Ocena użytkowników: 3 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Komentarz  ·  tygodnik „Goniec” (Toronto)  ·  2009-03-08  

Wiadomo nie od dziś, że nasza gospodarka jest oparta na tak solidnych podstawach, że żaden kryzys, niechby i wszechświatowy, nie potrafi nimi zachwiać. Podstawy te położył bowiem sam Leszek Balcerowicz, którego „pierwszemu niekomunistycznemu premierowi” Tadeuszowi Mazowieckiemu nastręczył Waldemar Kuczyński, też ekonomista, ale już nie takiej światowej sławy, jak Leszek Balcerowicz. Więc, zgodnie z porozumieniem okrągłego stołu, zawartym przez generała Kiszczaka ze swoimi zaufanymi, pod kierunkiem „filantropa” Jerzego Sorosa, Leszek Balcerowicz nakreślił w kilku żołnierskich słowach swój zbawienny plan, który cały gęg zaczął natychmiast obcmokiwać, jako „najlepszy”, wobec którego nie ma alternatywy. W rezultacie Polska została oskubana przez lichwiarzy, głównie amerykańskich, na sumę szacowaną na 17 miliardów dolarów. Od tamtej pory Leszek Balcerowicz zażywa reputacji najtęższej głowy ekonomicznej na świecie, a w każdym razie – w powiecie warszawskim.

Więc wprawdzie gazety donoszą, że „w obliczu kryzysu Polacy zaciskają pasa i oszczędzają na jedzeniu”, ale z pewnością nie dotyczy to Leszka Balcerowicza, który nie potrzebuje zaciskać pasa, bo i tak jest szczupły, a na jedzeniu też nie potrzebuje oszczędzać. Wystarczy, że lichwiarze zmuszą do tego „Polaków”. Jest więc dobrze, a będzie jeszcze lepiej, zaś gospodarka stoi jak mur. Ciekawe, co czyni ją tak mocną i odporną na wszechświatowe kryzysy. Pewnie to, że koncesje, licencje, zezwolenia i pozwolenia, a także inne, nie wymienione w ustawach instrumenty ręcznego sterowania obowiązują w ponad 200 jej obszarach, nie wspominając już nawet o tym, że jej strategiczne punkty kontroluje razwiedka oraz szerokie rzesze łapowników ze wszystkich działających u nas PT Gangów. Ponieważ koncesja na kryzys nie została, o ile mi wiadomo, wydana, to jego obecność jest w Polsce nielegalna, a w takim razie tylko patrzeć, jak na polecenie pana ministra Czumy zajmie się nim prokuratura i niezawisłe sądy. Nie jest wykluczone, że i Sejm powoła własną komisję śledczą, oczywiście wykluczając z niej znienawidzonego przez razwiedkę Antoniego Macierewicza. Ale nie uprzedzajmy faktów, o których z pewnością dowiemy się w swoim czasie od samego pana Grasia, którego razwiedka, w ramach skracania smyczki, naznaczyła premieru Tusku w charakterze rzecznika rządu.

Skoro jest tak dobrze, a będzie jeszcze lepiej, to i premier Tusk, wydelegowany w świat gwoli zasięgnięcia informacji, jaka to też powinna być nasza narodowa strategia walki z kryzysem, trafił na śniadanie antykryzysowe do pani Anieli Merkel. Ona wszystko mu powiedziała, dzięki czemu pan premier mógł już na szczycie w Brukseli własnymi słowami powtórzyć, że Polska nieugięcie trwa na nieubłaganym gruncie paneuropejskiej solidarności. W imię tejże solidarności pan premier Tusk zdecydowanie odrzucił węgierska propozycję, by kraje Europy Środkowej wzięły odszkodowanie za Jałtę. Oczywiście sformułował to inaczej, ale, jak zwał, tak zwał. Jednak skoro nasza gospodarka ma takie mocne podstawy, to premier Tusk, wspierany przez byłego zausznika Leszka Balcerowicza, naznaczonego obecnie premieru Tusku w charakterze ministra finansów, pomysł wzięcia odszkodowania za Jałtę zdecydowanie odrzucił, mając dodatkowo świadomość, że za sprzeniewierzenie się naszej narodowej strategii walki z kryzysem, nasza Katarzyna Wielka, czyli pani Aniela, pokazałaby mu tak zwany „ruski miesiąc”. W zamian za to postanowił pożyczyć z Europejskiego Banku Inwestycyjnego 4 miliardy euro z przeznaczeniem na „infrastrukturę”, a więc – autostradę Berlin – Warszawa, energetyczne przyłącza na granicy polsko-niemieckiej, a kto wie, czy przypadkiem również nie na sfinansowanie przypadającej na Polskę części kosztów budowy Gazociągu Północnego na dnie Bałtyku. Jak solidarność, to solidarność, bo czyż gazociąg ten nie będzie służył całej Unii Europejskiej? Ha! Nie bez kozery w 2003 roku w Paryżu pewien markiz dał mi do zrozumienia, że w Unii Europejskiej każdy będzie mógł odgrywać taką rolę, w jakiej najlepiej się czuje: Francja będzie się nadymać mocarstwowo, Niemcy będą rządzić, a Polska będzie się poświęcać.

Oczywiście takie poświęcenie nie obyło się bez nagrody. Nasza Katarzyna Wielka, czyli pani Aniela obmyśliła premieru Tusku nagrodę w postaci czasowego powstrzymania się pani Eryki Steinbach przez objęciem członkostwa rady Widocznego Znaku – bo tak teraz będzie się nazywało sławne Centrum Przeciwko Wypędzeniom, które onaż Eryka Steinbach upatrzyła sobie na centrum tworzenia aktualnej wersji historii najnowszej w ramach niemieckiej polityki historycznej. Jak pamiętamy, tego Centrum też miało nie być, ale najwyraźniej Niemcy nie zauważyły naszego groźnego kiwania palcem w bucie. Tymczasowa rezygnacja Eryki Steinbach została okrzyczana w Warszawie jako ogromny sukces „naszej dyplomacji”, a zwłaszcza – naszego dyplomatołka „profesora” Władysława Bartoszewskiego, którego megalomania staje się wprost proporcjonalna do stopnia utraty poczucia rzeczywistości. Gdyby nie konstytucyjny rozdział Kościoła od państwa, pewnie premier Tusk nakazałby bić w dzwony gwoli uczczenia tego sukcesu. Bo rzeczywiście, pewien sukces został odniesiony; „profesorowi” Bartoszewskiemu udało się mianowicie zjednoczyć niemiecką opinię publiczną wokół Eryki Steinbach, które w ten sposób, z rzecznika Związku Wypędzonych, jednym susem wysunęła się na rzecznika całej niemieckiej Milczącej Większości.

Niezależnie od tego prezydent Obama przypomniał sobie konferencję jałtańską i zaoferował Rosji rezygnację z tarczy antyrakietowej w Czechach i Polsce w zamian za rosyjską przychylność dla amerykańskich knowań wobec Iranu. Ruscy szachiści w mgnieniu oka zwęszyli okazję i prezydent Miedwiediew oświadczył, że tarcza, to w gruncie rzeczy „jerunda”, bo najważniejsze jest zaprzestanie ekscytowania przez Amerykanów dawnych republik sowieckich przeciwko Rosji.Chodzi naturalnie o Gruzję i Ukrainę, która ostatnio, pod wpływem wszechświatowego kryzysu, rozpada się w oczach. Dopiero na tym tle widać, jakie to szczęście, że wszechświatowy kryzys, który w dodatku jest u nas nielegalny, gospodarki naszej nie dotknie, z uwagi na jej mocne podstawy, które sam Leszek Balcerowicz... – i tak dalej.

Ale czy aby na pewno? Gospodarka nasza, wiadomo, ma mocne podstawy, jakże by inaczej, ale bywa, że z okrętu, który płynie sobie wesoło jakby nigdy nic, szczury dlaczegoś zaczynają uciekać. Więc kiedy popatrzymy, ilu dobrze poinformowanych filutów zabiega dzisiaj o umieszczenie ich na listach kandydatów do Parlamentu Europejskiego. A jakby tego było mało, to minister spraw zagranicznych w rządzie premiera Tuska, Radosław Sikorski, chociaż jeszcze niedawno zarzekał się, że ani mu w głowie ubieganie się o stanowisko sekretarza generalnego NATO, teraz tak przebiera nogami w tym kierunku, że nawet zapomniał o „dorzynaniu watahy” i układa się ze znienawidzonym prezydentem Kaczyńskim o poparcie swojej kandydatury u tych wszystkich innych prezydentów, a w zamian za to obiecuje forsować słynną „pulardę”, czyli ongiś minister spraw zagranicznych, panią Annę Fotygę na ambasadorkę Polski przy ONZ, zaś działaczkę Stowarzyszenia „Otwarta Rzeczpospolita”, które zajmuje się tropieniem antysemitników i ksenofobów w Polsce oraz donoszeniem na nich do prokuratury i niezawisłych sądów, a zarazem ministerkę w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, słowem – panią Ewę Juńczyk-Ziomecką – na konsula w Nowym Jorku. Czy w tej sytuacji wystarczą nam zapewnienia Leszka Balcerowicza, że... – i tak dalej? Normalnie może by nie wystarczyły, ale, jak to mówią – dobra psu i mucha, zwłaszcza, że drugi etap Anschlussu tuż-tuż.



 Stanisław Michalkiewicz
  www.michalkiewicz.pl