rosyjskiego prezydenta z … Szamilem Basajewem, dowódcą Czeczenów walczących w Dagestanie! Surikow w czasie pierwszej wojny w Abchazji walczył po stronie Abchazów przeciwko Gruzji. To właśnie wtedy poznał Basajewa. Jednym z przyjaciół Surikowa jest sam Jewgienij Primakow, były szef rosyjskiego wywiadu. Jak to w każdej wojnie i w drugiej czeczeńskiej ważną role odegrało lobby zbrojeniowe. W tym przypadku Surikow był konsultantem dyrektora generalnego rosyjskiego koncernu zbrojeniowego MiG.

W spotkaniu Basajewa z Wołoszynem uczestniczyli także inni ważni ludzie. Pierwszym z nich był wpływowy wśród wahabitów i zwolenników Basajewa, Turek Mehmed, były konsultant premiera Turcji Erbakana. Czwartym uczestnikiem był Sułtan Sosnalijew, minister obrony Abchazji czasu pierwszego konfliktu gruzińsko-abchaskiego. To pod jego rozkazami walczył Basajew. Do spotkania doszło w willi międzynarodowego handlarza bronią, Saudyjczyka Andana Khashoggiego. Jego willa położona jest we francuskiej miejscowości Beaulieu położonej niedaleko Nicei i księstwa Monako. Kolejni uczestnicy to właściciel willi; francuski biznesmen Jakow Kosman; oraz niejaki Cwejba, który oskarżany jest o zbrodnie wojenne dokonane w czasie wspomnianej wojny w Abchazji. W czasie spotkania willa była silnie inwigilowana przez francuski wywiad.

Po lipcowym spotkaniu doszło do sierpniowej inwazji na Dagestan. A potem wrześniowe zamachy. Cóż za ciąg wydarzeń!

Ciekawe słowa padły z ust ówczesnego prezydenta Gruzji Eduarda Szewardnadze w wywiadzie udzielonym 15 listopada 1999 roku: „Już na spotkaniu w Kiszyniowie informowałem Borysa Jelcyna, że jego tajne służby utrzymują kontakty z czeczeńskimi terrorystami. Ale Rosja nie słucha swoich przyjaciół”.

Rosjanie dwa razy dokonywali zamachu na Szewardnadzego, w tym raz z rozkazu ówczesnego premiera Primakowa wykorzystując do tego agentów działających na Białorusi.

 Prezydent Czeczenii Maschadow ostrzegał Rosjan przed tym, że niektórzy Czeczeni mogą pomóc Dagestańczykom, ale Rosja to ignorowała.

Czeczenia potępiła działania Basajewa. Prezydent Iczkerii Maschadow kilkakrotnie ostrzegał Rosjan przed tym, że ludzie Basajewa z Czeczenii mogą pomóc Dagestańczykom w walce (choć w tym czasie rosyjskie media toczyły antyczeczeńską burzę, twierdząc m.in. że Czeczenia chce dokonać zajęcia Dagestanu). Dlaczego Maschadow to zrobił? Ponieważ strasznie się bał, że uczestnictwo jego rodaków w wojnie w Dagestanie byłoby pretekstem Rosjan do ataku na Czeczenię. Trzeba na to patrzeć w kontekście wrześniowych fałszywych flag. Jak pisali Litwinienko i Felsztinski, „zamachy bombowe były potrzebne rosyjskim służbom specjalnym, aby mogły wszcząć wojnę z Czeczenią. Nie były natomiast potrzebne czeczeńskim powstańcom, gdyż nie przybliżały ich do prawnego uznania niepodległości ich republiki.”

O planach Basajewa głośno było w Czeczenii, a rosyjscy agenci obserwowali posunięcia grup w Czeczenii, które wsparły Dagestańczyków. Po ostrzeżeniach Maschadowa i własnych agentów Rosjanie normalnie skierowaliby środki do Dagestanu i zabezpieczyli sytuację. Ale zamiast tego obserwowali rozwój sytuacji i czekali, aby pozyskać pretekst do wojny oraz sytuację, w której łatwiej będzie wcisnąć kit ludziom, że zamachy FSB dokonali Czeczenii.

FSB doprowadziło do tej inwazji m.in. przez spotkanie z Basajewem. O sprawie całej akcji pisała Anna Politkowska w „Drugiej Wojnie Czeczeńskiej”:

„Wtedy, w 1999 roku zobaczyli, jak wygląda gigantyczna, jeśli sądzić po skutkach, prowokacja i zdrada: bojownicy Basajewa i Chattaba wracali z Dagestanu do Czeczenii pod strażą pilnującego ich rosyjskiego lotnictwa i nikt ich nie atakował do chwili, kiedy się skryli w górskich lasach. Wtedy od razu zaczęły się naloty na górskie wioski, przez które bojownicy wracali do swoich baz”.

 Między innymi za to FSB zamordowała Politkowską.

W czasie zamachów FSB czeczeńscy ochotnicy walczyli w Dagestanie, do czego doprowadzili i na co gorąco czekali i pozwolili Rosjanie. Jak to pięknie musiało wyglądać w telewizji. Tu zamachy, dokonane w rzeczywistości przez FSB, a tu bojownicy w Dagestanie, którzy wkroczyli tam de facto za przyzwoleniem Moskwy.

Co najciekawsze, Rosjanie przygotowywali się do wojny już wcześniej. Były premier Rosji Siergiej Stiepaszyn na początku 2000 powiedział, że przygotowania do wojny z Czeczenią trwały od marca 1999 roku.

Warto zwrócić tu uwagę na wypowiedź czeczeńskiego ministra spraw zagranicznych Iljasa Achmadowa:

„Władze Czeczenii potępiły kampanię w Dagestanie. To dla nas naprawdę poważny problem. Proszę jednak pamiętać, co się stało w lipcu, gdy rosyjska armia rozbiła nasze pozycje umocnione i cały batalion rosyjskich żołnierzy wdarł się na nasze terytorium. To oczywista prowokacja, nieprawdaż? Pielgrzymi z Dagestanu odwiedzali Basajewa i prosili, by uwolnił ich od „rosyjskiego jarzma”, a kiedy już rozpoczął kampanię, zaczęli powtarzać w telewizji, że wcale tego nie chcieli, że woleli żyć w Rosji. To oczywista prowokacja.”

 Rosjanie zaplanowali to już wcześniej. W 1997 roku, czyli niebawem po odzyskaniu przez Czeczenię niepodległości, rozpoczęto – jak określili to Litwinienko i Felsztinski – „planowo” wyrzucać fundamentalistów islamskich z Dagestanu do Czeczenii – Rosjanie doskonale wiedzieli, że Dagestańczycy zachęcą ludzi Basajewa do wejścia do Dagestanu.

Przepływ ludzi pomiędzy Dagestanem a Czeczenią był ułatwiony przez Rosjan. Granica czeczeńsko-dagestańska przy rejonach cumadińskim, botlichskim i kazbeckim była kompletnie otwarta i niestrzeżona. W tamtym czasie szefem FSB był Władimir Putin.

Rosjanie udawali, że o niczym nie wiedzą. W czasie, gdy Maschadow ostrzegał ich przed inwazją, o której wiedział każdy w Czeczenii, FSB udawało że nic nie wie. Ba! W lipcu 1999 roku, czyli w czasie lokalnego kryzysu paliwowego, w okolicach miejscowej siedziby FSB w Cumadzie zaczęły pojawiać się cysterny dostarczające paliwo do obozów partyzantów.

 Fałszywy terror w Czeczenii.

Rosjanie dokonali wielu fałszywych ataków terrorystycznych w samej Czeczenii w czasie drugiej wojny czeczeńskiej.

17 września 2001 roku w Groznym, stolicy Czeczenii znajdował się ważny rosyjski generał.

„Wąski krąg wtajemniczonych wie, że generał otrzymał od prezydenta specjalne zadanie, bez precedensowe, jeśli chodzi o obecną sytuację w Czeczenii: ma zgromadzić materiały na temat zbrodni wojskowych, wyciągnąć wnioski i zameldować głowie państwa.” – pisała Anna Politkowska w „Drugiej Wojnie Czeczeńskiej”.

 

Generał miał lecieć śmigłowcem. Jego helikopter wystartował i nagle został zniszczony rakietą z wyrzutni „Stinger”. Co za zbieg okoliczności! Zestrzelili akurat tego generała! I zniszczyli całą dokumentację na temat zbrodni!

Oficjalna wersja brzmiała, iż jakiś samotny Czeczeniec w białych spodniach (!) zestrzelił ten śmigłowiec wyskakując z ruin nieopodal placu Minutka.

„Ale ja tam stałam – pisze dalej Politkowska – Tam było tyle posterunków, ile nigdzie w Groznym, i jeśli ktoś by „wyskoczył z ruin”, a już tym bardziej ze „Stingerem”, zobaczyliby go od razu jednocześnie na kilku punktach kontrolnych uzbrojeni po zęby żołnierze. Zresztą plac Minutka to już od dawna nie jest żaden plac, tylko kawałek ziemi przeorany pociskami i bombami. Ruiny, posterunki, znowu ruiny, znowu posterunki… Żołnierze mogą się widzieć nawzajem i rozległą przestrzeń wokół siebie bez lornetki, a kiedy się stoi na placu, nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby poważyć się na jakiś nieostrożny ruch – do tego stopnia wszystko jest pod kontrolą. Nawet wyciągnięcie aparatu fotograficznego bez zgody żołnierzy, to wielki problem, bo może się skończyć serią z automatu, i to bez żadnego ostrzeżenia. A gdzie gwarancja, że urwie ci tylko rękę a aparatem, a nie głowę? A co tu powiedzieć o „mężczyźnie w białych spodniach z przeciwlotniczą wyrzutnią w ręku”…

 Najważniejsze w tej sprawie jest to, że śmigłowiec pozbawiony był jakiejkolwiek ochrony, choć leciał nim jeden z najważniejszych ludzi znajdujących się wtedy w Czeczenii! Ktoś taki musi mieć ochronę! I zawszę miał, tylko wtedy, jakimś dziwnym przypadkiem… Rosjanie pozbawili go ochrony by łatwiej go zestrzeli. Ba! Żeby im jeszcze łatwiej poszło, przed jego odlotem wprowadzili specjalną blokadę i kontrolę Groznego, a wszędzie znajdowali się Rosjanie. Dzięki zabiciu własnego generała mogli pokazać w telewizji kolejny atak złych Czeczenów, pozbyli się człowieka chcącego przerwać zbrodnie w Czeczenii w raz z dokumentacja o dokonanych zbrodniach, co mogłoby zaszkodzić wielu ruskim w Czeczenii, no i mogli przedłużyć swoją chorą blokadę.

 Czasem rządowy fałszywy terror przybiera bardziej zwyczajną postać. Często Rosjanie przebierają się za czeczeńskich bojowników, okradają zwykłych Czeczenów, a potem telewizja puszcza propagandowe wypociny mówiące o czeczeńskich bandytach. Takie przypadki to już chleb powszedni Czeczenii. Jeden z nich opisała Anna Politkowska w „Drugiej Wojnie Czeczeńskiej”:

„Autobus wiózł pasażerów z Groznego do rejonowego miasta Aczchoj-Martan. Niedaleko Groznego, na drodze do wioski Ałchan-Jurt (po obu stronach szosy rośnie tam las) autobus zatrzymali „brodacze”. Tak w Czeczeni nazywają wahabitów. Tym razem było to czerech uzbrojonych mężczyzn w charakterystycznych strojach. Autobusem jechali czeczeńscy milicjanci i zaczęła się bijatyka. Kiedy jeden z milicjantów złapał „wahabitę” za brodę – broda została mu w ręku. Okazało się, że była przyklejona. Milicjanci i pasażerowie wspólnie unieszkodliwili napastników – sztuczne brody mieli wszyscy czterej. Dwaj to byli Rosjanie, pozostali dwaj – Czeczeńcy. W autobusie podjęto decyzję, żeby zawrócić do najbliższego posterunku i oddać bandytów w ręce wojska. Tylko, że po bardzo krótkim czasie autobus ponownie zatrzymano – tym razem byli to żołnierze federalni w trzech łazikach. Zabrali fałszywych wahabitów i razem z nimi odjechali w kierunku Groznego…”.

 

Szopki pierwszej wojny i siatka Łazowskiego

„Planowano już inwazję Czeczenii. Sformowano dywizję pancerną z jednostek Tamana i Kantemira i wysłano do Groznego. Pamiętasz, w 1994 roku nikt nie rozumiał, dlaczego kolumna czołgów stoi w Groznym, aż została zaatakowana i spalona. Jelcynowi zaprezentowano porażający obraz. Czeczeni nas zaatakowali. Rozpoczęli wojnę. Niektórzy członkowie dumy postanowili jechać do przywódcy Czeczenów Dudajewa i namówić go, żeby odstąpił od wojny. Właśnie w tej chwili, w 1994 roku w Moskwie nastąpiły eksplozje. Wcześniej ostrzeżono, że czeczeńscy terroryści idą na Moskwę. Najpierw powiadomili o tym opinię publiczną, potem były eksplozje. Pierwszy wybuch nastąpił na moście nad rzeką Jałuzą. Ta bomba zabiła kapitana Szelenkowa. Potem wybuchły bomby na kolei. Potem nastąpiły wybuchy w autobusach. W tym przypadku aresztowano oficera Worobiowa. Szelenkow i Worobiow byli Rosjanami, agentami FSB. Worobiow otwarcie się do tego przyznawał. Za te zamachy terrorystyczne była odpowiedzialna FSB.”

Aleksander Litwinienko do Andrieja Niekarasowa w sprawie zamachów terrorystycznych dokonanych przez FSB w latach 1994 i 1996.

 

Zamachy z 1994 roku miały miejsce, gdy w Rosji usilnie szukano powodu, by wkroczyć do Czeczenii. Do tego roku prezydent Czeczenii Dudajew płacił dowódcom rosyjskich służb bezpieczeństwa zwyczajne wielomilionowe łapówki, ale w 1994 roku postanowił z tym skończyć. Nikt oczywiście do zamachów się nie przyznał, lecz machina propagandowa od razu zrzuciła wszystko na Czeczenię.

 Pierwszy zamach miał miejsce 18 listopada 1994 roku. Była to detonacja trotylu na moście kolejowym nad rzeką Jałuzą w Moskwie. FSB chciało wysadzić most w momencie przejazdu pociągu, ale bomba wybuchła w czasie zakładania jej, mordując zamachowca. Kim był ten terrorysta? Dla kogo pracował? Na pewno nie był jakimś Czeczenem czy muzułmaninem. Był Rosjaninem o imieniu Andriej Szelenkow i pracował dla kontrolowanej przez FSB kompanii naftowej Łanako. Na czele tej naftowej firmy stał szanowany agent KGB kryjący się za takimi pseudonimami jak Maks czy Kaleka.

 26 listopada posłano do Groznego dywizję czołgów, które z góry nie były w stanie pokonać Dudajewa. Rosjanie chcieli by zostały zniszczone, ponieważ był to element ich szopki. Organizatorem tego czołgowego show był Stiepaszyn stojący na czele Federalnej Służby Kontrwywiadu (FSK), którą później przekształcono w FSB. Czołgi zniszczono, a to tak wkurzyło Jelcyna, że ten zaczął przygotowywać się do wojny. Cztery dni później Rosjanie bombardowali już Grozny.

 5 grudnia FSK przygotowała społeczeństwo do kolejnych zamachów, mianowicie poinformowano, iż do Czeczeni wkroczyli zagraniczni najemnicy, którzy mogą dostać się również na teren Rosji. Było to przekazanie Rosjanom informacji, iż gdy będzie miał miejsce jakiś zamach terrorystyczny, będą stali za nim islamscy terroryści.

Następnie 13 grudnia wicepremier Oleg Soskowiec informował dziennikarzy, by nie traktować czeczeńskiej diaspory w Rosji jako potencjalnych terrorystów. Wcześniej nikt nie pomyślał, że Czeczeni mogą być terrorystami, a myśl tę dopiero sprytnie podsunął Soskowiec.

Od dnia następnego rozpoczęła się terrorystyczna panika w ramach której wzmacniano ochronę ważnych budynków.

 

23 grudnia dokonano zamachu terrorystycznego wysadzając tory moskiewskiej obwodnicy kolejowej. Drugą bombę rozbrojono. Po tym zamachu nawet nie wszczęto jakiegokolwiek śledztwa.

Cztery dni później dokonano kolejnego zamachu, wysadzając bombę w stojącym na przystanku autobusie nr 33. Autobus był pusty i jedyną ofiarą był kierowca Dmitrij Trapezow. Bombę podłożył agent FSB i pracownik Łanako podpułkownik Władimir Worobiow wraz z pracownikiem Łanako Władimirem Akimowem.

 Jak widać Łanako jest naftową firmą szeroko związaną z FSB. Świadczy o tym kompletny brak zainteresowania tą firmą po zamachu z 18 listopada 1994 roku.

Jednym z trzech ludzi zakładających tę firmę był Maksim Łazowski (z jego nazwiska pierwsze 2 litery nazwy firmy). Stał on na czele organizacji przestępczej związanej z FSB. Jak mówił Litwinienko, Łazowski „był agentem FSB i kierował kampanią terrorystyczną w 1994 roku.”

 W 1994 roku Łanako prowadziło też własną wojnę z inną korporacją naftową o nazwie Wiktor. 10 stycznia 1994 roku ktoś zaatakował samochód dyrektora i prezesa zarządu Łanako Władimira Kozłowskiego, od którego nazwiska wzięły się ostatnie dwie litery w nazwie firmy. Najprawdopodobniej byli to ludzie z Wiktora.

Dwa dni później przed mieszkaniem menadżera z Wiktora wybuchła bomba. Zginęło dwoje ludzi.

Dzień później, 13 stycznia grupa przestępców zaatakowała siedzibę Łanako przy ulicy Pieriewiedienowskiego. Już po dziesięciu minutach była tam milicja, która szybko opanowała sytuację i aresztowała kilkadziesiąt osób po to, by zaraz je wypuścić. Zatrzymano tylko czterech ochroniarzy, z których dwóch i tak uniewinniono.

 

4 marca 1994 roku doszło do bitewki pomiędzy ludźmi Łazowskiego a mafią dagestańską. W bitwie tej, która miała miejsce w restauracji Dagmos przy Kazakowskiej, zginęło siedmiu ludzi z czego każdy był Dagestańczykiem.

 

5 września 1994 roku Łazowski rozprawił się ze swoim partnerem Arłanem Natajewem, od którego nazwiska wzięły się trzecia i czwarta litera firmy. Porwał go wraz z jego ochroniarzami Robertem Rudenko i Władimirem Lipatowem. Zawiózł ich do domku pod Moskwą należącego do Rosyjskiej Akademii Nauk. Następnie Natajewowi i jego ochroniarzom odrąbano głowy, a zwłoki wyrzucono na torfowiska w okolicach Jarosławla.

 7 września Regionalny Urząd Zwalczania Przestępczości Zorganizowanej (RUOP) dokonał kontroli biur Łanako znajdując cały arsenał nielegalnej broni. Oczywiście zupełnie nikogo nie aresztowano.

Później Łazowski zabił też brata Natajewa, biorąc do tej roboty dwóch swoich ludzi, Polonskiego i Szelenkowa który później zajął się zamachem.

Gang Łazowskiego stał też za śmiercią dyrektora generalnego rafinerii w Tuapse, Anatolija Wasilenki.

Łazowski był człowiekiem FSB. Ba! Uczestniczył nawet w operacjach mających za cel uwolnienie ludzi FSB porwanych w Czeczenii. O tym, że jego organizacja przestępcza należała do FSB, której był agentem, świadczy wielkie nic niezrobienie po zamachu nad Jauzą czy po znalezieniu broni w biurach Łanako.

 Do chwilowego upadku Łazowskiego przyczynił się Moskiewski Urząd Kryminalny (MUR). MUR, na którego czele stał Sawostjanow, były szef moskiewskiej FSB, wielokrotnie łapał ludzi Łazowskiego przebywających z oficerami FSB. Wszystkie próby aresztowania Łazowskiego kończyły się kompletną klapą. Choćby dlatego, że na czele ochrony Łazowskiego stał czynny (!) oficer moskiewskiego oddziału Zarządu Zwalczania Nielegalnych Formacji Zbrojnych i Bandytyzmu FSB, major Aleksiej Jumaszkinow. Pewnego razu, gdy aresztowano Łazowskiego, było z nim dwóch jego ochroniarzy, Karpyczew i Miechow. Tak się składa, że byli oficerami FSB. Wystarczyło, że wyciągnęli swoje legitymacje, a Łazowski już był wolny. Gdy wspomniany już człowiek Łazowskiego, Polonski został zastrzelony, miał przy sobie kaburę Głównego Zarządu Wywiadowczego (GRU).

 

Napisałem, że wszystkie próby aresztowania Łazowskiego zakończyły się klapą. Z wyjątkiem jednej. W MUR-ze znalazł się Władimir Cchaj, młody i nie uwikłany detektyw, który zapragnął wsadzić Łazowskiego. Aresztował go osobiście w lutym 1996 roku. Cchaj musiał wszystkiego dopilnować osobiście, włącznie z załatwieniem nakazu, ponieważ inni ludzie po prostu bali się zająć tą sprawą. Łazowski miał wtedy przy sobie nielegalną broń i kokainę.

Łazowskim zajmował się również major Jewgienij Makiejew z FSB, który swoje biuro na Łubiance dzielił z innym agentem FSB, Aleksandrem Litwinienką. To od Makiejewa Litwinienko poznał prawdę na temat moskiewskiego FSB, który już wtedy był zwyczajną mafią. Makiejew wszystko robił jak najciszej, a do tego posługiwał się identyfikatorem MUR-u. Mimo to w 1995 roku wszelkie działania Makiejewa po prostu wstrzymano.

W związku z tym redaktor naczelny Nowajej Gazety i jednocześnie deputowany do dumy Jurij Szczekoczichin (zamordowany przez FSB w 2003 roku) wysłał list do dyrektora FSB Kowaliowa:

„Komitet Bezpieczeństwa Dumy Państwowej Rosji otrzymał adresowany do mnie list wysokiego rangą urzędnika Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Federacji Rosyjskiej. Z listu tego wynika, że „ostatnio daje się zauważyć tendencja do łączenia się grup przestępczych z grupami funkcjonariuszy organów ścigania i służb specjalnych”.”

 Dalej Szczekoczichin zadał szereg ważnych pytań. Pytał na przykład czy kryminalista Kublicki działający obecnie w sektorze naftowym zatrudnia agentów FSB. Pytał też, czy agenci FSB A. A. Jumaszkin, S. N. Kapryszew i S. N. Miechow zostali zatrzymani wraz z Kublickim i Łazowskim przez agentów MSW 17 lutego 1996 roku. Pytał również, czy prawdą jest, iż 17 października 1996 roku agenci RUOP zatrzymali samochód Kublickiego z agentami FSB Dodukinem i Dmitriewem. Szczekoczichin nie otrzymał rzeczowej odpowiedzi na pytania, jakichkolwiek zaprzeczeń czy potwierdzeń, co na swój sposób odpowiada potwierdzająco na jego pytania. Jedyną osobą chcącą odpowiedzieć na pytania był sam szef moskiewskiej FSB Anatolij Trofimow. W nagrodę za uczciwość Trofimowa usunięto ze stanowiska.

Jeden z agentów FSB związany z Łazowskim A. A. Jumaszkin okazał się w 1997 roku zamieszany w zabójstwa na zlecenie. Dwa lata później awansowano go na podpułkownika.

Ostatecznie w lutym 1997 roku udało się wsadzić Łazowskiego. Prokuratura i sędzia całkowicie zapomnieli przy tym o wątku zamachów terrorystycznych.

Łazowski siedział w więzieniu wraz z swoim ochroniarzem, co było nielegalne. Na wolność wyszedł już w lutym 1998 roku. Zaraz po tym wznowił współpracę z FSB oraz założył fundusz… „na rzecz pokoju na Kaukazie”.

Dwa lata przed wyjściem na wolność Łazowskiego aresztowano jego szofera Akimowa. Później zeznał on, że wraz z Worobiowem stali za zamachem na autobus nr 33 27 grudnia 1994 roku. 28 sierpnia 1996 roku Worobiow został aresztowany przez Cchaja. Następnie Akimow wycofał swoje zeznania a sprawę szybko uciszono. Worobiowa wsadzono, ale wyszedł na wolność już w 1999 roku.

 W między czasie w 1996 roku zbliżał się proces pokojowy. Agenci FSB nie chcieli doprowadzić do zgody i postanowili przeprowadzić kolejną serię zamachów terrorystycznych. 11 czerwca 1996 roku wybuchła bomba w wagonie metra na stacji Tulska na linii Sierpuchowska. Zginęły cztery osoby. Dokładnie miesiąc później, 11 lipca wybuchła bomba w tramwaju nr 12 przy placu Puszkina. 6 osób zostało rannych. Propaganda ciągle mówiła o tym, że stoją za tym Czeczeni, ciągle wspominano o jakimś czeczeńskim tropie. Nigdy jednak nie znaleziono choćby najmniejszego dowodu wskazującego na winę Czeczenów.

Za zamachami stało FSB. Pytanie brzmi: kto dokładnie? Można podejrzewać tu jedną z wielu grup, podobnych do FSB-owskiego gangu Łazowskiego, choć mogli być to też jego ludzie.

 17 kwietnia 1997 roku młody 39-letni, zdrowy, nie pijący i nie palący Władimir Cchaj który zajmował się wtedy zamachami z 1994 roku, zamachami z 1996 roku, grupą Łazowskiego i innymi ciemnymi stronami FSB, ni stąd ni zowąd umiera na… marskość wątroby. Gdy ktoś w takim wieku, w dodatku nie palący i nie pijący umiera na coś takiego, staję się pewne, iż został otruty.

 We wrześniu 1999 roku Łazowski i jego ludzie byli już na wolności. Po serii wrześniowych zamachów logiczne byłoby przesłuchanie tego człowieka – oczywiście niczego takiego nie uczyniono.

28 kwietnia 2000 roku obok katedry Wniebowstąpienia ktoś strzela z Kałasznikowa do osoby podobnej do Łazowskiego. Oficjalne władze uznały, iż był to sam Łazowski, ale tak na prawdę był to jego sobowtór. Łazowski zawsze miał przy sobie grupę ochroniarzy jeżdżących w jeepie. Tego dnia jakimś cudem ich nie było. Tego dnia chronili prawdziwego Łazowskiego, ułatwiając zabicie sobowtóra.

Zwłoki ofiary zidentyfikowała miejscowa milicja wraz z lekarzem z polikliniki Odincowo.

„Dokumentację z obdukcji ofiary i oględzin miejsca zbrodni sporządzono z rażącą niedbałością, bez krzty profesjonalizmu, co każe przypuszczać, że w istocie zabito nie Łazowskiego, ale jego sobowtóra” – pisali Litwinienko i Felsztinski.

 

Nord Ost, Biesłan, Kaspijsk ‘02 i Plac Puszkina ‘00.

5 sierpnia 2000 roku dwanaścioro członków grupy specjalnej Andrieja Moriewa uczestniczy w odprawie na ulicy Pietrowka 38. Wszyscy słyszą rozmowę dwóch oficerów FSB, majora Ismaiła i kapitana Fiodorowa na temat jakiejś „roboty” na placu Puszkina. Trzy dni później, 8 sierpnia 2000 roku ma miejsce zamach bombowy na stację moskiewskiej kolei podziemnej przy placu Puszkina. Zginęło 13 osób, a ponad sto zostało rannych. „Znaleziono” też dwa kolejne ładunki wybuchowe co miało pokazać skuteczność FSB. Moriew na portretach pamięciowych sprawców rozpoznaje tych dwóch agentów FSB, Ismaiła i Fiodorowa.

Plac Puszkina jest jednym z najważniejszych punktów w Moskwie. Mer Moskwy od razu oskarżył Czeczenów, co nie spodobało się nawet ówczesnym oficjalnym marionetkowym prorosyjskim władzom Czeczenii. Przedstawiciel oficjalnego „rządu” Czeczenii zagroził, iż Czeczenii będą demonstrować na ulicach, a inni oficjele wyznaczyli nagrodę za informację na temat prawdziwych sprawców.

 

Zamach w Moskwie był pierwszym atakiem FSB z serii zamachów usprawiedliwiających okupację Czeczenii. Kolejnym zamachem była eksplozja bomby w dagestańskim Kaspijsku 9 maja 2002 roku. W ataku dokonanym w czasie parady z okazji zakończenia drugiej wojny światowej w Europie zginęły 43 osoby, a ponad 300 zostało rannych.W Kaspijsku, bomba była podłożona na skraju ulicy przeznaczonej na wojskową paradę w czasie wzmożonego nadzoru policji” pisała wtedy Prima News Agency, która zwróciła uwagę na to, że być może specjalnie zezwolono na podłożenie bomby. W rzeczywistości atak w Kaspijsku był zwyczajną fałszywą flagą. 16 maja 2002 roku FSB próbowała powtórzyć ten zamach, na szczęście nieskutecznie. Policja aresztowała trzech ludzi próbujących podłożyć minę MON-100, podobną do zdetonowanej 9 maja. W czasie aresztowania mężczyźni zachowywali się spokojnie, jakby wiedzieli, że nic im nie grozi. Następnie w telewizji występuje Patruszew, mówiąc, że były to ćwiczenia…

 

FSB dokonało wielu zamachów bombowych. Tego typy zamach to łatwizna. Trudniej jest dokonać akcji, w której „terroryści” opanowują jakiś budynek i przetrzymują w nim zakładników. Nie ma jednak rzeczy niemożliwych, a FSB przeprowadziła i taką akcję.

 

Najgłośniejszym aktem terroru w Rosji był atak na moskiewski teatr w Dubrowce w czasie musicalu Nord Ost 23 października 2002 roku. Wszystko może wydawać się jasne, Czeczeni zaatakowali teatr. Zginęło 130 zakładników. A kto ich zabił? Terroryści? Nie! Rządowi antyterroryści, którzy przy akcji „odbicia” zastosowali „gaz usypiający”. Putinowski specnaz wymordował 130 osób. Uśpili ich, a wtedy

„uśpionych, półnagich zakładników żołnierze specnazu wynosili z budynku i rzucali na stos na kamienny chodnik przed wejściem do budynku.
W Moskwie było wtedy tylko nieco powyżej zera, padał deszcz, chwilami śnieg. Wielu nieprzytomnych ludzi leżało tak ponad godzinę i po prostu zamarzło. Wielu udusiło się pod ciężarem ciał martwych i umierających towarzyszy niedoli.
A dosłownie 50 metrów od wyjścia z teatru znajduje się ogromny, znakomicie wyposażony Szpital Weteranów Wojen, z którego przed szturmem ewakuowano wszystkich pacjentów. Jednak tam żołnierzom biorącym udział w akcji ratowniczej nie pozwolono przynosić zakładników” – tak sprawę trafnie opisała Gazeta Wyborcza (http://wyborcza.pl/1,76842,4195682.html).

 

Tych ludzi Putin z góry skazał na śmierć. Podobnie jak tych, których wysadzał w 1999 roku. Działania rządu ostro skrytykował Igro Trunow, adwokat rodzin, których bliscy zginęli w teatrze:

„I za pozbawienie nas prawa do uczciwego śledztwa będziemy się tam domagać bardzo wysokich odszkodowań dla rodzin wszystkich ofiar z Dubrowki. One im się należą choćby za sposób, w jaki nasze bogate w petrodolary państwo potraktowało sieroty po zabitych zakładnikach. Niektórym z nich przyznano renty po 240 rubli (9 dol.). To byłoby śmieszne, gdyby nie było straszne”.

 

Początkowo sądzono, że terrorystów miało być czterdziestu. Wszyscy mieli zginąć. A tu nagle prokuratura mówi o 52 podejrzanych. Zatem 12 uciekło? Specnaz przejmując kontrole i mordując swoich wypuścił ich? Rosjanie bardzo długo mówili, że nikt nie uciekł, zatem okazało się, iż kłamali. Sprawę Dubrowki najtrafniej podsumowuje jeszcze jeden fakt, o którym mówiła Anna Politkowska w rozmowie z Niekrasowem:

Politkowska: „Na przykład dzisiaj opublikowaliśmy artykuł, który jest według nas sensacyjny i bardzo ważny dla zrozumienia tego procesu. Jeden z terrorystów z musicalu Nord Ost pracuje teraz w administracji Putina. Ma to dla nas wielkie znaczenie, bo rzuca inne światło na te wydarzenia. Gdy pisałam ten artykuł, robiło mi się nie dobrze. Zupełnie, jakbym wpadła do sedesu pełnego gówna. Myśleliśmy, że jak to opublikujemy, to coś się wydarzy.

Niekrasow: Społeczeństwo powinno wreszcie zrozumieć, że on ich tam wprowadził i wyszedł.

Politowska: dzisiaj jest poniedziałek, nasza gazeta ukazała się wcześnie rano. Jest już późne popołudnie. Nikogo to nie obchodzi. A my się tak staraliśmy. To był kontrolowany atak terrorystyczny. Rząd dobrze wie, że nie będzie w tej sprawie żadnych protestów. Żadnych meetingów, nic. Nie grozi im za to kompletnie nic. Jestem pewna, że spokojnie patrzą na nasze wysiłki z bezpiecznej wysokości niebosiężnego kremla myśląc ‘no proszę. Podskoczcie tutaj. Odbijemy was. Może przeżyjecie.’”

 

Politkowska była obok Litwinienki, Triepaszkina czy rosyjskiego polityka Juszenkowa jedną z osób, prowadzących niezależne śledztwo w tej sprawie. Doszli oni do tego, że na czele terrorystów stał rosyjski agent Khanpasha Terkibayey, znany również jako Abu Bakar. Litwinienko w kwietniu 2003 roku przekazał informacje na jego temat Juszenkowi, a ten przekazał je dalej Politkowskiej, która dotarła do Abu Bakara i przeprowadziła z nim wywiad. Kilka dni później „ktoś” morduje Juszenkowa w czasie strzelaniny w Moskwie, a Abu Bakar ginie w „wypadku samochodowym” w Czeczenii. Litwinienko występując w australijskim SBS Dateline mówił o tym zamachu:

„FSB miała tam agentów. Zorganizowali to na rozkaz FSB agenci FSB znajdujący się w czeczeńskich grupach i ci agenci zostali wypuszczeni”.

 

Politkowska mówiła o groźbach władzy wobec dziennikarzy. Zamordowano ją 7 października 2006 roku, w urodziny Władzia Putina. Powodem były zebrane przez nią dowody na to, że kolejny zamach – atak na szkołę w Biesłanie – był robotą FSB.

1 września 2004 roku terroryści przejęli szkołę w Biesłanie. Prowadzono negocjacje, ale 3 września, ni stąd ni zowąd, Putin posłał tam wojsko. Ogółem zginęło 339 osób, w tym 156 dzieci. Te rosyjskie 9/11 jak nazwały to media był fałszywą flagą podobną do Nord Ost. Ella Kesayeva z grupy Głos Biesłanu pisała w Nowej Gazecie, że „tak zwani biesłańscy terroryści byli agentami naszych służb specjalnych – UBOP i FSB”. Litwinienko na krótko przed śmiercią udzielił wywiadu w którym twierdził, że terroryści Biesłanu byli wypuszczonymi z więzień terrorystami, którzy poszli na układ z FSB stając się jej agentami i znajdowali się jednocześnie pod jej ścisłym nadzorem.

 

Siatka FSB.

FSB sama dokonała zamachów z września ’99. Dokonując zamachów w 1994 roku czy ataku na Dubrowce posłużyła się samodzielnymi grupami. Szeroko opisałem działalność grupy agenta Łazowskiego. Jest też wiele grup, w skład których wchodzą zarówno Rosjanie, jak i sprzedajni Czeczeni, których przyrównałbym do Polaków mordujących żołnierzy Armii Krajowej z rozkazów Stalina. Taka grupa dokonała ataku na Dubrowkę. Niektórzy z członków tamtej grupy zostali zabici przez antyterrorystów. Zabici byli albo niewtajemniczonymi członkami grupy, których trzeba było zlikwidować, albo co bardziej prawdopodobne, byli wtajemniczeni, lecz dla FSB stanowili „niskie rangą mięso armatnie”, która warto na wszelki wypadek zlikwidować, przy okazji szczycąc się pokonaniem terrorystów. Niezabici terroryści zostali stamtąd wypuszczeni, a jeden z nich w nagrodę dostał posadkę u Putina.

 

Efesbecy – jeszcze jako agenci KGB – zakładali takie siatki już w latach 80’. Litwinienko i Felsztynski w ‘Wysadzić Rosję’ opisują ciekawy przykład takiej siatki, należącej do dwóch braci, Aleksandra i Siergieja Łarionowów.

Niebawem przed upadkiem komunizmu w Europie bracia Łarionowie trafiają do władywostockiej kompani żeglugowej Wostoktransfłot, a Siergiej zostaje szefem Komsomołu. Z początkiem okresu prywatyzacji w rękach braci ni stąd ni zowąd znalazły się na tyle duże pieniądze, by zakupić nie małą liczbę udziałów Wostoktransfłotu. Potem założyli agencję ochroniarską Sistiema SB, której zadaniem była ochrona Wostoktransfłotu. Ich agencja stała się najpotężniejszą i najsilniejszą organizacją przestępczą w tamtej części Rosji.

Skąd Łarionowie czerpali ludzi do swojej organizacji? Z rosyjskiego wojska. Jeździli po bazach Floty Pacyfiku i rozmawiali z dowódcami tych baz. Ci przekazywali im odchodzących żołnierzy. Wojskowi zaczęli tworzyć strukturę  Sistiemy SB, która miała własne komórki od wywiadu, kontrwywiadu, ekspertów od wybuchów czy „sprzątaczy”.

Agencja Łarionów ściśle współpracowała z rosyjskimi służbami specjalnymi, szczególnie z GRU czy FSB, od której dostawał zlecenia zabójstw bossów mafii. Ludzie Łarionowa sami namierzyli siedmiu bossów, likwidując ich i… przejmując ich interesy.

W końcu w Sistieme SB doszło do buntu. W 1993 roku Wadim Gołdbierg sam postanowił przejąć tam władzę mordując Aleksandra Łarionowa. Siergiej zaczął się wtedy ukrywać, ale przez konflikt grupą zajęła się milicja i jeszcze pod koniec 1993 roku zarówno Gołdbierg jak i Siergiej Ławrionow siedzieli za kratkami. Ławrionow w końcu powiedział, że zamierza ujawnić wszystkie sekrety Sistiemy SB ze współpracą ze służbami specjalnymi na czele. Wkrótce potem został zamordowany.

Po jego śmierci zaczęły się zabójstwa ludzi z jego otoczenia. Na przykład jego adwokat Nadieżda Samichowa została zastrzelona. Było wtedy głośno, że to służby specjalne likwidują zbędnych świadków.

W końcu skazano 9 ludzi. Trzech zaraz wyszło, ponieważ sąd wliczył czas aresztu w poczet wyroku, ale sześciu pozostałych w tym Gołdbierg trafili do więzienia.

 

Najprawdopodobniej elementem imperium przestępczego FSB była siatka kryminalna bossa  mafii w Samarze, Aleksandra „Nissana” Litwinki.

Nissan na początku lat 80’ dokonał wielu napadów w Samarze po czym trafił na 7 lat do więzienia. Stamtąd, zamiast jako zresocjalizowany obywatel, wrócił jako boss mafii. W Samarze szybko dogadał się z innymi bossami, Dmitrijem „Dużym Dimą” Ruzlajewem i Michaiłem „Biesem” Biesfamilnym. Razem zabrali grupę niepijących karateków i stworzyli potężną grupę przestępczą.

Grupa postanowiła przejąć kontrolę nad fabryką samochodów Wołga. Na początku 1996 roku przedstawiciele dwóch samarskich mafii spotkali się w hotelu Dubka by się dogadać. Po dojściu do porozumienia czterech gangsterów strzałami z kałasznikowa zamordowało czterech bossów oraz króla przestępczości zorganizowanej zwanego „worem w zakonie”. Jednym z czterech morderców był Litwinka, który zaraz został aresztowany, by po miesiącu stąpać już na wolności. Nawet nie postawiono mu zarzutów. Nissan był nietykalny, był wyjęty spod prawa, a w Rosji jest to możliwe tylko, gdy pracuje się dla FSB czy innych służb bezpieczeństwa.

W końcu śmierć dopadła samego Nissana. 23 września 2000 roku zmarł w strzelaninie w Moskwie.

 

„Brygada” kurgańska stanowiła kolejne ogniwo państwowego świata przestępczego i była kontrolowana przez Służbę Ochrony Prezydenta (SBP) i oczywiście FSB. Brygada składała się głównie z czynnych i byłych agentów służb specjalnych, a na jej czele stał Aleksander „Sasza Macedończyk” Sołonik. Grupa ta na początku lat 90’ zjawiła się w Moskwie, a władzę nad nią przejął Siergiej „Sylwester” Timofiejew, agent Ministerstwa Bezpieczeństwa i FSK, poprzedniczki FSB. Timofiejew kontrolował wtedy swoją inną organizację przestępczą, grupę oriechowską i przyjaźnił się z przyszłym szefem ochrony banku Toko, oficerem V Zarządu KGB ZSRR Majorowem, który z kolei przyjaźnił się z generałem Iwanem Mironowem, szefem Zarządu Operacyjnego Centrum Antyterrorystycznego FSB, który wcześniej był sekretarzem KPZR w V Zarządzie KGB.

We wrześniu 1994 roku Timofiejew został zabity przez swojego rywala Siergieja „Osię” („Józia”) Butorina. Ten z grup oriechowskiej, kurgańskiej i miedwiedkowskiej stworzył duże imperium przestępcze, w którym pracowali agenci GRU, Ministerstwa Spraw Wewnętrznych (MWD) i Wojsk Powietrznodesantowych. Wielu ludzi Butorina zostało aresztowanych, ale zawsze szybko wychodzili, a zarzuty bezzwłocznie wycofywano. Wtedy nad samą grupą kurgańską stali Ignatow, Nielubin i Koligow. Kurgańczycy toczyli wojnę z grupą baumańców, którzy ginęli dziesiątkami i byli poddawani najobrzydliwszym torturom, jak wydłubywanie oczu czy przypalanie.

Kurgańczycy byli pod monitoringiem 12 wydziału Moskiewskiego Urzędu Kryminalnego (MUR). Dwóch Kurgańczyków udało się wsadzić do aresztu Matrosskaja Tiszyna, gdzie zapowiedzieli, że po podaniu psychotropów przekażą informacje na temat wielu zabójstw na zlecenie, w tym zabójstwa dziennikarza Listjewa. Pewnej nocy, po mimo tego, że siedzieli w osobnych celach, zamordowano obydwu chcących mówić kurgańców.

Wsadzono też jednego z zabójców z grupy kurgańskiej, Aleksandra Sołonika. Ten najprawdopodobniej nie chciał mówić, ponieważ zorganizowano mu ucieczkę z wiezienia i wylot do Grecji.

Za zabójstwami kurgańców stał zapewnie agent MWD Wisilij Naumow, który dowodził własną koptiewską mafią, która walczyła z kurgańcami. Jak widać w tamtym okresie walkę toczyły poszczególne grupy przestępcze zarządzane przez różne organy władz państwa. Można by powiedzieć, że powodem jest tu niezgranie poszczególnych służb bezpieczeństwa, aczkolwiek gdy na ulicy toczy się wojna, agenci łatwiej mogą zarabiać na haraczach, handlu bronią, dostają pieniądze z budżetu państwa na walkę z przestępczością, a obywatele łatwiej oddają swoje prawa państwu.

Powracając do Naumowa, to najprawdopodobniej właśnie on wydał kurgańców ludziom z MUR-u. To, że agent MWD rozwala kurgańców, było nie pomyśli agentom FSB. Dlatego postanowili go załatwić. Zabito go 27 stycznia 1997 roku obok Urzędu Spraw Wewnętrznych, gdzie z ochroniarzami z milicyjnej grupy specjalnej „Saturn” czekał na agenta MUR-u.

Śmierć Naumowa była sukcesem dla kurgańców, aczkolwiek wtedy byli już coraz słabsi. Po pierwsze dlatego, że rozwiązano wspierającą ich SBP, a po drugie zaczęli dostawać baty od agentów MWD współpracujących z baumańcami.

O zgrozo sytuacja zaplątała się do tego stopnia, że nawet Butorin postanowił pozbyć się najważniejszych ludzi z grupy kurgańskiej. Postanowił zebrać Ignatrowa, Nielibina, Sołonika i Koligowa w Grecji i tam zabić ich w jednym zamachu. Butorinowi mieli pomóc w tym ludzie z FSB, ale nastąpił przeciek, ponieważ pozostała trójka która miała zjawić się w willi Sołonika, odwołała swój przyjazd. Baturin działał jednak dalej i dwóch jego ludzi udusiło Sołonika.

 

Macką rządowego świata przestępczego był też Fundusz Inwalidów Wojny Afgańskiej (RFIWA) założony przez pułkownika GRU w 1991 roku. Na czele RFIWA stał pułkownik GRU Walerij Radczikow. W grupie tej prócz zabójstw ważnym elementem była defraudacja pieniędzy. Ogółem wyprowadzono stamtąd co najmniej 200,000 USD. Zastępca Radczikowa Walerij Woszczewoz był kolegą Jelcyna i pomagał mu w czasie kampanii w 1996 roku. Po aresztowaniu Radczikowa, Woszczewoza przeniesiono do obwodu amurskiego gdzie występował jako pełnomocnik Jelcyna.

Radczikowa aresztowano ze względu na spisek w zabójstwie konkurenta z RFIWA Siergieja Trachirowa. Radczikow przekazał w tym celu 50,000 USD i broń weteranowi wojny afgańskiej Andriejowi Anochinowi. Ten zaś do udziału w zbrodni namawiał Michaiła Smurowa.

Trachirow zginął w zamachu bombowym w czasie pogrzebu Michaiła Lichodieja. Sąd Wojskowy, jak można było się tego spodziewać, uniewinnił Radczikowa i dwóch innych spiskowców. Radczikow zginął 31 stycznia 2001 roku w „wypadku samochodowym”.

 

Podskoczysz? Kulka w łeb.

Pamiętasz słowa Politkowskiej? „Nie grozi im za to kompletnie nic. Jestem pewna, że spokojnie patrzą na nasze wysiłki z bezpiecznej wysokości niebosiężnego kremla myśląc ‘no proszę. Podskoczcie tutaj. Odbijemy was. Może przeżyjecie.’”

Politkowska nie przeżyła. Została zamordowana.

„Niezależna dziennikarka Anna Politkowska została zastrzelona w urodziny Putina w 2006 roku, a Magomed Jewłojew zginał niedawno w ten sam sposób w Inguszetii – pisał profesor ekonomii i były doradca Gorbaczowa Jurij Malcew – Co najmniej 88 dziennikarzy pracujących dla różnych rosyjskich gazet i stacji telewizyjnych zostało zamordowanych na zlecenie Kremla. Żadne z morderstw nie zostało wyjaśnione”.

 

Efesbecy dopadli również Litwinienkę. Zginęli też rosyjscy deputowani Władimir Gołowlow i Siergiej Juszenkow, którzy przewieźli do Rosji egzemplarze filmu dokumentalnego „Zabójstwo Rosji”. Pierwszego zastrzelono 21 sierpnia 2002 roku, a drugiego 17 kwietnia 2003 roku. FSB dopadło też deputowanego Jurija Szczekoczichina z Nowajej Gazety. Otruto go i zmarł 3 lipca 2003 roku. Bezpieka dorwała również innych dziennikarzy, o czym mówił Malcew. Pozwól, że kilku wymienię: Andriej Kozłow, Yuri Shchekochikhin, Yevgeny Gerasimenko, Murat Kudaev, Nikolai Girenko, Paul Klebnikov, Sergei Yushenkov, Galina Starovoitova i wielu innych…

Zabójstwa polityczne są podstawowym elementem władzy FSB w Rosji. Jak widać, mamy aż za nadto przykładów.

 

Badając sprawę zabójstw cofnijmy się do czasów Łazowskiego. W 1993 roku miał on pod sobą kwartet uzbecki, czyli czterech Rosjan z Uzbekistanu. Byli oni byłymi członkami spetznazu  i mistrzami w swoim fachu. Rozpracował ich Cchaj, co stało się jednym z powodów jego śmierci. Wśród ofiar kwartetu wymienia się takich ludzi, jak wicegubernator Sankt Petersburga Władisław Listjew, dyrektor generalny telewizji Michaił Maniewicz czy przewodnicząca Republikańskiego Stowarzyszenia Przedsiębiorców Olga Zwieriewa.

Kwartet najprawdopodobniej stał za porwaniem z lotniska Szeremietiewo I i zabójstwem Feliksa Lwowa reprezentującego amerykańską korporację AIOC. Firma ta współpracowała z moskiewskim bankiem Jugorski oraz próbowała przejąć kontrolę nad Nowosybirską Fabryką Elektrod, która zaopatrywała w swoje produkty Hutę Aluminium w Krasnojarsku (KrAZ). KrAZ w 1994 roku podpisała umowę z AIOC. Prezes banku Jugorski, Oleg Kantor, jak i jego zastępca Wadim Jafiasow chcieli, by KrAZ był największym ich klientem. W marcu 1995 roku Jafiasow dostał posadkę w KrAZ doprowadzając do jeszcze silniejszych związków z AIOC i pomagając im w kupnie 20% udziałów Aczyńskiego Kombinatu Tlenku Glinowego.

14 kwietnia 1995 roku Wadim Jafiasow miał spotkać się z udziałowcami Aczyńskiego Kombinatu. Cztery dni wcześniej znaleziono go martwego we własnym samochodzie obok domu.

20 lipca Oleg Kantor został zasztyletowany na silnie strzeżonym osiedlu domków letniskowych pod Moskwą.

Feliks Lwow widząc ten ciąg wydarzeń musiał trząść się ze strachu. Pod koniec maja Duma przesłuchiwała go w sprawie związku mafii rosyjskiej i uzbeckiej z nielegalnymi zakupami udziałów zakładów aluminiowych.

6 września Lwow miał odlecieć z moskiewskiego lotniska do Kazachstanu. Po przejściu przez odprawę podeszło do niego dwóch ludzi z Federalnej Służby Kontrwywiadu. Jeden z nich, znany jako Liocha, pracował dla Łazowskiego. Dwa dni później, 107 kilometrów od Moskwy, znaleziono podziurawione ciało Lwowa.

 

Inna grupa morderców została założona w 1998 roku, a na jej czele stanął Andriej Moriew. Moriew w 1996 roku dokonał ludobójstwa w Czeczenii i groził mu za to sąd wojenny. Wtedy przyszli do niego agenci FSB oferując współpracę w zamian za umorzenie postępowania. Dwa lata później działając dla FSB pod kryptonimem Jarosław założył 12-osobową grupę zabójców. W jej skład wchodzili weterani rosyjskiej rzezi w Czeczenii. Działali oni w Rosji, na Ukrainie, w Mołdawii, Jugosławii, a nawet w Iraku, gdzie zamordowali byłego agenta GRU. W Kijowie strzałem z karabinu snajperskiego SWD zamordowali biznesmena Tiszczenkę. W Jarosławiu ich celem był boss mafii zwany Pieriełom. FSB uznało, że dobrze będzie wrobić Czeczenów, dlatego też mordercy pozostawili na miejscu swoją broń i dokumenty jakichś Czeczenów.

Grupa Moriewa raz na tydzień spotykała się na odprawie. Jednym z uczestników odprawy zawsze był agent FSB znany jako Wiaczesław. Jednym z miejsc odpraw była siedziba Moskiewskiego Urzędu Kryminalnego przy ulicy Pietrowka 38. Odprawa w tamtym miejscu oznaczała, że grupa Moriewa udaje się po broń z Czeczenii. Ludzie Moriewa odbierali broń w sąsiedniej Inguszetii, a w konwoju powrotnym towarzyszyli im agenci FSB dzięki czemu unikano kontrol na posterunkach.

W sierpniu 2000 roku postanowiono zamknąć grupę. Dwa miesiące wcześniej trzech członków grupy, Giennadij Czugunow, Michaił Wasiljew i Siergiej Tarasiew spłonęli w samochodzie. Normalnie jechałby z nimi sam Moriew, aczkolwiek był wtedy umówiony z kuzynem. Od tamtego czasu Moriew widnieje na federalnej liście poszukiwanych za przemyt broni z Czeczenii.

 

Don Putino, mafia FSB i śmierć Litwinienki.

„Rozliczne „sprawy szpiegowskie” ostatnich lat (Płatona Obuchowa, Grigorija Paski, kapitana Aleksandra Nikitina), operacja „Mordą w śnieg”, różne bezprawne czyny popełnione w przededniu wyborów prezydenckich w roku 1996 (takie jak próba „zamknięcia” Dumy Państwowej), eskapada, w której żołnierze armii rosyjskiej zostali zwerbowani do grupy atakującej Grozny w ramach tak zwanej opozycji antydudajewskiej w 1994 roku – wszystko to jedynie utwierdza nas w przekonaniu, iż bezprawie po dziś dzień jest trwałym elementem działań tajnych służb.”

Anatolij Kuczerena, rosyjski prawnik.

 

Czy Putin byłby zdolny do czegoś takiego? Władek doprowadził do czystek i rzezi w Czeczenii, ale czy byłby w stanie zabić własnych obywateli?

Władzio, wnuczuś osobistego kucharza Stalina i synuś oficera KGB był w stanie zdradzić swoich przyjaciół ze studiów. Jeszcze zanim wstąpił na uniwersytet, zaczął współpracę z KGB. W czasie studiów pilnie donosił na swoich rówieśników oraz przeszedł roczne szkolenie w V Wydziale KGB. Putina wyszkolono, by wyłapywał i donosił na ludzi krytykujących jedyną słuszną partię i ideologię, a nawet studentów opowiadających dowcipy o ZSRR.

„Putin twierdzi, że KGB uczyło go patriotyzmu. A uczył się go pisząc donosy na swoich kolegów” – mówił Aleksander Litwinienko.

 

 

Putin jako agent KGB. Kremlin.ru.

 

Sasza Litwinienko z Niekrasowem zajęli się też samą przeszłością FSB i ludzi tej organizacji.

Litwinienko: powiedziałbym, że według sondaży, 50 - 60% Rosjan uważa, że te budynki wysadziła FSB, ale jedyny argument FSB brzmi ‘nie wysadziliśmy tych domów, bo po prostu nie mogliśmy’. Chociaż jak się spojrzy na historię KGB i FSB widać, że głównym zajęciem tych organizacji był terroryzm. Na przykład Andropow. Przez całe życie był profesjonalnym terrorystą. Jeśli mamy organizację z takim terrorystycznym dziedzictwem i dochodzi do takich terrorystycznych ataków, to przepraszam, ale kto będzie podejrzany? Niektórzy mówią, że oni nie mogli tego zrobić. Zaraz, kto nie mógł. Putin i szef FSB Patruszew nie mogli? Przestudiowałem działalność Patruszewa. Ciągnie się za nim kryminalny smrodek. Za Putinem też się ciągnie. Putina podejrzewano o handel narkotykami.

Niekrasow: Kiedy?

L.: aż do 2000 roku, kiedy został prezydentem. Istnieją dokumenty, że był związany z kolumbijskim kartelem.

N.: osobiście, czy przez pośrednika?

L.: Był konsultantem firmy, której wiceprezesa aresztowała niemiecka policja za pranie kolumbijskich pieniędzy.

 

Niekrasow zwrócił się w tej sprawie do jednego z najlepszych niemieckich ekspertów od rosyjskiej mafii, Jürgena Rotha. Wywiad z nim jest w filmie „Bunt. Sprawa Litwinienki”. Oto zapis tego wywiadu:

Roth: Gdy siedzibę SPAG tutaj we Frankfurcie przeszukano w czasie obiadu, to znaczy przeszukiwano ją cały dzień, ale w czasie obiadu poinformowano biuro kanclerza. Tego samego dnia wiedziało o tym rosyjskie MSW. To już samo w sobie jest bardzo ciekawe. Jeszcze przed rewizją, biuro oskarżyciela publicznego we Frankfurcie próbowało powstrzymać to śledztwo. Chodziło im o to, że w centrum tej sprawy znajdował się Putin. Śledztwo wstrzymywano ze względów politycznych. Zaczęło się od raportu o praniu pieniędzy w Liechtensteinie. Federalna Służba Wywiadowcza zawarła w nim notkę, że firma SPAG prała brudne pieniądze dla organizacji przestępczej Tambowskaja. Oskarżyciel publiczny rozpoczął śledztwo. Wkrótce potwierdziło się, że istotnie prano pieniądze, że Tambowskaja była w to zamieszana i że Putin też mógł brać w tym udział. W chwili jej założenia w 1993 roku przez pół roku zasiadał w radzie jej dyrektorów. Później był w komitecie doradczym aż do 2000 roku. Przebywał wtedy w Petersburgu i kierował już FSB. Był więc w komitecie doradczym SPAG i jednocześnie kierował FSB. Teraz już wiem, jak funkcjonuje FSB. Jeśli ktoś gdzieś pierdnie, zaraz powstaje o tym pisemny raport. Dlatego jest praktycznie niemożliwe, że Putin nie wiedział, co się dzieje z pieniędzmi SPAG i że kryją się za tym kryminaliści i mafiosi. Wytoczono wobec niego śledztwo o przyjmowanie dużych sum pochodzących z handlu narkotykami.

Niekrasow: Potwierdzono to?

Roth: tak, potwierdził to sąd w Liechtensteinie. Można też prześledzić jego niemieckie wywiadowcze powiązania w Dreźnie. Mam listę oficerów wywiadu z czasów NRD i Putin na niej figuruje. Utrzymywał ścisłe kontakty z całą społecznością wywiadowczą zamieszaną w brudne interesy.

N.: z NRD?

R.: Tak, ze Stasi.

N.: Korupcja i tak dalej?

R.: Nie tylko. To kwestia stylu. Nikt już nie dyskutuje na ten temat. To bardziej wiązało się ze szpiegostwem i destrukcją. Jak zniszczyć politycznego przeciwnika.

 

Putin zarabiał też na ludzkim nieszczęściu. Początek lat 90’ oznaczał dla mieszkańców Sankt Petersburga, ówczesnego Leningradu, falę głodu i cierpienia. By wyżywić głodującą ludność, z 1991 i 1992 roku prowadzono program „Surowce za Żywność” w ramach którego eksportowano metale i kupowano żywność. Okazało się, że wiele pieniędzy na jedzenie dla wygłodniałych ludzi de facto skradziono. W 1992 roku zajęli się tym radni Petersburga i zbadali działalność zajmującego się akcją komitetu kontaktów z zagranicą. Tak się składa, że na czele komitetu stał Władimir Putin. Komisja radnych opublikowała końcowy raport, o którym później zrobiło się dziwnie cicho. Oto fragment tego raportu:

„Na skutek udowodnionych decyzji przepadła suma pomocy finansowej, która miała być przeznaczona na zakup produktów żywnościowych. Leningrad nie otrzymał przeznaczonych dla niego racji żywnościowych o wartości 11,5 miliona USD. (…) Zalecenie: Przekazać sprawę prokuratorowi miejskiemu; usunąć pana Putina ze stanowiska.”

Przewodnicząca tej komisji śledczej Marina Salje napisała 18 marca 2000 roku artykuł w którym pisze, iż przez komitet Putina Petersburg nie dostał żywności wartej aż 92 miliony dolarów, co biorąc pod uwagę tamte czasy było naprawdę gigantyczną sumą. Putin zarobił, a wiele dzieci, ich matek i starców, w tym walczących o Leningrad w czasie drugiej wojny, umierało z głodu…

 

O tym jaki jest Putin mogą świadczyć też ludzie z jego otoczenia. W czasach ZSRR Natalia Łazariewa w 1982 została skazana na 2 lata za antyradziecką propagandę. W obozie, gdzie była poddawana torturom, był też niejaki Czerkiesow, który torturował innych ludzi. Człowiek ten, kat i dręczyciel, na początku lat 90’ wystartował do Dumy. Putin, gdy dorwał się do władzy, uczynił Czerkiesowa swoim reprezentantem w północno wschodniej Rosji.

Weźmy też Walentynę Iwanowną Matwijenko, za czasów ZSRR gorliwa komunistka, a nawet ambasador ZSRR w Grecji, za kapitalizmu w latach 1998 – 2003 wicepremier czterech kolejnych premierów (były to już czasy dyktatury Putina). Później została burmistrzem Sankt Petersburga i brutalnie tłumiła lewicowe pokojowe demonstracje.

W Rosji niestety mamy dzisiaj do czynienia z niebezpiecznym zjawiskiem. Rząd pałuje własnych obywateli na pokojowych opozycyjnych demonstracjach i nie udziela im zezwolenia, podczas gdy chętnie daje zezwolenia i święty spokój demonstrantom skrajnej prawicy, głośno chwalącym swego twardego dyktatora, nawołując jednocześnie do eksterminacji Żydów i innych niesłowian. Neofaszyzm w Rosji to gigantyczna plaga rozszerzająca się z błogosławieństwem Kremla. Ciągle dochodzi tam do ataków i morderstw cudzoziemców. Przyrównałbym to do międzywojennych Niemiec i skrajnej prawicy pod wodzą Hitlera.

Inne „zasługi” Władka jako premiera a potem prezydenta podsumowują Litwinienko i Felsztinski w „Wysadzić Rosję”:

„Gdy w 2000 roku Putin przemawiał z okazji utworzenia Ogólnorosyjskiej Nadzwyczajnej Komisji do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem, zaczął wystąpienie do swych kolegów od stwierdzenia, że zadanie powierzone przez FSB wykonał: został premierem Rosji.

Przywrócenie tablicy pamiątkowej na cześć Andropowa w budynku przy ulicy Bolszaja Łubianka, czyli w siedzibie FSB, toast za zdrowie Stalina z przywódcą rosyjskich komunistów Ziuganowem, zamachy bombowe na budynki mieszkalne i nowa wojna w Czeczenii, ustanowienie prawa, które znowu pozwala inwigilować na podstawie anonimowych donosów, wynoszenie na szczyty władzy generałów FSB i oficerów armii, totalny demontaż fundamentów konstytucyjnego porządku zbudowanego na, trzeba przyznać, delikatnych ale jednak demokratycznych wartościach i zasadach gospodarki rynkowej i wreszcie zdławienie wolności słowa – oto tylko kilka z osiągnięć premiera i prezydenta Putina w pierwszych miesiącach jego rządów.

Dodać do nich należy militaryzację rosyjskiej gospodarki, początek nowego wyścigu zbrojeń, nasilenie się przemytu i sprzedaży rosyjskiej broni oraz technologii wojskowych rządom wrogim cywilizowanemu światu, wykorzystywanie kanałów, kontroli i ochrony FSB do przemycania narkotyków z Azji Środkowej i Południowo-Wschodniej do Rosji i dalej na Zachód.”

 

Tyle o Putinie i jego ludziach. Putin był w KGB i stał na czele FSB. Czy samo FSB mogłoby to zrobić? Stał nad nimi człowiek, który mógłby spokojnie wydać taki rozkaz.

Federalna Służba Bezpieczeństwa jest swoistym tajnym stowarzyszeniem, sekretną mafią władającą połaciami byłej rosyjskiej federacyjnej republiki radzieckiej. Jak pisał profesor ekonomii i były doradca Gorbaczowa Jurij Malcew,

„jest ona super-rządem Rosji i pełni funkcję zarówno organu ustawodawczego, jak i wykonawczego. (…) Organem centralnej kontroli gospodarczej na obszarze obejmującym aż 11 stref czasowych jest Urząd Bezpieczeństwa Gospodarczego, na którego czele stoi zastępca szefa FSB, generał Aleksander Bortnikow. Grupa 500 czołowych siłowników – agentów FSB zwanych ambasadorami Putina – zdobyła pełnię władzy gospodarczej i politycznej.”

 

FSB wywodzi się z komunistycznego KGB, o którym wiele chyba mówić nie muszę. Transformacja KGB w FSB rozpoczęła się już w 1991 roku, a zakończyła 3 kwietnia 1995 roku utworzeniem FSB. Nadzorem nad FSB zajęli się „demokraci” Jewgienij Sawostjanow i Siergiej Stiepaszyn którzy wcześniej infiltrowali i szpiegowali ruch demokratyczny. W czasie transformacji KGB przejęło kontrolę w Rosji o czym pisali Litwinienko i Felsztinski:

„Dawny KGB potrafił wykorzystać swój ogromny potencjał ludzki (zarówno istniejący oficjalnie, jak i całkiem nieoficjalny) tak, aby umieścić swych ludzi we wszystkich sferach życia wielkiego państwa rosyjskiego. Jakimś sposobem byli ludzie KGB zaczęli pojawiać się wśród włodarzy kraju, często niezauważalni dla niewtajemniczonych”.

Jednym z ludzi KGB był i jest Władimir Putin.

Litwinienko w jednym z wywiadów z Niekrasowem mówił:

„W naszym kraju spec-służby to właściwie tajna organizacja polityczna, która korzysta z tajnych, brutalnych metod nie do walki ze szpiegami i terrorystami, lecz dla utrzymania przy władzy klasy rządzącej. Na przykład w 1999 roku żeby przejąć władzę, FSB wykorzystała tajne metody stosowane jedynie przeciwko terrorystom i szpiegom. Gdyby władzę przejmowała armia, wyjechałaby na ulicę czołgami, wytoczyłaby armaty i wysłała samoloty, ale to wszyscy by zauważyli. FSB ma tajne metody. Nikt niczego nie zauważył, póki czekiści nie stworzyli rządu i nie przejęli każdego organu władzy. KGB było zbrojnym ramieniem armii. FSB to uzbrojone służby skorumpowanych rosyjskich urzędników. Oficjalna strona FSB prezentuje historię organów bezpieczeństwa od czasów siepaczy Stalina. Uchodzą za bezpośrednich poprzedników dzisiejszych agentów.”

 

Przyjrzyjmy się strukturze FSB. Efesbecy dzięki swojej pozycji znaleźli sobie świetny sposób na dodatkowy zarobek – haracz… Działają tak jak zwykli kryminaliści, mają sklepy od których pobierają haracz. Do tego muszą wykonywać wiele zadań politycznych, zabójstw i innych, że wspomnę tu o zamordowanych dziennikarzach i rozkazie zabicia Bieriezowskiego. Nic dziwnego, że wielu agentów się buntuje. Zbuntował się jeden z nich po zamachach, śląc w tej sprawie list. Zbuntował się i Litwinienko.

W 1998 roku sześciu zbuntowanych oficerów zorganizowało specjalną konferencję prasową.

„Wybuchł bunt, prawdziwy bunt. Zbuntował się cały wydział. To był naprawdę bunt. Całe FSB patrzyło na rozwój wydarzeń. Nigdy w historii tajnych służb nie zbuntował się cały wydział. A już na pewno nie komórka przeznaczona do zabójstw.

(…)           
Chodzi jeszcze o coś innego. Ci ludzie podjęli w 1998 roku niezwykle odważną obywatelską decyzję. Odmówili popełnienia przestępstwa, w które ich wciągano, które im rozkazywano wykonać. Wystąpili przeciw systemowi. Zawsze szliśmy razem, ramię w ramię i jestem im za to wdzięczny. Sześciu oficerów, niektórzy po 25 latach służby. Zbuntowali się i powiedzieli dość. Tak dalej żyć nie będziemy. Ale zamiast ich wysłuchać i rozpatrzyć zarzuty, władza zaczęła ich prześladować.”

Tak o konferencji wspominał Litwinienko.

 

W 1998 roku, wtedy, kiedy odbyła się słynna konferencja prasowa zbuntowanych agentów, prezenter telewizyjny Dorenko przeprowadza wywiad z Saszą Litwinienko, jego szefem Aleksandrem Gusakiem i innym agentem Ponkinem. Nagranie zostało wyemitowane w telewizji, choć początkowo miano je upublicznić dopiero w wypadku zamordowania jednego z uczestników. Zostało zamieszczone również w filmie „Bunt. Sprawa Litwinienki”. Oto zapis z tego wywiadu:

Mamy już noc, 20 kwietnia, poniedziałek. Jest godzina 1:20.

- pierwsze zadanie, jakie dostałem w FSB polegało na odnalezieniu człowieka, który kiedyś był w służbie. To był podpułkownik Triepaszkin. Śmieszne nazwisko. Miałem go schwytać, ponieważ podał do sądu dyrektora FSB Kowaliowa. Miałem zamknąć mu usta. Mogłem użyć siły fizycznej, czyli zabić go. Zagrozić mu pistolem albo granatem, zamknąć na posterunku milicji, albo zrobić prowokację.

- żeby znaleźli u niego nielegalną broń?

- Właśnie. Albo w ogóle zlikwidować, żeby nie było szumu. Triepaszkin coś wiedział. Bali się, że przedstawi to w sądzie. To było pierwsze zadanie. Wydało mi się bardzo podejrzane. Unikaliśmy go i nigdy nie doprowadziliśmy do końca. Kamysznikow na posiedzeniu zamykającym rok 1997 (…) podszedł do mnie i powiedział: musisz zabić Bieriezowskiego.

(…)

Wcześniej Kamysznikow prowadził śledztwo w sprawie terrorystów, ale skontaktował się z nimi i poinformował ich, że FSB się nimi zajmuje i podejrzewa ich o przygotowania ataków terrorystycznych. Były na to dokumenty.

- Kamysznikow przekazał terrorystom informacje o śledztwie. Dopuścił się zdrad.

- człowiek kontaktujący się z terrorystami każe zabić mi Bieriezowskiego.

(…)

- żaden dyrektor nie może bez wsparcia utrzymać się na szczycie. Może prezydent w tym nie uczestniczy, nie wiem. Ale niektórzy przywódcy polityczni mocno w tym siedzą. Wydają polecenia naszym szefom.

- podtrzymują system korupcji?

- to dla nich wygodne. Góra wszystko chroni.”

 

Kolejny raz padło tu nazwisko politycznego przeciwnika – Bieriezowskiego. W jednym z jego biur, również w 1998 roku, dokonano ukrytego nagrania rozmowy kilku efesbeków:

„Powiedział: <<Jeśli trzeba by było kogoś załatwić>>…

- Tak powiedział? Zabić?

- Właśnie tak. Spytał mnie: <<Mógłbyś to zrobić?>>

- Zabić mnie?

- Oczywiście. Pytał kilka razy. Rozmawialiśmy o tym jakieś dwadzieścia minut.

(…)

- Wy robicie takie rzeczy? Potem wymienia Saszę i mówi: <<mógłbyś go?>> I potem długa pauza.”

Nagranie było tajne i agenci nie wiedzieli, że są nagrywani. Po emisji tej taśmy zaprzeczyli swoim słowom.

 

Triepaszkin. Jego nazwisko kilka razy padło w pierwszym nagraniu. Triepaszkin to kolejny uczciwy i niepokorny agent. FSB zniszczyło go tylko dlatego, ponieważ chciał rozbić organizację przestępczą silnie związaną z FSB. Mówił o tym w jednym z wywiadów:

„Mój pierwszy konflikt wybuch w 1995 roku z obecnym dyrektorem FSB Patruszewem. Rozpracowałem gang zajmujący się praniem pieniędzy i zabójstwami. W jej skład wchodziło, co najmniej trzech polowych dowódców. Udało mi się ich zlokalizować, ale wtedy zaczęły się prawdziwe problemy. Gangsterzy zawsze maja swoich protektorów. Czy to w FSB, wywiadzie, czy w milicji. Kazano mi zamknąć śledztwo. Jak to zamknąć? Przecież to zbrodniarze, muszą stanąć przed sądem. Nie umorzę śledztwa.”

 

Po odejściu Triepaszkin pozwał FSB do sądu. Był to okres nielicznych dobrych sędziów i Triepaszkin miał szczęście na takiego trafić. Wygrał sprawę przeciw FSB i Patruszewowi. Niestety ówczesny szef FSB, Putin od tak nie posłuchał sądu. Dał do zrozumienia, że FSB stoi ponad prawem. I nic mu się za to nie stało. Później, w 2003 roku jako adwokat reprezentował w sądzie siostry Tatianę i Alionę Morozową, których matka została zamordowana przez FSB w jednym z zamachów we wrześniu 1999 roku. Efesbecy nie wytrzymali jego działalności, tym bardziej, że dotyczyła zamachów i doprowadzili do aresztowania Triepaszkina jesienią 2003 roku. Został wsadzony do izolowanego obozu, ale udało się z nim porozmawiać telefonicznie:

”Jeden z uczestników konferencji prasowej był zamaskowany. Powrócił do FSB, żeby uniknąć więzienia. Zwrócił się do mnie, żebym porzucił śledztwo w sprawie zamachów bombowych w Moskwie i wystąpił przeciwko Litwinience. Wtedy dadzą mu spokój.”

 

Triepaszkin mówił tu o konferencji prasowej zbuntowanych agentów z 1998 roku, o której już wspomniałem. Mówił też o wielu ważnych rzeczach w czasie swojej rozprawy:

„Litwinienko został zmuszony do wyjazdu z kraju. Nie był zbiegiem, ratował swoje życie. (…) Potem władze dalej prześladowały swoich krytyków. Ja też wpadłem im w łapy. Reprezentowałem prawnie osoby, które przeżyły moskiewskie zamachy bombowe z 1999 roku. Gdy odmówiłem przygotowania zabójstwa Litwinienki i kontynuowałem pracę nad zamachami, podrzucili mi do mieszkania naboje. Aresztowali mnie i cynicznie wyznali, że to normalna praktyka.”

 

FSB dorwało też Litwinienkę. Na początku chciano go przekonać, by zmienił zdanie:

„Sprawy przybiorą gorszy obrót niż w czasie czystek Stalina. Zrozumiałem, że władzę w FSB przejęli cynicy, którzy są gotowi na wszystko. Widziałem, kto wtedy był na szczycie. Szefem był Putin. Zrozumiałem, że nie mogę milczeć. Radzili mi, żebym się zamknął. Odstąpił od zarzutów. Nawet oferowali mi awans. Bywało nawet śmiesznie, pytali <<Sasza, czego ci brakuje? Znajdź sobie sklepy i poodbieraj od nich haracz jak inni. Zarobisz pięć, sześć tysięcy dolarów. Po co pakujesz się w kłopoty. Po co ci to? Nie rozumiem. Będziesz miał wszystko. Jeśli sam nie znajdziesz sklepów, to ci pomożemy.>>”

 

Po lewej Litwinienko przed otruciem, po prawej otruty zaraz przed śmiercią. www2.pravda.com.ua

 

FSB działa tak samo, jak zwykła mafia. Okrada i morduje własnych rodaków. Czemu nie mieliby zrobić tego co zawsze, tyle że w formie zmasowanego ataku terrorystycznego?

Gdy Litwinienko dalej pozostawał wierny swoim ideałom, oskarżono go o kilka śmiesznych, zmyślonych rzeczy. Sąd go uniewinnił, a Efesbecy zaraz po uniewinnieniu, ale jeszcze w czasie rozprawy  aresztowali go i wywlekli z sądu. Tym razem oskarżyli go o równie zmyślone, ale jeszcze śmieszniejsze rzeczy. Sasza wiedział, że tym razem podstawią swojego sędziego. O swoim procesie wspominał w rozmowie z Andriejem Niekrasowem:

„Kiedy agenci FSB przyszli do sędziego Krawczenki, który prowadził mój pierwszy proces i mnie uniewinnił, on ich przegonił. Ale powiedzieli mu ‘jeśli uniewinnisz tego drania, sam staniesz przed sądem’. Zwolnili tego sędziego i mianowali innego, lojalnego. Teraz pokazują mu takiego jak ja i mówią: ‘daj mu trzy lata. Nie musi siedzieć. Wystarczy, że będzie uznany za winnego’. [Litwinienko dostał trzy lata w zawieszeniu].

(…)                                    

Postanowiłem uciec. Dlaczego? Bo mam synka, grozili, że jego też zabiją.

(…)

W każdym rosyjskim sądzie zasiada oficer rezerwy FSB. W todze sędziego. Udaje, że jest prawnikiem i wpływa na sędziów, żeby wydali właściwy wyrok.

Niekrasow: Ma władzę nad sędziami?

Litwinienko: Oficjalnie nie, ale ma swoje sposoby. Mówi: ‘Chcemy żeby ten człowiek trafił za kratki.’ Sędzia odpowiada ‘nic na niego nie mamy’. Wtedy on ‘życzy sobie tego Wierchuszka. Sam szef. On nigdy nie zapomina przysługi. Nie masz mieszkania? Załatwimy. Odchodzi przewodniczący sądu? Zajmiesz jego miejsce.’ Wkrótce sędzia zaczyna myśleć. (…) Więc sędzia pisze werdykt: winny. (…) To jest ich sędzia. Jest lojalny. Zrobi wszystko, bo bierze łapówki. Wtedy przychodzi do niego agent FSB i mówi: ‘dostaliśmy raport, że bierzesz łapówki. Ale, skoro jesteś lojalny, to zapomnimy o nim.’ I agent drze raport.”

 

Litwinienko uciekł do Anglii. Myślał, że tam będzie bezpieczny. Prowadził stamtąd dalszą walkę z putinowskim systemem. Dzięki niemu wielu ludzi poznało prawdę o nowej dyktaturze w Kremlu. Sasza był typowym idealistą. Po prostu chciał wolności i demokracji dla swoich rodaków. Został za to otruty. Przed śmiercią strasznie cierpiał.

Zanim FSB go załatwiło, udał się na pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Odwiedził święte miejsca chrześcijaństwa. Zawsze był głęboko wierzącym prawosławnym. Zaraz przed śmiercią został muzułmaninem, będąc oczywiście dalej prawosławnym. Sasza twierdził, że te religie w pewnym stopniu są tym samym, że można być jednocześnie muzułmaninem i chrześcijaninem. Chciał pokazać światu, że te dwie wielkie religie mogą się pogodzić i współistnieć. Był swoistym żywym dowodem na miłość i koegzystencję tych wyznań. *) Ktoś taki jak on obalał chore tezy głoszone przez przepełnionych nienawiścią piewców „wojny z terroryzmem”. Był wspaniałym, wielkim człowiekiem miłości i pokoju.

 

Można by rzec, że teraz wszystko się zmieni bo w Rosji rządzi Miedwiediew. Taka opinia świadczyła by tylko o braku elementarnej wiedzy na temat obecnej sytuacji w Rosji. Putin jak był, tak dalej jest dyktatorem, tyle że teraz z fotela premiera. Miedwiediew to chłopaczek Putina i jego podwładny. „Nowy prezydent Rosji zawdzięcza wszystko FSB, podobnie jak Putin. Można też przypuszczać, że będzie im tak wierny, jak poprzednik” – zauważa rosyjski historyk Jurij Felsztinski. Putin pozostaje dyktatorem i dalej będzie trząsł Rosją za pomocą FSB.


*) To jest zupełną nieprawdą, sprzeczną zresztą z logiką. Zadziwia, jak Wojciech Mann może to pisać... MD]

 

Za: http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=2990&Itemid=138438434287#_Toc259222265

Za: http://newworldorder.com.pl/artykul.php?id=1996